Rozdział 26. Góra łez i bólu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Moje ograniczenia. Jestem ich doskonale świadoma. Wiem, że nigdy nie będę miała pięknego charakteru pisma, że nie narysuję idealnie prostej kreski nawet z linijką, że nie będę w stanie utrzymać pionu, kiedy mnie ktoś popchnie. Mam też świadomość, że...nigdy nie będę chodzić w prawdziwych szpilkach. Szpilami nazywam wszystko, co jest na słupku i ma więcej niż dwa centymetry.  Moje maksimum to cztery. W wyższych się przewracam, ale mimo tego, nazwijmy to, defektu, czuję się piękna i, co dla niektórych jest dziwne, czuję się stuprocentową kobietą. Niestety, na świecie przyjął się bardzo krzywdzący stereotyp mówiący o tym, że synonimem kobiecości są sukienki i długie do nieba obcasy.  Kobieta chcąca jeździć na motorze? Wariatka! Będąc szczerą, moje ograniczenia spowodowane porażeniem nie przeszkadzają mi w prowadzeniu normalnego życia. Jestem w stanie sama się ubrać, uczesać, umyć, zrobić sobie makijaż, a nawet, uwaga, mam swój rower, na którym potrafię jeździć. Co prawda ma on dodatkowe części, takie jak przerzutki, czy specjalne zapięcia na pedałach. Jednakże ta moja rutyna jest cyklicznie zakłócana przez...okres. Tak, wiem, dziewczyny mnie teraz zjedzą, że niby nie ja pierwsza, nie ostatnia. Ale wyobraźcie sobie coś takiego. Ja, będąca osobą bardzo wytrzymałą, wymiotuję z bólu i nie jestem w stanie wstać z łóżka. Wszyscy mi powtarzają, że powinnam z tym pójść do ginekologa, bo takie rzeczy nie są normalne. No i miesiąc temu, zaciągnięta przez siostrę Marcina, poszłam. Co usłyszałam? Że to musi boleć, że histeryzuję i że nie potrzebuję ginekologa, tylko psychologa i terapii, bo najwyraźniej mam jakieś zaburzenia, nie tylko neurologiczne. Takie teksty bolą i doskonale rozumiem Czesława Niemena śpiewającego, że dziwny jest ten świat. Bo jest cholernie dziwny ( świat, nie Niemen).


***

Budzę się rano. Dzień taki sam, jak zawsze. Jest ciemno. Około szóstej. Wszystko jest normalne. Takie, jak wczoraj zostawiłam. Tylko ból w podbrzuszu nie daje spokoju. Nie daje spać i trzeźwo myśleć. Zrywam się z łóżka, żeby biec po podpaskę, bo dopiero po chwili do mojej zamroczonej bólem świadomości dociera, że dostałam okres. Po wstaniu kręci mi się w głowie. Trzymam się ściany, żeby nie upaść, bo robi mi się też słabo. Po napadzie na paczkę podpasek wracam do łóżka i włączyłam telewizor. Od niechcenia wybrałam pierwszy, lepszy kanał, przy okazji trafiając na jeden ze swoich ulubionych filmów. Mam na myśli ,,Bogowie" z Tomaszem Kotem w roli głównej. Obejrzałam, choć jednocześnie starałam się nie zasnąć. Coś czuję, że ciężki dzień przede mną...


***

- Żyjesz?- Alec zadał mi to pytanie, kiedy na praktycznie byłam pewna, że umieram.


- Wegetuję, Olek- mruknęłam, ponownie cała skręcając się z bólu.   Czułam się tragicznie i nic nie zapowiadało jakiejkolwiek zmiany. Tabletki działają tylko na moment, o ile w ogóle jakoś spełniają swoją funkcję.


- Jesteś chora?


- Nie. Mam okres.


- Brzmisz, jakbyś miała umrzeć.


-  Daruj sobie tę szczerość.


-Mam wpaść?


Z powodu otępienia zapomniałam, że jest w Polsce.


- Po co? Krew się ze mnie leje, a wiem , że Ty...


- To nie ten rodzaj krwi.  Ta nie wypływa bezpośrednio z rany, więc spokojnie, nie zamierzam się na Ciebie rzucać.


- W takim razie możesz wpaść.


***

- Kurde, jak to boli...- jęknęłam.


- Może idź się umyć, co? Zrelaksujesz się trochę...- zasugerowała Jane, troskliwie mi się przypatrując. Posłuchałam jej i podreptałam do łazienki. Odkręciłam wodę w prysznicu i się rozebrałam. Weszłam pod prysznic. Gorąca woda smagnęła mnie po całym ciele. Zamiast mi pomóc, jeszcze bardziej mi to zaszkodziło. Zrobiło mi się czarno przed oczami i zakręciło mi się w głowie na widok czerwonej plamy pod moimi nogami. Ledwo doszłam do swojego pokoju.  Alec położył mi swoją dłoń na czole, a ja odpłynęłam szybciej, niż się spodziewałam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro