Rozdział 31. Raj na Ziemi.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na ten moment czekałam chyba całe swoje życie. Niemalże odliczałam dni do chwili, w której  zacznę  żyć sama i już nikt nie będzie mnie trzymał za rękę, pouczał, planował mi dnia. Choć tak na dobrą sprawę, ja całe życie byłam raczej sama. Nikt mnie niczego nie nauczył. No może poza tym, że jeśli umiem liczyć, to żebym liczyła na siebie i jak ja o coś nie zadbam, nie zrobi tego dla mnie nikt.W szkole panowała zasada typu ,,Masz problem? To sobie z nim poradź", mimo że w papierach mieli wszystko napisane. Że mają mi dostosować program nauczania, że powinni mi drukować testy z powiększoną czcionką i robić wiele temu podobnych rzeczy. O ile w podstawówce jeszcze się do tego stosowali, tak w liceum mieli to głęboko gdzieś. Od dyrektorki usłyszałam zdanie ,,chciałaś tu być, to się staraj nie zaniżyć nam poziomu". Pamiętam, jak wykrzyczałam Olkowi do telefonu w pierwszym tygodniu września, że ja do tej szkoły nie wrócę i gdybym wiedziała, że to pole minowe, nie szkoła, za nic nie złożyłabym tam papierów. Bywało bardzo ciężko, ale dałam radę. I mimo że w połowie drugiej klasy zmieniłam rozszerzenie z matematyki na biologię, zdałam maturę jako jedna z lepszych, więc miałam już spokój. W końcu uświadomiłam sobie, że...nic już nie muszę. Nie licząc oczywiście bycia szczęśliwą.


***


Po przyjeździe do Włoch, zbytnio się nie odzywałam.  Zwyczajnie nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Byłam jedną z osób, które po przerwie od kontaktu z kimś, muszą na nowo się do tej osoby przywiązać, a że u mnie z tym problem, bo tak naprawdę do nikogo nigdy się nie przywiązywałam, zachowywałam dystans.


- Coś nie tak?-Alexander skanuje mnie wzrokiem, jakby próbował rozszyfrować moje zachowanie.


-Nie- pokręciłam głową, próbując spojrzeć mu w oczy.


-Więc czemu nic nie mówisz?


- Mówię. Tylko na razie trudno mi to przychodzi-wyjaśniłam obojętnie, bo żadna to dla mnie nowość.


- Mutyzm wybiórczy?


-Tak bym tego nie nazywała.


-Tak czy inaczej, dobrze, że już jesteś - uniósł mój podbródek, żeby wymusić to, żebym na niego spojrzała, a potem przejechał kciukiem po moich ustach. Wzdrygnęłam się, jakby mnie to zabolało, ale nie  było to prawdą.


-Zimno mi-wypaliłam.-ale jakoś mi to nie przeszkadza- dodałam z uśmiechem po chwili.


-Mam coś dla Ciebie- oznajmił.-Tylko...


-Tylko co?


-Jeśli się zgodzisz, zrobię wszystko, co mi powiesz.


- Mam Cię w testamencie uwzględnić?- zaśmiałam się.


-Spisałaś testament w wieku dwudziestu lat?


-Nie no, żartuję. A tak poważnie, mówiąc wszystko, masz na myśli także przemianę?- spytałam z niedowierzaniem.


-Tak.


-Przerażasz mnie, Alexander. No to słucham, co tam dla mnie masz?


-Poczekaj chwilę.


Jak kazał, tak czekałam. Nie było go kilka minut. Zaniepokoiło mnie to. Odkąd rano przyjechałam, miałam nieodparte wrażenie, że jest czymś zdenerwowany. Początkowo myślałam, że to przez ten mój dystans. Ale moja podświadomość szybko taką ewentualność, ku mojemu zaskoczeniu, odrzuciła.


-Już jestem- podszedł do mnie, trzymając ozdobne pudełko- otwórz- uśmiechnął się nerwowo, kładąc mi je na kolanach.W środku był pocięty papier do prezentów.


-Żartujesz sobie?- prychnęłam lekko zirytowana.


-Tam coś jest. Tylko musisz poszukać.


Po chwili znalazłam to, o co mu chodziło, czyli małe pudełko, w którym był pierścionek wykonany z białego złota. Zatkało mnie.


-Ty chyba nie...


-Owszem, mówię poważnie. Zostaniesz moją żoną?


-Tak!- pisnęłam, rzucając mu się na szyję...



Kochani!

Do końca tej książki zostały...dwa rozdziały. I tak, płaczę pisząc to:(

Mam nadzieję, że tak jak ja zżyliście się z Polą i liczycie na happy end jej historii

Do następnego!

P.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro