3. Sztuka dla sztuki.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Książka, którą Fingal zakupił na targu była rękopisem.

Drobne, spisane ciemnym atramentem litery, bardzo przyjemnie dało się przyswoić. Nietrudno było się rozczytać, gdyż autor miał naprawdę ogromne poczucie estetyki i wprawną rękę.

Już po kilkunastu stronach Fingal utwierdził się w przekonaniu, że było to dzieło kobiety. Z początku sądził, że to mężczyzna postanowił pisać z innej perspektywy i narzucić czytelnikom taki obraz rzeczywistości, aby wprowadzić ich w błąd.

Jednak pomylił się. Znalazł wystarczająco dużo dowodów na to, że powieść była kobiecej ręki i ku jego zaskoczeniu, okazała się być bardzo dobrym materiałem. Zaczytał się tak, że nie spostrzegł się, kiedy udało mu się ją ukończyć. Z braku wolnego czasu, czytanie zajęło mu prawie tydzień, ale kiedy odłożył książkę na biurko, czuł się tak, jakby przeczytał ją w zaledwie jeden wieczór.

Tego dnia postanowił zrobić sobie dzień wolny. Położył się na łóżku, wpatrzył w sufit i podłożył skrzyżowane ręce pod głowę. Może napisałby jakiś poemat, który mógłby zadeklamować przed publicznością?

Zrezygnował z tego pomysłu, zasłaniając się brakiem weny twórczej i postanowił wziąć z rana prysznic.

Wspólna łazienka mieściła się na korytarzu. Woda miała strasznie niską temperaturę, ale nie narzekał, dlatego że była również czysta i otrzeźwiająca.

Zdjął z siebie ubrania i powiesił je na drewnianym, chwiejącym się krześle, postawionym w rogu pomieszczenia. Ustawił je pod drzwiami, zahaczając o gałkę, gdyż drzwi nie miały klucza, a w ten sposób nikt nie mógł wejść do środka.

Wszedł do zniszczonej kabiny i odkręcił kurek. Woda polała się zimnymi strugami na jego głowę, wpadając do oczu i mocząc włosy. Umył się szarym mydłem i chwilę stał w brodziku opierając się ręką o kafle. Wyłączył wodę i nasłuchiwał, jak przemieszcza się rurami do odpływu. Wszystko ucichło.

Wyszedł na boso i wytarł się ręcznikiem. Zarzucił na siebie czystą, białą koszulę i zostawił ją rozpiętą. Miał jedynie dwie, więc powinien jeszcze dzisiaj zrobić pranie, żeby poprzednia zdążyła wyschnąć.

Założył bieliznę, spodnie i skarpetki, po czym wyszedł na korytarz, biorąc ze sobą resztę ubrań. I wtedy zderzył się z kimś, kto akurat tamtędy przechodził. Dziewczyna niefortunnie przewróciła się, upadając do tyłu na wyciągnięte dłonie.

— Jane? — zdziwił się.

No tak, cotygodniowe odwiedziny u pani Byrne. Czas leciał tak szybko, że nawet o tym nie pomyślał.

Wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą po zrezygnowanym westchnięciu przyjęła. Kiedy stanęła na nogi, zmieszała się nieco i gwałtownie odsunęła do tyłu. Rozpięta koszula praktycznie nie zakrywała jego klatki piersiowej, a stał na tyle blisko niej, że musiało jej się zrobić głupio. Tak przynajmniej wnioskował.

No dobra, był raczej atrakcyjny, zdawał sobie z tego sprawę. Ale oprócz tego jego sposób bycia wszystkich odtrącał, a nawet jeśli nie, to sam się odizolowywał. Nie bawił się w przyjaźnie ani związki, własne towarzystwo w zupełności mu wystarczało.

Przeczesał mokre po prysznicu, ciemnobrązowe włosy, bo zaczęły mu wpadać do oczu. Chyba powinien je trochę podciąć, nie lubił, kiedy były dłuższe.

— Przepraszam — powiedział, nie wkładając to krzty emocji i najzwyczajniej w świecie ją wyminął, by ruszyć w kierunku wynajmowanego pokoju.

Odwrócił się po chwili, gdy nagle coś sobie przypomniał.

— Aha, Jane?

— Tak? — zapytała niepewnie, ale w jej oczach tliła się niezależność i siła.

— Jak będziesz miała już wychodzić, zajrzysz do mnie? Chciałbym ci coś pokazać.

Wystarczyło, że skinęła głową, by odszedł. Wiedział, że pozostawił ją teraz z głową pełną pytań, ale dzięki temu miał pewność, że przyjdzie, wiedziona czystą ciekawością. Bo naprawdę miał jej coś do pokazania.

~~~

Rozległo się pukanie do drzwi. Pamiętając swój ostatni błąd, zamiast mówić, że są "otwarte", po prostu ją wpuścił.

— O co chodzi? — spytała już na samym wstępie.

Uśmiechnął się szarmancko i rozłożył wygodniej na łóżku. Zapięte miał zaledwie dwa guziki koszuli, w dodatku krzywo, a jej kołnierz odgiął się do góry. Buty rzucił wcześniej w kąt, a spodnie, które miał na sobie były wymięte i pogniecione. Resztę garderoby niedawno wyprał w ręcznej pralce, którą dzieliła się z nim pani Byrne. Rozwiesił ją na krześle i na ramie łóżka.

Włosy zdążyły już wyschnąć, teraz tworzyły na jego głowie istny rozgardiasz, skręcając się w loki odstające we wszystkie strony. Miał nadzieję, że Jane uznała to za choć odrobinę urocze. Ciężko było jednak wyczytać z jej twarzy coś prócz irytacji przeplatającej się z nadmierną ciekawością.

— No? — ponagliła go.

Przymknął powieki z błogim wyrazem, sam nie wiedział, co się z nim działo. Być może to ta przewaga? To, co udało mu się odkryć? Niewątpliwie czuł się wyjątkowo zwycięsko, dysponując pewną wiedzą, której nabył po przeczytaniu powieści zakupionej na targu. Był sobie wdzięczny, że zdecydował się ją wziąć.

— Długo będziesz tak milczał? — wytknęła mu ze zniecierpliwieniem Jane. — W jakim celu mnie tu zaprosiłeś? Żeby napawać się moim gniewem?

— Żeby napawać się twoją nieświadomością — mruknął wesoło i wyprostował się powoli.

Wyciągnął spod poduszki niedawną lekturę i poświęcił jej swoją uwagę. Rzucił okiem na dziewczynę i z satysfakcją zauważył jej zaskoczenie.

— "Sztuka", niejakiego Fingala Branwella. Znasz?

— Tak — zmieszała się. — Znaczy nie. Nie wiem.

Przesunął się odrobinę, krzyżując nogi. Pojedyncze kosmyki poskręcanych, ciemnych włosów opadły na jego czoło, zasłaniając brązowe oczy.

— Siadaj — odparł, poklepując miejsce obok siebie.

Jane zawahała się, ale z wyrazem determinacji usiadła na łóżku i zacisnęła usta. Wygładziła jasnoniebieski materiał sukni i spojrzała na książkę, którą trzymał w dłoniach.

— Wiedziałaś, że napisała ją kobieta?

Po długiej chwili milczenia, pokręciła przecząco głową.

— Jak możesz być tego taki pewien?

Zaśmiał się krótko i przekartkował kilka stronic, żeby zatrzymać się na jednej z nich.

— "Ojciec zawsze chciał dla mnie jak najlepiej. Jednak niedorzeczność dziewiętnastego wieku zakorzeniła w nim twarde ambicje i przekonania, jakich nie powstydziliby się przodkowie, a których wyrzekną się kolejne pokolenia. Aby nie różnić się od społeczeństwa, postanowił wydalić mnie, swą córkę, z rodzinnego grona i zobligować do zamążpójścia w jak najbliższym terminie. Byłoby rzeczy tej zadość, gdyby nie to, że sam w dobrej wierze owego męża wybrał i połączył majątek nasz z majątkiem obcej mi dotąd rodziny."

Zapadła cisza. Nieprzyjemna cisza przerywana niespokojnym oddechem Jane. Zaczęła się denerwować. Fingal pomyślał w duchu, że to dobrze. Zasiał w niej ziarno niepewności.

— Przecież mógłby napisać to mężczyzna — zaprotestowała w końcu, osaczając go pewnym swego spojrzeniem. — Dla zmylenia czytelnika.

— Też tak na początku myślałem. Ale potem zrozumiałem, że znam osobę, która tę książkę napisała. I z każdym kolejnym słowem, tylko się w tym przekonaniu utwierdzałem, Jane.

Zmarszczyła brwi i wstała gwałtownie. Deski łóżka zatrzeszczały złowieszczo.

— Nie rozumiem, do czego dążysz, Wallace — burknęła, z zamiarem wycofania się z pokoju. — Marnujesz jedynie mój czas tym czczym gadaniem. Nie wiem, o co ci chodzi, ale nie zamierzam już dłużej cię słuchać.

Odwróciła się i pokierowała do drzwi. Otworzyła je zamaszystym ruchem, ale nie zdążyła nawet przekroczyć progu, gdy ponownie się odezwał.

— Wiesz, niezwykle mi schlebia, że postanowiłaś pisać, używając mojego imienia jako pseudonimu. Jestem także wdzięczny, że nie użyczyłaś sobie nazwiska. Miałbym wówczas problem, jeśli ktoś dostałby "Sztukę" w swoje ręce.

— Przepraszam bardzo, ale o czym ty mówisz?

Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy stanęła z nim znów twarzą w twarz. Jej blade lico przyodziało się w złość, co zadziwiająco przydawało jej urody. Nie omieszkał o tym napomknąć.

— Ślicznie wyglądasz, gdy się gniewasz, wiesz?

Otworzyła usta, zaskoczona jego słowami. Taki był właśnie Fingal – robił wszystko na przekór, w dodatku impulsywnie, zadziwiając nierzadko odbiorcę, co kochały tłumy oglądające jego spektakle. Jane jednak nie była przygotowana na takie słowa, więc zbladła, a dopiero po chwili zamrugała, przywracając na swe oblicze tę zaciętość i irytację, którą chyba nawet zaczynał lubić.

— Oszczędźmy sobie tego — westchnął w końcu, przenosząc wzrok na sufit. — Wiem, że to twoje dzieło. Ciężko było się nie domyślić.

W końcu się poddała i usiadła z powrotem. Usilnie unikała jego wzroku. Zaplotła razem dłonie, bawiąc się nimi nerwowo.

— Jak ci się to udało?

— Cóż... Pamiętasz jak zawsze, kiedy pukałaś do pokoju, odpowiadałem: "otwarte"?

Przytaknęła. Wziął do ręki książkę i odszukał odpowiedni fragment.

"Świat ten jest tak nierealny i ludzie tak niejaśni, że zdołali już okłamać samych siebie. Gdyby tak zapukać do ich drzwi, krzykną, że otwarte, choć daleko stwierdzenie to leży od prawdy. Czyż nie jest to niejednoznaczne i równie absurdalne?"

— Nie sądzisz, że to trochę za mało, by posądzać mnie o bycie autorką? — zauważyła słusznie. — Nie tylko ty tak czasem mówisz. Wielu robi tak samo.

— Zdaję sobie z tego sprawę. Być może przypadkiem podsłuchałem też jedną z twoich rozmów z babką o decyzji, jaką podjął twój ojciec. Nietrudno było potem połączyć fakty.

Chyba zrozumiała, że już nie uda jej się tego wyprzeć i musiała się z tym faktem pogodzić. Wiedział, że napisała "Sztukę". Obserwował jej reakcję, ale ciężko było stwierdzić, o czym myślała. Na pewno czuła się bezsilna i rozgoryczona. Mógł uczynić z jej życia piekło – w tych czasach źle postrzegano pisaninę kobiet. Uważało się za niestosowne, by tworzyły poezję bądź prozę, ich jedyną rolą było wyjście za mąż, urodzenie i wychowanie gromadki dzieci oraz zajmowanie się domem.

— Gdyby mój ojciec się o tym dowiedział... — szepnęła, myślami będąc bardzo daleko. Już się nie wściekała. Wyglądała na zrezygnowaną.

— Wiem — odparł równie cicho, ale stanowczo.

— Czego chcesz? Pieniędzy? Sławy? Lepszego lokum? — zarzuciła go pytaniami, próbując go przekupić. Sądziła, że chciał wykorzystać tę wiedzę przeciwko niej. Bo czemu miałby stanąć po jej stronie?

— Chcę tylko powiedzieć, że to, co napisałaś, jest świetne.

Zaskoczył ją po raz drugi, więc zamarła bez ruchu. Wpatrzyła się w niego szeroko rozwartymi ze zdezorientowania oczami i zacisnęła palce na rąbku sukni.

— Słucham?

— To jest świetne — powtórzył, tym razem już poważniej. — Naprawdę.

Mógłby przysiąc, że na jej twarzy zatlił się lekki uśmiech.

— Tak uważasz?

Odpowiedział jej szczerym uśmiechem, wciąż trzymając w dłoni "Sztukę".

— Dlaczego postanowiłaś ją napisać?

Naprawdę był ciekawy jej odpowiedzi. Nieczęsto miał okazję porozmawiać z pisarzem, a Jane zdawała się aspirować na niepospolitego twórcę, co mógł wywnioskować po jej stylu pisania i przekazie, który zawarła w treści swojej książki.

— Mój ojciec ma u siebie biblioteczkę. Jak byłam młodsza, często podkradałam z niej różne książki i czytałam je na poddaszu, uważając, żeby mnie nie przyłapał, bo twierdził, że nie są dla mnie. Była tam taka jedna powieść, której nigdy mu nie oddałam. Nawet nie zauważył jej braku, bo chyba nieszczególnie za nią przepadał.

— Ale domyślam się, że tobie się spodobała, tak?

Parsknęła śmiechem, nieco się rozluźniając. Przestała widzieć w nim zagrożenie i uwierzyła w jego szczere intencje. Istotnie nie chciał jej w żaden sposób zaszkodzić, tylko dowiedzieć się nieco więcej.

— I to bardzo. Mam na myśli "Portret Doriana Gray'a" Oscar'a Wilde'a. — Uśmiechnęła się rozbawiona, tym razem łapiąc z nim kontakt wzrokowy. — À propos, to stąd wzięło się moje fałszywe imię. Wilde ma na drugie Fingal.

— Och.

Być może zbyt pochopnie przypisał sobie źródło jej pomysłu, ale miast się tłumaczyć jedynie wzruszył beztrosko ramionami.

— Okej, ale do czego zmierzasz?

— No więc, zawsze marzyłam, żeby pisać jak Wilde albo jeden z innych wielkich twórców. I jakoś tak dzięki powieści z biblioteczki ojca, znalazłam na targu esej Edgara Allana Poe, swoją drogą jednego z najlepszych poetów pierwszej połowy tego wieku. Zarówno on, jak i Oscar Wilde, rozpowszechniali ideę "sztuki dla sztuki". Bo przecież czy sztuka nie jest sama w sobie piękna? Po co przypisywać jej dodatkowe znaczenia?

Pokiwał w zamyśleniu głową, przypatrując się jej błyszczącym, niebieskim oczętom. To, z jakim zaangażowaniem i pasją mówiła, sprawiało, że jego serce zaczynało bić szybciej. Chciał słuchać więcej i więcej, jej słowa były pełne mądrości.

Wyglądała na szczerze zafascynowaną i pewną swoich słów. Widział w niej nie tylko pisarkę, widział też kobietę, która mogła dokonać zmian. I to nie byle jakich zmian. Świat czekał na ludzi takich jak ona.

— Słuchasz mnie w ogóle? — zapytała pretensjonalnie, przebijając się przez jego myśli.

— Co? — zamrugał niezrozumiale. — A tak, tak jasne. Sztuka dla sztuki.

Kontynuowała swoją wypowiedź, a on, tak jakby coś nagle przejęło władzę nad jego umysłem i sercem, zatapiał się w jej słowach coraz bardziej i bardziej, i bardziej...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro