Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był poranek koło godziny ósmej na obrzeżach miasta Alana Nowockiego. Widać było ludzi wychodzących do pracy i słychać było odgłosy kilku aut przejeżdżających drogami w pobliżu akademii dla utalentowanych. Jednym z nich prowadziła matka Alana- Julianna Nowocka. Była to czterdziestosześcioletnia kobieta o ciemno-brązowych, kręconych włosach, ostrych rysach twarzy i piwnych oczach w białej, eleganckiej bluzce oraz czarnych, długich, jeansowych spodniach. Wiozła swojego wyraźnie niezadowolonego szesnastoletniego syna siedzącego na tylnym siedzeniu do Akademii Szczytu Talentów. Tymczasem w pobliżu widać było parki, pola i budujące się mieszkania, które według planów rządowych miałyby zapewnić młodym ludziom dobry start w dorosłość, ale funkcjonalność tych planów była bliska teoretycznym.

-Alan, przygotuj się. Za chwilę wysiadasz- powiedziała kobieta po czym skręciła w boczną ulicę zalecaną przez aplikację Google Maps. Chłopak jedynie przekręcił oczami, wydawając się niewzruszonym, ale jednocześnie trzymał napięte mięśnie i zagryzione zęby ze złości. Chciał już coś powiedzieć, ale szybko jego twarz przybrała wyraz zrezygnowany. Nie miał już sił, by kłócić się z matką i słyszeć znów tych samych tekstów ,,Przesadzasz. Tragedia się już skończyła. Teraz będzie lepiej", ,,Chcesz siedzieć wieczność w przeszłości i stracić idealną okazję na wspięcie się wyżej? Przecież nie chcesz skończyć jak ja czy ojciec" lub ,,Brat byłby szczęśliwy gdybyś poszedł". Był wysokim, chudym szesnastolatkiem o krótkich, ciemnych-blond włosach i piwnych oczach ubranym w czarną galową koszulę  popielate spodnie oraz granatowy krawat. Na początku sierpnia otrzymał list akceptacyjny od dyrekcji akademii, do której miał uczęszczać, jako superśredni Szczęściarz. Od samego początku nie chciał zaakceptować tego faktu, że dostał tak duże wyróżnienie, co uchodziło w opinii publicznej za bardzo dziwne. W końcu czarny samochód rodziny Nowockich zatrzymał się koło bramy wjazdowej na prawie zapełniony parking- prowadząca samochodu planowała po wyjściu syna z pojazdu czym prędzej pojechać do pracy, więc parkowanie było zbędne- Już jesteśmy. Trzymaj się dobrze, synku. Pamietaj, by na samo starcie nałapać znajomości! I nie narób nikomu wstydu!- zawołała, mając głowę lekko przekręconą w prawo.
-Ta, wiem. Pa mamo- odparł cicho po czym otworzył prawe tylne drzwi auta po czym wyszedł i wyciągnął ze sobą dużą, brązową torbę. Następnie podszedł do bagażnika i otworzył go, by wyciągnąć z niego szarą walizkę.
- Pa. Pamiętaj, że kocham cię nie ważne co- powiedziała Julianna, czekając aż Alan wyciągnie swój bagaż.
-Chyba tylko jako narzędzie- pomyślał jej syn i ani jednego słowa nie powiedział, gdy ta odjechała z terenu Akademii. Chłopak w prawą rękę wziął walizkę a w lewą torbę i wszedł na dziedziniec pełen wierzb na lewo od parkingu. Jego oczom ukazała się grupa osób podobnego wieku lub starsza od niego- No tak. Zapewne część z nich jest dorosła, co tłumaczy zapełnienie parkingu- pomyślał, zauważając, że część z nich również przyszła z bagażami, często nawet większymi od jego. Alan wziął głeboki wdech i popatrzył w górę na duży budynek otoczony ciemno-szarym murem o jasno-szarych ścianach z wieloma kwadratowymi oknami i czarnym, szpiczastym dachem. Był znacznie niższy od budynków Akademii Szczytu Nadziei, ale za to był znacznie szerszy, przypominający prostokąt z dobudowanymi pomieszczeniami i specjalnie wydzielonymi boiskami za głównym, kilkupiętrowym gmachem- Znajomości? Ja przecież je mam. Tylko są nie żywe- pomyślał chłopak, przypominajac sobie, jak tuż przed rozpoczęciem się Tragedii przyjechał tu, by odwiedzić swojego o pięć lata starszego brata. Poznał tam kilka osób z jego klasy, którzy wydawali się mu być o wiele milsi niż jego rodzice- Coś musi być na serio nie tak, kiedy znajomy wydaje się być bardziej godny zaufania niż twój własny członek rodziny- pomyślał po czym spojrzał na swoją prawą kieszeń spodni. Wyciągnął z niej list zapraszający, gdy przez myśl przeszła mu mała nadzieja  że to nic wielkiego. Rozłożył kartkę i przeczytał ją tylko po to, by po chwili ciężko wzdecynąć.

*Mamy zaszczyt zaprosić zwycięzce ostatniej loterii, Alana Nowockiego  do Akademii Szczytu Talentów jako superśredniego Szczęściarza I przydzielić go do klasy nr 100-A

Dyrekcja Akademii Szczytu Talentów*


-Akademia Szczytu Talentów... raczej Akademia Szczytu Głupoty. Czyż oni myśleli, że jak ukryją tożsamości ofiar zabójczej gry to wszyscy zapomną o ich niekompetencji i korupcji, które doprowadziły do rozprzestrzenienia się rozpaczy?! Jak widać sporo się mylili. Nie ważne ile będę tu chodził i ile osiągnę, nigdy nie wybaczę im zabrania mi brata i jego klasy! I jeszcze ci rodzice zbyt ślepi dla własnego dobra- pomyślał po czym schował kartkę z powrotem do kieszeni. Następnie postanowił podejść do głównych drzwi, widząc, że niedługo ma być rozpoczęcie. Czuć było wokół powiew chłodniejszego wiatru, ale nie widać było, by kogokolwiek to martwiło. Szczęściarz na chwilę jeszcze spojrzał na swój bagaż- Czemu akurat w takiej sytuacji mam spokój od starych?- zastanawiał się, ale nie mógł wyciągnąć żadnych wniosków, gdyż usłyszał otwierane drzwii. Z tego powodu superśredniacy, w tym i Nowocki, weszli do środka. Gdy wszyscy zjawili się w głównym holu, popielate drzwi główne zostały zamknięte przez woźnego placówki. Jednak zamiast powiedzieć, gdzie mają się  kierować, wyjął jakąś czarno- białą kulę i rzucił ją pod nogi zgromadzonych.
-Co Pan robi?- krzyknął jeden z uczniów, ale nie zdążył nic zrobić, gdyż z kuli zaczął wyciekać gaz usypiający.
-Tylko nie to!- pomyślał Alan po czym powoli kładł się na podłodze aż w końcu zemdlał razem z innymi.
***
Nowocki powoli otworzył oczy- G-gdzie ja jestem?- zastanawiał się na głos, próbując przypomnieć sobie, co się stało, zanim stracił przytomność. Popatrzył wokoło, orientując się, że jest w klasie i siedzi w przednie lewej ławce- Chwila... w takiej pozycji obudził się mój brat we własnej zabójczej grze! O tym była mowa w jednej z pierwszych kartek dziennika- pomyślał szesnastolatek, wstając z krzesła. Po chwili spojrzał na górne rogi ścian, zauważając kamery naszpikowane nowoczesną technologią, m. in. bronią- Jak złamiemy zasady to nas powystrzelają jak kaczki. Wygladają na zbyt prawdziwe- pomyślał po czym spojrzał na resztę klasy, orientując sie przy tym, że nie ma telefonu. Było to pomieszczenie wielkości normalnej sali szkolnej o jasno-kremowych ścianach i brązowej podłodze. Do niego prowadziły jasno-brązowe drzwi a w przodzie, w prawym rogu znajdowało się duże, brązowe biurko dla nauczyciela a między drzwiami a biurkiem była ogromna, ciemno-zielona tablica. Elementem najbardziej rzucającym się w oczy były okna zakryte ciężkim, metalowymi płytami- Zapewne w klasie nie ma osoby, która mogłaby odkręcić te śrubki ani narzędzia do tego. Niszczenie własności szkoły jest zakazane, ale gdyby bezpiecznie odstawić płyty to może nie zaliczałoby się to do niszczenia- pomyślał chłopak, czując jak coraz bardziej traci już i tak małą nadzieję na wyjście ze swojej sytuacji. Z tego powodu postanowił skupić się i zacząć działać. Przeszedł po sali, spoglądając na ławki tworzące z siebie pasy. Krzeseł natomiast naliczył dwadzieścia. Jednak wskazówkę znalazł dopiero na miejscu nauczyciela a ponadto była przyklejona do mebla.

*Wszyscy uczniowie muszą przyjść do sali gimnastycznej o 20.00!*

-20.00? Przecież kiedy zasnąłem było koło 8.00. Byłem nieprzytomny tak długo? To znaczy, że osoba stojąca za porwaniwm musi mieć urządzenie podtrzymujące naszą nieprzytomnosć albo mam jakieś zwidy- pomyślal Szczęściarz po czym usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, przez co zamarł i odruchowo odwrócił się w stronę nowoprzybyłych- Kto tam jest? Gadać mi tu- powiedział stanowczo, ale jednocześnie spokojnie, ponieważ mogli to być inni porwani. Do sali weszło dwoje nastolatków. Pierwsza osoba była dziewczyną średniego wzrostu, umięśniona dziewczyna o zielonych oczach i zsiwiałych, prostych włosach upiętych w kitek czarną gumką oraz ubrana w białą koszulę, czarną spódnicę za kolana, i popielate rajstopy. Za to druga osoba była niskim chłopakiem o czarnych, przystrzyżonych włosach, zielonych oczach i kilku piegach na nosie oraz ubrany w brązowy garnitur, zielony krawat i ciemno-brązowe spodnie. Oboje wyglądali na lekko zaskoczonych, przez co zrobili krok do tyłu
-Nie chcemy cię skrzywdzić. Zostaliśmy porwani, tak jak z resztą ty. Skąd wiem? Widziałem cię przed szkołą. To wszystko- powiedział chłopak poważnym głosem, ucinając komentarz Alana.
-Jestem Anna Starowska a to Mateusz Hojok. A ty?- spytała dziewczyna, wyglądając na znacznie spokojniejszą.
-Jestem Alan Nowocki- przedstawił się chłopak, który podszedł do Anny i Mateusza- Znaleźliście resztę?- spytał, pozostawiając lekki dystans. Chociaż miał wiedzę o tym, co ich czeka, chciał się dowiedzieć, co już zrobili jego ,,koledzy" z klasy.
-Reszta zebrała się już na sali gimnastycznej. Przez dłuższy czas nie spotkaliśmy ostatniej osoby, więc wróciliśmy do klasy, z której się budziliśmy i tak teraz mamy ciebie- wytłumaczył chłopak po czym wskazał na zegar- Musimy się śpieszyć- dodał. Nowocki spojrzał na wskazany wcześniej obiekt i zrobił wielkie oczy.
-Chodźcie- powiedziała, skupiając uwagę pozostałej dwójki. Nie komentując nic, oboje wyszli za nią z klasy. Alan zamknął drzwi zauważając szyld z napisem ,,1-A", przypominający sobie, jak przechodził koło tego szyldu podczas ,,zwiedzania akademii". Po chwili dołączył do pozostałej dwójki, próbując wytrzymać w długim szybkim chodzie- Kiedy masz tyle spraw na głowie to się zapomina o ćwiczeniach- pomyślał, zauważając też, że nowopoznane osoby nie powiedziały swoich talentów ani nie oczekiwali wiedzy o jego- Czyżby coś ukrywali?- zastanawiał się. Tym dalej szedł jasno-szarym korytarzem o szarej, kamiennej podłodze, tym bardziej przypominały mu się wspomnienia o posiadaczu jeszcze silniejszego szczęścia niż on, jego bracie, Adamie Nowockim, który zostawił po sobie jedynie dziennik, w którym spisał dzień po dniu, jak wyglądała zabójcza gra- Ehh, dobrze przygotowali ten budynek. Nie widać zbytnich różnic od starego poza zabezpieczeniami przed ucieczką zakładników- pomyślał Szczęściarz tuż przed wejściem do sali gimnastycznej. Była ona prostokątnym pomieszczeniem o szarych ścianach z ciemno-brązową podłogą o wymalowanych liniach w kolorach żółtym, czerwonym, niebieskim, czarnym itp. Na niej byli zebrani w małych grupkach utalentowani. Chociaż nie było widać zagrożenia, to czuć było napiętecie.
-Wróciliśmy!- zawołał chłopak koło Alana po czym wszedł a za nimi poszli jego dwaj towarzysze. Pierwsza część osób na sali wyraźnie zainteresowała się przybyłymi a druga część jedynie kiwnęła głową.
-Anno, mogłabyś go przedstawić klasie?- spytał Mateusz, spoglądając na dziewczynę
- Nie ma problemu- odparła po czym spojrzała na Alana- Chodź- powiedziała po czym poszła do grupki po prawej stronie sali. Alan wziął głęboki wdech po czym poszedł za towarzyszką. Hojok tymczasem poszedł do grupki, ale po drugiej stronie. Anna i jej towarzysz podeszli do  niskiej, lekko pulchnej dziewczyny o krótkich, rudych włosach i niebieskich oczach ubrana w długą, niebieską sukienkę o hafcie łowickim z czarnymi, eleganckimi butami oraz lekko wyższego od Alana chłopaka o brązowych, opadających, krótkich włosach, i ciemno-brazowych oczach ubrany w popielatą koszulę na guziki i grube spodnie z z czarnymi butami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro