13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

70 gwiazdek = nowy rozdział!




Chyba po raz pierwszy jechałam tak szybko i nie zwracałam uwagi na ograniczenia prędkości. Wiedziałam jedno, jeśli będę zbyt wolna, skończę jako lunch wampira, a nie bardzo podoba mi się taka opcja.

Nie wolno rozmawiać przez telefon kiedy się prowadzi...

Jebać to! Muszę żyć.

Szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer pierwotnego.

-Odbierz, Klaus. - mruknęłam pod nosem - Odbierz.

-Użytkownik tego numer jest aktualnie... - usłyszłam automatyczną sekretarkę.

-Kurwa mać, Mikaelson! - wrzasnęłam, uderzając dłonią w kierownicę. Ja ryzykuję życie dla tego dupka a w zamian nie łaska odebrać ten pierdolony telefon?

Po co mu w ogóle komórka, skoro i tak jej nie używa?

-Rany no... co ja mam teraz zrobić? - jęknęłam. Świetnie. Znowu rozmawiam sama ze sobą. Ze mną coraz lepiej.

Nagle komórka zawibrowała, ale numer na wyświetlaczu nie ukazał się numer Mikaelsona tylko mojego przełożonego - Thomasa.

-Jasna cholera, tego mi brakowało... - prychnęłam załamana. Powinnam już być w pracy.

-Co jest, szefie? - mruknęłam niemal od razu po odebraniu połączenia.

-Green, gdzie ty do cholery jesteś? - wrzasnął, przez co byłam zmuszona odsunąć telefon od ucha - Od piętnastu minut powinnaś być na komisariacie, mówiłem Ci, że musimy dziś zamknąć sprawę tego morderstwa, a Ty sobie znikasz jakby nigdy nic? Na dodatek nikomu nic nie powiedziałaś! - oj był zdenerwowany. W sumie mi się nie dziwię. Zasłużyłam. Od jakiegoś czasu naprawdę trochę zawalam obowiązki, muszę to zmienić...

Odetchnęłam w końcu, kręcąc głową.

- To nie tak. - zaprzeczyłam - Po prostu...

- Nie mam ochoty teraz tego słuchać. - warknął - Jeśli w ciągu pięciu minut nie zobaczę Cię na komendzie to równanie dobrze możesz się już w ogóle nie pokazywać. - jest gorzej niż myślałam. On chce mnie zwolnić...

-Rozumiem. Będę za trzy min... - rozłączył się. Ten dupek się rozłączył!

Yhhh, nienawidzę ludzi!

Wcisnęłam gaz i włączyłam sygnał, aby inne auta mnie przepuściły. W całej swojej karierze, nigdy nie złamałam tak wielu zasad jak dziś. Co się ze mną dzieje... Muszę przestać, bo inaczej źle skończę...

Zgodnie z planem, byłam na komisariacie po trzech minutach jazdy. Już czuję, jak bardzo mi się oberwie i wcale się nie dziwię.

Morderstwo, i którym mówił Thomas to nie byle jaką sprawa. To coś większego, spisek i włączenie się w to wszystko mafii. Byłam jedną z nielicznych wtajemniczonych, dlatego rozumiałam skąd gniew szefa na moją osobę. Zawaliłam.

Niepewnie pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Nic się nie stanie. Nie zwolni mnie. A jeśli będzie chciał to Nik ma u mnie dług, który będzie musiał spłacić szybciej niż myślał.

-Gdzie Thomas? - spytałam Iris, która siedziała przy recepcji.

-W swoim biurze. - mruknęła - I uważaj, ma gorszy humor niż zazwyczaj. - ostrzegła mnie.

-Wiem. - westchnęłam - To chyba moja wina. - powoli i niechętnie ruszyłam do jego biura. Nigdy nic nie zrobiłam. Jeden wybryk to za mało żeby mógł mnie zwolnić. Na pewno mnie nie zwolni... Nie ma ku temu prawa.

Ledwo otworzyłam drzwi i od razu był wrzask.

-Siadaj, Green. - warknął - Natychmiast. - wskazał na krzesło naprzeciw niego. Wymusiłam uśmiech i spełniłam rozkaz. Nie dolewaj oliwy do ognia... Dam radę. Muszę być spokojna i kulturalna. Norma. - Mogę wiedzieć co ty sobie wyobrażasz? - jednak nie do końca kultura - Pracujesz tu od początku swojej kariery! Nigdy nie spotkałem osoby tak dobrej w swoim fachu jak Ty. Każda sprawa, która została Ci powierzona, była wyjaśniona. - mówił głośnym, ale stosunkowo opanowanym tonem - Wyjaśnisz mi łaskawie co się z Tobą ostatnio dzieje? - uderzył dłonią w stół. Westchnęłam, starając się uspokoić.

-Wiem, szefie, zawaliłam. - mruknęłam. Czas się zabawiać z aktorkę. - Ale mam ostatnio wiele problemów osobistych i chyba nie umiem sobie z nimi poradzić. Mama jest w szpitalu i...

-Green, dlaczego od razu nie powiedziałaś, że masz jakieś problemy? - przerwał mi - Przecież wiesz, że wtedy bym tak na Ciebie nie naciskał. - skinęłam głową - Czemu nie powiedziałaś?

-Myślałam, że sama dam sobie radę. - wzruszyłam ramionami - Przepraszam. - wymamrotałam. Szatyn jedynie pokiwał głową.

-Jestem człowiekiem, Green, przecież bym Ci pomógł. - westchnął, pocierając skronie - Teraz mi głupio, że tak na Ciebie naskoczyłem. - machnęłam dłonią.

- Nie wiedział, pan. Nic się nie stało. - wzruszyłam ramionami.

-Jak Cię czuje mama? - biorąc pod uwagę, że jest lekarzem a nie pacjentem to chyba całkiem dobrze...

-Już jest lepiej, dziękuję. - pokiwał głową.

-Ian Cię wyręczy i przejmie sprawę morderstwa, tobie pozostawię obserwowanie Mikaelsonów. Pasuje Ci taka opcja? - jak mogłabym odmówić? Nie, serio, jak mogę mu odmówić?

-Pewnie. - wymusiłam uśmiech - Dziękuję za zrozumienie.

-Możesz już iść. - wskazał dłonią na drzwi. Grzecznie skinęłam głową i wyszłam.

Moje życie to jeden wielki żart...

Nagle poczułam wibrowanie telefonu w kieszeni. Niechętnie sięgnęłam po komórkę i spojrzałam na wyświetlacz.

Klaus Mikaelson.

Teraz, facet? Teraz?









Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro