15.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

70 gwiazdek = nowy rozdział!






- Jak możesz się spoufalać z Mikaelsonami? - wrzasnęła wściekła. Chyba od ponad pięciu lat nie słyszałam, aby była na mnie aż tak wściekła.

Przewróciłam oczami i sięgnęłam po skórzaną kurtkę. Zdążyłam się wcześniej ubrać, więc byłam teraz w czarnych jeansach i białej bluzce.

-Nie ruszajcie się stąd. - poprosiłam - Sytuacja, która zdarzyła się przed chwilą, w ogóle nie powinna mieć miejsca. - wzruszyłam ramionami - Muszę iść i zrobić coś, aby coś takiego się nie powtórzyło. Nie powinniście byli przyjeżdżać, teraz będziecie w niebezpieczeństwie, a ja muszę to naprawić. - westchnęłam, zakładając buty. Po raz ostatni spojrzałam na rodziców i opuściłam dom.

Jeśli coś im się stanie to nie daruję tego Marcelowi. Nie ma prawa mieszać w to wszystko moich bliskich.

Byłam tak wściekła, że postanowiłam nie jechać autem, gdyż bałam się, że spowoduję wypadek.

Znalazłam się przed posiadłością Mikaelsonów w około piętnaście minut. Weszłam na środek placu i zaczęłam się rozglądać.

-Klaus! Gdzie jesteś? - wykrzyczałam, w dalszym ciągu się rozglądając. Wiem, że tu jest. Czułam to. - Mikaelson, nie mam czasu na twoje głupie zagrywki! - prychnęłam - Rusz tutaj swoje szanowne cztery litery! - przewróciłam oczami.

-Jestem, nie krzycz tak, bo obudzisz cały Nowy Orlean. - usłyszłam brytyjski akcent. Kilka minut później moim oczom ukazał się przystojny blondyn, z charakterystycznym dla siebie kpiącym uśmieszkiem w kącikach ust. Panie i panowie oto Klaus Mikaelson. - Wiesz, że jest dziesiąta rano w sobotę? - dłonią przejechał po włosach, aby pozbyć się niesfornych kosmyków z czoła.

Posłałam mu najbardziej fałszywy uśmiech na jaki było mnie stać.

-Słuchaj, układ był taki, że ja pomagam tobie, a Ty mi. - warknęłam - Nie było żadnej wzmianki na temat psychopatycznej małolaty z mocami, która próbowała mnie zabić! - poskarżyłam się. Zszedł na dół i znalazł się naprzeciwko mnie. Zmarszczył brwi dokładnie skanując moją twarz.

- Co masz na myśli? Co się stało? - zainteresował się.

- Nie wiem co zrobiłeś Marcelowi, ale jego przyjaciółka znana jako Davina Claire postanowiła się zemścić na mnie. Coś Ty zrobił i czemu to ja mam płacić na twoją głupotę? - skrzyżowałam ręce na piersi. Nie zamierzałam ukrywać złości, przez niego mogłam zginąć lub co gorsza moi rodzice nogi zginąć.

-Trochę mnie ostatnio poniosło i przez przypadek wyrwałem Thierremu serce. - wzruszył ramionami, jakby nic się nie stało. Jęknęłam załamana. - Nic Ci się nie stało? - czy ja usłyszałam troskę w jego głosie? To chyba niemożliwe... Klaus Mikaelson się o mnie martwił? Cóż za zaszczyt?

- Nie. - wyjąkałam, gdy jego dłonie znalazły się na moich ramionach. Cały czas obserwował każdy mój ruch. - Nic się nie stało, bo ją postrzeliłam, ale jako czarownica szybko się uleczy, więc nie wiele osiągnęłam. - wyznałam. Pokiwał głową.

-Daję słowo, że nie pozwolę, aby stała Ci się krzywda. - patrzył mi prosto w oczy - Porozmawiam z rodziną i przez cały czas, ktoś z nas będzie miał na Ciebie oko, abyś nigdy więcej nie znalazła się w podobnej sytuacji. - obiecał. Odetchnęłam z ulgą i lekko się uśmiechnęłam.

-Dziękuję, Nik. - uspokoiłam się. Mam nadzieję, że dotrzyma słowa.

Nie bałam się, że mi może się stać krzywda. Nieźle sobie radziłam sama. Bałam się jednak o moich bliskich. Nie umiałabym się pogodzić z tym, że przez moje interesy czy przez moją pracę będą cierpieć moi bliscy. Nie chciałam tego.

-Moi rodzice przyjechali do mnie w odwiedziny...

-Ich też będziemy mieli na oku, panno Green. - przerwał mi głos dochodzący z piętra. Klaus szybko się cofnął, tracąc ze mną całkowity kontakt fizyczny. - Możesz nam ufać. Wszak jesteśmy wspólnikami, czyż nie? - uśmiechnął się lekko.

Ja pierniecze. Mikaelsonowie to bogowie seksu. Fajnie mają...

-Dziękuję. - wyszeptałam. Obaj skinęli głowami.

-Wracaj do rodziców. My ustalimy kto i kiedy będzie Cię pilnował. - wyjaśnił Elijah. Zmarszczyłam brwi.

- Ja nie mówiłam żebyście pilnowali mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę. - prychnęłam, piorunując ich wzrokiem. Usłyszałam śmiech Klausa.

- Nie powiesz mi, że nie brakuje Ci towarzystwa w nocy. - prychnął - Na przykład w łóżku. - wzruszył ramionami.

-Wychodzę. - oznajmiłam i opuściłam plac, należący do nich.

-Niklaus, mógłbyś sobie darować niektóre komentarze. - usłyszłam jeszcze jak Elijah krytykuje brata.

Zaśmiałam się pod nosem i szybko ruszyłam do mieszkania. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy rodzicach. Dzięki Mikaelsonom trochę się uspokoiłam.

Zostało mi jeszcze kilka metrów i byłabym w domu. Gdy nagle poczułam mocne uderzenie w głowę. A później była już tylko ciemność.





Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro