16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

70 gwiazdek = nowy rozdział!

Ogłoszenia parafialne!

Jeśli kogoś interesuje tematyka związana z Harrym Potterem, to zapraszam na profil mojej przyjaciółki _little_sunshine_69 która zaczęła pisać książkę! Polecam tą panią z całego serduszka!

Dziękuję za uwagę i życzę miłego czytania! 🖤




Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Próbowałam otworzyć oczy, ale powieki były cięższe niż kiedykolwiek wcześniej. Czułam ból w całym ciele, ale mimo to walczyłam sama ze sobą, aby otworzyć oczy. I w końcu, po wielu próbach mi się udało.

Nie miałam pojęcia gdzie się znajduję i jakim cudem się tam znalazłam. Zamrugałam kilkukrotnie, aby przyzwyczaić oczy do jasności panującej w pomieszczeniu.

Powoli wstałam z podłogi, czemu towarzyszył ból promieniujący w całym ciele. Rozejrzałam się po raz kolejny, ale w dalszym ciągu miejsce to było dla mnie całkowicie obce.

Dłonią dotknęłam tylu głowy, gdzie ból był najgorszy. Syknęłam gdy tylko moje palce dotknęły skóry, spojrzałam na dłoń i zauważyłam krew. Ktoś mocno mi przyjebał. Nie dobrze...

To co zrobię będzie głupie, ale nie mogę siedzieć bezczynnie.

-Halo? Jest tu ktoś? - krzyknęłam. Podeszłam do drzwi i próbowałam je otworzyć, ale tak jak myślałam nie chciały ustąpić. Westchnęłam i ponownie się rozejrzałam. Nigdy wcześniej tutaj nie byłam. Nie miałam pojęcia co to miejsce.

Jęknęłam pod nosem i podeszłam do okna. No przez okna to się raczej nie wydostanę. Utknęłam na drugim piętrze...

Przewróciłam oczami i usiadłam na podłodze, opierając się plecami o ścianę. W co tym razem się wplątałam... Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu.

Nagle usłyszłam dźwięk otwieranych drzwi. Automatycznie się podniosłam i zacisnęłam dłonie w pięści, gotowa do obrony.

Do środka weszła szatynka, którą już miałam okazję poznać. Świetnie...

-Davina? - zdziwiłam się.

-Witaj ponownie, Cassie. - uśmiechnęła się fałszywie - Tęskniłaś? - prychnęłam.

-Oczywiście, zwłaszcza za strzelaniem w Ciebie. Świetna rozgrywka i idealny sposób na spędzanie czasu wolnego. - odpyskowałam. Małolata chyba nie myśli, że będzie rozdawać karty w tej grze. Nie ze mną te numery. - Czego chcesz? - wysyczałam, krzyżując ręce na piersi.

-Zemsty. Mikaelsonowie znowu chcą skrzywdzić Marcela, a ja im na to nie pozwolę. - warknęła.

-Słonko, z tego co mi wiadomo, a powiem nieskromnie, że wiem naprawdę dużo. - uśmiechnęłam się pod nosem - To Marcel żyje dzięki Klausowi. Gdyby nie Nik to Marcel nie miałby nic, więc zastanów się co mówisz i komu pomagasz. - prychnęłam. Widziałam jej wahanie. Chyba Gerard nie był z nią do końca szczerzy.

- Nie dam się wykorzystać. - syknęłam - Oni chcą, aby cierpiał Marcel, a ja chcę żeby cierpieli oni. - odparowała - Ich nie mogę skrzywdzić, ale Ciebie owszem. - wyszczerzyła się niczym psychopatka. Ja jebie... Mam przerąbane.

-Czego chcesz? - znudzona powtórzyłam pytanie.

-Zaraz zobaczysz. - warknęła. Sekundę później wylądowałam na podłodze przez falę bólu, która zaatakowała moje ciało. Jęknęłam przerażona, gdy ból zaczął przybierać na sile i atakować więcej partii ciała.

Zauważyłam, że dziewczyna podchodzi bliżej mnie wciąż wypowiadając jakieś zaklęcie. Nie podoba mi się wizja śmierci przez jakąś popieprzoną małolatę.

Wbiłam paznokcie w podłogę, gdy ból znowu zaczął się nasilać i zaczęłam krzyczeć. I to był mój największy błąd, gdyż nastolatka to wykorzystała i wlała nieznaną mi dotąd ciecz do ust. Mimowolnie przełknęłam płyn, jednocześnie uświadamiając sobie co to było. Wtedy zrozumiałam co chciała zrobić dziewczyna. Poczułam mocny chwyt za głowę, a kilka chwil później głośne chrupnięcie. Nic więcej. Tylko ciemność.

~~~~~

Czułam się potwornie zmęczona, ale mimo to otworzyłam oczy. Wszystskie wydarzenia szybko do mnie dotarły. Dała mi wampirzą krew. Skręciła mi kark. Jestem w trakcie przemiany w krwiopijcę. Matko święta, nie tak miało być...

Jęknęłam przerażona i wstałam z zimnej podłogi. Musiałam być nieprzytomna bardzo długo, gdyż za zewnątrz było już ciemno. Piękna sobota...

- Co ja mam zrobić? - wyszeptałam do siebie i zaczęłam się rozglądać. Nagle do mojego nosa dotarł cudowny zapach. Odwróciłam się i ujrzałam woreczek z krwią. Zacisnęłam powieki, starając się odepchnąć od siebie niechciane myśli.

Nie chciałam umierać. Miałam plany na przyszłość i nie zamierzałam z nich rezygnować. Wolałabym zrobić wszystko co chciałam jako człowiek, ale bycie wampirem to nie najgorsza rzecz jaka mogła mnie spotkać.

Westchnęłam analizując wszystko w głowie.

Będę nieśmiertelna. Będę żywić się ludźmi. Nie będę mogła wyjść na słońce bez pierścienia. Będę miała problemy w pracy, gdzie często badam sprawy krwawych morderstw. Będzie ciężko... Będzie ciężko, ale dam sobie radę jak zawsze.

Dobra, chcę żyć. Będę żyć.

Niechętnie chwyciłam woreczek w dłonie i rozerwałam górę opakowania. Gdy zapach dotarł do mojego nosa, przestałam się wahać i trzema łykami opróżniłam całą torebkę.

Poczułam jakby przez moje ciało przeszedł ogień. Nagle zaczęłam widzieć dużo lepiej, czuć więcej i słyszeć wszystko wyraźniej.

Odetchnęłam z ulgą. Będę żyć...

Drzwi się otworzyły, ale do środka nie weszła Davina.

-Nik. - wyszeptałam. Blondyn dokładnie zeskanował moje ciało aż w końcu spojrzał w oczy.

- Co się stało?





Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro