Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Liss*

Mamuniu!!! Śpie sobie spokojnie, a tu do pokoju wpada moja jakże kochana (poczujcie ten sarkazm) kuzynka i przyjaciółka.

- Liss wstawaj! - krzyczy Rose, a ja tylko uderzam ją poduszką.

- Dość tego! Vasylisso Nimfadoro Cassidy wstawaj, bo spóźnisz się do Hogwartu! - ryknęła ponownie Hathaway.

- No już! Wstaje! Zluzuj gacie Rosemary!

- My już spadamy, a ty masz się ubrać i nie zapomnij się z nami pożegnać przed wyjazdem - zagroziła Lissa.

- Dobrze! Mamo! - krzyknęłam, a moja kuzynka przewróciła tylko oczami po czym wyszła z Rose z mojego pokoju.

Podeszłam do szafy i zaczęła zastanawiać się co założyć. Po dłuższym rozmyślaniu postawiłam na czarne rurki z dziurami na kolanach, białą bluzkę z czarnym napisem "Avada Kedavra!", czarne koturny oraz na to narzuciłam ramoneskę z ćwiekami.

*TIME SKIP ≧ω≦*

Pożegnałam się właśnie z dziewczynami i deportowałam do Zakazanego Lasu skąd poszłam do Hogwartu. Stanęłam przed drzwiami Wielkiej Sali, aż usłyszałam:

- Powitajcie nową uczennicę, która będzie uczęszczać na siódmy rok. Przeniosła się do nas z Durmstrangu. Zapraszam Vasylisse Nimfadore Cassidy!

Po tym co usłyszałam otworzyłam z hukiem drzwi do owej sali po czym zaczęłam maszerować dumnym krokiem w kierunku Tiary Przedziału. Idąc czułam na sobie wzrok wszystkich, uśmiechnęłam się tylko pod nosem i usiadłam na stołu, a nuczycielka nałożyła mi czarodziejski kapelusz.

- No! Widze ogromne ambicje! Jesteś wredna i sprytna, a także odważna i inteligentna! Mam problem, gdyż nie wiem gdzie cię przydzielić. Do domu mądrej Roweny? Lub mężnego Godryka? A może jednak sprytnego Salazara? Trudne. Jednak. Jest coś co cię wyróżnia. Mianowicie twoja aura. Już wiem, gdzie cię przydzielić. Przydzielam cię do domu...

Salazara Slytherina!

Zdjęto mi Tiarę, po czym skierowałam się w stronę stołu Ślizgonów.

Zaczęła się uczta, każdy zabrał się za konsumowanie dań, kecz nie ja. Wyczarowałam sobie kubek z krwią i zaczęłam go pić przez słomkę. Przez całą ucztę czułam na sobie czyjś wzrok, rozejrzałam się, aż napotkałam zielone tęczówki pewnego chłopca, a mianowicie Wielkiego Wybrańca Harry'ego Potter'a. Wgapiał się we mnie bezczelnie za co posłałam mu wredny uśmiech.

Reszta uczty minęła normalnie. Dostaliśmy plany, po czym skierowaliśmy się w stronę dormitoriów, gdzie poszłam spać.

.......

Rano na śniadaniu wypiłam sobie kubeczek krwi, a po nim skierowałam się  poszłam na OPCM, którego uczył jakiś auror, ale coś z nim było nie tak (sory za mieszanie, ale jakby co to Harry jest na 6 roku, a Liss na 7 i OPCM uczy ich jakiś auror, pod którego podszywa się Barty Crouch Jr. wiem, że to było, ale tak ma być i ciiiiiiicho!)

Zaczęliśmy lekcje z tym profesorkiem.

- Witam Was. Nazywam się Andrew Johnson, tyle wam wystarczy, zaczynamy. - powiedział - Kto mi powie czym są Zaklęcia Niewybaczalne?

Zgłosiła się jakaś puchonka.

- Są to zaklęcia, za których użycie grozi Azkaban.

- Dobrze, 10 punktów dla Hufflepuff'u. Kto mi je wymieni?

Tu postanowiłam się ja wykazać i podniosłam ręke i odpowiedziałam.

- Imperio, Crucio i Avada Kedavra

- Genialnie 30 punktów dla panny...

- Cassidy

- Właśnie. Może zechcesz je zaprezentować - spytał, a ja się zgodziłam

Johnson wyczarował mi pająka i zaczął obserwować każdy mój ruch.

Użyłam niewerbalnego imperio na robalu, który momentalnie zaczął robić co chcę.

- Teraz Cruciatus.

Skupiłam się na owadzie i zaczęłam go torturować, aż jakaś dziewczyna krzyknęła

- Zostaw! Go to boli!

Ja tylko uśmuechnęłam się szatańsko po czym powiedziałam.

- Avada Kedavra - i pająk padł

Uczniowie popatrzyli się na mnie przestraszeni, a nauczyciel zdziwiony, po czym powiedział

- Koniec lekcji

Wszyscy biegiem wyszli z klasy, zostałam tylko ja... podeszłam do domniemanego Johnsona na tyle blisko, że nic nie dałoby się zmieścić pomiędzy nami i oznajmiłam.

- Profesorze Andrew Johnson, czy aby napewno istnieje ktoś taki? A może jesteś tylko kimś kto się pod kogoś podszywa, nie mam racji. Pokaż kim jesteś - powiedziałam spokojnie, a on popatrzył na mnie zdziwiony

Patrzyłam na niego chwile, a on zaczął się zmieniać. Sięgał właśnie po naczynie z dobrze znanym mi płynem, który zabrałam mu sprzed nosa i powiedziałam.

- Eliksir wielosokowy? Sprytnie panie Bartemiuszu Crouch'u Juniorze...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Przepraszam za nieobecność, nie będe już tłumaczyć "dlaczego?" po to niekonieczne. Mam nadzieje, że rozdział przypadł wam do gustu, jeśli tak to zostawcie gwiazdkę i komentarz, bo to dla mnie dodatkowa motywacja. Chciałam też wam pokazać jakie perełki znalazłam ostatnio w odmentach wattpada, a mianowice dwie wspaniałe dziewczyny, które piszą opowieści. Na tej aplikacji/stronie jest dużo książek, ale ostatnio znalazłam kilka mało znanych, które bardzo mi się spodobały, więc zapraszam was na profile tych dziewczym, które serdecznie pozdrawiam i zachcam do przeczytania ich książek. julia150904 oraz Teen_Riddle polecam wam je, bo warto. Nie prosiły mnie o to, nie wiedzą o tym, poprostu jak coś mi się spodoba to polecę, bo dlaczego nie? No właśnie, więc zapraszam do nich.

Buziaki ♥♥♥
SlytherinPrincess307

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro