14. We aren't normal hunters

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

− Zauważyłam, że poprzednia właścicielka niewiele zmieniła wystrój pokoju, który przed laty należał do mnie. − przysiadła na skraju materacu. − Właśnie w tym pomieszczeniu, pod łóżkiem znajduje się klapa, zamknięta na klucz, który niestety przepadł. − mina błyskawicznie jej zrzedła. 

− I co w tej kwestii?

− Moja mama chowała pod nią przedmioty związane z łowiectwem i sądzę… − w jej umyśle powstała ściana, która uniemożliwiła kontynuowanie zdania. Bała się je dokończyć, bo wiedziała, że to mogła być prawda.

− Że część duszy twojej matki przywiązała się z cenną rzeczą w tym domu.

Dolna warga została tak mocno zagryziona, że poczuła wydobywający się metaliczny smak krwi. Od powrotu z Czyśćca zamiast ustabilizowania emocjonalnego spotkała się z jeszcze mocniejszym mentalnym kopniakiem, który przygniatał jej asertywność. Muszę wyjść − ta myśl zagościła jako pierwsza, zmuszająca do jakiegokolwiek podjęcia czynności, bo przez chwilę, która dla tej dwójki trwała zdecydowanie za długo, patrzyli w nieokreślony punkt przed sobą. 

Stanowczym ruchem ręki zdjęła, zawieszoną wcześniej na motelowym krześle, wysłużoną kurtkę. Szarżą podeszła do dębowych drzwi, gwałtownie naciskając metalową klamkę, umożliwiającą szybsze wydostanie się z pokoju. Dean nie wtrącił swoich paru słów, chociaż niezmiernie chciał wyrazić zdanie na temat zaistniałej sytuacji. Jedyne, co postanowił zrobić to pójście w ślady kobiety, sądząc, że będzie potrzebowała kogoś, kto zrozumie przez co wtedy przechodziła.

Nasilający się deszcz, który rytmicznie nasilał swe natężenie uderzających kropel, nadawał otoczeniu melancholijny klimat, będący kolejnym czynnikiem wpływającym na napływające myśli skonfundowanej łowczyni. Ilości kapiącej wody na powierzchnię starego parkingu tworzyły kolejne kałuże. To właśnie w nie kolejno wskakiwała, aby rozładować rodząca się w niej frustrację i żal do samej siebie. Z ostatnim pluskiem obydwoma wysłużonymi traperami usłyszała za sobą powoli stawiane kroki, zbliżające się ku niej.

− Cztery miesiące. − wypowiedział, aby zmusić Tammy do zwrócenia na niego uwagi, co poskutkowało. − Tyle to trwało na Ziemi, zaś w Piekle jeden miesiąc, to jak dziesięć lat.

− I czemu mi to mówisz? − od niechcenia wzruszyła ramionami, dłonie trzymając w kieszeniach kurtki. − Wiem, że w ten sposób musiałeś zapłacić za uratowanie własnego brata. − leniwie kopnęła w taflę brudnej wody, która rozbryzgła się, ochlapując również nogawki Deana. − Byłeś przy jego śmierci, od razu zareagował. Ja dowiedziałam się pół roku później od jej partnera, który pomagał jej wtedy w sprawie.

− Czekał sześć miesięcy?

− Zginęła jak byłam na służbie. − wskoczyła do kolejnej kałuży. - Sądziłam, że to ostatni wypad w obronie kraju, ale… − wreszcie nawiązała kontakt wzrokowy z rozmówcą zdając sobie sprawę z tego, że zapewne nie chciał słuchać jej wyżaleń. − Nieważne.

− Nic się nie stało.

− Wręcz przeciwnie. Nie przyjechaliśmy tu, aby słuchać moich rozterek na temat dupiatego życia. Zapewne miałeś tak samo zjebane jak moje… albo nawet gorsze, a panujesz nad okazywaniem tego. Zachowujesz się jak normalny łowca. − skwitowała.

− Żadne z nas nie jest typowym łowcą. − niechlujnie przejechał palcami po podmokłych włosach, aby krople z nich przestały spływać na jego twarz. − Nikt z mojej rodziny nie zmarł w naturalny sposób, jak widać w twojej również. − postawił krok ku niej; zaś ona nie cofnęła się, tylko wyraźnie słuchała jego słów. − Dla ciebie wojna nie skończyła się wraz ze ściągnięciem munduru, służba wciąż trwa, a to nie oznacza, że pozbyłaś się resztek człowieczeństwa. − westchnęła, a następnie na twarzy zagościł nieśmiały uśmieszek.

− Powinieneś wygłaszać mowy motywacyjne, bo ta odrobinę poskutkowała. − gwałtwonie zamachnęła głową w prawo, aby kosmyki na czole przestały utrudniać widok. − Jestem ci dłużna za te słowa, naprawdę. − brew Winchestera poruszyła się ku górze tak jak prawy kącik jego ust. − Jak bardzo będę żałowała tych słów?

− Odpowiesz tylko na moje jedno pytanie.

− Dobrze. − stuknęła łokciem Deana w jego przedramię. − A więc słucham.

− Okej… jak nazywała się twoja dywizja, pułk, brygada czy grupa, w której służyłaś?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro