5. Sammy?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z hukiem, rozchodzącym się po całym bunkrze, zamknął księgę i czym prędzej wstał na równe nogi w poszukiwaniu kobiety. Siedziała ona w kuchni, nieumiejętnie starając się związać bandaż na ręce.
Niczym cień zjawił się we framudze drzwi, będąc tam kilka sekund bez słowa, aż w końcu jedno z nich przerwało tę niezręczną ciszę.

− Sądzę, że wiesz kto jest tą cierpiącą duszą. − stwierdziła nie starając się nawiązać kontaktu wzrokowego. − Na początku nie potrafiłam myśleć racjonalnie i pojąć, że to właśnie ty przez cały mój pobyt w Czyśćcu czułeś ból zadawany mnie. − szurając brudnymi podeszwami o szarą nawierzchnie, podeszła w stronę szuflady, do której odłożyła nożyczki. Ciężko oparła się o blat, przypominając sobie wszystkie momenty, będące studnią męczarni i najcięższych katuszy. − Ile nocy rozrywałeś sobie struny głosowe, gdy mi rozcinali skórę? − obróciła się szybko na pięcie w stronę mężczyzny, stawiającego krok w stronę środka kuchni. − nie odpowiedział, zwyczajnie pominął jej słowa, dodać swoje zdanie.

− Dusza mojego młodszego brata przeżywa najgorsze tortury zadawane przez samego Lucyfera.

−  Sama Winchestera? − mężczyzna oniemiał; po zewnętrznej reakcji było to mało zauważalne, ponieważ długie godziny bez snu dawały mu się we znaki. − Myślałam, że nazwisko to tylko zbieg okoliczności. W Czyśćcu też istniały plotki. Najsilniejsze naczynie Diabła.

− Jak widać w tej historii to on jest głównym bohaterem.

− Archanioł Michał, starszy brat, zawsze słuchający się rozkazów ojca. Lucyfer, buntownik. − przysiadła w rozkroku na skraju ławki. − Skoro jesteś tutaj, to nie ty powiedziałeś "tak"... - zapauzowała, starając się odczytać emocje z twarzy mężczyzny. Nieznacznie zmrużone oczy, mocno podkreślona szczęka, spowodowane zaciśnięciem mięśni. Trafiła w jego czuły punkt. W rodzinę. − To rozmowa na kiedy indziej. Czyli nigdy. − głośno wypuściła powietrze z płuc za pomocą ust. − Idę odwiedzić swoje cztery ściany. − w długiej chwili ciszy powoli postawiła kroki na schodach, które prowadziły do chłodnego korytarza.

− Tammy. − na pięcie obrócił się w kierunku dziewczyny, która usłyszawszy swoje imię zatrzymała się, wciąż stojąc tyłem do źródła dźwięku. - Wyciągnę go z Piekła. Za wszelką cenę.

Bez słowa, wyszła z pomieszczenia, po tym co powiedział. Wtedy posmutniała, chociaż starała się zatrzymać tę emocje. Bo Dean miał kogo ratować, w przeciwieństwie do niej.
Zaledwie przed godziną siódmą rano ściany bunkra zaczęły odbijać wzmożony krzyk Tammy, którego nie wydała z siebie przez miesiące. Z początku Dean sądził, że to działo się w jego głowie, lecz uświadamiając sobie, że ten stłumiony wrzask dochodzi z rzeczywistości, zerwał się z łóżka.
Trzymając srebrny pistolet w dłoniach, tuż naprzeciwko siebie, biegł ku źródłu, które ani na chwilę nie cicho, a wręcz przeciwnie. Stawało się coraz to głośniejsze, a w głosie było czuć coraz to większe przerażenie. Bez dłuższego namysłu przekręcił klamkę, dzięki której drzwi uchyliły się szeroko wpuszczając do pokoju delikatne światło z korytarza.
Kurczowo trzymała się postrzępionych krańców szarego koca, który ją przykrywał, a krzyki wreszcie nabrały sensu.

− To mnie, to mnie wybrałeś! Zostaw Adama! − słyszał jej głos, ale te słowa nie były stworzone przez umysł kobiety. − Nie skrzywdzisz już nikogo oprócz mnie, Lucyferze! − opuścił broń.

− Sammy? - rozrywanie gardła wzmożonym dźwiękiem ponownie zmieniły się w plątanine losowych samogłosek, gdy tylko wypowiedział imię brata.

Po chwili zaś ustały, a oddech Tammy unormował się. To co słyszał, to nie była łowczyni. Jednocześnie czuł, że robi sobie zbędną nadzieję, ale ten cichy głosik w głowie, mówił mu resztki pozytywnych przeczuć.
Zamknąwszy drzwi, ze wzrokiem spuszczonym na czubki swoich stóp, zaczął rozmyślać o księdze, którą czytał kilka godzin temu. Uznał, że już nie zmruży oczu, więc postanowił pojechać do najbliższego sklepu i tam kupić jakąś kawę i jedzenie, bo po kilku miesiącach pustki w bunkrze, zapewne nic nie nadawało się do spożycia przez człowieka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro