15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Taehyung siedział z rękami założonymi na piersiach z najbardziej naburmuszoną miną, jaką Yoongi widział w życiu. Wyglądał jak czterolatek planujący zrobić awanturę w centrum handlowym, jeśli nie dostanie swojego ulubionego cukierka.

- To nie w porządku - jęknął, wodząc wzrokiem za Jinem, który absolutnie nic nie robił sobie z jego fochów.

- Życie nie jest w porządku - odparł starszy chłopak, wycierając blat stołu z okruszków pozostałych po późnym obiedzie.

- Moje mogłoby być, gdyby nie ty - odciął się Taehyung. Yoongi zastanawiał się, kiedy chłopak zacznie tarzać się po ziemi w ramach protestu albo próby zwrócenia na siebie uwagi.

- No to w takim razie masz problem - Jin nadal był niewzruszony.

- Hyung, proooszę - Taehyung postanowił zmienić taktykę i próbując złapać za jinowy sweter, zrobił najbardziej słodką minę, na jaką było go chyba stać. Yoongi musiał przyznać jedno; chłopak nie był paskudny. Potrafił też całkiem nieźle wykorzystywać swój urok osobisty.

- Taehyung, nie. Nie pojedziesz z nami do babci Hoseoka - westchnął Jin, wychodząc na chwilę z pokoju.

Taehyung mruknął coś niezrozumiale i spojrzał ze złością na Yoongiego. Naprawdę zachowywał się jak rozpuszczony bachor, od kiedy dowiedział się, że babcia Hoseoka zgodziła się pozbyć demona (Yoongi wolał nie używać słowa wyegzorcyzmować) i jadą do niej, żeby jak najszybciej pozbyć się problemu.

- Na mnie nie patrz, nie mam tu nic do gadania - odpowiedział Yoongi od razu. Normalnie brak możliwości decydowania o swoim własnym życiu doprowadzało go do szału, ale tym razem było inaczej. Nie przejmował się zbytnio i postanowił robić tylko to, czego do niego oczekują. To było odświeżająco łatwe.

- Hyuuuung!! Proszę, na niczym w życiu mi tak nie zależało!! Zrobię dla ciebie wszystko! Chcę zobaczyć demona!! - krzyknął Taehyung.

- Nie masz żadnej godności - uświadomił go Yoongi, a młodszy chłopak wzruszył tylko ramionami. Widocznie to nie była najbardziej żenująca chwila w jego życiu.

- Zostajesz z Jungkookiem - zadecydował Jin, wnosząc do salonu dobrze znane Yoongiemu pudło z kamieniami. - Możesz jęczeć, ile ci się tylko podoba. Mam młodszego brata i pracuję w obsłudze klienta. Serio uważasz, że to robi na mnie wrażenie? - powiedział, kiedy tylko Taehyung znowu otworzył usta.

- Ale dlaczego nie mogę? - zapytał znowu, a Yoongi naprawdę powstrzymał się przed uderzeniem go w łeb tylko dlatego, że był cywilizowanym człowiekiem. I Holly leżał mu na brzuchu.

- Zostajesz z Jungkookiem - powtórzył Jin już kolejny raz. - I nie zmieścisz się w samochodzie - dodał.

- Ale tam są cztery miejsca - jęknął Taehyung, a Yoongi miał wrażenie, że chłopak naprawdę zaraz się popłacze. W dodatku to był całkiem rozsądny argument. Według Yoongiego nie istniał absolutnie żaden powód, dla którego Taehyung miałby z nimi nie jechać.

- Tam leży dodatkowa opona i nie ma wystarczająco dużo miejsca, żeby zmieściły się dwie osoby - Jin odpowiedział spokojnie, nawlekając kamienie na nitkę. Yoongi trochę podziwiał jego cierpliwość.

- Ale ja się zmieszczę... - zaczął Taehyung płaczliwie, ale Jin mu przerwał.

- Nie zmieścisz, bo wtedy Jungkook też chciałby jechać, Holly nie może zostać tak długo sam w domu, a Hoseok nawet cię nie zna, a ja cię zamorduję, jeśli za chwilę się nie uspokoisz.

- Moglibyśmy się zaprzyjaźnić z Hosoekiem - zaczął jeszcze raz niepewnie Taehyung, ale widząc minę Jina, jakoś umilkł, wzdychając tylko ciężko.

Yoongi nie miał większego problemu z tym, żeby chłopak z nimi jechał, ale Jin z jakiegoś powodu nie chciał nawet słyszeć o tym, że Jungkook miałby ewentualnie zostać sam na noc, gdyby wszystko się trochę przedłużyło.

- Może kiedyś poznasz Hoseoka, wkurwisz go i też cię przeklnie - powiedział Yoongi bez zastanowienia, próbując pocieszyć załamanego chłopaka, który chyba zdał sobie sprawę ze swej ostatecznej porażki.

- Hyung... - Taehyung spojrzał na niego olśniony. - To jest najlepszy pomysł na świecie!

Dopiero wtedy Yoongi zorientował się, że popełnił poważny błąd. Nie to, że Taehyung znał Hoseoka. Jednak teraz na pewno będzie chciał go poznać, a chłopak potrafił być, delikatnie mówiąc, uciążliwy. Hoseok może znowu się wściec i kogoś przekląć, a skoro już raz za swoje niepowodzenia życiowe obwinił Yoongiego, to teoretycznie może to zrobić znowu. Po minie Jina, który od jakiegoś czasu patrzył na niego zupełnie nieruchomo, wyczytał, że ten niekoniecznie mu pomoże po raz kolejny.

- Co? - zapytał zaczepnie, udając, że kompletnie nic widzi jeszcze problemu.

- Nic - wzruszył ramionami Jin. - Patrzę, jak się pogrążasz - powiedział uprzejmie, upijając niewielki łyk herbaty z jungkookowego kubka. Tego samego kubka, którego Yoongi pod żadnym pozorem nie mógł używać. Widocznie w tym domu panowały podwójne standardy.

- Przesadzasz - mruknął Yoongi, sięgając jednak po swoją komórkę i na wszelki wypadek wysyłając Namjoonowi wiadomość, żeby pod żadnym pozorem nie dawał nikomu więcej numeru albo adresu Hoseoka. Może nie byli już razem, ale Yoongi nie życzył mu jakoś szczególnie źle.

***

Jin był prawie pewien, że pomylili adres. Według wskazówek Hosoeka mieli jechać autostradą aż do siódmego zjazdu, a potem skręcić dwa razy w lewo. Takie instrukcje otrzymali w smsie, taki też adres pokazywał GPS, ale Jin wciąż nie był przekonany.

Stali na parkingu pływalni, na której tyłach była również sauna i to dość uczęszczana, bo co chwila widzieli jakąś babcię albo dziadka, którzy wchodzili do środka. Obok był bar ze smażonymi kurczakami i mały 7-Eleven. Dalej widział tylko kosmetyczki, fryzjerów, ale nic, co można by uznać za choćby trochę magiczne miejsce. Już ich zaplecze kawiarni i wąska alejka z czarnymi kotami miała według Jina więcej magii niż ta okolica.

- Nie patrz tak na mnie, Jin - mruknął Yoongi, gdy tylko ten zerknął na niego. - Nie mam pojęcia, dlaczego kazał nam tu przyjechać

Jin sprawdził godzinę na zegarku. Mieli jeszcze sporo czasu do zachodu słońca, ale i tak trochę się denerwował. Wczoraj ledwie przekroczył próg mieszkania, kiedy wracał po swojej zmianie w kawiarni, a ich nadprzyrodzony gość pojawił się w obiciu drzwi windy. Jin widział go, jak zamykał drzwi. Czuł też jego zapach. Ziemisty i mocny. Miał wrażenie, że czuje go przez całą noc. Nawet po prysznicu, nawet, gdy leżał już w łóżku, przez co on i Jungkook mieli za sobą nieprzespaną noc, bo co chwila zapalał lampkę, sprawdzając, czy na pewno w sypialni nie ma nikogo oprócz nich.

- Zadzwonić do niego? - spytał Yoongi

- Nie trzeba - odparł Jin. - Wejdźmy po prostu do środka i sprawdźmy - dodał i spojrzał na Yoongiego, który przytaknął wolnym ruchem głowy. Odruchowo spojrzał na budkę telefoniczną i na ich odbicie. Czysto, nie było śladu po demonie. Widział tylko profil Yoongiego, jego długi płaszcz i jasną, niebieską czapkę, która oddalała się od niego coraz bardziej. Jin poczekał jeszcze chwilę, obserwując, jak Yoongi wchodzi do środka.

Jedna myśl męczyła go od dłuższego czasu. Dlaczego demon nigdy nie przekroczył progu jego domu? Nigdy nie widzieli go w środku. Odbijał się tylko w drzwiach balkonowych i tyle. Ani razu nie ukazał się na powierzchni telewizora albo laptopa. Lustra też go nie pokazywały. Gdyby Jin był na miejscu Yoongiego, to pewnie sam byłby przekonany, że ma jakieś moce i to trochę go niepokoiło. A może po prostu te przedmioty, które sprzedawali w swoim sklepie, faktycznie miały jakieś nadnaturalne właściwości i nie był do końca takim oszustem, za jakiego się uważał.

- Ok wszystko? - głos Yoongiego wyrwał go z zamyślenia. Czekał na niego w progu, przytrzymując drzwi. Jin uśmiechnął się do niego słabo, mając nadzieję, że jego uśmiech nie wygląda sztucznie i wymuszenie.

- Tak - odparł. - Sprawdzałem tylko... linie geomantyczne - powiedział szybko, bez głębszego zastanowienia. Yoongi wydawał się to kupić, pokiwał nawet w zamyśleniu głową. Jin uśmiechnął się znów, mając nadzieję, że wygląda to naturalnie.

Poza demonem jeszcze jedna myśl od rana zaprzątała jego głowę. Starał się ją ignorować, odganiać jak natrętną muchę, ale gdy tylko patrzył na drugiego chłopaka, powracała do niego i Jin miał coraz większe problemy ze skupieniem się na czym innym.

To był ich ostatni dzień spędzony razem. Ten fakt, który na samym początku ich... układu, cieszyłyby go bardziej niż wygrana w toto-lotka, dziś sprawiał, że robiło mu się niedobrze i Jin nie wiedział dlaczego tak jest. A może raczej wiedział i nawet przed sobą nie chciał się do tego przyznać.

Gdy wypowiadał te słowa rano, na głos do lustra w łazience, starając uspokoić się i zrozumieć ich sens, jego język plątał się i mylił, wypowiadając każdą sylabę, pozostawiając w ustach gorzki posmak. Samo to powodowało, że chciał mieć ten dzień już za sobą. Jin i emocje nie szły w parze. Nigdy. Już dawno o tym postanowił. Ten dzień nie miał być wyjątkiem i tym bardziej chciał już móc o tym wszystkim zapomnieć. Wrócić do swojej codzienności.

- I jakie są w tym miejscu? - spytał Yoongi, przepuszczając go w drzwiach. - Te linie geometryczne..

- ...mancyjne - poprawił go automatycznie Jin. - Przecinają się tutaj. Może dlatego babcia Hoseoka wybrała to miejsce na spotkanie - mówił dalej, idąc za Yoongim wąskim korytarzem, który prowadził do recepcji. - Tam, gdzie przebiegają linie, magia jest silniejsza - wyjaśnił. Co prawda nie miał zielonego pojęcia, czy nawet jakiekolwiek przebiegały przez ten budynek, ale miał w końcu rolę do odegrania. Przyznanie się do tego, o czym naprawdę myślał też nie wchodziło w rachubę.

- Mmmm...- mruknął tylko pod nosem drugi chłopak i zatrzymał się przy recepcji. Nikogo nie było; nawet światło obok lady nie było zapalone. Czekała na nich tylko karteczka z napisem "zaraz wracam" i tyle. - To może jednak zadzwonię do Hoseoka? - zaproponował znów.

- Moż..- Jin urwał w połowie słowa. Zza drzwi po ich prawej stronie słychać było jakieś głosy. Po chwili otworzyły się i wyjrzała zza nich jakaś babcia. Wliczając nawet jej fikuśnie zawiązany na głowie, w baranie rogi, mały ręcznik, nie była wiele wyższa niż połowa drzwi. Była tak filigranowa, że Jin aż zamrugał oczami, upewniając się, czy dobrze widzi.

- Yoongi? - spytała go, mrużąc oczy.

- Nazywam się Seokjin, proszę pani - przedstawił się.- Kim Seokjin.

- Ja jestem Yoongi - powiedział od razu drugi chłopak, stając obok niego. Kobieta zmrużyła oczy, prychnęła coś pod nosem i otworzyła szerzej drzwi, machając na nich niecierpliwie ręką. - No wchodź żesz, nie mam całego dnia - mruknęła i kulejąc lekko, zniknęła z powrotem na korytarzu. Yoongi spojrzał na Jina, wzruszając ramionami.

- Nie znam jej - powiedział i poszedł za nią.

Korytarz był jasno oświetlony. Z daleka dobiegały ich głosy i muzyka i gdyby Jin nie wiedział, że znajdują się w budynku basenu, mógłby powiedzieć, że odbywa się tam jakaś impreza. Tak naprawdę to niewiele się mylił.

Gdy dotarli wreszcie do jego końca, ich oczom ukazała się sala, która musiała być częścią budynku sauny. Wyłożone błękitnymi kafelkami pomieszczenie było pełne osób w wieku babci, która zaraz zniknęła im w tłumie tak samo ubranych, starszych osób. Wszyscy mieli na sobie jednakowy, dwuczęściowy, błękitny kostium składający się z szerokich spodni do kolan i luźnego t-shirtu. Hoseok, który stał pośrodku sali, ubrany był identycznie i wydawał się zajebiście bawić. Wymachiwał butelką soju, opowiadając jakąś historię grupce stojącej wokół niego i nawet nie zauważył ich, gdy weszli. Dopiero, gdy stanęli prawie przy nim, spojrzał w ich stronę, uśmiechając się szeroko.

- Sorry, zapomniałem wam powiedzieć, że wejście jest z boku - przeprosił i szybko zaproponował im drinka. Yoongi od razu pokręcił głową. Seokjin miał zrobić to samo, nawet chciał powiedzieć to na głos, ale przerwała mu kobieta, która nie wiadomo kiedy, stanęła obok Hoseoka.

- Yoongi - powiedziała. Jin aż zadrżał, słysząc jej głos. Nawet nie musiał pytać kto to. Jej spojrzenie i opis, który dał mu młodszy chłopak kilka dni wcześniej, pasowały idealnie do babci Hoseoka. Mimo swojego niewielkiej postury i komicznej czapki z ręcznika w kształcie baranich rogów, wzbudzała szacunek, dlatego Jin siłą powstrzymywał się przed ukłonieniem się. Aż instynktownie schował się za Yoongim, który mierzył ją przeciągłym spojrzeniem. Kobieta nie wydawała się robić na nim wrażenia.

- Jihye - mruknął pod nosem. - Dawno się nie widzieliśmy; miło cię widzieć. - kobieta parsknęła i wybuchła nagłym śmiechem, klepiąc go po policzku. Nie wyglądało to na lekkie klepnięcia, ale Yoongi nie odsunął się. Wytrzymywał kolejne uderzenia,nie zmieniając postawy.

- Nigdy nie potrafiłeś kłamać - powiedziała z zadowoleniem, opuszczając rękę. Uśmiechnęła się szeroko. - Cieszę się, że to nasze ostatnie spotkanie.

- Babciu, daj spokój. Naprawdę - stojący obok niej Hoseok próbował wejść jej w słowo. Kobieta obruszyła się.

- Daj mi się nacieszyć! - powiedziała gniewnie. - Ta menda...

- Babciu - Hoseok znów jej przerwał i zwrócił się do Jina - To taki żart - zapewnił go, ale Jin wiedział, że nie jest to prawda.

Transparent, który zawieszony był na ścianie powiedział mu o wiele więcej, niż chciał wiedzieć. Wyglądało na to, że babcia Hoseoka zaprosiła połowę mieszkańców wsi na imprezę zerwaniową Hoseoka i Yoongiego. Musiało ją to bardzo cieszyć, bo nie żałowała na nią pieniędzy. Jedzenia i alkoholu, ustawionego pod transparentem było tyle, że można by powiedzieć, że są na czyimś ślubie. Hoseok podążył za wzrokiem Jina, który powoli zaczynał ogarniać sytuację.

- No dobra, nie żart - powiedział zrezygnowany. Yoongi i babcia stali naprzeciw siebie tak blisko, że ich czoła prawie stykały się.

- To... - Jin bał się zaryzykować pytanie. - To co my właściwie robimy? - powiedział wreszcie, obserwując z przerażeniem, że dołączają do tego zgromadzenia kolejne osoby i zaczynają dopingować Jihye.

- Wypędzamy demona - odparła starsza kobieta zwracając się w jego stronę. - Szykuj się, mały czarowniku.

***

Dopiero, gdy Jin klęknął na ręczniku rozłożonym na kafelkach, zrozumiał, dlaczego rytuał miał być przeprowadzony w saunie. Kafelki było łatwo posprzątać po tym, co właśnie się działo, a właściwie co było rozlewane dookoła i na Yoongiego, który siedział pośrodku ciasnego kręgu, stworzonego ze znajomych babci Hoseoka. Ramiona chłopaka drżały i Jin nie był pewien, czy było to spowodowane strachem, czy było mu po prostu zimno. Jego koszulka, identyczna jak te, które prawie wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu mieli na sobie, miała krótki rękaw i była teraz mokra od wylewanego na jego plecy alkoholu. Jin czuł się pijany od zapachu soju i monotonnej muzyki, którą przygrywał na bębnach pierwszy rząd zgromadzenia, siedzący najbliżej Yoongiego.

- Słońce - zaintonowała głośno jedna z kobiet grająca na czymś co wyglądało jak lira. Za nią podążył chór osób i Jin miał wrażenie, że od wibracji wywołanych ich głosami i dźwiękami instrumentów, cały sufit zaraz się na nich zawali.

Muzyka odbijała się od wykafelkowanego sufitu echem i wzmocniona nim trafiała do nich. Mógł przysiąc, że czuł ją gdzieś głęboko w trzewiach. Bąblowała, rozrywała coś w jego klatce piersiowej, coraz mocniej i szybciej.

- Księżyc - zaczął mruczeć rząd naprzeciw Jina, gdy tamten dźwięk wybrzmiał do końca.

Na to, Jihye wzięła głęboki łyk z butelki soju i zaczęła pluć dookoła głowy Yoongiego, tworząc wokół niej biały obłok, który wolno opadał na posadzkę. Jin nie potrafił opanować swojej mimiki i mimo woli skrzywił się. To było obrzydliwe. Zarżnięta świnia, ustawiona na stoliku przed banerem imprezowym, otoczona darami i świeczkami, robiła na nim jakoś mniejsze wrażenie. Przeniósł wzrok z gruszki wsadzonej w jej pysk, na babcię Hoseoka.

Wachlarz, który trzymała w drugiej dłoni, przecinał stworzony przez nią alkoholowy obłok, raz za razem, z prędkością, której nie spodziewał się po tak drobnej staruszce.

Hoseok, któremu kazała robić to samo, ledwo za nią nadążał. Oboje, jako jedyni w saunie, ubrani byli w długie, białe, powłóczyste szaty, które Jin widział tylko na obrazkach w książce do historii. Jeszcze jakieś dwadzieścia minut temu, na sam widok Hoseoka i jego babci, chciało mu się śmiać. Ich śmieszne baranie rogi, pozwijane z ręczników, gibały się na boki, gdy się sprzeczali między sobą. Teraz, Jin musiał przyznać, że był onieśmielony. Pociągła, przystojna twarz Hoseoka, nabrała ostrości i powagi, gdy tylko ubrał szamański strój. Widać było, że nie czuł się w nim pewnie i jest to dla niego nowość, ale gdy tylko zaczął się rytuał, jego postawa zmieniła się. Jego twarz zmieniła się. Jego babcia sama przeszła podobną transformację. Teraz, gdy jej długie włosy, zostały upięte w misterny kok i nałożyła na siebie hanbok, wyglądała wręcz porażająco. Jin starał się na nią nie patrzeć, ale nie potrafił oderwać od niej wzroku. Wachlarz został odrzucony na bok i w ruch poszły dzwonki, a Jin z przerażeniem stwierdził, że ludzie siedzący przed nim rozchodzą się, robiąc mu miejsce.

Nie taki był plan. Tak naprawdę myślał, że tylko podwiezie Yoongiego pod wskazany adres i poczeka. Najlepiej w barze z kurczakami obok. Jednak jakoś się nie złożyło i zanim sam się zorientował, siedział wraz z innymi gośćmi w wytyczonym kręgu.

- Ja? - spytał zaskoczony, pokazując na siebie. Hoseok machnął w jego stronę ręką. - No... no dobra - zająknął się. Wstał wolno z klęczek i podszedł do Yoongiego, który wciąż patrzył na podłogę i nawet nie zareagował, gdy Hoseok usadził Jina przed nim. - I co teraz?

- Trzymaj go po prostu - powiedział mu na ucho. - Mocno - dodał i położył rękę na plecach Yoongiego, który podniósł głowę. Wyglądał, jakby dopiero teraz zobaczył, że Jin siedzi przed nim. Jego źrenice były nienaturalnie rozszerzone i Jin prawie nie widział jego tęczówek.

- Jin? - widać było, że jest zdziwiony jego obecnością. Jin zdjął z jego głowy ręcznik, który przekrzywił się i wyglądał jakby miał zaraz mu spaść z głowy.

- Daj mi to - Nie zdążył nawet go odłożyć na ziemię, gdy Yoongi zaczął się trząść, jak w jakiejś gorączce, patrząc za coś za jego plecami.

Jin odwrócił się szybko, ale poza świniakiem i babciami walącymi w bębny, nie zobaczył nic. Ich baranie czapki podskakiwały w takt melodii i Jin nie potrafił powstrzymać się przed myśleniem o Taehyungu i Jungkooku, którzy sami, jakiś czas temu, pomagali mu w rytuale, a raczej, w parodii rytuału. To, co widział dziś, nie było nawet w jednej trzeciej podobne do tego co oni wyrabiali na tyłach kawiarni. Przeniósł wzrok na Hoseoka

- Co mu jest? - spytał go. Chłopak, klęknął za Yoongim i zaczął go obracać w swoją stronę. Nie musiał nic nawet mówić Jinowi. Ten od razu, instynktownie, złapał go w pasie i przysunął do siebie. Yoongi dalej drżał, nawet bardziej, chociaż możliwe, że tylko mu się wydawało.

Hoseok siedział jeszcze przez chwilę przed nimi, uważnie ich obserwując, a potem wstał i Jin poczuł, że on sam też zaczął dygotać jak osika. Zaczęło to się tak naprawdę, gdy twarzy Hoseoka była jeszcze w zasięgu jego wzroku. Jakby jego ciało wiedziało coś, zanim jego oczy, zarejestrowały maszkarę, która stała przed nimi, za Hoseokiem, i za granicą z rozlanego alkoholu.

Druga, potężna fala drgawek, uderzyła go, gdy chłopak odszedł już na bok i teraz mógł widzieć demona w całej swojej okazałości.

- Będzie ok - powiedział cicho do Yoongiego. - Będzie dobrze - mruczał dalej pod nosem, nie bardzo wiedząc, czy kieruje te słowa do samego siebie, czy do chłopaka, który łapał za jego ręce z taką desperacją, że Jin wiedział, że na pewno zostaną po tym siniaki.

Demon, mimo że nie posiadał twarzy, w jakiś sposób wyglądał na zadowolonego z siebie. Jin nie potrafił powiedzieć, dlaczego tak myśli. Może dlatego, że nie odbijał się tylko na płaskim kawałku, przezroczystego materiału, jak do tej pory, tylko mógł pokazać się im w swojej pełnej formie. Widział jego mięśnie, jego odbijającą światło świec, śliską skórę, która wydawała się realna i miękka i była trójwymiarowa. Gdy taśmy, zawieszone przy grzechotkach Hoseoka, zatrzymały się na przedramionach demona, był już pewien, że jest w pełni materialny.

- Jin..- zaczął Yoongi, próbując wycofać się. Chłopak trzymał go jednak mocno w pasie - To jest... to jest...

- Tak - wyszeptał Jin, obserwując maszkarę, która niewiele robiła sobie z taśm Hoseoka, które były zawiązane teraz wokół jego ramion. Przez chwilę wydawało mu się, że demon chce podejść bliżej, że przejdzie za alkoholową barierę wokół nich, ale tak się nie stało. - To on

- Nie, nie, nie...- głos Yoongiego brzmiał teraz bardziej jak jęk.

Babcia Hoseoka stanęła przed nimi i zaczęła intonować jakąś nową pieśń, którą podchwycili zaraz inni ludzie. Ryż zaczął sypać się na nich jak deszcz, z każdego kierunku i Jin miał w pierwszej chwili wrażenie, że śnieg zaczął padać we wnętrzu tego wykafelkowanego pomieszczenia.

Wszystko wydawało się dziać w tym samym momencie. Kolory i zapachy atakowały go z każdej strony. Smród gnijącego mięsa, ziemia i bagniska, kadzidło, chlor wody z jacuzzi w rogu pomieszczenia... Wszystko to mieszało się i walczyło ze sobą o dominację.

Yoongi wyciągnął przed siebie rękę. Jin widział ją wyraźnie pośród chaosu bieli, czerwieni i czerni, które wirowały wokół nich i na których próbował skupić wzrok

- To Hoseok, Jin. To Hoseok - powtórzył cichym głosem. Wzrok Jina podążył w kierunku, który wskazywał mu drugi chłopak i mógłby przysiąc, że jego serce zatrzymało się w tym momencie. Yoongi miał rację.

Demon naprawdę wyglądał jak Hoseok. Dopiero teraz, gdy chłopak upuścił grzechotki na ziemię, a chowaniec był cały obwiązany taśmami, Jin dojrzał to podobieństwo; wysokie kości policzkowe, te same umięśnione ramiona, nawet rana na prawym palcu, którą Hoseok zrobił niechcący sobie podczas ustawiania ołtarza, u demona była taka sama.

- To jego złość - wyszeptał cicho Jin starając się nie zgubić z pola widzenia Hoseoka, który wyglądał, jakby właśnie odkrył to samo. Wydawał się zszokowany tym podobieństwem i widać było, że ma ochotę uciec z kręgu. Jin widział panikę w jego oczach. Gdy babcia podała mu dwa, złote miecze, wyglądał jeszcze gorzej. Pobladł, odtrącił je jednym, zdecydowanym ruchem ręki, ale staruszka nie poddawała się. Zdjęła z pasa taśmy, które miała tam przewiązane i zawiązała je na nadgarstkach chłopaka.

- Teraz - warknęła tonem nieznoszącym sprzeciwu i dopiero to podziałało na Hoseoka.

Jin złapał mocniej Yoongiego w pasie. Pierwsze cięcie było szybkie. Tak szybkie, że obaj nie zdążyli go zarejestrować. Miecz przeszedł przez demona gładko jak przez masło. Nie było krwi, nic.

Tylko krzyk. Głęboki i rozdzierający, a potem Hoseok stracił równowagę i ostrze wylądowało między rozwartymi nogami Yoongiego, który musiał wtedy zemdleć. Jin czuł, jak jego mięśnie rozluźniają się i staje się coraz cięższy i cięższy. Próbował go złapać. Naprawdę próbował to zrobić, zanim nie uderzy głową o podłogę. Wtedy przyszedł drugi cios. Drugim mieczem, który świsnął obok ucha Jina, który sam od razu poczuł się lekko. Upadając z Yoongim na podłogę, widział jeszcze, jak taśmy wolnym ruchem opadają na ziemię a demon rozchodzi się w powietrzu niczym mgła.

Ostatnie ziarna ryżu upadły obok niego i na jego własne powieki, które chciały pozostać otwarte. A potem... a potem nie było już nic. 


a/n: jak już ostrzegałam i mówiłam, nie umiem pisać romansów C: więc jeśli jeszcze ktoś jest zaskoczony brakiem tego wątku to serio.... nie powinien być

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro