5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Deszcz nie przestawał padać. Grube krople uderzały raz po raz w parasolkę Jina, wydając głuchy dźwięk. Chłopak  łapał się na tym, że im mocniej i szybciej wystukiwały rytm na materiale, tym szybciej szedł, nie czekając nawet na Yoongiego, który ledwo za nim nadążał.

Dość długo kluczyli po zaułkach dzielnicy. Głównie dlatego, że Jin nie chciał, żeby chłopak mógł łatwo znaleźć miejsce, do którego szli, ale również dlatego, że Jungkook co chwila wysyłał mu wiadomości i prosił o więcej czasu. Jin do końca nie wiedział, co planowali z Taehyungiem, ale może to i dobrze. Nie wiedział, czym ma się stresować i dzięki temu nie analizował potencjalnych zagrożeń ich planu i nie wymyślał im różnych, fantastycznych zakończeń. Gdy Jungkook wreszcie wysłał mu wiadomość, z krótkim: "już" zatrzymał się gwałtownie.

- Co... - zaczął pytać Yoongi, ale Jin machnął szybko ręką, zatrzymując go w połowie zdania.

- W prawo - powiedział głębokim, nawiedzonym głosem, którego używał podczas nagrywania filmików na Youtubie i skręcił między dwa obdrapane, ceglane budynki.

Nie widział reakcji Yoongiego, ale mógł przypuszczać, że jest trochę zaskoczony tym, co widział. Okolica wyglądała dość obskurnie, niezbyt magicznie i wydawało się, że łatwiej tam było kupić crack, dostać kosę pod żebra, a nie magiczne oczyszczenie.

Okoliczne koty, widząc nadchodzącego Jina, od razu zaczęły wyskakiwać ze śmietników i gdy wreszcie dotarli z Yoongim do końca zaułka, czekała na nich już na nich cała gromada, która rywalizowała między sobą o względy Jina. Chłopak schylił się i pogłaskał najmniejszego z nich pod brodą.

- Nie mam dziś nic dla was - powiedział cicho do kotów, tak żeby stojący za nim Yoongi go nie usłyszał. Zazwyczaj pod koniec dnia rozsypywał w alejce resztki, które wygrzebał z kawiarnianych śmieci. Jakieś mięso, czasem zostawiał im mleko, którego nie mogli wykorzystać następnego dnia. Zdecydowanie w tej alejce był królem. Przynajmniej dla kotów.

- To... pańskie? - spytał Yoongi, gdy Jin podniósł się z klęczek i wyłowił z kieszeni klucz na zaplecze kawiarni. Chłopak patrzył na niego przez chwilę zaskoczony. - Koty w sensie - mówił dalej Yoongi, pokazując na stado prawie dziewiętnastu czarnych zwierzaków, które wiło się pod nogami Jina, starając się zyskać jego uwagę. - Wiedźmy mają chowańce, prawda?

- Jestem wróżem - odparł automatycznie Jin, chociaż nawet to nie była do końca prawda. Nie chciał się kojarzyć z jakimś starym, nawiedzonym, grubym dziadem. Wolał określenie coach astralny, brzmiało nowocześnie i profesjonalnie. - I...- zawahał się. Nie powinien kłamać. Już wystarczy podpowiadało mu sumienie, ale usta zrobiły swoje. Jeśli czarownice mają chowańce i przez to wydają się bardziej magiczne, to wróż RJ też je będzie miał. Postanowione. - Tak, to moje - dodał szybko i włożył klucz do zamka. Zawahał się przez chwilę. Chyba powinien najpierw sam sprawdzić, co Jungkook i Taehyung tam nawyrabiali, zanim zabierze Yoongiego do środka. Przekręcił wolno klucz, ale nie pociągnął drzwi do siebie.

- Mają jakieś imiona? - pytał dalej Yoongi, jakby nie zauważając jego wewnętrznego kryzysu.

Jin spojrzał na niego. Imiona? To były koty, po prostu koty. Nigdy żadnego nie nazwał, no może oprócz tego najmniejszego, bo przypominał mu Jungkooka i jego robocze imię brzmiało Junior, chociaż nie było wśród zwierzaków żadnego Seniora. Ich ojciec nie zasługiwał na to, żeby ktokolwiek nosił po nim imię. Nawet kot.

- Junior - wymamrotał cicho, przeklinając się od razu w głowie. Za mało magicznie, zupełnie niemagiczne - Belzebub - dodał niepewnie.

- Junior Belzebub? - upewnił się Yoongi.

- Johnny Asmodeusz - Jin pokazał palcem na dużego, starego kota w kącie alejki. - Azazel Lucas - machał dalej ręką, ogarniając stado wzrokiem. - Mark ee.... - wymieniał dalej, jakby coś go opętało. Dobrze, że Jungkook miał ostatnio fazę na boysbandy, więc znał imiona wszystkich członków NCT na pamięć. - Demogorgon - zakończył koślawo i wcisnął chłopakowi swoją parasolkę do ręki.

Może i znał imiona całej osiemnastki z NCT, ale z jego wiedzą na temat demonów było już gorzej i nie zamierzał dać się na tym złapać. Musiał działać

- Potrzymaj to - rozkazał chłopakowi, który spojrzał na niego zaskoczony. - Zaraz wracam, pięć minut - dodał pośpiesznie i wszedł do środka, zostawiając Yoongiego z kotami, które widząc to, zaczęły drzeć się w niebogłosy. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, poczuł na swoim ramieniu czyjąś rękę.

- Gdzie on jest? - spytał Taehyung. Tyle wystarczyło, żeby Jin krzyknął głośno.

- Ja pierdolę, Tae - powiedział na wydechu, łapiąc się za serce - Pojebało cię? - spytał i zdjął mu z twarzy białą, a właściwie to szarawą, poplamioną czymś, co wyglądało jak krew, szmatę, którą miał owiniętą wokół twarzy.

- Mówiłeś nam, że ma być magicznie i że mamy nie pokazywać twarzy! - zaprotestował chłopak. Jin popchnął go w głąb zaplecza.

- Magicznie, a nie psychopatycznie. Wyglądasz jak jakiś świr morderca - powiedział szybko.

Zerknął na ścianę po swojej lewej stronie. Wory z kawą i kartony z mlekiem zostały uprzątnięte i zamiast nich na półkach poustawiane były słoje z czymś, co wyglądało podejrzanie jak pikle i kimchi, ale Jin nie zamierzał w to wnikać. Wydrukowane naklejki z magicznymi runami i symbolami przyklejone na ich przedzie przykuwały uwagę, więc była szansa, że Yoongi też nie będzie się im za bardzo przyglądać. Gdy przeszli przez wąski korytarz i dotarli wreszcie do zaplecza, w którym były zamrażarki, spiżarnia i ich mały kącik socjalny, Jin zatrzymał się gwałtownie.

- Podoba ci się? - spytał, widząc jego zdziwienie, siedzący w narysowanym kredą pentagramie po środku sali, Jungkook. Miał na sobie brązową szatę, którą Jin rozpoznał od razu ze szkolnej imprezy Halloweenowej, na której młodszy chłopak był dwa lata temu. Była na niego za mała, z widocznym logo Gryffindoru na lewej piersi, ale przez to, że chłopak ubrany był w czarny strój pod spodem, nie wyglądał jakby dawno z niej wyrósł.

- Musisz to zerwać - powiedział od razu Jin, pokazując na tarczę gryfonów. - Masz jakąś maskę albo coś? - spytał.

Jungkook zarzucił na głowę kaptur. Jego twarz od razu zginęła w cieniu. Jin pokiwał z zadowoleniem głową i zaczął ogarniać wzrokiem całą salę. Tablica z dyżurami razem z całym kącikiem socjalnym zniknęła za czerwoną kotarą, którą Taehyung i Jungkook jakimś cudem przytroczyli żyłką do sufitu i wyglądała, jakby lewitowała nad ziemią. Przed nią leżały poduszki z ich własnego salonu, a po jej lewej stronie, tam gdzie powinny być wąskie i niskie zamrażarki, znajdowała się czarna tkanina, skutecznie przesłaniająca to, co było za nią. Nie było widać ani półek, ani chłodziarek, ani drzwi prowadzących do korytarzyka do kawiarnianej sali.

Światła też nie było za dużo. Ot, kilka świeczek, mniejszych lampek, obok których ktoś rozsypał kryształy, używane czasem przez Jina podczas nagrań. Całe pomieszczenie pachniało przyjemnie wanilią i czymś kadzidlanym. Jin musiał przyznać, że podobał mu się ten zapach.

- Spoko - powiedział wreszcie, zdejmując z siebie płaszcz. - Naprawdę, całkiem nieźle wam to wyszło - chwalił dalej, szczerzącą się do niego, pozostałą dwójkę.

- Co nie? - spytał go Taehyung. - Chyba odkryliśmy swój talent - powiedział zadowolony. Jin wydął usta w zamyśleniu.

- Macie jakąś muzykę, jak was prosiłem? - spytał. - Zaraz zacznie się najgorsza godzina w kawiarni i wszystko będzie tu słychać.

- Jest - odparł Jungkook i pokazał pilota w ręku. - Jak tylko go tu przyprowadzisz to ją włączymy - Taehyung podał Jinowi małe lusterko i puder, który chłopak od razu zaczął nakładać na twarz. Rozsmarował go jednym, ciągłym ruchem gąbki i zamarł. Jego policzek i żuchwa mieniły się milionami, drobnych .... - Kurwa - zaklął, próbując zetrzeć highlighter wierzchem dłoni. - To nie jest puder.

- Miałem ci przynieść z domu różowe opakowanie - zaprotestował od razu Taehyung. - Tak mi napisałeś 'różowe opakowanie z kosmetyczki'.

Jin spojrzał na tył kosmetyku. Czerwone, opakowanie było czerwone. Westchnął cicho. Mógł sam sprawdzić, zanim zaczął cokolwiek nakładać na twarz. Teraz było już za późno. Yoongi czekał na niego, stojąc na deszczu i nie mogą zajmować zaplecza kawiarni w nieskończoność. Jin złapał mocniej gąbkę między palce i rozsmarował na drugim policzku tyle samo tłustego kosmetyku. Yoongi nie zauważy, tu jest tak ciemno, że będzie OK; pocieszał się w myślach.

- Mam ci dać wodę, chcesz to zmyć? - spytał cicho Jungkook. Jin pokręcił głową.

- Za późno - mruknął.- To jaki jest plan? - zmienił szybko temat. Wyrwał z ręki Taehyunga kolejne opakowanie. Trochę różu nie zaszkodzi, już i tak będzie się świecić jak choinka.

- Wchodzicie, kolesia sadzasz w pentagramie...- zaczął czytać z kartki Jungkook. - Okadzasz go, musi zapalić świeczkę, ty drugą. My bębnimy w bębny i inne takie, a ty w tym czasie musisz do niego gadać... no i w sumie tyle mamy.

- Tylko tyle? - zdziwił się Jin, przestając nakładać makijaż. Jungkook wzruszył ramionami. - Co mam do niego gadać?

- No...rzeczy hyung. Jesteś w tym dobry, w rozciąganiu tematu i ściemnianiu - Jin skrzywił się na to pochlebstwo. Jego własny, rodzony brat podziwiał go za kłamanie. To nie był dobry znak. - Dasz radę. Po prostu rób to co zwykle, a my się dopasujemy - zakończył młodszy chłopak.

Jin westchnął i potarł mocno twarz rękoma w frustracji. Po cholerę się na to zgadzał, po cholerę. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, co zrobił patrząc na swoje upstrzone brokatem ręce.

- Kurwa - powiedział cicho. Dobra, spokój, wdech, wydech. Musi się uspokoić i zacząć to przedstawienie. Wydech. Odwrócił się na pięcie w stronę wejścia. Biała ściana, upstrzona plakatami i stojącymi na półkach plastikowymi opakowaniami uderzyła go po oczach.

- Nie zdążyliśmy zrobić tej ściany - powiedział Taehyung. - Po prostu każ mu zamknąć oczy i się nie odwracać, czy coś...

- Czy coś...- powtórzył po nim cicho Jin. Słodki labrador, ubrany w strój wróżki, z miesiąca października patrzył na niego smutnymi oczami z kalendarza. - Czy coś...- dodał jeszcze raz. To nie może się udać.

***

Yoongi o dziwo nie był zły na niego, mimo że na pewno czekał więcej niż pięć minut. Był grzeczny aż do bólu i gdy szli wąskim korytarzykiem w głąb zaplecza, wciąż zapewniał Jina, że nic takiego się nie stało,.

- Jest kilka zasad, o których muszę panu najpierw powiedzieć - zaczął Jin, gdy zakończyli pierwszą, uprzejmą wymianę zdań. - Podczas rytuału oraz całej drogi powrotnej do domu proszę się nie odwracać. Cokolwiek by się działo. Cokolwiek by pan słyszał, proszę tego nie robić - powiedział, zatrzymując się niedaleko półki z przetworami. W sali, na zapleczu, leciała już cicha muzyka, która wydawała mu się w jakiś sposób znajoma, ale zignorował to. - W środku znajduje się dwójka moich asystentów. Proszę nie łapać z nimi kontaktu wzrokowego. Czy to jest jasne?

- Tak - odparł cichym głosem Yoongi. Wciąż patrzył na Jina w taki sposób, że powoli robiło się to niekomfortowe, ale chłopak musiał przyznać, że wolał to, niż gdyby MY, koleś od demonów, rozglądał się dookoła i szukał jakiś niedociągnięć. Miał tylko cichą nadzieję, że jednak nie chodziło o jego niedorobiony make-up.

- Na pewno? - upewnił się jeszcze. Yoongi poważnie skinął głową.

- Ok, to... zaczynamy - Jin poprawił kołnierz t-shirtu i wszedł pierwszy do sali.

Takty znajomej melodii z Harrego Pottera otoczyły ich z każdej strony. Taehyung i Jungkook musieli rozstawić wokół całej sali głośniki i robili z nich właśnie użytek. Jin uśmiechnął się nerwowo. Zabije ich, postanowił i odwrócił się w stronę Yoongiego dramatycznie.

- Proszę wejść do środka - zachęcił chłopaka, pokazując na pentagram namalowany na ziemi. Chłopak rozglądał się niepewnie dookoła. Jin na całe szczęście złapał go za ramię, zanim ten zdążył złapać wzrokiem Taehyunga, który pokazywał właśnie Jinowi uniesione dwa kciuki i zanim zerknął na ścianę z kalendarzem w słodkie pieski. - Nie odwracać się - przypomniał Yoongiemu.

- Ach, tak. Przepraszam - wymamrotał chłopak i bez dalszych problemów kucnął po środku sali w pentagramie. Jin stanął przed nim.

- A teraz zamknij oczy - rozkazał i wyjął z kieszeni skrypt, który przygotowali mu Jungkook i Tae.

Zapalanie świeczek, OK. To może zrobić. Ręka jego brata wychyliła się zza kotary i Jumgkook bez słowa podał mu zapałki, świeczki i szałwię, którą używało się do oczyszczania domów ze złej energii. Jin ścisnął go za ramię w podziękowaniu i klęknął przed Yoongim.

- Zaczniemy od oczyszczania energii personalnej - powiedział, celowo zniżając głos. Złapał chłopaka za lekko drżące dłonie i podał mu świeczkę.

- Co to jest? - spytał Yoongi lekko przerażonym głosem. Przejechał jednym palcem wzdłuż jej długości. - RJ?

- To świeczka dla twoich przodków - powiedział szybko Jin i zerknął znów do skryptu, a potem przeniósł wzrok na alarm przeciwpożarowy.

Rytuał zakładał okadzanie, ale nie był pewien, czy alarm był odłączony. Zerknął spanikowany na Taehyunga, który miał już w rękach krzesło i z pomocą Jungkooka gramolił się do skrzynki rozdzielczej zaraz przy wejściu do sali, niebezpiecznie blisko pleców Yoongiego.

- Przedtem jednak...- kontynuował Jin w miarę spokojnym tonem. - Muszę odmówić modlitwę i oczyścić twoje czakry - wstał z miejsca i zaczął zapalać powoli miotełkę z szałwii.

Na początku nie działo się nic. Liście nie chciały złapać ognia, być może były zbyt świeże, ale po chwili buchnęły już wysokim płomieniem.

- Co zostało uczynione...- zaczął mruczeć pod nosem. - Niech będzie odczynione. Złe energie, złe myśli..- spojrzał na Taehyunga i Jungkooka, którzy wciąż majstrowali przy skrzynce. - Złe postępowanie - powiedział, mocno akcentując każde słowo, nie spuszczając przy tym wzroku ze swojego brata i Taehyunga. - Powolne działanie... - zerknął na Yoongiego, który wydawał się nasłuchiwać czegoś.

Bez myślenia, położył mu rękę na czubku jego głowy i przytrzymał go tak na wszelki wypadek, gdyby jednak Jungkook zwalił się z krzesła i chłopak chciał zobaczyć co tam się dzieje.

- Co zostało uczynione, niech będzie odczynione... - zaczął powtarzać, bo tylko tyle nauczył się z zaklęcia przeczytanego rano w internecie. Wreszcie Jungkook wyrwał jakiś kabel ze ściany i skrzynka przestała się świecić.

Jin dmuchnął mocno w żarzącą się szałwię i jej dym buchnął prosto w twarz Yoongiego, a potem szarym, gęstym kłębem uniósł się do góry i otulił alarm przeciwpożarowy. Jin aż skulił się w sobie, ale na szczęście nic się nie stało. Zakreślił krąg w powietrzu miotłą i zaczął okadzać Yoongiego z każdej strony.

- Niech będzie odczynione... - powiedział ostatni raz i wcisnął klęczącemu chłopakowi miotełkę do ręki. Jin wrócił na swoje poprzednie miejsce i klęknął przed pentagramem. - Jesteś gotowy? - spytał Yoongiego uroczyście. Odpowiedziało mu lekkie skinienie głową. - Otwórz oczy - rozkazał mu, co chłopak zaraz zrobił.

Wyglądał na lekko zagubionego co w jakiś sposób wydawało się Jinowi urocze. Na tyle, że musiał stłumić uśmiech i swój zawód, który zaraz zaatakował jego myśli. Widzieli się dziś po raz pierwszy i ostatni raz.

- Teraz musisz zapalić świeczkę i myśleć o swoich przodkach. Ja zrobię to samo, ale najpierw trzeba zrobić to... - zaczął wyjaśniać i wyjął z kieszeni spodni bransoletkę z różowymi kwarcami, którą przewiązał Yoongiemu na nadgarstku. Jednym z jej elementów był znak nieśmiertelności, który Jin samodzielnie tam umieścił rano podczas śniadania. Skoro facet płacił już tyle kasy, to otrzyma pełen pakiet premium jego najlepiej sprzedającego się zestawu na wychodzenie z kryzysu, który Jin sprzedawał w swoim sklepie internetowym. - Musimy cię uziemić.

- Co to? - spytał Yoongi obserwując jak Jin eksperckim ruchem zawiązywał kolejny supeł.

- Kwarc różowy - odparł. - Na nerwice, polepszenie relacji międzyludzkich, miłość i takie przypadki jak twój - wyjaśnił szybko i zaraz zabrał się za zawiązywanie kolejnej bransoletki, tym razem filoletowej, na drugiej ręce chłopaka. - To są ametysty - wyjaśnił od razu - Kamienie bardzo wysokich wibracji. Wspomogą twoją czakrę i pomoże w ich oczyszczeniu - gadał teraz już jak nakręcony. To były znacznie bliższe mu tematy. Gdy skończył złapał Yoongiego za obie ręce i wcisnął w nie zapałki. - Teraz - powiedział do niego.

Siedzący za nim Jungkook i Taehyung wyjęli swoje instrumenty i zaczęli na nich grać. Najpierw cicho i spokojnie. Jakby niepewnie, jednak z każdą sekundą dźwięk bębna Jungkooka wzbierał na sile. Zapałka zapaliła się, świeca Yoongiego też i Jin ze zdziwieniem stwierdził, że nie zauważył nawet, kiedy muzyka z Harrego Pottera wyciszyła się. Odpalił od jego świeczki swoją.

- Myśl o przodkach - powiedział do Yoongiego, który wpatrywał się w niego z przerażeniem. Jin zgasił kilka lamp dookoła niego. Lepiej, zrobiło dużo lepiej się. Ocenił szybko wystrój. Straszniej, ciemniej. - Przodkach! - krzyknął, przekrzykując dźwięk fletu Taehyunga.

Drzwi prowadzące do kawiarni, znajdujące się za czarną kotarą, zaczęły się trząść. Ktoś próbował wejść do środka. Yoongi spojrzał w ich stronę.

- Zamknij oczy - powiedział od razu Jin na wszelki wypadek. Złapał wzrokiem Taehyunga, który był ledwo widoczny w panujących ciemnościach. Pokazał mu szybkim ruchem dłoni, że potrzebuje jakiejś przepaski dla Yoongiego. Flet młodszego chłopaka wydał przeraźliwy dźwięk, gdy ostatni raz w niego dmuchnął i zdjął ze swojej szyi cienki, czarny szalik, który zmiął i rzucił Jinowi.

Jin zawiązał go szybko na oczach klęczącego przed nim chłopaka.  Łomot drzwi ucichł, ale Jin czuł, że zaraz wróci. Muszą kończyć ten cyrk i to szybko.

- Na księżyc i wodę, na wiatr i ogień - gadał dalej nawiedzonym tonem, okrążając Yoongiego. - Na cztery wiatry - pokazał Jungkookowi, że mają podkręcić tempo.

On sam coraz szybciej chodził dookoła pentagramu, obserwując drżące ramiona chłopaka, który ściskał nerwowo w dłoniach świeczkę. Rytm bębna wzmagał się. Coraz bardziej i bardziej. Był tak głośny, że na pewno było słychać go było teraz na zewnątrz budynku. Fujarka Taehyunga nie pozostawała w tyle. Jej przeraźliwy świergot powodował, że kryształy rozsypane na lodówkach podskakiwały w rytm jej melodii. Dopiero po dłuższej chwili Jina uderzyło, co ta dwójka z takim zapałem wygrywała. Oczywiście, że była to wejściówka do Animal Crossing. Ja pierdolę, kurwa pomyślał z desperacją Jin.

- Odejdź demonie - Jin zawył modulowanym tonem. - W czeluść piekielną, tam gdzie twoje miejsce! - Wszedł do środka pentagramu. Drzwi prowadzące do kawiarni, znajdujące się za czarną kurtyną zaczęły drżeć. Ktoś znów łomotał w nie i naciskał klamkę.

- Na wieki, na zawsze. Niech wrota zamkną się za tobą - wył dalej jak opętany i złapał za ramiona Yoongiego.

Chłopak wydawał się spięty. Niewiele myśląc, Jin, wyjął z jego dłoni świecę, zdmuchnął ją i wyrzucił za okręg. Wydawało mu się to w tym momencie w jakiś sposób właściwe.

- Odjedź - wydarł się znów i tym razem przesunął dłonie na kark chłopaka i zaczął mocno uciskać. Yoongi nie spodziewał się tego, on sam z resztą też, ale chłopak był tak spięty, że Jinowi aż zrobiło się go szkoda. Może i cały ten rytuał to był jeden wielki bullshit, ale chociaż to mógł zrobić na serio. Potrafił robić całkiem przyzwoity masaż.

Nie zdążył jednak zrobić za wiele, bo piosenka chwilę potem ucichła, więc i on wyskoczył z pentagramu. Jin dał tej ciszy wybrzmieć. Już nie dla samego efektu grozy, ale dla samego siebie. Musiał to jakoś efektownie zakończyć. Przez chwilę szukał wzrokiem czegoś przydatnego, czegoś czym może przerwać tą ciszę. Sięgnął po stojące na półce opakowanie soli i zaczął ją rozsypywać dookoła Yoongiego. Jej małe ziarna trafiały co chwila w chłopaka, ale ten nie odezwał się ani słowem. Dyszał tylko ciężko, jakby przebiegł właśnie kilka kilometrów.

- Jak się czujesz? - spytał Jin cicho i sam się zdziwił tonem swojego głosu. Nawet sam przed sobą musiał przyznać, że wydawał się zatroskany.

- To...to już koniec? - spytał chłopak i zaczął ściągać z oczu opaskę. Jin powstrzymał go w ostatnim momencie.

- No tak. Nie odwracać się i nie patrzeć - Yoongi wymruczał pod nosem. Podrapał się policzku. - Lepiej jakoś - odparł wreszcie na pytanie. - Lżej - dodał po chwili, co zdziwiło Jina. Czyżby miał jednak jakieś moce? A może chłopak po prostu potrzebował masażu.

- Oto właśnie nam chodziło - powiedział i pomógł mu wstać.- Oto... nam właśnie chodziło. 


a/n: mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego, że ja nie mam najmniejszego pojęcia, jak się odpędza demony...

a, i jakby się ktoś zastanawiał. Planuję wrzucić kolejny rozdział Horizon w czwartek

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro