8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gardłowy jęk, jaki wyrwał się zza mocno zaciśniętych warg Jina, nawet dla niego zabrzmiał obco. Był zmęczony, tak strasznie zmęczony, a kolo od demona - Yoongi, od samego rana rozbijał się w drugim pokoju i nie dawał mu spać. Jin był prawie pewien, że robi to specjalnie.

- Ja pierdolę - powiedział tym razem na głos, gdy kanapa w sąsiednim pokoju znów stuknęła o dzielącą ich cienką ścianę, powodując, że kolejna dawka adrenaliny boleśnie zacisnęła jego serce w swoich szponach. - Zabiję go, zabiję - mruczał pod nosem prawie płaczliwym tonem, przekręcając się na bok.

Wszystko aż bolało go z niewyspania i stresu; biodra, ramiona, a przede wszystkim stawy, które pulsowały tępym bólem, powodując, że nie był w stanie nawet dobrze potrzeć mocno oczu i sprawdzić godziny na zegarku stojącym na stoliku nocnym.

- Tępy, głupi fajfus - mruczał dalej, próbując przekręcić budzik w swoją stronę. - Chujow...- urwał w połowie przekleństwa, mrugając nerwowo, kiedy tarcza zegarka odwróciła się wreszcie w jego stronę.

Dochodziła dziesiąta. Znów zamrugał szybko, upewniając się, że widzi dobrze. Cienka wskazówka minutnika przesunęła się na nowe miejsce, a potem drgnęła znowu, bo Jin wpatrywał się w urządzenie dobrą chwilę, próbując ogarnąć sytuację, w której się właśnie znalazł.

- Kurwa - powiedział, siadając wolno na łóżku. Zegar zagrzechotał wraz z jego zastanymi stawami, a potem upadł na podłogę, bo Jin wypuścił go z ręki i krzyknął głośno. - Kurwa!

Miał odebrać Jungkooka z lotniska. Zapomniał o tym. Jak mógł o tym zapomnieć? Rozejrzał się gorączkowo po pomieszczeniu, szukając kluczy do samochodu i próbując zdjąć z siebie fikuśną, białą bluzkę, którą nałożył przed wizytą Yoongiego i Namjoona. Był zbyt zmęczony, żeby przebrać się przed snem. Na to, żeby zmyć z ust szminkę, którą nałożył dyskretnie, gdy Yoongi chodził po ich salonie, noc wcześniej, też nie miał siły i była teraz rozsmarowana na całym jego podbródku.

Gdy Jin zauważył ją, łapiąc swoje odbicie w lustrze zawieszonym obok łóżka, zaczął go trzeć, ale wyglądało na to, że we wczorajszym zamieszaniu pomylił ją z tintem i pudrowo-różowy kolor za cholerę nie chciał zejść.

Zerwał się na równe nogi i rzucił w stronę lustra, wciąż klnąc pod nosem. Musiał przyznać, że wyglądał jak szaleniec; w samych bokserkach, wyciągniętej bluzce zwisającej smętnie na cienkim, jedwabnym pasku nadal zawiązanym na jego wąskiej talii, i włosami, które im bardziej próbował je ułożyć, tym bardziej stawały do góry. Nawet nie miał czasu, żeby porządnie się nimi zająć, bo ktoś zapukał do drzwi wejściowych.

- Zaraz! - krzyknął, szarpiąc mocniej za pasek, który zasuplił się jeszcze bardziej. Widząc to, Jin jęknął pod nosem i zrezygnowany naciągnął szybko na siebie szlafrok, który znalazł na podłodze, wcisnął bluzkę za pasek bokserek i poszedł do drzwi, starając się obmyślić w głowie jakiś plan działania.

Jeśli nawet teraz pobiegnie do samochodu i od razu skieruje się na autostradę, nie zajeżdżając wcześniej na stację benzynową tak, jak planował wcześniej to... pukanie powtórzyło się, przerywając jego myśli.

- Już - warknął i zerknął jeszcze szybko na otwarte drzwi do salonu, gdzie na rozkładanym łóżku przeciągał się właśnie Yoongi.

Promienie słońca przedzierały się przez zasłonięte, grube kurtyny i widział tylko jego zarys. Życie jest naprawdę niesprawiedliwe, pomyślał przelotnie Jin. Widok półnagiego faceta z rana powinien poprawić mu humor, ale tak się nie stało. Nie dość, że widział go niewyraźnie, bo nie włożył ani okularów, ani soczewek, to w dodatku wspomniany facet był beznadziejnym ćwokiem, przez którego zapomniał odebrać swojego jedynego, rodzonego, młodszego brata z lotniska i teraz będzie musiał złamać co najmniej połowę przepisów drogowych, próbując naprawić swój błąd. Odblokował na oślep zasuwę i otworzył drzwi na oścież.

- Co? - spytał, nie siląc się nawet na uprzejmość. Jungkook aż odsunął się od wejścia. - JK! - Jin nie zamierzał tak głośno krzyczeć, ale nie potrafił się opanować. Złapał go za ramiona i przytulił szybko. - Dziecko - pogładził go szybko po twarzy, na co Jungkook, o dziwo, mu pozwolił. Nawet na zdjęcie z ramienia torby i plecaka z pleców. Na ułożenie włosów też, chociaż zazwyczaj kończył się to ucieczką młodszego chłopaka w jakiś ciemny kąt mieszkania. - Kookie, przepraszam. Naprawdę, hyung przeprasza - paplał dalej bez sensu Jin, kręcąc się wokół niego. Zamknął szybko drzwi na zasuwę i miał już zacząć wyjaśniać mu, co się stało, gdy zorientował się, że Jungkook jest już w salonie.

- Cześć? - wychrypiał Yoongi, wstając z łóżka. Jinowi mignęły tylko jego czarne bokserki, ale szybko odwrócił wzrok. I tak byłyby dla niego zamazaną plamą, a poza tym miał teraz ważniejsze rzeczy do roboty. Musiał wyjaśnić Jungkookowi, co się stało i dlaczego się stało i to w taki sposób, żeby młodszy chłopak nie znienawidził go do końca życia.

- Kookie, poczekaj...- Jin chciał złapać Jungkooka za nadgarstek, próbując zwrócić na siebie jego uwagę, ale ten nie słuchał go wcale. Wszedł głębiej do salonu, wyślizgując mu się z objęć i rozglądając się dookoła. Zachowywał się, jakby nikogo poza nim samym tam nie było. Nie reagował na swoje imię, nie słuchał nawet Yoongiego, który wyciągnął w jego kierunku rękę, próbując się przedstawić.

- To twój chłopak? - spytał Jina, Yoongi, gdy Jungkook podszedł do balkonu, żeby rozsunąć zasłony.

- Siedź cicho - odparł starszy chłopak. Chciał spojrzeć na niego, zgromić go wzrokiem dla lepszego efektu, ale Jungkook właśnie otwierał okno, a potem wolno, tak bardzo wolno odwrócił się w stronę salonu. Jina przeszył dreszcz. Jungkook wciąż nie patrzył na niego, omijał go spojrzeniem.

- Ej, ziomek - Yoongi nie poddawał się. - Wiem, że to może nie wygląda najlepiej, ale to nie jest tak jak myślisz...

- Zamknij się - wysyczał Jin.

- RJ pozwolił mi tu zostać do czasu, aż się poprawi sekstyl i będzie można wypędzić demona. To totalnie profesjonalny...- tłumaczył dalej, nie pytany przez nikogo. Jin już miał zaprotestować, bo tak naprawdę to pozwolił mu zostać tylko na jedną noc.- Związek - zakończył niezręcznie, a Jin złapał się na tym, że zaczął zgrzytać zębami.

- To mój brat! - nie wytrzymał wreszcie, a Yoongi aż podskoczył w miejscu.

- Mój kubek - powiedział cicho Jungkook, pokazując palcem na półkę nad sztucznym kominkiem.

Wzrok Jina od razu tam powędrował. Ulubiony kubek młodszego, ten z maską Ironmana, stał obok kaktusa i widać było, że był używany. Był, chociaż noc wcześniej Jin powiedział Yoongiemu chyba z tysiąc razy, że nie powinien na niego nawet patrzeć. A potem oskarżycielski palec jego brata wylądował na podłodze, pokazując na wymiętoloną pościel. Też w Ironmany, też używaną.

W pokoju panował nieporządek; walizki Yoongiego zasłaniały dojście do mikro stołu śniadaniowego, który służył też za biurko Jungkooka. A jego ubrania, w połowie wypakowane, leżały przewieszone przez oparcia krzeseł. Jin czuł, jak jego serce łamie się na tysiące maleńkich kawałków, kiedy widział panikę w oczach brata. Jungkook nie znosił, jak ktoś dotykał jego rzeczy. Nie znosił, jak coś zmieniano bez jego zgody; gdy był bałagan.

- Posprzątamy to - powiedział cicho, podchodząc wolno do młodszego chłopaka, który wyglądał, jakby miał się zaraz popłakać. Złapał go delikatnie za nadgarstki.

Yoongi, który przez cały czas stał obok niego, też się ruszył i wyszedł na balkon. Jin podziękował mu w duchu za to, że dał im chwilę prywatności. A jednak była w chłopaku jakaś nić empatii. Może jednak nie był takim dupkiem za jakiego Jin go uważał i powinien go przeprosi...

- Kurwa mać! Namjoon!! Szmaciuro jebana! - a może jednak nie powinien go przeprosić. Jin westchnął cicho pod nosem.

- Zabiję go - powiedział bardziej do siebie niż do Jungkooka, który wciąż uważnie rozglądał się po pomieszczeniu.

Yoongi na balkonie znów się rozbijał i Jin miał nadzieję, że w końcu z niego spadnie. Słyszał, jak doniczki na wąskim podeście są przesuwane, a wciąż półnagi Yoongi rzuca się to w lewo to w prawo, jakby coś go opętało, co w zasadzie było dość prawdopodobną przyczyną jego zachowania.

- A tobie co znowu? - spytał, chociaż nie był pewien, czy chciał do końca wiedzieć. Yoongi nie odpowiadał, więc ścisnął lekko ostatni raz ręce Jungkooka, poklepał go po policzku i powiedział cicho. - Zabierz swoje rzeczy z korytarza i zanieś do mnie do pokoju, dobra? - gdy upewnił się, że młodszy chłopak wyszedł z salonu, Jin wziął jeden głęboki oddech i wyszedł na balkon. Yoongi wydzierał się dalej w najlepsze. Tym razem jednak do telefonu, który trzymał przy twarzy.

- Ty to widziałeś w ogóle?! - pytał nerwowo raz po raz kogoś po drugiej stronie linii. - Widziałeś?! Widziałeś?

- Czy ty możesz chociaż na chwilę się uspokoić? - spytał najspokojniejszym tonem, na jaki było go teraz stać. - Ej, YGM. Słyszysz? Nie jesteś sam w tym bloku - dalszą część zdania wymruczał pod nosem, wycofując się trochę do mieszkania, bo sąsiadka obok właśnie wyszła na balkon i zaczęła się im ciekawie przyglądać.

Jin uśmiechnął się do niej sztucznie i owinął ciaśniej szlafrokiem. Zadrżał na całym ciele i nie tylko dlatego, że na zewnątrz było zajebiście zimno, ale też dlatego, że w głowie widział już najczarniejsze scenariusze, które podsuwał mu jego paranoiczny mózg. Już widział oczami wyobraźni policję, którą ta stara raszpla zaraz wezwie, jeśli Yoongi się zaraz nie uspokoi. A potem weźmie się za niego skarbówka, bo tamci odkryją u niego sprzęt fotograficzny i rzeczy, które sprzedawali w magicznym sklepie i jego nie-do-końca zarejestrowana działalność gospodarcza będzie musiała zamknąć podwoje i znów będą mieli długi, i pójdzie do więzienia, ale wcześniej przyjedzie opieka społeczna i może, jeśli będzie miał szczęście, nawet jakaś psychiatryczna, kiedy zobaczą jego rozmazany makijaż i podartą bluzkę, więc może jednak nie będzie musiał iść do więzienia, ale do wariatkowa.

- To się nie skończy dobrze, nie skończy - końcówkę swojego wewnętrznego monologu wykrzyczał Yoongiemu do ucha.

- No nie skończy, bo trzeba będzie ją dać do blacharza - chłopak odwrócił się w jego stronę i Jin aż musiał odwrócić wzrok, bo blada klatka piersiowa Yoongiego w porannym słońcu była dla jego oczu zabójczym wyzwaniem. Aż syknął cicho przez zęby. Yoongi wciąż trzymał telefon przy uchu.

- Kurwa mać, Namjoon. Małe wgniecenie? Małe?! - przełączył telefon na tryb wideo i zaczął pokazywać na parking na dole.

Dopiero wtedy Jin zrozumiał, co się stało. A może raczej, co się nie stało. Namjoon, noc wcześniej próbował chyba zaparkować samochód Yoongiego i do końca nie trafił w parking. Raczej w parkingi, trzy miejsca parkingowe. I słupek, i w coś jeszcze, na co natknął się pewnie gdzieś po drodze, bo cały bok samochodu był zarysowany tak mocno, że było to widać nawet z balkonu.

- Wow - Jin nie wiedział, co więcej może powiedzieć. Przez chwilę trzymał jeszcze wzrok Yoongiego, który wyraźnie liczył na jego wsparcie, ale zamiast tego, dał krok w tył i wrócił z powrotem do mieszkania. Nie będzie się angażować. To nie jego dramy. - Nie, nie, nie - wyszeptał sam do siebie.

Zasłonił szybkim ruchem zasłony, żeby jak najmniej zimnego powietrza wpadało do mieszkania. Yoongi dalej wydzierał się w najlepsze. Jeśli stara raszpla zadzwoni na policję, to mówi się trudno, jakoś sobie poradzą; rozmyślał gorączkowo, wygładzając palcami małe zmarszczki obok karniszy. Ma inne dramy życiowe do ogarnięcia...

- Miska - powiedział Jungkook, wyrywając Jina z zamyślenia. Chłopak w ostatnim momencie powstrzymał się przed krzyknięciem. Z jego gardła wyrwała się tylko jedna samogłoska, którą zaraz zakrył zgrabnie kaszlem i odwrócił się w jego stronę.

- Co z nią? - miska została przysunięta prawie pod jego nos do oceny. Rozmoknięte płatki pływały w nędznej resztce mleka i Jin nie musiał wiedzieć nic więcej. - Ach... jej też używał - powiedział, zabierając Jungkookowi naczynie. - Pogadam z nim. Jestem prawie pewien, że mówiłem mu wczoraj, że ma tego nie używać...- urwał, widząc minę Jungkooka. Jego oczy wydawały się smutne i szkliste i serce Jina znów zaczęło zaciskać się boleśnie. - Naprawię to - powiedział do chłopaka i szybko pogłaskał go po policzku. - Serio, hyung to naprawi...- dodał już ciszej.

***

Jin wpadł do kawiarni na chwilę przed rozpoczęciem swojej zmiany i zdejmując w biegu kurtkę, machnął do Jimina ręką na przywitanie. Już był zmęczony, a było wczesne popołudnie i dopiero zaczynał pracę.

- Cześć hyung - przywitał się młodszy chłopak, nawet nie odrywając wzroku od telefonu. Dopiero kiedy Jin wrócił na salę, zawiązując z tyłu fartuch, podniósł na niego wzrok. - Wyglądasz okropnie - poinformował go i wrócił do pisania wiadomości.

- Sam nie wyglądasz oszałamiająco - mruknął Jin, bo to naprawdę nie był dzień, w którym miał wystarczająco dużo energii, żeby znosić spokojnie podłe komentarze.

- Ranisz moje uczucia, hyung - westchnął cicho chłopak, wracając do pisania jakiejś wiadomości, która zajmowała już całą długość ekranu komórki.

Jin od razu poczuł się winny, bo Jimin nie zrobił tak naprawdę nic złego. Nie był odpowiedzialny za chaos, którym było obecnie jego życie; za to mógł winić jedynie siebie albo ostatecznie sekstyl, jeśli wierzyć bredniom, które wciskał ludziom. Bredniom, które wczorajszej nocy zyskały całkiem realny wymiar i Jin jeszcze do końca nie wiedział, jak sobie z tym poradzić.

- To była... - zaczął, przerywając w połowie zdania. Przecież nie może powiedzieć Jiminowi, że mieszka u niego koleś, którego zeskamował, udając egzorcystę. Młodszy chłopak od samego początku był przeciwny temu pomysłowi i Jin niechętnie przyznał, że popełnił błąd, nie słuchając go. Oczywiście, nie zamierzał się do tego przyznać, dlatego pominięcie całego pytania wydawało mu się najlepszym rozwiązaniem. - Nie spałem za dobrze - powiedział po chwili wahania, czując ulgę, bo wreszcie powiedział coś, co było zgodne z prawdą.

Tęsknym wzrokiem spojrzał na wystawione w lodówce kanapki. Dziś rano, gdzieś między atakiem furii Yoongiego a załamaniem nerwowym Jungkooka, zupełnie zapomniał o śniadaniu i właśnie zaczął odczuwać tego poważne skutki.

- Jak... jak twoja wczorajsza randka? - zapytał szybko, zmieniając temat i próbując odciągnąć swoje myśli od jedzenia.

- Średnio - przyznał Jimin z westchnięciem. - Przez pierwsza połowę cały czas się bałem, że koleś dosypał mi rohypnolu do drinka, a przez drugie pół miałem nadzieję, że to zrobił - Jin otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Nic, co powinien w takiej sytuacji powiedzieć odpowiedzialny hyung. - Nie dosypał - oświecił go Jimin zupełnie obojętnym głosem.

- Całe szczęście...

- Sam widzisz, że nie tracisz zbyt wiele - młodszy chłopak wzruszył ramionami.

Może to była i prawda. Nawet jeśli Jin czasem żałował, że w swoim życiu nie ma szans na znalezienie czasu na umawianie się z kimś, to przygody Jimina w jakiś sposób go pocieszały. Oczywiście wiedział, że chłopak trochę przesadza, sam spotkał przynajmniej kilku byłych Jimina i wydawali się dość sympatyczni. Chociaż może to Jin miał zaniżone standardy, bo czasem był gotów wpuścić do swojego łóżka każdego, byleby nie musieć po raz kolejny zadowalać się własną ręka. I za każdym razem musiał sobie przypominać, że przecież ma w życiu inne priorytety i na pewno uda mu się kogoś spotkać. Tylko jeszcze nie teraz. Później, kiedyś...

- To będę się zbierać, hyung - zaczął Jimin, powoli zdejmując z siebie fartuch. Jin tylko pokiwał głową. - Zamówienie na jutro już zrobiłem, trzeba je tylko wysłać. Jeśli chcesz, to można dodać więcej kanapek... to z pastrami było dobre, więc... - przerwał, spoglądając w stronę drzwi.

Jin nie wiedział, jak młodszy chłopak to robi, ale Jimin był w stanie wyczuć nadchodzącego klienta, zanim jeszcze zadzwonił dzwoneczek zawieszony nad drzwiami. Gdy do środka wpadła masa zimnego powietrza, on już uśmiechał się szeroko i miło.

- Więc no, wiesz...- dodał szybko i wyszedł na zaplecze. Mięśnie twarzy Jina prawie automatycznie zaczęły go kopiować. A może raczej próbowały wykrzesać z siebie jakiś entuzjazm i minimum zadowolenia. Ostatnie, czego dziś potrzebował to klient, który naskarży managementowi, że jest gburem. Jin ostatkiem sił zacisnął szczękę i zmrużył oczy, siląc się na miły uśmiech.

- Dzień dobry! - powiedział wesoło, wyuczonym tonem. Wysoki dryblas w szarym, wełnianym płaszczu i owiniętym wokół szyi długim, czarnym szaliku, wyglądał jak prawie co drugi koleś odwiedzający ich kawiarnię. Takich jak on przychodziły tu tygodniami setki, ale coś w tym, konkretnym facecie niepokoiło Jina. Jego uśmiech zadrżał, gdy podszedł bliżej, a potem już zniknął do końca, gdy facet stanął naprzeciw lady, szamocząc się z czymś, co wyglądało jak futrzana, brązowa mufka. - Nazywam się Seokjin i...- urwał.

Czarna bejsbolówka została zdjęta i oczom Jina ukazały się zajebiste blond włosy i mały nos, który do tej pory schowany był w zwojach szalika.

- Co ty tu robisz? - syknął, od razu rozpoznając ich właściciela. Namjoon uśmiechnął się do niego niepewnie. Jin rozejrzał się szybko po lokalu. Żaden z klientów nie wydawał się zauważać jego nagłego ataku paniki. - Skąd...skąd... - zaczął się jąkać.

- Yoongi...- odparł od razu chłopak, dysząc jak po maratonie. - Yoongi jest na mnie trochę zły...- stęknął cicho, poprawiając torbę na ramieniu, a potem paskudną mufkę, która okazała się czymś żywym i zacisnęła zęby na jego dłoni. Jin obszedł ladę i stanął obok niego. Nawet z tej odległości nie był w stanie stwierdzić, co to za zwierzę.

- Nie obchodzi mnie to - odparł szybko, ściszając głos. - Skąd wiedziałeś, jak mnie znaleźć? - już się nie jąkał. Był zły i przerażony. Głównie to drugie. Właśnie dlatego nigdy nie chciał łączyć tamtego życia, z tym tutaj, realnym i swoim. Żeby uniknąć takich sytuacji jak ta.

- Taehyung mi powiedział - Namjoon wydawał się być lekko zdziwiony jego reakcją. - Niezbyt on-brand ta twoja dzienna działalność. Mało magiczna, ale nie oceniam...

- Tylko spróbuj - wysyczał Jin, zaciskając mocno szczękę. To zaczęło wchodzić mu w nawyk. I to dość bolesny nawyk. I oczywiście, to musiał być Taehyung. Dlaczego to zawsze jest on? Myślał gorączkowo. Jimin, zaalarmowany tonem jego głosu, aż wyjrzał z zaplecza.

- W każdym razie... - Namjoon odchrząknął, rozglądając się po kawiarni. Brązowa kula futra wykorzystała ten moment i gwałtownie odepchnęła się głową od jego klatki piersiowej. Namjoon złapał ją za kark. - Jak już wcześniej powiedziałem... Yoongi jest na mnie trochę zły i...- kulka znów się szarpnęła. Dopiero teraz Jin zauważył w niej oczy, a potem pysk. To był pies i to w dodatku dość brzydki.

- Yoongi trochę zły? - spytał Jin, obserwując uważnie zwierzę. Nie ufał mu. Nic, co ma tak paciorkowate oczka nie może być miłe, postanowił. Z trudem odwrócił spojrzenie od niego i przeniósł je na Namjoona, który aż odsunął się na bezpieczną odległość. - Trochę? - powtórzył z większą pewnością siebie. - Czy ty wiesz, jak on potrafi się wydzierać? Jaki on jest głośny? Moja reputacja...- Jin zaczął nakręcać się coraz bardziej.

- Hyung - Jimin ostrożnie położył mu rękę na ramieniu. Jin nawet nie zauważył, kiedy zaszedł go do tyłu. - Co się dzieje? - spytał jego, a potem Namjoona. - Możemy w czymś pomóc?

- Nie - odparł Jin.

- Tak - powiedział w tym samym czasie Namjoon, który już nie zwracał wcale uwagi na Jina. - Yoongi jest na mnie zły i nie mogę mu się pokazywać... przynajmniej przez jakiś czas - zaczął znów mówić, a Jimin pokiwał entuzjastycznie głową, jakby wiedział, o czym w ogóle mówi drugi chłopak. Jakby wiedział, kim jest Yoongi i dlaczego Yoongi jest zły. Jin prychnął z niedowierzaniem i pokręcił głową. - Wczoraj wieczorem nie zdążyłem jej zabrać - dodał i podał wyrywające się wciąż zwierzę Jiminowi, który automatycznie przytulił puchata kulkę.

- I...co w związku z tym? - Jin spojrzał na psa, który teraz zupełnie spokojnie siedział, opierając się przednimi łapkami o tors Jimina. To był naprawdę bardzo brzydki pies, pomyślał.

- No skoro Yoongi zostaje u ciebie, to Holly... - Namjoon zaczął niepewnie. - No musi też zostać. Nie mogę jej wziąć, mam alergię. Poza tym mnie nie bardzo lubi.

- Zwierzęta mają dobry instynkt. Wiedzą, czy ktoś ma dobry charakter, czy nie - Jin pokiwał głową.

- To prawda. Od razu mnie polubiła - Jimin uśmiechnął się szeroko do dryblasa. Widać było, że Namjoon nie był pewien, czy chłopak nie zrozumiał jinowego sarkazmu, czy usiłuje go obrazić. Widocznie wybrał tą pierwszą opcję, bo nieśmiało odwzajemnił uśmiech. Gdyby znał młodszego chłopaka, równie dobrze co Jin, wiedziałby, że Jimin to wcielenie szatana i ten sam chłopak z równie słodkim uśmiechem wbiłby mu nóż w plecy. Jin aż sam uśmiechnął się na tę myśl.

- Już wysłałem wiadomość do Yoongiego, że ją weźmiesz - powiedział Namjoon.

- Świetnie - odparł Jin sucho. Wciąż mógł spróbować upozorować swoją śmierć, ale na to chyba było już za późno. Poza tym już miał w domu obcego kolesia i demona, więc jeden pies nie zrobi różnicy. I tak ma przesrane. Torba, którą dryblas miał do tej pory na ramieniu wylądowała na podłodze. Chłopak spojrzał na nią niechętnie. Ze środka wystawało psie łóżko - Teraz mam ją wziąć? - upewnił się.

- No tak. Muszę jechać na uczelnię, nie mogę jej zabrać ze sobą.

- No, a ja muszę pracować i nie mogę jej mieć w kawiarni - wycedził przez zęby Jin. Uśmiechnął się jednak lekko, czując na sobie spojrzenia klientów. Namjoon wyglądał na zmieszanego i zaskoczonego.

- Ale, ale...ja muszę iść - powiedział szybko. - Sorry, ale naprawdę muszę iść - zaczął szukać swojej komórki. Robił to tak zamaszyście, że mało nie wywalił potykacza, na którym zawsze rano opisywali wszystkie rabaty i zniżki. Jin złapał go w ostatniej chwili jedną ręką, wzdychając cicho pod nosem. - Może zadzwoń do Yoongiego albo zadzwoń po ubera i odstawią ją do twojego domu - mówił dalej dryblas. Wyłowił wreszcie komórkę z kieszeni spodni i zrobił wielkie oczy, widząc, która jest już godzina.

- Idź już - powiedział cicho Jin. Czuł jak ból głowy znów nadchodzi. Już zaraz się zacznie. Jeśli chłopak będzie stał tu i dalej gadał, jak najęty to naprawdę tak się stanie.

- Albo może masz kogoś z rodziny swojej...- Namjoon dalej podsuwał mu nowe, genialne pomysły.

- Spadaj - nie wytrzymał wreszcie Jin. Holly zaszczekała, jakby się z nim zgadzając.

- Uh - Namjoon nabrał gwałtownie powietrza, wyraźnie zaskoczony. - Ok, tak zrobię - zakończył niezręcznie i zwrócił się w stronę Jimina. - Miło było poznać.

- Do zobaczenia! Masz u nas zniżkę na kawę! - powiedział szybko Jimin i zaczął z przesadnym entuzjazmem machać Namjoonowi na pożegnanie.

- Nawet tak nie żartuj - westchnął Jin, kiedy drzwi do kawiarni zamknęły się. Ostrożnie odebrał od niego psa. - Żadnych zniżek...- mruknął cicho. Holly znów zaszczekała, ale tym razem wesoło. Jin aż podrapał ją za uszami.

- Hyung - Jimin wycelował w niego oskarżycielsko palcem - Gdybym nie miał teraz zaraz wykładu...

- Ale go masz Jiminnie, więc...też spadaj - odparł Jin, nawet nie patrząc na niego.

- Kim jest Yoongi?

- Jimin...wykład

- A ten koleś? Masz chociaż jego numer? - Jin pokręcił głową. Naprawdę nie miał numeru Namjoona. - Naprawdę? - w głosie młodszego chłopaka brzmiał lekki zawód. - Jeszcze tu wróci - stwierdził z niezwykłą pewnością siebie. Jin w duchu przyznał mu rację.

- Jimin, to... to jest po prostu zły pomysł - stwierdził, starając się odsunąć od siebie psa, który za wszelką cenę próbował lizać go po twarzy - I z czego się tak cieszysz, nawet mnie nie znasz - spytał zwierzęcia, ale Min Holly pozostawała nie zrażona.

- Nawet nie wiesz, ile miałem już złych pomysłów, hyung - powiedział Jimin z jakąś dziwną dumą i uśmiechając się szeroko, wyszedł za Namjoonem z kawiarni. 

a/n:

zanim ktoś mnie uświadomi, że Holly to on a nie ona to... tak wiem, ale Jin nie wie, a Namjoon chyba też nie ogarnia

rozdział dłuższy niż zwykle, bo nie piszę już Horizon, więc to jakieś 7k do napisania mniej tygodniowo i mogę poszaleć z długością tutaj 

nie jest super zabawnie, wiem, ale mam sesje, więc moje życie tez takie zabawne nie jest... a po wynikach to już zacznę pisać tylko angsty 

opinie i komplementy mile widziane :)

krytyka mniej, ale jak konstruktywna to przyjmę na klatę

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro