V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez następne dwa tygodnie wiele się zmieniło. Walczyłam lepiej, miałam lepszą kondycję, większą kontrolę nad mocą. Treningi z Kylo Renem były ciężkie, a on był bardzo wymagający. Jednak nie żałowałam żadnego siniaka czy oparzenia. Czułam się silniejsza. 

Jednakże od ostatniego snu, patrzę na niego inaczej, a już szczególnie po rozmowie z Liv. Zaczęłam zwracać uwagę na drobne gesty, którymi przyciągał do swojej osoby tłumy. Pokazywał swoją wyższość, swoja władzę nad pozostałymi. Był w tym wręcz chamski, ale jednak pociągający. Nietypowy. Dokładnie tak, jak powiedziała moja służąca. A mi się to podobało. Odnosiłam wrażenie, że aż za bardzo. 

Moje relacje z Liv też się zmieniły. Stała mi się bardzo bliska. Praktycznie była moją przyjaciółką. Pierwszą dziewczyną, z jaką mogłam porozmawiać na dowolny temat. Liv mnie rozumiała, a ja ją. Cieszyłam się, że nie podcięłam jej gardła przy naszym pierwszym spotkaniu. Dziewczyna nauczyła mnie wiele, ale przede wszystkim pokazała, jak bardzo potrzebuję służki. Wypominała mi to na każdym kroku, ale to była niska cena, za posiadanie przyjaciółki. 

*

- Rey! Skup się! Co się z tobą dzisiaj dzieje?

Kompletnie mi nie szło. Mistrz uczył, a w zasadzie, to starał się mnie nauczyć, nowej techniki walki, polegającej głównie na walce jedną ręką. Ja, z reguły posługiwałam się dwoma i mimo, że przed wszystkim stawiałam na uniki, szybkość i zwinność, to te ruchy były dla mnie zbyt skomplikowane. Myślałam, że pójdzie mi dużo lepiej, ze względu na podobieństwo do mojego standardowego stylu walki. Jednak okazało się, że z tego powodu jest niemożliwie ciężko. 

- Jedną ręką! Po co dajesz drugą?!

- Nie potrafię. 

Wysapałam zmęczona i usiadłam na podłodze zrezygnowana. Spodziewałam się, że Mistrz się na mnie wydrze. On jednak usiadł obok mnie i podał mi butelkę wody. Przyjęłam ją bez słowa, po czym wypiłam duszkiem do dna. Woda była przyjemnie chłodna i orzeźwiająca. Jednak w żaden sposób nie poprawiła mojego humoru. Zakręciłam butelkę i rzuciłam nią wściekle w ścianę. 

- Nie denerwuj się tak. Nie zawsze będzie ci wychodzić od razu. 

Chyba liczył na jakiś odzew z mojej strony. Ja natomiast milczałam naburmuszona. Nienawidzę, jak mi się coś nie udaję. I to na oczach Mistrza. 

- Nie da się być od razu we wszystkim najlepszym. Nie ma takiej osoby. 

- Ale tak dużo trenuję i się staram, a i tak mi nie wychodzi. 

Nie wiem dlaczego, ale byłam bliska płaczu. Kylo Ren wstał z ziemi. 

- Chyba nic z tego nie będzie. Musisz się uspokoić. Chodź. 

Powiedział, po czym wyszedł z sali. A co ja mogłam zrobić? Ruszyłam za nim z niechęcią. 

*

Wyszliśmy z budynku akademii. Nie miałam pojęcia gdzie mnie Mistrz prowadził, ale mi się podobało. Powietrze było chłodne, a słońce leniwie wychylało się zza horyzontu. Złote i ciepłe promienie, oblały moją skórę, powodując przyjemne mrowienie. Ren wprowadził mnie do lasu. 

Całą akademię otaczał gęsty las iglasty. Uczniowie nie mogli do niego wchodzić sami. Tylko pod nadzorem mistrzów. Ponoć, w lesie grasowały istoty o mocy tak mrocznej, że nie sposób tego opisać. Osobiście, nigdy wcześniej nie byłam w lesie. Ani tym otaczającym akademię ren, ani w żadnym innym. 

Byłam oczarowana. Wszędzie gdzie się obróciłam, było zielono. Trawa, drzewa, igły chrzęszczące pod podeszwami butów. Promienie słońca przebijały się przez mór drzew, w przepiękny sposób oświetlając ściółkę. Las wydawał mi się magiczny. Mistrz musiał spostrzec moją zachwyconą minę. Zaczął się cicho śmiać. 

- Czym jesteś taka zafascynowana? 

- Nigdy wcześniej nie byłam w lesie Mistrzu.

Przyznałam. Wyjątkowo go to zdziwiło. 

- Naprawdę? Jak to możliwe? 

- Zawsze było mi nie po drodze. Moja grupa nigdy nie miała zajęć w terenie. W dzieciństwie też raczej nigdy lasu nie widziałam. Moje najwcześniejsze wspomnienie, pochodzi z pustyni. 

Widocznie go to zaciekawiło, jednak już nic nie powiedział. 

*

Szliśmy przez las przez dobrą godzinę. W tym czasie, słońce wzniosło się na wysokość drzew. Nie wiedziałam, czy zmierzamy do jakiegoś konkretnego celu, czy po prostu udaliśmy się na spacer. Za każdym razem kiedy o to pytałam, Kylo Ren udawał, że nie słyszy, albo odpowiadał: "Zobaczysz." 

W końcu się zatrzymaliśmy. Przed nami znajdował się srebrzysty strumyk z krystalicznie czystą wodą. Podeszłam do niego, aby obmyć twarz i ugasić lekkie pragnienie. Jednak Mistrz chwycił mnie w tali i odsunął do tyłu.

- Nie radziłbym. To nie woda. To moc. 

Spojrzałam ze zdziwieniem na strumień. Szumiał i płynął na przód. Jak zwyczajny strumyk. Nie wiedziałam, że moc może mieć strukturę, widoczną dla oka. W ogóle wydawało mi się, że moc nie ma materii. A tu proszę. 

Kylo Ren podniósł z ziemi patyk i wetknął go w taflę "strumienia". Wyciągnął go po chwili i wskazał na koniec. Suchy. To faktycznie nie była woda. Następnie kucnął przy brzegu.

- Zobacz Rey.

Podeszłam do niego i przykucnęłam obok. Wskazywał na coś, co znajdowało się pod kamieniem, umoczonym w mocy. Nachyliłam się, ale nie rozumiałam o co chodzi. Widziałam tylko cień, rzucany przez głaz. Jednak cień się nagle poruszył i zniknął. Przestraszona, cofnęłam się do tyłu. 

- To cieniołaz. Żyją w różnych materialnych skupiskach mocy. Nie wyglądają na groźne, ale lepiej ich nie dotykać. Z resztą, mocy lepiej nie dotykać. 

- Dlaczego? 

Dziwił mnie ten fakt. Kto by nie chciał dotknąć mocy? Kto nie chciał by się dowiedzieć, jaką ma fakturę? 

- Każdy kto ją dotknął, zatracił się w niej. Wręcz postradał zmysł. Był nadzwyczaj czujny na wszystkie bodźce i jego własna moc, wzrastała w niemożliwy wręcz sposób. Jednak, moc działa jak narkotyk. Taka cielesna jeszcze bardziej. Jak już raz jej dotkniesz, musisz to powtarzać, bo oszalejesz. 

- Co w tym takiego złego?

- Mało jest materialnych skupisk mocy, więc to jest pierwszy problem. Jest jednak błahy, w porównaniu z tym drugim. To osłabia. Mocy wyciąga z takiej osoby wszelkie siły. Ci, co nie powtórzyli zabiegu, poumierali ze zmęczenia. Byli za słabi, żeby żyć. 

Ode chciało mi się dotykania mocy, mimo iż na początku bardzo mnie do tego ciągnęło. 

*

- Jak już tu jesteśmy, a ty tu wcześniej nie byłaś, zrobimy trening. 

Mistrz kazał mi usiąść na kamieniu nad samiutkim brzegiem "strumienia" Posłusznie wykonałam jego polecenie. Następnie miałam zamknąć oczy. Ren złapał mnie za dłonie i ułożył je na ziemi, to, że jest dotykałam wierzchem. 

- Staraj się wyłapać aurę tego miejsca. Szukaj istot żywych.

Tak też zrobiłam. Na samym początku, wyczułam aurę Mistrza. Była bardzo silna, wręcz przyćmiewała pozostałe. Jednak kiedy zawężałam zmysły, zaczęłam dostrzegać więcej szczegółów. To nie las miał aurę. To wszystkie istoty w nim żyjące, nadawały mu moc. Były ich setki, a może i nawet tysiące. Silniejsze, słabsze. Mroczniejsze, jaśniejsze. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam. W końcu otworzyłam oczy.

- I jak?

- Tu jest mnóstwo życia. 

Mistrz pokiwał głową. Zaczęliśmy zbierać się w drogę powrotną. 


Hejka!

Dzisiaj trochę krócej, ale mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza. 

Koniecznie dajcie znać co sądzicie.

I jak wam mijają wakacje? 

U mnie na razie było spokojnie, ale jutro uderzam na basen.

Do następnego i niech Moz będzie z Wami!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro