XV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czemu. Jest. Tak. Gorąco?!

Jak się wczujecie w klimat, to wam się ochłodzi. Obiecuję.

*

Okazało się, że sprzątanie jest jeszcze okropniejsze, niż zapamiętałam. Bolały mnie plecy od ciągłego schylania i kolana od klękania na zimnych płytkach. W dodatku miałam wrażenie, że zaraz odmarzną mi palce. Pracowałyśmy na najwyższym piętrze akademii. Okna były pootwierane, bo inni pucowali je na błysk. Przez framugi przedostawał się lodowaty wiatr. Temperatura była na minusie, a już niedługo powinien zacząć padać śnieg. 

- Pospieszmy się. Zaraz tu zamarznę! 

Liv złożyła dłonie i nachuchała w nie z determinacją. Po jej minie, można się było domyślić, że za wiele to to nie dało. Sfrustrowana wzięła ścierkę w garść i zaczęła szybko przecierać podłogę. Poszłam za jej śladem. Też się chciałam wydostać. I wykąpać. Na całym ciele czułam drobinki kurzu, a dłonie miałam suche i pozlepiane środkami czystości. 

- Może zapalimy w kominku? 

Zaproponował ciemnoskóry chłopak z niebieskimi oczami. W jedną ze ścian, został wbudowany masywny, kamienny kominek. Cały pokryty był sadzą, ale o dziwo, w środku zostało trochę drewna. Lekko nadpalonego, ale dało się coś z tego wyłuskać. 

- Ma ktoś ogień. 

- Ja mam.

Sięgnęłam do kieszeni peleryny. Pudełko zapałek odbiło się z wesołym dźwiękiem od butelki z Mocą. Cały czas nosiłam ją przy sobie. Wolałam jej nie zostawiać. Była zbyt cenna, żebym pozwoliła jej zaginąć. Podałam chłopakowi niewielkie pudełeczko. Uśmiechnął się do mnie, po czym napalił w kominku. 

- Uuu Rey. Wpadłaś mu w oko.- Szepnęła mi do ucha Liv..

- Weź przestań. Wracaj do sprzątania a nie gadaj głupot. 

Kiedy chłopak oddawał mi pożyczone zapałki, celowo dotknął moją dłoń. Udałam, że tego nie poczułam. 

*

- Całe szczęście, że bal jest tylko raz w roku. Wyobraź sobie co by było, gdyby był raz w miesiącu! Katorga. Nie dość, że codziennie sprzątam u ciebie, to jeszcze miałabym robić generalne porządki w zamku. Nigdy w życiu! 

Wróciłyśmy do mojego pokoju pod wieczór. Słońce już zachodziło i o dziwo, chmury ustąpiły. Miałam okazję zobaczyć mroźny zachód. Pojedyncze obłoki przybrały barwę wściekłego różu i fioletu. Niebo stało się pomarańczowe, a słońce wyglądało jak iskrząca się kula złota. Z przeciwnej strony, nadciągały szare i ciężkie chmury śnieżne. 

- Jedyny plus tej całej zimy. Dobrze, że trwa tylko parę dni. Pomyśl sobie...

- Przestań marudzić. 

Przerwałam Liv w połowie zdania. Tak naprawdę to mogła narzekać. I tak nigdy tego nie słuchałam. Czasami tylko kiwałam głową albo mruczałam, potwierdzając sama nie wiem co. Przerwałam jej, bo ujrzałam kopertę na łóżku. 

- O co ci chodzi? Już nawet swojego zdania nie można wyrazić. Wiesz co Rey, ja...

- Cicho. Zobacz.

Podniosłam kopertę. Była zaklejona czarną pieczęcią z literą "R". Pieczęć renów. To list od Kylo Rena. 

- Muszę iść. 

Sięgnęłam po pelerynę i zostawiłam zdziwioną dziewczynę w moim pokoju. Wolałam nie otwierać listu przy niej. Nie miałam pojęcia co jest w nim napisane, dlatego schowałam się w sali w której zwykle trenowałam. Światła były pogaszone, a ja nie chciałam aby ktoś zwrócił na mnie uwagę. Pogrzebałam w kieszeniach peleryny. Zapałki. Po paleniu w kominku, zostało ich jeszcze trochę.

Przełamałam pieczęć w ciemnościach, wyjęłam zawartość koperty i zapaliłam zapałkę. Od razu w oczy rzuciły mi się piękne litery Kylo. List był krótki. Wystarczyły cztery zapałki.

" Droga Rey,

Przyjdź do mojego pokoju. Chcę ci coś pokazać.

K. Ren"

Tak naprawę to wystarczyły by dwie, ale musiałam przeczytać dwa razy. 

*

Zapukałam w mahoniowe drzwi i od razu zostałam wpuszczona do środka. W tym pokoju bywałam praktycznie codziennie. Nie zmieniło się kompletnie nic. No może poza nową szatą, powieszoną na drzwiach szafy. Nie miałam pojęcia, co mógł mi chcieć pokazać.

- Chodź na spacer. 

Powiedział krótko, po czym wyszedł. Ruszyłam za nim. Szedł tak szybko, że musiałam biec, żeby dotrzymać mu kroku. W końcu wyszliśmy z budynku akademii. Mroźny wiatr  uderzył w nasze twarze twarze. Aż założyłam kaptur. Ciemne loki chłopaka, uniosły się delikatnie do góry, tworząc coś na kształt korony. 

- Gdzie idziemy? 

- Do lasu. 

Stanęłam jak wryta. Słońce już dawno zaszło. Niebo  przybrało paskudnie ciemno- szary odcień. Było kompletnie ciemno, a co dopiero w lesie. Zresztą po ostatnim wypadzie w gęstwinę, byłam pewna, że szybko tam nie postanę. A tu proszę. 

- Nie bój się. Jesteś ze mną. Po za tym, nie będziemy się zapuszczać. Wejdziemy tylko kawałek, żeby nikt nas nie zobaczył. Swoją drogą, cieniołazy nie lubią zimna. Pewnie chowają się w jakiś jaskiniach. 

I poszedł dalej. A ja nie miałam innego wyjścia. Podbiegłam do niego i chwyciłam za dłoń w czarnej rękawiczce. Bardzo nie chciałam tam iść, ale bardzo chciałam wiedzieć, po co mam tam iść. 

*

W lesie było jeszcze chłodniej. Drzewa rzucały ponure cienie, a ja miałam ochotę odwrócić się na pięcie i uciec jak najdalej stąd. Ale Kylo uparcie ściskał moją dłoń, nie dając możliwości ucieczki. 

- Spokojnie. 

Czuł moje zdenerwowanie i strach. Przygryzłam wargę. Zatrzymał się gwałtownie i delikatnie dotknął moich ust. Nie wiem czemu, ale szczerze nienawidził kiedy tak robiłam. 

- Dalej nie idziemy. Tu powinno być w porządku. 

Powiedział i zadarł głowę do góry. Zrobiłam to samo. W miejscu w którym się znajdowaliśmy, las był bardzo rzadki. Nad naszymi głowami wisiało kilka iglastych gałęzi i ciemne szare niebo. 

- Zaraz zacznie padać. 

Ze śniegu cieszyłam się jak dziecko. Był piękny, a widywałam go bardzo rzadko. Kiedy tylko nadarzała się okazja, żeby go dotknąć, robiłam to. Otwierałam okno i zbierałam biały puch z parapetu. Rozcierałam go w dłoniach i podziwiałam, jak przemienia się w krystaliczną wodę, skapującą z moich dłoni. To była dla mnie prawdziwa magia. 

I w końcu poczułam. Drobny płatek, osiadł na moim policzku i od razu zaczął się topić. Uśmiechnęłam się delikatnie. Nigdy wcześniej nie byłam na zewnątrz, kiedy padał śnieg. Wychodziłam z zamku dopiero następnego dnia i z reguły mi się wtedy nie podobało. Wszyscy obrzucali mnie śnieżkami. Wtedy było to dla mnie głupie, ale tym razem stwierdziłam, że im się odwdzięczę. 

Białe płatki szalały w łagodnym tańcu, opadając na nasze twarze i włosy. Gapiłam się w niebo a śnieg wpadał mi co chwila do oczu. Nie przeszkadzało mi to. Chciałam pozostać w tym stanie jak najdłużej. Kylo cały czas trzymał mnie za rękę. Zapomniałam o ciemnym lesie i rzucanych przez drzewa cieniach. 

Potem poczułam chłód metalu na szyi. Delikatną stróżkę, powodująca ciarki na całym ciele. I ciepłe palce chłopaka. Złapałam za wisiorek i spuściłam na niego wzrok. Malutki, złoty półksiężyc na cieniutkim łańcuszku w tym samym kolorze, przyozdobił moją szyję. Spojrzałam zszokowana na Kylo. On się tylko uśmiechnął i wskazał na coś palcem. Księżyc przebijał się przez chmury. Jego srebrna poświata odbijała się od każdego płatka śniegu, upodabniając je do szklanych odłamków. 


Hejka!

No wiem, miał być bal. Będzie w następnym rozdziale! ( Nie wiem czemu, chciałam napisać odcinku)

Jest u mnie aktualnie 32 stopnie i potrzebowałam ochłody. Więc zrobiłam zimę. 

Mam nadzieję, że się wam podobało i jeszcze się nie topicie. Bo ja już prawie. 

Do następnego (będzie bal) i niech Moc będzie z Wami! (i chłodny wiaterek)

P.S. Na górze kolejny prezent od Kylo. Ale on się hojny zrobił.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro