XXIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Hej.

Mentalnie, dałam sobie kopa w tyłek. Zadziałało.

*

Dni na Niszczycielu, przepełnione były nudą. Całe poranki przechadzałam się po białych korytarzach, szukając czegoś zajmującego oko. Jednak Najwyższy Porządek, pozbawiony był jakichkolwiek barw. 

Reszta dnia, mijała mi na medytacji czy czytaniu. Pod wieczór wracał Kylo, więc miałam się chociaż do kogo odezwać. Przez pozostałą część dnia, milczałam. A w tym milczeniu, myślałam. Szczególnie o pewnym fakcie, który czasem spędzał mi sen z powiek. Misja. Kiedy podsłuchałam generała i Kylo, rozmawiali o jakimś zadaniu. Misji dla mnie. Wymarzona chwila w życiu każdego rena. Chciałam wiedzieć. Znać szczegóły. Ale nie chciałam zostać uznana za niecierpliwą. W końcu, jeśli zadanie było przeznaczone dla mnie, musiałam w najbliższym czasie zostać o nim poinformowana. 

*

Tego dnia, Kylo wrócił wcześniej. Przerwałam medytację i spojrzałam na niego zdziwiona. Miał nietęgą minę. Usiadł na ziemi obok mnie. Chciał coś powiedzieć ale zamiast to, wypuścił z płuc powietrze ze świstem. Nie udało mi się utrzymać ciekawości na smyczy. Byłam pewna, że jego zachowanie wynika z mojej przyszłej misji. Nie wstrzymałam języka za zębami i wypaliłam:

- Co to za misja? 

Zmieszał się i posłał mi delikatny uśmiech. Jednak pod maską zakłopotania, zobaczyłam coś, co do niego nie pasowało. Coś, czego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Dziwny, niemrawy błysk w czarnych oczach. Strach. Panika. 

- Czyli jednak podsłuchałaś. 

Było to stwierdzenie, jednak mimowolnie pokiwałam głową. Może źle zrozumiałam opowieści starszych renów? Może jednak misja nie oznaczała nic dobrego? Kylo jakby wyczytał z mojej twarzy i jego ręka automatycznie znalazła się na mojej dłoni. 

- Nie martw się. Każdy miał kiedyś swoją pierwszą misję. 

- To czemu się martwisz? 

Oczy mu pociemniały. Zniknęły z nich wszelkie iskierki. Jak migoczące gwiazdy, umierające na ciemnym, nocnym niebie.

- Bo mnie przy tobie nie będzie. 

*

Jego słowa mnie zmroziły. W moich żyłach krążyło przerażenie, kiedy prowadził mnie do sali narad. Słowa do mnie ledwo docierały. Wiedziałam tylko jedno. Uczeń na pierwszą misje leci z mistrzem. Chociażby tylko po to, żeby potem oberwać, jeśli coś źle zrobi. A mój Mistrz miał znajdować się na innej planecie, podczas innej misji. Ruch Oporu, zaatakował po całości. Wszystkim swoimi siłami, ze wszystkimi swoimi sojusznikami. A z przejęcia rudego generała, wynikało, że jesteśmy słabo przygotowani. 

- Zaatakują za trzy dni. Jutro musimy być gotowi. 

Tymi słowami zakończył spotkanie. Spotkanie, które miało dostarczyć mi informacji. Jednak w mojej głowie grała cisza. Brak wiedzy siał spustoszenie. 

*

Przez całą noc kręciłam się po łóżku. Byłam taka zmęczona, wykończona przez ciągły strach. Ale moje powieki nie chciały zostać zamknięte. Moje myśli nie chciały grzecznie ułożyć się do snu. Nie zostało mi nic innego, jak obserwowanie spokojniej twarzy Kylo. Jak on potrafił spać? Jak udało mu się zapaść w tak głęboki spokój, kiedy mną targały najróżniejsze emocje. 

Podziwiałam go. Lustrowałam wzrokiem jego mocne rysy. Zgarnęłam z jego czoła, opadające włosy. Był taki... wyciszony. Idealny. Trwał w swojej własnej ciszy. Ciszy, której tak bardzo pragnęłam. I poczułam ją. Jakby Kylo zdecydował otworzyć się bramę. Wpuścić mnie za nią i otulić jej ciepłem. Było tak... idyllicznie. Nigdy wcześniej, nie spotkałam się z niczym podobnym. Otoczyły mnie pieszczotliwe macki ciemności. Nie lękałam się ich. Należały do Kylo. Byłam bezpieczna. Usnęłam. 

*

Obudziły mnie ciężkie kroki. Krzyki. Biegi. Chaos. To wszystko za naszymi drzwiami. 

- Szykują się do walki. To już trwa od godziny. A to dopiero początek. 

Spojrzałam na chłopaka spod zaspanych powiek. Nie teraz. Jeszcze nie teraz chciałam o tym słuchać. Nie rozbudziłam się. Pieszczotliwe ramiona nie puściły mojego ciała i umysłu. 

- Dziękuję. Za to co zrobiłeś w nocy. Chyba bym nigdy nie zasnęła. 

Pogładził mnie delikatnie po policzku, zawadzając kciukiem o moją dolną wargę. Lekko rozchyliłam usta, pragnąc drobnej pieszczoty. Nie wiedziałam co mnie czeka na misji. Nie wiedziałam, jak sobie poradzę. Ale nie chciałam zajmować swoich myśli, zamartwianiem się. Przymrużyłam oczy, kiedy zaczął zataczać drobne kółka na moim karku. 

- To w nocy... Podejrzewałem to. Czułem wcześniej. Połączenie mocy. 

- Na czym to polega?

Mruknęłam, nie otwierając oczu. Wsłuchiwałam się w jego miękko brzmiący głos. Byłam skupiona na jego dłoniach, leniwie krążących po moich plecach. Cicho mruknęłam, kiedy przejechał palcem po mim kręgosłupie. 

- Jeszcze dokładnie nie wiem. Ale się dowiem. 

Złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Ledwie muśnięcie. A ja się rozpłynęłam. 

- Wyjątkowo przyjemne to połączenie mocy. 

Zaśmiał się cicho i powtórzył pocałunek. Jednak z jego dłoni, znalazła sobie miejsce na wewnętrznej części mojego uda. Pozwoliłam mu się pieścić, co jakiś czas mrucząc z przyjemności. 

*

Przerażenie wróciło wraz ze spojrzeniem w lustro. Mój typowy strój, został zamieniony na obcisły kombinezon. Materiał, z którego zastał wykonany, w dotyku przypominał ludzką skórę. Był miękki, ale jakiś taki... śliski. Nie odważyłam się zapytać, co to takiego. 

Myślałam, że jedyną bronią, będzie miecz świetlny, obijający się o moje biodro. Moje wyobrażenie rozmył Kylo, mocujący do moich ud niewielkie sztylety. Mniejsze miałam pochowane w cholewach butów, na plecach, a nawet na ramionach. Zauważył moje lekkie zdziwienie, ilością żelastwa. 

- Miecz w ostateczności. Nie mogą wiedzieć, z kim mają do czynienia. Jak zabraknie ci noży, sięgasz po miecz. Jak nie będziesz wiedziała co zrobić, a twoje życie zostanie zagrożone, sięgasz po miecz. Nie w innym wypadku. 

Pokiwałam głową. Teraz przynajmniej wiedziałam, czemu uczona nas walczyć sztyletami, rzucać nożami. Ren sam w sobie jest broniom. Tajną bronią Najwyższego Porządku.

Kylo wstał z kolan. Jakże dziwnie się czułam, kiedy mój Mistrz klęczał przede mną, zapinając pochwy na sztylety na moich udach. Złapał mnie za dłonie i spojrzał w oczy. 

- Uważaj na siebie. 

- Ty też. 

Uśmiechnął się lekko i pocałował mnie na pożegnanie. Pogłębiłam pocałunek, kiedy dotarło do mnie, że lecimy walczyć. Że możemy widzieć się ostatni raz. 

- Nie martw się. Damy radę. Wrócimy oboje. 

Nie powiedział już nic więcej. Wyszedł z pokoju, dając mi się ostatecznie przygotować. 

Drżącymi dłońmi splotłam włosy w krzywego warkocza. Na nic więcej nie było mnie stać. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej swoją pelerynę. Nie mogłam jej zabrać, ze względu na ruchy, które zdecydowanie utrudniała. Jednak nie chodziło o ubranie. Chwyciłam poły materiału i zaczęłam przetrząsać kieszenie. Chłodne szkło spotkało się z moją rozgrzaną skórą. Płynna moc znalazła się w mojej ręce. Pozwoliłam sobie przyjrzeć się jej przez krótką chwilę. Zaraz po tym, znalazła miejsce w kieszonce na moim lewym biodrze. 

*

Statek i oddział już czekali. Wdrapałam się na pokład. Szkoda, że kombinezon nie miał kaptura. Chętnie bym się ukryła przed ciekawskim spojrzeniami szturmowców. Odetchnęłam głęboko i usiadłam na wolnym skrawku zimnej podłogi. Przez całą drogę planowałam medytować. Liczyłam, że to mnie uspokoi. Właz zamknął się z sykiem, a my wystartowaliśmy. 

Już chciałam wracać. 


W końcu rozdział normalnych rozmiarów. Jestem w szoku i pod wrażeniem. Przepraszam za trzydniową nieobecność. Musiałam zwalczyć wewnętrznego lenia. Jak widać, udało się. 

Mam nadzieję, że się Wam podobało.

Do następnego i niech Moc będzie z Wami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro