7. Choroba społeczeństwa.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Świat wirował przed moimi oczami. Nawet nie wiedziałem wcześniej, że mój sufit jest okrągły. Zaraz...okrągły? Nie, nie mógł być okrągły. Chyba oszalałem. Moje filozoficzne i nad wyraz głębokie rozmyślania na temat budownictwa i architektury, przerwało wtargnięcie mojej szalonej przyjaciółki do mieszkania. Słyszałem jej szamotanie się i szelest plastikowych toreb.

- Styles! Palancie wstań i mi pomóż! - Zawołała. Szczerze nawet nie chciało mi się ruszyć. A może zapomniałem jak to jest ruszać nogami. Kurwa, ale faza.

- Zapomniałem jak się chodzi - Odparłem i spojrzałem na swoje stopy. Może wódka i antydepresanty to złe połączenie. Dotarł do mnie stek przekleństw i chwilę później pojawiła się nade mną wykrzywiona złością twarz pięknej, aczkolwiek wyjątkowo wkurwionej, blondynki.

- Serio? - Westchnęła i dotknęła chłodną dłonią mojego policzka. - Doprowadziłeś się do takiego stanu w godzinę? Powinnam być pod wrażeniem, ale nie jestem.

- Przepraszam - pokiwała głową zniesmaczona i spojrzała na resztę mojego ciała. Trochę się zarumieniła i przygryzła wargę rozbawiona.

- Co się stało? - Spytała z troską w głosie.

- Nadine wpadła do mnie rano. Domyśliła się, że nie brałem prochów i zmusiła mnie bym je połknął.

- Jak to cię zmusiła?

- Zagroziła, że powie wytwórni i chłopakom, że się nie leczę, jeśli ich nie wezmę.

- Suka.

- Wściekła się, bo się jej postawiłem. Pierwszy raz od miesięcy - Zagwizdała z wrażenia.

- Nie powinieneś pić, biorąc te leki.

- Wiem, przepraszam - Chciałem odgarnąć włosy z jej twarzy, ale cofnęła się o krok.

- Nie ma sprawy Harry. Ale nie dotykaj mnie, dobrze? - Pochyliła się nade mną i pocałowała mnie w czoło. - Wiedziałeś, że jesteś nagi? To byłoby dwuznaczne - Dotarło do mnie, to co powiedziała. Co? Spojrzałem zdezorientowany w dół i doznałem szoku. Leżałem rozłożony przed nią, jak mnie matka natura stworzyła, a ona tylko na mnie patrzyła, walcząc ze śmiechem.

- O Boże - jęknąłem i schowałem twarz w dłoniach. O Boże. - Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałaś!

- Na twoim miejscu schowałabym coś innego w dłoniach.

- Zamknij się i podaj mi spodnie. Chyba umrę ze wstydu - Nie opanowała się i zaśmiała się głośno. Rzuciła we mnie spodniami i oparła dłonie na swoich biodrach.

- Wiesz chociaż, jak się ich pozbyłeś? - Wskazała na materiał, który aktualnie na siebie zakładałem. Moja twarz płonęła z poniżenia. Pokiwałem głową całkowicie zmieszany. - Gdybym zrobiła ci zdjęcie, przysięgam, że zarobiłabym na nim miliony.

- Doceniam to, że tego nie zrobiłaś.

- Powinieneś docenić, że wysłałam James'a po zioło. Gdyby to on cię takiego zastał, z pewnością by cię wykorzystał - Syknąłem pod nosem na samą myśl o podobnej sytuacji.

- Doceniam. Obiecaj, że nigdy nikomu o tym nie powiesz - Spojrzałem w jej oczy. Trochę rozmazywała się jej sylwetka, gdy tak na nią patrzyłem, ale starałem się skupić swój wzrok na tyle, na ile mogłem. - I że o tym zapomnisz.

- Nikomu nie powiem, ale o tym - Wskazała na mnie całego - Wybacz, ale nie da się o tym tak łatwo zapomnieć - Przygryzła wargę rozbawiona. Cholera, była seksowna, gdy tak robiła. - Idź się umyć. James zaraz tutaj będzie.

- Możesz powiedzieć mi, dlaczego ciągle go wszędzie za nami targasz?

- Bo jest samotny i potrzebuje naszej pomocy - Wzruszyła swobodnie ramionami. - Ruchy!

Mocno tupiąc i starając się iść prosto, poszedłem do łazienki, by choć trochę wytrzeźwieć i dojść do siebie. Przez cały czas było mi wstyd. Przysięgam, że nie miałem pojęcia kiedy ściągnąłem z siebie spodnie od piżamy. To po prostu się stało, nie planowałem jej tak zaskakiwać. Znowu schowałem twarz w dłoniach i pozwoliłem sobie na stek przekleństw. Choć nadal pijany, ubrałem się jak człowiek, dwa razy upewniając się, że mam na sobie spodnie, po czym opuściłem swoją sypialnię. W moim salonie panowało zamieszanie. Jane siedziała na kanapie i zajadała się chińszczyzną, James za to opisywał jej coś, bardzo mocno gestykulując i paląc skręta. Świry. Podszedłem do nich i poklepałem po ramieniu mężczyznę na powitanie. Uśmiechnął się do mnie promiennie. Bez słowa zabrałem mu jointa i zaciągnąłem się nim. Uuuu. Dobry towar. Opadłem na sofę obok Jane i tylko na nią patrzyłem. Puściła mi perskie oko i spojrzała znacząco na moje spodnie. Nie mogłem się opanować i posłałem jej kuksańca w bok. Zaśmiała się głośno i podała mi chińszczyznę, tym samym odbierając mi cudowne, wypełnione samą naturą, żarzące się zawiniątko. Pochłaniałem jedzenie w zawrotnym tempie, czując, że z każdym kęsem czułem się coraz lepiej. Jane zaciągnęła się mocno i odchyliła głowę do tyłu i obserwowała zafascynowana dym ulatujący z jej ust. Ja także.

- Jesteś cholernie seksowna - Rzuciłem zanim ugryzłem się w język. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko.

- Ty też. Zwłaszcza, gdy jesteś nagi - Posłałem jej bardzo uważne spojrzenie.

- Widziałaś go nago? - Spytał zaskoczony James.

- Tak. Jakąś godzinę temu - James był zdruzgotany. - Zastałam go nagusieńkiego na kanapie, jak tylko tutaj weszłam.

- Wiedziałem, że prośba o zioło, była podpuchą.

- Wybacz kochanie. Nie spodziewałam się takiego powitania - James na serio się obraził na naszą dwójkę. Zaczynałem go lubić. Był zabawny.

- Opowiedz mi o sobie James - Spojrzał na mnie zaskoczony. Zwykle wpadałem w szał, gdy zaczynał się odzywać. Teraz chciałem go poznać. Dowiedzieć się jakim jest człowiekiem i co skłoniło go, do pojawienia się na moście tamtej nocy. Jane zachęciła go, podając mu szklankę z alkoholem. No pięknie. Byliśmy zjarani i pijani przed południem. Usiadł obok mnie na kanapie i pociągnął zdrowo z kieliszka. Patrzyłem na jego pokrytą zarostem twarz, podkrążone oczy i pobladłą twarz. Był pięknym mężczyzną, ale widać było na wyciągnięcie ręki, że był nieszczęśliwy. Siedział przede mną w bardzo drogim garniaku i wyglądał jak jedno wielkie nieszczęście. Zacząłem żałować, że tak źle go traktowałem. Potarł dłońmi swoją twarz i przeczesał blond włosy do tyłu.

- To cholernie ciężki temat.

- Co ty nie powiesz - Powiedziałem tylko i podałem mu nowo skręconego jointa. Odpalił go i uśmiechnął się do mnie.

- Sam tego chciałeś - Spojrzałem na Jane i przypomniałem sobie, że i ona powiedziała tak samo.

- Jestem gejem.

- Tego już się domyśliłem - Jane zdzieliła mnie w tył głowy. - I nie mam absolutnie nic przeciwko - Uśmiechnął się do mnie, słysząc moje słowa.

- Szkoda, że większość ludzi nie jest taka jak wy - Urwał i oparł się wygodnie o sofę, rozpinając swoją marynarkę. - Od zawsze wiedziałem, że nie pociągają mnie kobiety, ale nie mogłem nikomu o tym powiedzieć. Pochodzę z bardzo bogatej i wpływowej rodziny. Musiałem ożenić się z dobrze urodzoną kobietą, czy tego chciałem czy nie. A nie chciałem. Od wczesnych lat dzieciństwa przyglądałem się ubranym w garnitury mężczyznom, kolegom mojego ojca, z czystą fascynacją. Intrygowali mnie i wiedziałem, że gdy dorosnę, chcę być taki jak oni. Piękny, silny i cholernie inteligentny. Gdy miałem 16 lat, jeden z nich zainteresował się mną i pokazał czym była miłość cielesna z innym facetem. Wcześniej miałem do czynienia tylko z kobietami i nie byłem nigdy przy nich spełniony. Przy nim, poczułem, że nagle wszystko jest na miejscu. Że to jest to - Kiwaliśmy z Jane głowami na jego słowa, pokazując mu, że uważnie słuchamy jego wypowiedzi. Na krótką chwilę, moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem dziewczyny i poczułem dziwne ciepło w klatce piersiowej. Byliśmy w tym razem. Wszyscy we trójkę. Splotła moją dłoń ze swoją i wróciła wzrokiem do Jamesa. I ja go słuchałem, tylko, że wpatrzony byłem w nasze złączone dłonie, które wyglądały, jakby były dla siebie stworzone. - Oczywiście mój ojciec się o wszystkim dowiedział i za punkt honoru obrał sobie mój szybki ślub. Zgodziłem się na wszystko, wiedząc, że w przeciwnym razie skończę na ulicy. Byłem nieszczęśliwy, ale chociaż miałem dach nad głową i ciepły posiłek każdego dnia. Moja żona - Anna - to cudowna, ciepła kobieta. Nigdy nie wiedziała, że jest ze mną coś nie tak.

- Wszystko jest z tobą w jak największym porządku, James - Wyszeptała Jane. - Taki się urodziłeś i to nic złego.

- Ona uznawała to za grzech i coś obrzydliwego. Kilka tygodni temu coś we mnie pękło i wyznałem jej prawdę. Wpadła w szał i wyrzuciła mnie z domu, twierdząc, że jestem chory psychicznie. Że jestem potworem i się mną brzydzi. Dzieci także odwróciły się do mnie plecami. Wstydziły się mnie. Zacząłem brać leki hormonalne, by móc wrócić do rodziny i udowodnić im, że mają rację. Chciałem pokazać im, że przyznaję się do swojego problemu. Leczyłem się, by znowu mnie pokochali. Przyjęli mnie do siebie z powrotem, ale nie traktowali mnie tak samo. Od leków zacząłem wariować - Zagryzłem mocno wargę, by nie zacząć krzyczeć. Dlaczego ludzie byli dla siebie tak podli? Dlaczego wyszukiwali nawet najmniejszego powodu do nienawiści? Czym James zasłużył sobie na takie traktowanie? Z tego co opowiadał, był dobrym człowiekiem, dobrym ojcem i mężem. Jedynym problemem okazały się jego pragnienia, nie uznawane przez społeczeństwo. Ten mężczyzna cierpiał, gdyż nie był akceptowany. Chciał się zabić, bo do tego doprowadzili go inni ludzie. - Moje ciało nie znosiło terapii, a ja nabawiłem się depresji. Wiedziałem, że tak będzie. Ostrzegano mnie przed tym. Ktoś w pracy zorientował się, że mam romans z jednym z kolegów. Dostrzegli objawy leków i to, co się ze mną dzieje. Po całej kancelarii rozeszła się wieść o moim problemie. Nie tylko mnie to poniżyło, ale sprawiło, że straciłem wolę do dalszej walki i poszedłem na most. Gdyby nie wy, już dawno bym skoczył. I tak nikogo nie obchodziłem. Rodzina mnie nienawidziała. Nie miałem już nawet pracy. Straciłem wszystko przez to, jaki się urodziłem. Nie mam na to wpływu. Uwierzcie, że gdybym mógł, zrobiłbym coś z tym. Ale nie potrafię.

Między nami zapadła głucha cisza. Każdy z nas rozmyślał nad wypowiedzianymi przez Jamesa słowami. Myślałem o ludzkiej nienawiści, strachu i niezrozumieniu. Bolało mnie to za każdym razem tak samo. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć jak bardzo ludzie kierują się nienawiścią w swoim życiu. Dlaczego tak bardzo obchodziło ich to, co inni ludzie robią w swojej sypialni. Dopóki nikt nie robił komuś innemu krzywdy, moim zdaniem, nie było to moim interesem.

- Jesteś dobrym człowiekiem James - Powiedziałem i spojrzałem mu prosto w oczy - Jesteś całkowicie zdrowy. To społeczeństwo jest chore. Chore z nienawiści. Ludzie boją się tego, czego nie rozumieją, boją się tego co choć odrobinę odbiega od przeciętności. Znam bardzo wiele osób, które przeszły przez podobne cierpienia co ty. Chciałbym, żebyś wiedział, że nie jesteś z tym sam. Dobrze? - Zagryzł wargę, a w jego oczach pojawiły się łzy. Bez zastanowienia przyciągnąłem go do siebie i przytuliłem. Schował swoją twarz w zgięciu mojej szyi. Jane usiadła po jego drugiej stronie i gładziła jego plecy.

- To straszne, że zmusiłeś się do leczenia czegoś, co nie jest chorobą. Ale rozumiem dlaczego to uczyniłeś. Tak bardzo mi przykro - Załkał w moich ramionach. Sam walczyłem ze złami. Ile już osób w pocieszałem w ten sam sposób? Ile osób przekonywałem do tego, że wszystko jest z nimi w porządku, że to społeczeństwo jest wybrakowane?

- Wszyscy traktują mnie w pracy jak trędowatego. Odsuwają się ode mnie, jakbym mógl zarazić ich swoim pedalstwem.

- A więc to już ma nazwę? - Zaśmiałem się. Poczułem jak James się rozluźnia na moje słowa. - Jeśli cię to pocieszy i mnie biorą za geja, nie żeby to było czymś złym. Kilka nastolatek ubzdurało sobie, że wiąże mnie coś romantycznego z najlepszym przyjacielem. Wybuchł taki skandal, że od tamtego czasu, nawet nie możemy pojawiać się razem publicznie. Nie możemy normalnie ze sobą rozmawiać, z obawy, że ktoś nas podsłucha i opacznie wszystko zrozumie. Jak szuka się gdzieś podtekstu, to znajdzie się go wszędzie. Nie siadamy obok siebie. Nawet uważamy, by na siebie nie patrzeć. Zniszczyli nas. W ten sam sposób w jaki niszczą ciebie.

- Przykro mi - Powiedział. Odsunął się ode mnie i otarł twarz z łez. Wyglądał bardzo żałośnie.

- Mi także. Ale wiesz, że zawsze możesz przekonać do siebie dzieci? Młodzi ludzie są łatwiejsi do współpracy. To samo tyczy się pracy. Mogę pomóc znaleźć ci coś nowego, w miejscu, gdzie nikogo nie będzie obchodziła twoja orientacja seksualna, a kwalifikacje i ciężka praca.

- Zastanowię się nad tym - Odparł i spojrzał na mnie i na Jane z nadzieją. - Zaczynam szczerze cieszyć się, że wtedy polazłem na ten most. Dziękuję wam. Ocaliliście mi życie.

- A ty nam - Powiedziała Jane. - Powstrzymałeś nas od skoku.

- Ironia.

- Ironia - Przytaknąłem i upiłem łyk wódki.

--------------------

Jestem chyba szalona biorąc na swoje barki kolejny strasznie ciężki temat. Nie ma co, przecież depersja i samobójstwo to bułeczka z masłem. Dorzucę sobie jeszcze homoseksualizm, bo jestem taka fajna ( uderza głową o blat biurka).

Wiem, że będzie wiele głosów hejtujących moje poglądy, moją wizję Larrego (nie obieram stron! dobrałam to do tematyki rozdziału!) i całą resztę. Proszę was tylko o jedno. Uszanujcie moje zdanie i to co próbuję przekazać w tym rozdziale.

kocham xx

+ wrzuciłam jednak w połowie tygodnia a nie pod koniec, bo tak strasznie was kocham! + jestem cholernie szczęśliwa. Dzieje się teraz w moim życiu coś ekscytującego!! :) Pamiętajcie jeśli nigdy nie będziecie gonić za marzeniami...to ich nie złapiecie! xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro