Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W życiu Kamiley i jej siostry każdy dzień wyglądał tak samo. Jednak niedziele były dniami wyjątkowymi. A czemu? W te dni rodzice dziewczyn mieli wolne od pracy i spędzali czas z córkami.

- Znowu czytasz gazetę tato?- spytała Kamiley, po wejściu do kuchni.

- Lubię wiedzieć co się dzieje na świecie. O na przykład w takim Beach City. Ludzie i klejnoty żyją obok siebie w zgodzie i harmonii. To niesamowite ile się zmieniło w ciągu tych dwóch lat.- odpowiedział ojciec.

- I te Kryształowe Klejnoty. Żyły sobie w ukryciu przez te wszystkie lata, walcząc o naszą planetę. Nadal to do mnie nie dociera.- powiedziała matka dziewczyn.

- A Steven jest pół człowiekiem pół klejnotem.- oznajmiła entuzjastycznie Sandra.

- Tak. To jest niesamowite. Pół człowiek, pół klejnot.- odparł na to ojciec.

Kamiley spojrzała na umieszczony w jej piersi klejnot.

/[Czyżbym też była pół człowiekiem, pół klejnotem?]/ pomyślała.

Poranek minął rodzinie w przyjemniej atmosferze. Siostry czas spędzały w ogrodzie za domem na zabawie. Jednak do ogrodu rodziny Kamiley wtargnęli mężczyźni niewiele starsi od nich. Sandra schowała się za plecami siostry, której wola ochrony osoby bliskiej jej sercu była tak silna, że klejnot w piersi dziewczyny rozbłysł, a po chwili Kamiley dzierżyła w dłoniach włócznię.

- Ani kroku dalej.- warknęła.

Jednak mężczyźni nie posłuchali i zaczęli się zbliżać do dziewczyn. Kamiley bacznie ich obserwowała. Gdy jeden zamachnął się pięścią na dziewiętnastolatkę, ona wykonała zamach włócznią i po chwili ręka mężczyzny leżała na trawniku. Pozostała dwójka stała przez chwilę osłupiona.

- Któryś jeszcze chętny na pozbycie się kończyny?- wywarczała Kamiley.- młoda do domu, już.- wyszeptała do siostry.

Sandra bez ociągania wbiegła do domu, a jej siostra została w ogrodzie.

/[Kim oni są? I czego tu szukają?]/ zastanowiła się.

Gdy pozostali dwaj mężczyźni ocknęli się z szoku, zaatakowali Kamiley. Jednak ku zaskoczeniu dziewczyny, nie mieli szans. Z gracją baleriny i siłą strongmana, pokonała pozostałych dwóch mężczyzn. Gdy tylko uciekli, Kamiley wróciła do domu by sprawdzić czy jej rodzinie już nic nie zagraża. Po wejściu do salonu zastała zmartwionych rodziców i przerażoną siostrę, która rzuciła się w ramiona starszej gdy tylko ją ujrzała.

- Chyba jesteście mi winni wyjaśnienia.- powiedziała do rodziców.

Kamiley zabrała swoją siostrę do pokoju na piętrze by ją uspokoić i ułożyć do snu. Drzemka po takim czymś dobrze jej zrobi, mimo faktu iż jest środek dnia. Gdy tylko Sandra zasnęła, Kamiley ucałowała młodszą siostrę w czoło i wyszła cicho z pokoju. Wróciła do salonu gdzie czekali rodzice. Wiedziała, że będą musieli się jej z tego gęsto wytłumaczyć. Brunetka usiadła na kanapie obok mamy i skrzyżowała ręce na piersi.

- A więc, słucham. Co macie mi do powiedzenia?- spytała.

- Kamiley, ty nie jesteś naszą biologiczną córką.- zaczął ojciec.

- Tyle to i ja wiem, bo mam w sobie jadeit. A ludzie nie mają w sobie magicznych kamieni.- powiedziała dziewczyna, przerywając ojcu.

- Tacie chodzi o to, że tak jakby twoja biologiczna mama jest częścią ciebie. Nie wiemy jak to jest możliwe.- odparła na to matka dziewczyny.

- Ale co mają z tym wspólnego ci bandyci, którzy się tu przypałętali?- spytała Kamiley.

W tym momencie rodzice dziewczyny milczeli. Mieli świadomość, że muszą jej powiedzieć prawdę.

- Twój biologiczny tata, jeszcze zanim się urodziłaś, był naszym pracownikiem. Jeździł po kraju i znajdował dla nas młodych przedsiębiorców, którzy sobie nie radzili z rozwinięciem biznesu. Niestety pewnego dnia, został zauważony przez niebezpiecznych ludzi. Nie mamy pojęcia jak, ale dowiedzieli się, że twój ojciec czasem woził ze sobą znaczne sumy pieniędzy.- zaczęła matka dziewczyny.

- To były początkowe dofinansowania dla małych firm by mogły się rozwinąć. Twój tata nie chciał im oddawać pieniędzy i bronił się. Jednego z nich zastrzelił w obronie własnej. Szarpali się, twój ojciec pociągnął za spust i broń wystrzeliła.- kontynuował ojciec.

- A co było potem?- spytała Kamiley.

- Potem razem z twoją mamą żyli w ukryciu by bandyci ich nie znaleźli. Siedemnaście lat temu udało im się go namierzyć. Gdy do nas przyszedł z tobą w ramionach od razu wiedzieliśmy, że mamy cię wychować i chronić przed nimi. A gdy przyjdzie odpowiedni moment, powiedzieć ci całą prawdę.- odpowiedziała matka dziewczyny.

- Chwila. Siedemnaście lat temu? Czyli tuż po narodzinach Sandry? Mojej kochanej siostrzyczki?- spytała ponownie.

- Tak. Przez te siedemnaście lat, jakoś dawaliśmy sobie radę z utrzymaniem tej tajemnicy, ale gdy przyszli ci bandyci, zrozumieliśmy, że musimy ci wszystko powiedzieć.- odpowiedział ojciec.

- A co się stało z moim biologicznym ojcem?

- Tego nie wiemy. Zniknął krótko po przekazaniu ciebie nam. Obawiamy się, że ci bandyci zdołali go dopaść i zabić w zemście za ich kolegę. A teraz chcą dopaść ciebie.

- Przez siedemnaście długich lat trzymaliście to przede mną w sekrecie. Czyli jednak to prawda? Jestem pół klejnotem?

- Z ciężkim sercem to mówię, ale tak. Jesteś w połowie istotą z odległej planety. Nic ci nie mówiliśmy, ponieważ ani razu twoje moce się nie aktywowały. Aż do dzisiaj.

Dziewczyna milczała. Wszystko się teraz zgadzało. Umięśnione ramiona, delikatny sześciopak na brzuchu, zwiększona siła, odwaga, te dziwne sny, w których widziała dwie postacie. Mężczyzna i kobieta, oboje uśmiechnięci i zakochani.

- Z jednej strony powinnam być na was wściekła za ukrywanie tego przede mną. Z drugiej, rozumiem was. Zrobiliście to dla mojego dobra. - powiedziała dziewczyna.

Rodzice Kamiley się uśmiechnęli. Wiedzieli, że ona to zrozumie. Mogli być dumni z tego jak wspaniałą córkę wychowali.

/[Skoro znam już prawdę o mamie, to teraz pora poszukać odpowiedzi na pozostałe pytania.]/ pomyślała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro