Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Światło powoli wlewało się do przestronnej komnaty, sunąc po podłodze na łóżko. Gdy owe światło padło na twarz śpiącej Kamiley, ta jedynie nakryła się kołdrą by dalej sobie pospać. Miała swoje wymarzone wakacje i nic nie wyciągnie jej z łóżka. Nic! Nawet to światło będące imitacją Ziemskiego Słońca. Odkąd zdecydowała się zostać na Homeworld'zie, by wspomóc jakoś Cody'ego, czas mijał jej na leniwych spacerach, zwiedzaniu planety, czy wykonywaniu jakiś lekkich zadań od Diamentów. Kam powoli zapominała o nieprzyjemnościach jakie ją spotkały. Stopniowo, złe wspomnienia szły w niepamięć, a brunetka odzyskiwała radość życia. W pewnym momencie drzwi od jej komnaty się otworzyły, a do środka jak sprężyna wpadła Spinel. Klejnot z odwróconym sercem zaczął radośnie skakać po łóżku brunetki, z zamiarem wybudzenia jej ze snu.

- Mhnnn, no już wstaję. Wstaję.- mruknęła Kam.- Chryste Panie, Spinel. Masz świadomość, że dopiero zaczęło świtać?- dodała pytanie, podnosząc się do siadu.

- Sto lat, sto lat, sto lat niech życie nam! Niech żyje nam! Sto lat sto lat sto lat niech żyje nam! A kto? Ty Kamey!- wykrzyczała Spinel, skacząc wokoło łóżka.

- O rety, to już dzisiaj? Moje dwudzieste urodziny? Kompletnie mi to z głowy wyleciało.- powiedziała już dwudziestoletnia kobieta.

- A no widzisz. Twoja siostra nam powiedziała, że zbliża się twoja dwudziestka. Więc Diamenty kazały z tej okazji wyprawić dla ciebie przyjęcie, które odbędzie się dziś wieczorem! Steven i przyjaciele, wszystko nadzorują. Aby to przyjęcie było jak najbardziej w Ziemskich normach, tylko w stylu Homeworld'u.

- Jedyna rzecz, która na Homeworld'zie nigdy się nie zmieni. Bale. Właściwie to był jedyny powód, dla którego z samego rana wyrywasz mnie z łóżka?

- Ymm, nie do końca. Fakt miałam cię obudzić i powiedzieć o przyjęciu urodzinowym. Ale też o tym, że Cody chciał z tobą o czymś porozmawiać. I nie wyglądał na zadowolonego. Bardziej, na zmartwionego.

- Zmartwionego? A czym się tak martwi?

- Tego właśnie nie wiem. Powiedział mi jedynie, że jak już wstaniesz, mam cię do niego przyprowadzić.

- Jasne. Daj mi chwilę, doprowadzę się do porządku i pójdziemy do niego.

Spinel przytaknęła i zeskoczyła z łóżka po czym wyszła z komnaty dwudziestolatki. Kam wstała i przeciągnęła się, a następnie doprowadziła do cywilizowanego wyglądu. Umyła zęby, rozczesała włosy, włożyła na siebie świeże ubrania. Wyszła z swojej komnaty na korytarz do czekającej na nią Spinel i obie ruszyły w stronę laboratorium młodego Obsydianu. W tym czasie pałacowa służba, weszła do komnaty i zrobiła porządki.

- Ehh, to chyba też się nigdy nie zmieni.- mruknęła Kam.

- Co takiego?- spytała Spinel.

- Pałacowa Służba. Sprzątają w komnatach, usługują innym klejnotom, pomimo, że nikt ich do tego nie zmusza.- odpowiedziała brunetka.

- To była ich decyzja. Powiedzieli, że nawet jeśli są wolni, sami mogą o sobie decydować, wolą robić to co robili dotychczas. Chcą zostać w pałacu, bo tylko tutaj czują się jak w domu.

- Tobie to powiedzieli?

- Mhm. Diamenty raz poprosiły mnie abym spróbowała przekonać te klejnoty do wyprawy na Ziemię, którą również mogą nazwać domem. No i taką odpowiedź usłyszałam. Nie próbowałam namawiać ich do zmiany zdania, tylko uszanowałam ich decyzję.

- Rozumiem.

Gdy obie dotarły do laboratorium, w środku panowała charakterystyczna dla tego miejsca cisza. W pionowych komorach umieszczone były klejnoty, odzyskujące swoje fizyczne formy, aktywne komputery monitorowały ich stan, będące w trybie czuwania z aktywnym alarmem w razie gdyby, z którymś z klejnotów zaczęło dziać się coś niepokojącego. Kobieta i klejnot weszły wgłąb pomieszczenia i wtedy brunetka zauważyła kotarę, której wcześniej nie było. Kam podeszła do kotary i lekko ją odsunęła, wtedy jej oczom ukazały się leżące na łóżkach - przypominających szpitalne - klejnoty. Będące w pełni ich świadomości i z kroplówkami wypełnionymi Esencją Klejnotów, podpiętymi do ich ciał.

- Cody.- powiedziała Kam.

- Hm? Och, Kamiley.- odparł czarnowłosy.

Obsydian podszedł do kobiety i ją mocno uściskał.

- Wszystkiego dobrego, Kam. Zdrowia, szczęścia i miłości. No wiesz, takie wasze typowe życzenia z okazji urodzin.- powiedział, lekko odsuwając się od brunetki.

- Dzięki. Czy wszyscy w pałacu wiedzą o moich urodzinach?- odparła i spytała.

- Większość, ale nie wszyscy.- odpowiedział na pytanie.

- Widzę, że będące pod twoją opieką klejnoty szybko dochodzą do siebie po traumatycznych przejściach.- stwierdziła, spoglądając na owe klejnoty, przez ramię naukowca.

- Właściwie to każdy z tych klejnotów nie pamięta co się z nimi działo po tym jak pozbawiono je fizycznych form. Wiedzą tylko to, że czuły jak coś wysysa z nich energię. Jak słabe się czuły po przebudzeniu, więc podłączyłem im kroplówki z Esencją Klejnotów i zaczynają odzyskiwać siły.- odparł jej.- No, jednak nie po to chciałem abyś przyszła.- dodał.

- Racja. Spinel wspomniała, że byłeś czymś bardzo zmartwiony.

- I nadal jestem. Chodźmy gdzieś indziej, wolę aby te klejnoty tego nie usłyszały.

Kam przytaknęła klejnotowi i cała trójka skierowała się do innego pomieszczenia, które okazało się być prywatnym biurem Cody'ego aby mógł w spokoju zająć się wszelkiego rodzaju papierkową robotą. Biuro obsydianu było skromnie i ciepło urządzone. Beżowe ściany, przestronne okno, przy jednej ścianie biurko z holograficznym komputerem, przy drugiej kozetka i trochę medycznego sprzętu.

- A więc, o co chodzi?- spytała Kam, przysiadając na krześle po drugiej stronie biurka.

- O Diamenty. A dokładniej o Białą Diament.- odparł Cody, zajmując swoje miejsce.

Spinel przycupnęła natomiast na kozetce.

- Jak to o Białą Diament? Czy dzieje się z nią coś co wzbudza twój niepokój?- dopytała dwudziestolatka.

- W pewnym sensie. Mam takie dziwne wrażenie, że ona coś przede mną ukrywa. Tylko nie mam pojęcia co. Jak raz ją spytałem czemu się intensywnie przyglądała, to zmieszała się i powiedziała, że to nic wartego mojej uwagi.- odpowiedział.- Kam, wiesz jak to bywa. Niektórym jest trudno pozbyć się starych nawyków. Tak jest i w przypadku Białej Diament.- dodał stwierdzenie.

- Chodzi ci o to, że ma zamiar skolonizować jakąś planetę? Przecież to zrujnuje wszystko na co Steven tak ciężko pracował.

- Może nie tyle co ma zamiar sama skolonizować jakąś planetę, ale chce podarować komuś jakąś planetę na przyszłą kolonię.

- I tym kimś masz być ty?

- Niewykluczone. Chciałem z nią o tym porozmawiać, uświadomić jej, że nie może tego zrobić. Ale za każdym razem mnie zbywała, mówiąc bym nie zawracał sobie głowy bzdetami. Dlatego poprosiłem Spinel by jak najwcześniej cię obudziła i przyprowadziła do mnie. Jesteś jedyną osobą, która może coś wskórać.

- A co z Stevenem?

- On ma wystarczająco dużo własnych zmartwień. Kam, wiem, że jesteś tu na wakacjach i nie powinnaś się stresować, ale muszę ciebie o to poprosić. Zrób coś z Białą. Przemów do jej rozsądku, ciebie usłucha.

- Spróbuję, ale nie mogę ci nic obiecać. Nie znam Białej tak dobrze jak ty czy Steven, więc nie wiem jak zareaguje na moje słowa. Muszę być ostrożna. Postaram się jakoś ją odwieść od pomysłu podarowania ci kolonii.

- Dziękuję.

- Jeszcze mi nie dziękuj. Zobaczymy jak to się potoczy. Spinel, zaprowadzisz mnie do Białej?

Klejnot potaknął i obie chwilę potem opuściły laboratorium. W sali tronowej trwały gorączkowe przygotowania do przyjęcia urodzinowego dwudziestolatki. Wszystkie zaangażowane klejnoty uwijały się z dekorowaniem sali jak mrówki w mrowisku. Steven z Kryształowymi Klejnotami, nadzorowali wszystko by chociaż jeden element nie wybiegł poza Ziemskie normy organizowania przyjęć każdego rodzaju. W tym czasie Spinel i Kam dotarły do pomieszczenia, w którym przebywa Biała Diament.

- Zostań tu, sama z nią pomówię.- powiedziała brunetka.

- Dobrze. Powodzenia.- odparła Spinel.

Kam weszła do pomieszczenia, więc Biała szybko schowała wszystkie karty i hologramy różnych planet. Brunetka nie była zadowolona, z poczynań najstarszej z Diamentów.

- Czyli jednak Cody miał słuszne przeczucie. Biała, co ci do łba strzeliło!? Zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli podarujesz Cody'emu kolonię to zrujnujesz wszystko na co Steven tak ciężko pracował?- powiedziała głośno.

- Kamiley, to nie tak jak myślisz.- odparła Biała.

- Nie? A niby jak? Na co ci hologramy tych planet? Karty z ich opisami, warunkami jakie na nich panują? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że dla klejnotów, które do siebie dochodzą po tym co przeszły. To brzmi śmiesznie. Jako najstarsza z Diamentów, powinnaś mieć najwięcej zdrowego rozsądku. Steven ciężko pracował aby wszystkie klejnoty rozsiane po galaktyce mogły być wolne, a ty za jego plecami planujesz dać prostemu obsydianowi coś czego nie powinnaś. A co na to Żółta i Niebieska? Och, a może one też o niczym nie wiedzą? Na pewno nie będą zadowolone jak się dowiedzą, prawda? Nie musisz mi odpowiadać na głos, bo doskonale sama znasz odpowiedź. Zaprzestań swoich działań Biała, nie niszcz tego co Steven zbudował. To moje jedyne ostrzeżenie. Następnym razem, Żółta, Niebieska i Steven o wszystkim się dowiedzą.

Biała milczała. Wiedziała, że Cody jest bardzo bystrym klejnotem i prędzej lub później, we wszystkim się połapie. Stare nawyki wzięły nad nią górę, więc musiała liczyć się z konsekwencjami.

- Wiem, że źle postąpiłam.- odezwała się po dłuższej chwili ciszy.- Jednak nie przychodziło mi do głowy nic, co mogło by go uszczęśliwić i pomóc mu się rozwijać.- dodała.

- Biała, poważnie? Chyba coś ci umknęło.- odparła Kam.

- Umknęło?

- Tak. Cody nie potrzebuje kolonii aby być szczęśliwym i się rozwijać. On już jest szczęśliwy i się rozwija. Laboratorium, cały znajdujący się tam sprzęt, warunki tam panujące - to mu kompletnie wystarcza. Jest zadowolony z tego co ma i nic więcej do szczęścia nie jest mu potrzebne. Serio. Najwięcej radości daje mu możliwość pomagania klejnotom, opiekowania się nimi, bycie blisko nich. Widzę to, więc wiem o czym mówię. Nie próbuj uszczęśliwiać go bardziej na siłę, bo to mu zaszkodzi. Poczucie się osaczony. Jakbyś chciała mieć nad nim kontrolę, a tego nie chcesz, prawda?

- Prawda. Dziękuję, że mnie odwiodłaś od tego pomysłu Kam. Czasami, stare nawyki biorą górę i ciężko jest się odzwyczaić.

- Cieszę się, że jakoś otworzyłam ci oczy. Mam nadzieję, że to się już więcej nie powtórzy.

- Masz moje słowo.

Kam wyszła z pomieszczenia i razem z Spinel wróciły do Cody'ego i po rozmowie z nim, Kam udała się na spacer. Wieczorem wróciła do swojej komnaty aby przygotować się na przyjęcie z okazji jej urodzin. Postanowiła włożyć na siebie ciemnozieloną spódniczkę i baletki. Po przeczesaniu jej gęstych, brązowych loków, udała się z Spinel na przyjęcie w sali tronowej.

_________________________

I tym właśnie akcentem, kończy się opowieść o dzielnej Kamiley - Córce Jadeit. Można by rzec, że zakończenie idealne. A co z Tylerem? Wygnanymi defektami? Nie martwcie się drodzy czytelnicy. Na pewno się pojawią w drugiej części historii Córki Jadeit. Gdyż to nie koniec tajemnic, jakie dwudziestolatka będzie musiała rozwiązać. Zapewniam was, że Tyler nie będzie jedynym pół-klejnotem na jakiego Kamiley z przyjaciółmi się natknie. Pewnie się zastanawiacie co takiego odkryje Cody? To już moja słodka tajemnica. Natomiast poniżej macie zdjęcie jak dokładnie Kam ubrała się na swoje przyjęcie urodzinowe, zorganizowane w pałacu Diamentów. A tymczasem, do zobaczenia w drugiej części.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro