Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od rozmowy Kamiley z obsydianem-naukowcem minęło kilka tygodni. W tym czasie, dziewczyna dokładniej przeglądała dzienniki jej matki w celu znalezienia wskazówki o czym jej mama mogła rozmawiać z obsydianem-łowcą, że tylko on ją zrozumiał. Natomiast od pierwszej perły Różowej Diament, nie dowiedziała się niczego ciekawego. Obsydian-łowca rozmawiał z Różową Perłą na zupełnie inne tematy niż z jej mamą. Nastolatka leżała w domu na kanapie i rozmyślała. Miała w głowie mnóstwo pytań, na które nie mogła znaleźć odpowiedzi. 

/[Jestem w Beach City już chyba drugi miesiąc. Albo dłużej. Przez minione wydarzenia kompletnie straciłam poczucie czasu. W sumie, kto by nie stracił poczucia czasu gdy wokół tyle się dzieje?]/

Nastolatka westchnęła ciężko i przymknęła oczy. Jakby spojrzała na nią jej siostra albo ktoś z jej znajomych, to pewnie pomyślałby, że dziewczyna zasnęła i jej nie budzić. Jednak Kam nie spała, a jedynie leżała z zamkniętymi oczami.

- Kam? Kam śpisz?- usłyszała.

- Nie śpię.- powiedziała dziewczyna.

- Och, okay. A możesz otworzyć oczy?- padło pytanie.

Kam uchyliła lekko jedną powiekę i zobaczyła pochylającą się nad nią Felicję.

- Co jest Feli?- spytała dziewczyna.

- Och nic takiego, tylko Steven prosił być przyszła do niego. Powiedział, że jest jeszcze jeden klejnot, z którym chce cię przedstawić.- odpowiedziała Felicja.

- Mhm. No dobra, a gdzie jest Steve?- odparła Kam, podnosząc się do siadu.

- Czeka w Little Homeworld.

Kam przytaknęła i wyszła z domu, kierując się do miasta by najbliższym teleportem przenieść się do Little Homeworld'u. Gdy tylko dotarła na miejsce, Steven czekał na nią rozmawiając z Lapis i Perłą o czymś. Dziewczyna zaczęła iść w ich stronę co nie umknęło uwadze Perły.

- Kamiley!- zakrzyknęła Perła.

- Cześć wam.- powiedziała dziewczyna.

- Hej Kamliey.- odparła Lapis.

- Steve co to za klejnot, którego jeszcze nie znam?- spytała chłopaka.

- Ach, tak. Chodźmy.- odpowiedział i zaczął ją prowadzić w stronę lasu.

Szli przez leśną gęstwinę aż dotarli do jakieś skalnej jaskini gdzie czekał owy klejnot.

- Steven kto to jest?- spytała dziewczyna.

- Kamliey, poznaj Jaspis. Jaspis to jest Kamiley.- odparł chłopak, przedstawiając je sobie.

Przez kilka chwil trwała cisza. Kam mierzyła się z Jaspis spojrzeniami. Dziewczyna czuła nienawistne spojrzenie klejnotu. W ostatniej chwili, brunetka zdołała odskoczyć i uniknąć ciosu.

- Dobra, to było coś nowego.- mruknęła, przywołując broń.

- Jaspis, czekaj! Nie atakuj jej!- krzyknął Steven.

Klejnot jednak nie posłuchał i dalej atakował dziewczynę. Między nimi trwała zażarta walka, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Finalnie, Kam pokonała Jaspis.

- Masz szczęście, że tak samo jak moja mama jestem miłosierna i nie pozbawię cię twojej fizycznej formy.- powiedziała, mierząc w klejnot ostrzem włóczni.

- To niemożliwe. W co ty sobie pogrywasz Jadeit?- odpowiedziała Jaspis.

- Nie jestem moją mamą, Jaspis.- odparła Kam.

Jaspis jedynie warknęła i podniosła się. Kamiley zachowywała czujność i nie opuszczała broni.

- Jaspis, proszę. Kamiley nie jest jej mamą. Ma tylko jej klejnot.- powiedział Steven.

- Naprawdę? Siłą, szybkością i zwinnością niezwykle dorównuje Jadeit. I ta włócznia.- odparła Jaspis.

- Jestem jej córką. Mam na imię Kamiley jak już słyszałaś. Moja mama, zrezygnowała z swojej fizycznej formy bym mogła przyjść na świat. Obecnie, cóż, odkrywam jej przeszłość. I po twoim ataku oraz nienawistnym spojrzeniu, rozumiem, że znałaś moją mamę. No i chyba za bardzo jej nie lubiłaś.- odparła na to dziewczyna.

- Oczywiście, że jej nie lubiłam. Jadeit była w wielu rzeczach ode mnie lepsza. A to ja byłam najsilniejszym klejnotem na Homeworld'zie, dopóki się nie pojawiła.

- Byłaś o nią zazdrosna. A co takiego moja mama ci zrobiła?

- Powstała. Musiałam dawać z siebie o wiele więcej niż to było konieczne, by przyćmić blask Jadeit. Niestety, wszystko poszło na marne. A potem pojawił się ten cholerny Obsydian! Jadeit była tam gdzie on! Zawsze, z włócznią w dłoni. A jej bystry wzrok śledził otoczenie. Dopiero gdy Jadeit opuściła Homeworld z rozkazu Żółtej Diament, zniknął. A ona... ona się zbuntowała.

- A teraz rozmawiasz z jej córką. Jaspis, to było ponad 6.000 lat temu. A za zniknięcie Obsydianu-naukowca była odpowiedzialna Niebieska Agat.

- I dobrze zrobiła. Gdybyście jednak nie ruszyli go szukać, to już dawno została by po nim kupka kosmicznego pyłu.

- A co miałam powiedzieć Białej?! Co miałam jej, psia twoja mać, powiedzieć?! No co?! Miałam jej powiedzieć, że nie będę szukała klejnotu, o którym wiem tyle co nic z notatek matki?!

Kam zaczęła brać głębokie oddechy by się uspokoić. Od jej przyjazdu do Beach City to był jej pierwszy wybuch złości. Musiała uspokoić przyspieszone walką i nerwami bicie serca oraz drżenie ramion.

- Posłuchaj mnie teraz uważnie, Jaspis.- zaczęła - Zazdrość o moją mamę jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Ale to, że jej nienawidziłaś, jest dla mnie niepojęte. Nie chcę mieć w tobie wroga. Ale sojusznika też nie. Po prostu nie wchodźmy sobie w drogę. Ja tylko chcę poznać przeszłość mojej matki. I dowiedzieć się co się stało z moim ojcem, dlatego tu przyjechałam. Jeśli staniesz mi na drodze, będę zmuszona pozbawić cię fizycznej formy i zabańkować aż przemyślisz sobie swoje zachowanie. Albo może nawet cię rozbić. Więc, zapamiętaj moje słowa i nie wchodź mi w drogę.- dokończyła i zaczęła się oddalać.

Idąc z powrotem do miasteczka dla klejnotów, Kamiley była lekko zdenerwowana i roztrzęsiona jednocześnie.

- Kam! Kam, zaczekaj!- usłyszała.

Brunetka zatrzymała się i pozwoliła by Steven ją dogonił.

- Kam, ja przepraszam. Nie przewidziałem, że to się tak skończy. Myślałem, że Jaspis żywiła szacunek do twojej mamy i się polubicie.- powiedział chłopak.

- Nie przepraszaj Steven, bo to nie twoja wina. Teraz wiem, że ta Jaspis była dla mojej mamy wrogiem. Możliwe, że jednym z wielu. Ale ciebie za to nie obwiniam, bo chciałeś dobrze. Masz naprawdę złote serce, Steven. Różowa byłaby z ciebie bardzo dumna.- odparła Kam.

Dziewczyna jeszcze tylko poklepała go po ramieniu i ruszyła dalej przed siebie zostawiając chłopaka samego z jej słowami. Natomiast nastolatek, ciężko westchnął patrząc na oddalającą się sylwetkę starszej o trzy lata dziewczyny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro