Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jaspis z przedszkola Beta cię zaatakowała?- padło pytanie, od Obsydianu-naukowca.

- Mhm. Myślała, że jestem moją mamą. Powiedziała, że moja mama była tam gdzie ty, z włócznią w dłoni. Miałeś z nią styczność?- odparła Kam i spojrzała na klejnot.

Od walki między Jaspis a Kamliey minęły dwa tygodnie. Od tamtej pory dziewczyna unikała kontaktów z klejnotem jak tylko mogła, oraz często przylatywała na Homeworld by zobaczyć jak zaprzyjaźniony obsydian się miewa.

- Niestety.- odparł jej ciężkim westchnieniem.- Miałem. Nawet jeśli twoja mama była w pobliżu, Jaspis nie lękała się mnie zaatakować. Byłem zmuszony użyć na niej moich mocy.- dodał.

- No właśnie, twoje moce. Jakoś do teraz o tym nie wspomniałeś.- zagadnęła.

- Cóż, nie złożyło się.- odparł jej.

- Więc, jakie masz moce? Bo chyba nie tworzysz, żadnej broni, co nie?- spytała, rozwijając temat.

- Nie tworzę. Jakby to ująć, mam moc unieruchomienia innych klejnotów.- odpowiedział.

- W jakim sensie?- dopytała dziewczyna.

W odpowiedzi, Obsydian wyciągnął dłoń, jego klejnot rozbłysł, a nad palcami utworzyły się nieduże kulki, połyskujące białym światłem.

- Kiedy jeden taki pocisk, że tak to ujmę, znajdzie się w klejnocie szybko się rozprzestrzenia tworząc na jego powierzchni białe żyłki. Momentalnie klejnot nieruchomieje i póki nie pstryknę palcami, nie może się ruszyć.- powiedział, a pociski zniknęły.- Coś na wzór manipulacji Białej Diament.- dodał.

- Nieźle. I działa na wszystkie klejnoty?

- Oprócz Diamentów, tak. Na wszystkie.

- Nawet na Perły Diamentów?

- Nawet na nie.

Oboje krążyli po laboratorium. Kam była przy Obsydianie, odkąd zaczął dopracowywać formułę "Esencji Klejnotów" i miał zamiar przeprowadzić pierwszy test.

- A myślałeś może nad nadaniem sobie imienia?- spytała, zmieniając temat.

- Nie. Jakoś nad tym nie myślałem. A co?- odparł klejnot.

- Nic, tylko zastanowiło mnie to. Nie masz imienia, nie musisz służyć Diamentom, masz wolną rękę w swoich decyzjach.- odpowiedziała mu.

- Nawet jeśli, mam wolną rękę jak to ujęłaś, to jednak .... wolę pozostać lojalny Diamentom.

- Twoja decyzja, nikt cię do niczego nie zmusza.

Zapadła między nimi cisza, którą przerywały dźwięki delikatnie obijanego o siebie szkła laboratoryjnego. Obsydian, jakimś dziwnym trafem znalazł pomieszczenie z pojemnikami. W pojemnikach znajdował się pył klejnotów, które eony temu zostały rozbite. Żadna z Diamentów nie miała nic przeciwko by owy pył został obiektem testowym dla obsydianu.

- W twoim "numerze" są litery "C" i "D", zgadza się?- zagadnęła Kam.

- Tak, zgadza się.- odpowiedział klejnot.

- Cody. Pasuje ci takie imię. Proste, chwytliwe, łatwe do zapamiętania.- odparła, nadając klejnotowi nowe imię.

- Niech będzie.- odpowiedział jej z uśmiechem.

Gdy ostatnie krople esencji, wpadły do zlewki Cody chwycił ją i ostrożnie, przeniósł wypełniony płynną substancją przedmiot nad pojemnik z mieniącym się pyłem.

- Chwila prawdy.- powiedział i ostrożnie wylał kilka mililitrów na pył.

Gdy klejnot odstawił zlewkę, pył wsiąkł całą esencję i po chwili rozbłysł niezwykle jasnym światłem. Tak jasnym, że oboje musieli zakryć oczy by nie oślepnąć. Minęło kilka minut gdy blask zniknął. Gdy oboje spojrzeli na stół, leżał tam mieniący się kolorami tęczy klejnot.

- Cody, czy to jest?- zagadnęła Kam.

- Tak, to klejnot Perły.- odparł zaszokowany.

Po chwili klejnot zaświecił, zaczął się unosić, przeleciał im nad głowami i po chwili na zobaczyli jak Perła uzyskuje nową fizyczną formę. Gdy tylko klejnot stanął na podłodze, mogli zobaczyć jej ubiór. Jakby bawełniana al'a koszula, długa do łydek spódnica i szal wokół szyi. Natomiast jej włosy były spięte w koński kucyk, z grzywką delikatnie opadającą na czoło, w którym był umieszczony klejnot.

- Niesamowite.- wydusiła Kam.

- U-udało się. Naprawdę się udało.- dodał Cody.

Wtedy Perła otworzyła oczy i spojrzała na dwójkę, a potem jakby niezrozumiałym wzrokiem zaczęła się rozglądać po laboratorium.

- Gdzie ja jestem? I kim wy jesteście?- pytała aksamitnym głosem.

- Spokojnie, Perło. Nie panikuj. Ja jestem Cody. A to jest Kamiley.- powiedział obsydian, przedstawiając ich Perle.- A co do tego miejsca, to jest moje laboratorium.- dodał.

- Ale, co ja tu robię?- spytała.

- Jako naukowiec Diamentów, stworzyłem cię. Opracowałem formułę substancji, którą nazwałem "Esencją Klejnotów". Zostałaś stworzona za pomocą tej właśnie esencji. Jesteś, moim pierwszym dziełem.- odpowiedział jej.

- Co teraz zamierzasz ze mną zrobić?- dopytała lekko wystraszona.

- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. Przeprowadzę tylko kilka podstawowych badań, upewnię się, że twoja fizyczna forma jest w pełni stabilna. Nie mam złych zamiarów. Możliwe, że wiele cię ominęło, ale mówiąc w skrócie, nastała nowa era. Era wolności, równości i pokoju. Nikt cię nie skrzywdzi, ponieważ się wyróżniasz. Wręcz przeciwnie. To czyni cię wyjątkową.- odpowiedział, ostrożnie do niej podchodząc.

- Wyjątkową?

- Dokładnie. Wyobraź sobie jakie jakie możesz mieć moce. Będziesz miała wolność wyboru. Będziesz mogła zostać tutaj na Homeworld, albo zamieszkać na planecie zwanej Ziemią. Tylko się nie bój. Zaufaj mi, dobrze?

Perła przez moment milczała, jakby analizując słowa obsydianu. Jednak ujęła dłoń klejnotu i pozwoliła się poprowadzić do szklanej tuby.

/little time skip/

- A więc, tak to było. Ciekawa historia.- powiedziała Perła.

- Heh, to jeszcze nic. W porównaniu z tym co Różowa Diament wymyśliła.- odparła jej Kam.

- A co takiego zrobiła Różowa Diament?- spytała Perła.

- Szczegółów za bardzo nie znam, ale z tego co mi wiadomo to sfingowała własne rozbicie. A potem żyła na Ziemi jako przywódczyni Kryształowych Klejnotów - Rose Kwarc. No a potem na świecie pojawił się Steven.- odpowiedziała brunetka.

- Fascynujące. Um, Kamliey.

- Tak, Perło?

- Powiedz jaki jest ten Steven?

- Steven, to dobry chłopak. Ma złote i życzliwe serce. Bywa naiwny, ale szybko uczy się na błędach. Można mu się zwierzyć z wielu problemów, a on jakoś cię wesprze, pocieszy. Zawsze jest gotów nieść pomoc, w wielu widzi dobro. Stara się pomagać jak może, ale nie zawsze mu to wychodzi.

- Rozumiem.

- Coś jeszcze cię gryzie? Możesz mi powiedzieć.

- No cóż. Ja....

- Śmiało, powiedz.

- Kiedy, um, powstawałam to widziałam takie obrazy.

- Obrazy?

- Tak. Były niewyraźne. Bardzo niewyraźne. Brakowało im wiele elementów, były niepełne.

- My ludzie nazywamy "strzępkami wspomnień".

- Ciekawa nazwa. Tak więc, widziałam te strzępki wspomnień, jakby były od innych pereł, z których pyłu powstałam.

- Intrygujące. Ale moim zdaniem nie powinnaś zawracać sobie tym głowy. Masz własną świadomość. Nie jesteś zlepkiem pyłu kilku pereł. Jesteś jedną perłą, sobą. Sama wybierz ścieżkę, którą podążysz. Stwórz własne wspomnienia, miej własne doświadczenia. 

- A ty jaką ścieżką podążyłaś?

- Pełną tajemnic, pytań bez odpowiedzi, niewiadomych. Jednak nie żałuję. Bo wtedy nie byłoby tutaj mnie, ciebie i jego.

Obie spojrzały na zawzięcie pracującego Cody'ego, który analizował wyniki skanów, porównywał je.

- Za prędko się od tego nie oderwie.- powiedziała Perła.

- Tak. Ale, pod jego opieką nie stanie ci się krzywda.- odparła Kam.

- Kamiley, jest coś jeszcze co chciałabym ci powiedzieć.

- A więc powiedz.

- Chciałabym, pójść tą samą ścieżką co ty.

Kamliey przez chwilę milczała. Nie spodziewała się tego usłyszeć od Perły, która niedawno co zyskała życie. Co prawda w warunkach laboratoryjnych, ale jednak, życie. Nie chciała również narażać tej Perły na niebezpieczeństwo, a czeka ją następna wyprawa w kosmos. By odnaleźć Obsydian-łowcę i pozostałych "braci" Cody'ego.

- Zastanów się jeszcze nad tym. Moim zdaniem, podjęłaś trochę zbyt pochopnie tą decyzję. Ścieżka, którą ja podążam jest niebezpieczna. A narażanie cię na niebezpieczeństwo, nie leży w mojej naturze.- powiedziała dziewczyna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro