Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Profesorze Haggins.- powiedziała.

Mężczyzna podniósł wzrok znad papierów i spojrzał na Kam.

- Nazywam się Kamiley i jestem córką Jadeit. Słyszałam, że może pan posiadać informacje dotyczące porwanych klejnotów. Bliźniaczek Lazuli.- dodała.

Staruszek chwilę milczał. Zastanawiał się czy ona mu uwierzy, że naprawdę miał styczność z wspomnianymi bliźniaczkami. Czy może tak jak inni weźmie go za wariata, któremu już się w głowie mąci?

- Profesorze? Profesorze Haggins? Halo, profesorze.- głos i dłoń dziewczyny wyrwały mężczyznę z zamyślenia.

- Co? Ah, tak. Bliźniaczki Lazuli, owszem spotkałem je.- mężczyzna w końcu przemówił.- Powiem wam wszystko co wiem, ale nie tutaj. Czasami ściany tej auli mają uszy.- dodał.

Kam od razu zrozumiała o co chodzi starszemu mężczyźnie. Ktoś mógłby ich nad zwyczajniej w świecie podsłuchiwać. Wszyscy przeszli więc do pokoju nauczycielskiego, który na ich szczęście był pusty i mogli w spokoju porozmawiać. Kam i profesor zajęli miejsca naprzeciw siebie.

- A więc, słuchamy profesorze. Co panu wiadomo o Bliźniaczkach Lazuli?- spytała Kam.

- Spotkałem je jakieś cztery miesiące temu. Nad jeziorem. Wyglądały na wymęczone, przestraszone, zdezorientowane. Zabrałem je ze sobą. Zawiozłem je na moją rodzinną farmę. Powiedziałem im, że będą mogły tam zostać tak długo jak tylko będą chciały. Były mi wdzięczne, że im pomogłem. Same nie wiedziały co zrobić, czy mogą komuś zaufać i poprosić o pomoc.- odpowiedział mężczyzna.

- Pytał je pan może jak znalazły się na Ziemi?

- Pytałem, pytałem. Powiedziały, że uciekły ich porywaczom. Kapsułą ratunkową, która rozbiła się na dnie oceanu.

- Opisały może jak ci porywacze wyglądali? Określiły ich płeć?

- Powiedziały, że to były klejnoty. Ale inne.

- Inne? W jakim sensie, inne?

- Tego nie były w stanie określić. Powiedziały jedynie, że fizyczne formy tych klejnotów miały różne kolory, wzrost, ogólnie znacznie się od siebie różniły. Jedne klejnoty miały bardziej kobiece kształty, drugie bardziej męskie. Oraz różniły się tonacjami głosu, więc to trochę pomogło w określeniu płci.

- Jaki kształt miały klejnoty w ich fizycznych formach?

- Różny. Były tam lapisy, szafiry, rubiny, topazy, akwamaryny i wiele innych. Jednak nie to mnie najbardziej zdziwiło.

- A więc co takiego pana najbardziej zdziwiło, profesorze?

- Fizyczne formy tych klejnotów, nie miały jednolitego koloru, który dokładnie określałby te klejnoty. W sensie, który jest który. Ciała klejnotów miały tysiące barw, które nachodziły na siebie, mieszały się ze sobą.

- Czyżby te klejnoty były ... zarażone? W sensie, przez energię trójki Diamentów?

- Nie. Gdyby porywacze bliźniaczek byli zarażeni, to ich fizyczne formy przeszłyby przemianę. Innymi słowy, mutację. Zmieniliby się w bezmyślne bestie.

- Porywacze bliźniaczek również rozmawiali o Diamentach. Źle się o nich wyrażali. Mówili coś o zapłacie za wygnanie ich z planety.

- Wygnanie z planety? Czyli, te klejnoty były defektywne. To by wiele wyjaśniało, tylko dlaczego porwały bliźniaczki?

- Tego niestety nie wiem. Gdy jedna z nich ich o to pytała, oni odpowiadali, że to nie ich sprawa i mają siedzieć cicho.

- No cóż, bardzo dziękujemy za rozmowę profesorze. Będziemy również wdzięczni jakby nas pan zaprowadził do bliźniaczek.

- Oczywiście. Skończyłem już zajęcia więc możemy ruszać od razu.

Kam przytaknęła starszemu mężczyźnie i wszyscy udali się na rodzinną farmę astronoma, która mieściła się daleko poza miastem. Po dotarciu na miejsce, profesor wszedł do domku i poprosił bliźniaczki o wyjście na zewnątrz. Iris i Katriss tak zrobiły, wyszły z domku.

- Iris, Katriss, witajcie. Jestem Kamiley, córka Jadeit. Wiem, że byłyście uczennicami mojej mamy.- powiedziała dziewczyna.

- Jadeit, nas opuściła? I już nigdy nie wróci?- spytała Katriss.

- Niestety, ale tak. Moja mama zrezygnowała z swojej fizycznej formy abym mogła przyjść na świat. Od Obsydianów wiem, że byłyście bardzo zżyte z moją mamą. Mam świadomość, że to tylko słowa, ale jak będziecie ją ciepło wspominać to ona będzie w was żyła na zawsze.- odpowiedziała brunetka.

- Cóż, Jadeit dla nas była również mamą. Więc, w pewnym sensie, jesteś naszą siostrą. Zgadza się?- spytała Iris.

- Tak, myślę, że tak. Jestem waszą siostrą.- odpowiedziała Kam.

Bliźniaczki podeszły do brunetki i przytuliły. Następnie wszyscy udali się do teleportu i wrócili do Beach City. Tam bliźniaczki dowiedziały się o nastaniu nowej ery, powstaniu Little Homeschool i wiele, wiele więcej. Kam wiedziała, że dwójka bliźniaczych klejnotów potrzebuje teraz czasu by się zasymilować z nowym otoczeniem, wieloma klejnotami wokół i oswoić z świadomość, że ich mentorka - Jadeit, już nigdy nie powróci. O zachodzie słońca, Kam przysiadła na piasku i zaczęła patrzeć jak gwiazda znika za horyzontem.

- Mogę się przysiąść?- padło pytanie.

Kam spojrzała na prawo i zobaczyła Obsydian 3 CR.

- Zawsze.- odpowiedziała z lekkim uśmiechem.

Obsydian przysiadł się i również spojrzał na zachodzące słońce. Promienie delikatnie rozświetlały jego szarą skórę, a umiejscowiony w klatce piersiowej klejnot mienił się w blasku zachodzącego słońca.

- Dobrze, że bliźniaczki się odnalazły całe i zdrowe. Tylko te wygnane klejnoty nie dają mi spokoju.- powiedział po dłuższej chwili ciszy.

- Mnie też. Nadal mnie zastanawia, dlaczego porwali bliźniaczki. I kim ..... nie, czym oni dokładnie są.- odparła mu Kam.

- Myślisz o tym samym co ja?

- Że te klejnoty to najprawdopodobniej nieudane efekty badań naukowców Homeworld'u mających na celu stworzenie żołnierzy idealnych? Wygląda na to, że tak.

- Zostali wygnani z Homeworld'u z jakiegoś powodu.

- Pewnie Diamenty nie były zadowolone z wyglądu tych klejnotów i kazały je wygnać. Myślisz, że Cody byłby w stanie jakoś ich naprawić?

- Nie wiem. Jak na razie jest skupiony na badaniach pyłów klejnotów, które roztrzaskano eony temu. Z każdym kolejnym przywróconym klejnotem, ma to coraz inne wyniki.

- No tak. Te pyły są ze sobą pomieszane. Dla przykładu Rainbow. Zanim Cody użył esencji, była tylko mieszanką różnokolorowego pyłu innych Pereł. Tych, które nie spełniały oczekiwań Diamentów. A potem powstała ona - Rainbow Phoenix. Piękna, pełna gracji, zmieniająca się w jedno z wielu mistycznych stworzeń o jakich słyszał świat.

- Tak.

- Dobra, skończmy już ten temat. Jak ci minął pierwszy dzień w Little Homeschool? Jak uczniowie przyjęli nowego nauczyciela?

- Bardzo zabawne, Kam. Dzień minął mi nawet dobrze. Moi uczniowie, nie za bardzo pojęli sens medytacji, ale jak im objaśniłem o co w tym chodzi, szybko to polubili. Medytacja bardzo im pomaga w koncentracji, lepiej przyswajają materiał z lekcji z innymi nauczycielami klejnotami, nawet z Stevenem. Mogę powiedzieć, że bardzo mnie lubią. Też powinnaś zostać nauczycielką.

- Pfft, nie to nie dla mnie.

- Czemu? Mogłabyś nauczyć te klejnoty walki wręcz. By umieli się jakoś bronić.

- Chris, nie zrozum mnie źle, ale ja się nie nadaję na nauczycielkę.

- Czemu nazwałaś mnie Chris?

- Och, tak do ciebie powiedziałam? Hmm, w sumie, pasuje ci takie imię. Chris, też jest łatwe do zapamiętania, chwytliwe, proste. Jak Cody.

- Haha! No niech będzie. I pomyśleć, że jutro o tej porze znów będziemy siedzieli i rozmawiali. Jak tylko Onyx zaprowadzi nas do Rosaly.

- Córka Księżyc. Trochę się stresuję przed tym spotkaniem. Myśl o spotkaniu potomkini klejnotu posiadającego moc widzenia przyszłości, która była przyjaciółką mojej mamy, mnie lekko przytłacza.

- Rozumiem co czujesz. Ja sam też nie mogę się oswoić z myślą, że Księżyc odeszła. Świadomość, że Rosaly będzie tu z nami ... z jednej strony napełnia mnie optymizmem, ale z drugiej strony.....

- Z drugiej strony lękiem przed niewiadomym. Znam to uczucie, Chris. Odkrywając przeszłość mojej mamy, również odczuwałam ten lęk. Nie wiedziałam co mi przyniesie jutro, ale starałam się nad to o tym nie myśleć. Aby ten lęk nie przejął nade mną władzy.

- Tak, to bardzo w stylu Jadeit. Ona tak samo, starała się myśleć pozytywnie. Pomimo, że czasy były niepewne i niezbyt bezpieczne.

Oboje spojrzeli w nocne, usiane gwiazdami i gwiazdozbiorami niebo. Naturalny Ziemski satelita leniwie wznosił się na niebie. Kam w pewnym momencie ziewnęła cicho, ale nie uszło to uwadze Chris'a.

- Robi się późno, chodź, odprowadzę cię do domu.- powiedział wstając z piasku.

Kam bez słowa, też wstała i oboje skierowali się do domu dziewiętnastolatki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro