*asylum*
Krzyk rozdarł panującą ciszę. Brudne ściany były dość cienkie, przez co brunetka słyszała najmniejszy szelest wydobywający się zza drzwi. To doprowadzało ją do szału. Muchy i komary brzęczały bez przerwy, a karaluchy (te diabelskie pomioty) biegały sobie po łóżkach, przez co dziewczyna często znajdowała je w pościeli. Naprawdę często- a była tu dopiero od dwóch tygodni. I traciła nadzieję, że Winchesterowie ją stąd zabiorą. Zapewne nie wiedzą nawet w jakim stanie znajdowała się ich przyjaciółka.
Usłyszała szczęk otwieranych, żelaznych drzwi. Skuliła się na łóżku. Do pokoju weszła siostra generalna i strażnik.
- Zaprowadź ją na kolację- mruknęła.
Mężczyzna złapał ją mocno za ramię i wyprowadził z pokoju.
******
Dwa tygodnie wcześniej
- Jesteś pewna, że chcesz jechać sama?- Sam podszedł do uśmiechniętej Marinne.
- Tak. Musicie tu zostać. Macie ważne rzeczy do załatwienia. Ja spróbuję ogarnąć o co chodzi z tym szpitalem- poklepała go po ramieniu.- Nic mi się nie stanie.
- Zawsze kiedy tak mówisz, dzieję się coś złego- Castiel podszedł bliżej niej.- Nie obiecuj.
Uniosła ręce w geście obronnym.
- Dobrze, nie obiecuję- mruknęła.- Ale wy musicie załatwić Rowenę. Czuję, że w tym szpitalu jest coś nie halo. Może ktoś potrzebuję tam pomocy. Prawdziwej.
Sam i Cass przytulili dziewczynę.
- Tylko się nie rozklejcie- zaśmiał się Dean i przytulił Marinne.- Uważaj na siebie, zarazo.
- Możesz przestać mnie tak nazywać?
- Nie- mruknął.- Nie daj się zabić, bo Sammy oszaleję.
- Jasne.
Uśmiechnęła się do starszego Winchestera, zabrała torbę i wyszła z bunkra. Wrzuciła wszystko do samochodu i usiadła za kierownicą. Ruszyła w kierunku Luizjany.
Kilka godzin później wysiadła przed szpitalem. Założyła marynarkę i wyciągnęła odznakę FBI. Zapukała do drzwi.
- Kto tam?- usłyszała czyjś głos.
Wywróciła oczami.
- FBI- powiedziała.
Po chwili drzwi się otworzyły. Siostra zakonna spojrzała na nią w szoku. Później znów przybrała wyrachowaną minę.
- W czym mogę pomóc?
- Przysłano mnie na kontrolę. Mamy zgłoszenia od mieszkańców o potencjalnych zgonach- wyrecytowała zimno. Wyćwiczyła swoją mimikę idealnie.
- Nie rozumiem. Chyba do takiego miejsca jak szpital nie można wchodzić bez nakazu- powiedziała.
Marinne wyciągnęła dokumenty z kieszeni.
- Proszę.
Weszły do środka. Starsza kobieta zamknęła drzwi na pięć zamków.
" Dlaczego w drzwiach jest pięć zamków? Przecież oddziały są zabezpieczone"- pomyślała Kielecki. Coś ostro jej się nie zgadzało. Szczególnie mina siostry na jej widok.
- Zapraszam za mną. Do mojej celi- ruszyła w kierunku lewego korytarza.
Marinne położyła rękę na kaburze pistoletu. Staruszka otworzyła drzwi. Brunetka weszła do środka. Zaczęła ją boleć głowa. To było nie do wytrzymania.
- Niesamowite- szepnęła siostra, podchodząc do spoconej dziewczyny klęczącej na ziemi.- Diabelska córka pod moim nosem. Edward!
Do pomieszczenia wpadł mężczyzna w mundurze antyterrorysty.
- Zabierz ją do naszego specjalnego bloku.
***
Teraz
Mężczyzna wprowadził brunetkę do jadalni. Usiadła przy stoliku z Angelą i Hannah. Dziewczynami, które mieszkały w tym samym bloku co ona. Były zdrowe.
- Kogo tym razem zgarnęli do pokoju krzyku?- szepnęła, poprawiając cierń na szyi.
- Gabi. Wyzywała ją od córek Samaela. Tego anioła śmierci- Hannah zaczęła pożerać swoją papkę.
- Biedna- mruknęła Angela.- Mnie wyzwała od wcielenia Belzebuba. Ja nawet nie wiem kto to jest!- syknęła.
- Masakra- szepnęła Kielecki.- Co my tu robimy?
- Nie wiem. Jesteśmy zdrowe, ale ona uważa nas za dzieci demonów i upadłych aniołów- Hannah podrapała się po policzku.
Brunetka kiwnęła głową. Dziewczyny nie wiedziały o istnieniu nadnaturalnego świata, a ona nie chciała ich uświadamiać.
- Kielecki, na badanie!- wrzasnął strażnik.
- Kurwa- Mari wstała i ruszyła w tamtym kierunku.
Poczuła na sobie współczujące spojrzenia koleżanek. Na razie wiedziała tylko jedno. Czas pokrzyczeć...
******
Kansas, United States
- Masz coś?- spytał Dean, podając Samowi butelkę wody.
- Nic.
Wczoraj wrócili z polowania i ze zdziwieniem zobaczyli, że Marinne nie wróciła jeszcze z polowania. Nie odbierała telefonów, nie było jej u znajomych. Zaniepokojeni zaczęli jej szukać.
- Próbuję namierzyć jej samochód- dodał długowłosy.
Od wczoraj nie zmrużył oka. Cholernie bał się o osobę, którą tak kochał. Dean spojrzał na niego smutno. Już kiedyś widział go tak smutnego i wystraszonego. I kiedyś miał nadzieję, że nie zobaczy tego znowu. Niestety, mylił się.
- Sam, prześpi...
- Mam!- Dean podbiegł do komputera.
- Jest w Luizjanie. Jej samochód dalej stoi przed tym szpitalem. Ostatnio mieszkańcy zgłaszali dziwne wydarzenia na cmentarzu w pobliżu tego psychiatryka i krzyki ze szpitala.
- Instytut torturowania i duchów?- Dean uniósł brwi.
- Chyba- młodszy Winchester głęboko westchnął i potarł oczy.
- Jedziemy. Usiądziesz z tyłu i się prześpisz- Dean zgarnął jeszcze nierozpakowany bagaż i załadował go do Impali.
Dziesięć minut później byli już w drodze do szpitala.
- Sammy, idź spać. Znajdziemy ją, ale będzie trudniej jeśli będziesz nieprzytomny- mruknął Dean.
Sam ostatecznie zrezygnował z ciągłego myślenia i się położył. Szybko zasnął.
- Jak ty ją kochasz Sam- starszy Winchester uśmiechnął się.
*******
- Błagaj Boga o wybaczenie, nierządnico babilońska!- uderzyła Marinne w twarz.
Brunetka splunęła na podłogę.
- Będziesz później myć podłogę w całym szpitalu- syknęła starsza kobieta.- Giń szatanie!
Wylała na dziewczynę wodę święconą. Reakcja jej skóry była zadziwiająca. Woda ją poparzyła.
- Dalej będziesz zaprzeczać, czarcico? Czyim jesteś dzieckiem? Abaddona, Samaela a może samego Lucyfera?
- Nie jestem ich dzieckiem- skłamała gładko Kielecki.
- Nie kłam.
- Nie kłamię- odpowiedziała.
Zadzwoniły dzwony wzywające na kolację.
- Jeszcze tu wrócę- wyszła.
Marinne odetchnęła z ulgą. Zaczęła poluzowywać więzy. Musiała się stamtąd wydostać. Podskoczyła razem z krzesłem do którego była przywiązana. Po godzinie starań udało jej się zdjąć więzy. Rozmasowała nadgarstki. Powoli wyszła z pomieszczenia i ruszyła do części zakazanej. Nikt tam nie chodził- nawet personel. Wbiegła do pierwszego pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi. Obróciła się przodem do pomieszczenia i ogarnął ją szok. Było tam pełno ksiąg napisanych po enochiańsku, mnóstwo laleczek Voodo i ziół. Tego się nie spodziewała. Usłyszała skrzypnięcie podłogi. Bała się, że to ktoś z personelu. Lecz kiedy się odwróciła, zapragnęła żeby to była ta siostra zakonna...
*************
- Hej, Sammy pobudka!- Dean potrząsnął swoim bratem.- Jesteśmy?
Długowłosy poderwał się z fotela.
- Nie idziemy tam na żywca- starszy powstrzymał Sama ruchem ręki.- Pamela poda się za twoją siostrę. Będziesz tam jako pacjent, a ja wkręcę się do personelu.
- Kto pierwszy?- Sam wyszedł z samochodu.
- Ja. Szukają pracownika- starszy Winchester zabrał torbę.- No to idziem.
- Uważaj.
- Jasne- uśmiechnął się pocieszająco i ruszył w kierunku bramy szpitala.
Wcześniej schował tatuaże ochronne dokładnie pod bluzą - tak samo naszyjnik. Zapukał do drzwi. Otworzył je ochroniarz, pytając o cel wizyty. Dean szybko, wszystko wytłumaczył i został wpuszczony do środka. Odbył rozmowę z siostrą przełożoną. Boże, jak on nie cierpiał sióstr zakonnych. Przyjęli go i wysłali na blok 12, oddział zamknięty- specjalny. Winchester nie rozumiał dopisku specjalny. Jedna z pielęgniarek wysłała go z lekami do dwóch dziewczyn- Hannah i Angeli. Powiedziała mu, że mają silne psychozy.
Blondyn ostrożnie wszedł do pomieszczenia.
- Nie bój się nas- Hannah odłożyła książkę.- Nie jesteśmy takie straszne jak mówią.
- Jesteś nowy?- spytała Angela.
- Tak.
- Spieprzaj stąd póki możesz- warknęła Hannah.- Bo jak dowiesz się co wyrabia się na bloku specjalnym, nigdy stąd nie wyjdziesz, Dean.
- Skąd mnie znasz?- spytał zaskoczony. Angela także była zaskoczona.
- Jesteś znany w środowisku.
- Czym jesteś?
- Medium, jak Missouri i Patience. Wiem, że szukasz Marinne. Nie wróciła dzisiaj z pokoju krzyku, ale jest szansa, że z niego zwiała i ukryła się w starej kondygnacji szpitala. Jest nawiedzona- mruknęła stając obok niego.- Byłam tam kiedyś.
- Jak?- spytała An.
- Ta baba nie umie porządnie zawiązać sznurka- podeszła do łóżka. Wyciągnęła spod poduszki nowy wynalazek Abaddona.
- Nóż na duchy- powiedział zaskoczony Dean.- Dopiero go stworzono. Skąd go masz?
- Mam swoje sposoby- wcisnęła mu nóż do ręki.- Przyda ci się. Ale mam nadzieję, że kiedyś do mnie wróci. Obawiam się, że kiedyś mi się tu przyda, bo szybko mnie nie wypuszczą- puściła do niego oczko.
Skojarzyło mu się to z Meg. O nie...było z nim już bardzo źle.
- Postaram się Hannah- uśmiechnął się i wyszedł z sali. Przedtem schował nóż w spodniach.
Ruszył w kierunku pokoju lekarskiego. Pierwszy raz postanowił poczekać z działaniem. Coś mu to nie pasowało i wolał działać razem z Samem, nie w pojedynkę.
Zaczepił go jeden z pielęgniarzy.
- Masz pecha młody- Dean spojrzał na niego zdziwiony.- Masz dyżur nocny.
- W pierwszy dzień?
- Wiem, że to dziwnie. Ale to urok tego miejsca. Powodzenia- mężczyzna ruszył w kierunku drzwi, a Dean rozsiadł się w pokoju, próbując zasnąć...
**************
Hannah poderwała się do pionu i wcisnęła guzik do "pomocy". Miała wielką nadzieję, że to właśnie Dean ma dyżur. Musiała mu powiedzieć coś ważnego. Miała kolejną wizję, która dotyczyła jego i Marinne. Oraz jakiegoś Castiela.
Przerażony Winchester wbiegł do pomieszczenia.
- Co się stało?
- Dean, zamknij się i słuchaj mnie uważnie- spojrzał na nią urażony.- No już nie patrz jak na mnie, wiewiórko. Miałam wizję. Życie twoje, Marinne i jakiegoś Castiela jest zagrożone- złapała go za ramiona.
- Co widziałaś?- posadził ją na łóżku.
- Jak duchy wyrywają wam serca.
Zapadła chwilowa cisza.
- Nie mogę czekać. Muszę zabić to cholerstwo teraz- szepnął.
- Idę z tobą.
- Nie, to zbyt...
- Niebezpieczne? Siedzę w tym psychiatryku już osiem lat i znam starą część jak własną kieszeń. I znam kilka tamtejszych duchów- spojrzała na niego wojowniczo.
- Okej...Czekaj. Siedzisz tu osiem lat?! To ile ty masz lat?
- Kobiety się o wiek nie pyta- wywróciła oczami.- Dwadzieścia-osiem.
- Czyli spędziłaś tu...
- ⅓ życia. Dokładnie- mruknęła i skupiła się na ścianie.
- Ile masz tych noży? Tylko szczerze- spojrzał na nią uważnie.
- Trzy- mruknęła.- Jeden wsunęłam Marinne do spodni, jeden masz ty. Ostatni mam pod materacem- spojrzała na niego.
- Wiesz co?
- Mhm?
- Wyciągnę cię stąd.
- Hah. Nie wiem czy ci się to uda- zrobiła skwaszoną minę.
Rozmasowała czoło. Następnie zepchnęła Deana z łóżka i wywaliła materac.
- Matko, ile ty masz siły kobietoo?!- syknął.
Wzruszyła ramionami, trzymając w ręce wyjątkową broń. Wyciągnęła też pistolet z szafki.
- Takich rzeczy chyba nie można tu wnosić.
- Znam dobrych pielęgniarzy- mrugnęła do Winchestera.
Winchester powoli pokiwał głową. Nagle zmarszczył brwi.
- Zanim pójdziemy... co to jest pokój krzyku i badanie?
- W pokoju krzyku odbywa się badanie, czyli inaczej tortury- mruknęła.- Każdy to przechodził.
Dean kiwnął głową. Machnął ręką. Oboje po cichu wyszli z sali i podeszli do drzwi wyjściowych. Hannah złapała go za rękę.
- Przez ten blok łatwiej się tam dostać- szepnęła.
Zaprowadziła go do jakiś drzwi i po cichu je otworzyła. Winchestera ogarnął szok. W środku była stare, zniszczone krzesło, sól, woda święcona i olej święty. Dziewczyna otworzyła tylne drzwi. Nagle ciężko oparła się o ścianę.
- Hannah, co ci jest?
- Wiem, gdzie jest Marinne. Szybko- pobiegła korytarzem.
**************
kilka godzin wcześniej
Marinne, lekko wystraszona, spojrzała na ducha. Nie miała przy sobie broni. Nagle ubrania zaczęły jej ciążyć, a szczególnie prawa nogawka spodni. Sięgnęła do niej i poczuła ostrze. Wyciągnęła przedmiot ze spodni. Nóż na duchy- wynalazek jej ojca. Tylko co on robił w jej spodniach?
Zamachnęła się na postać stojącą przed nią. Duch zniknął, ale po chwili poczuła silne uderzenie w plecy. Odleciała na ścianę. Ujrzała małego chłopca ze wściekłą miną.
" Ups, chyba to była jego matka"- pomyślała i zerwała się do biegu, zamykając za sobą każde drzwi jakie minęła. Nie miała siły na zagięcie rzeczywistości i stworzenie takiej ściany jak ostatnio. Wbiegła do jakiejś starej kuchni. Szybko znalazła resztkę soli i wysypała duży okrąg wokół siebie. Na razie była bezpieczna.
*******************************
Hannah i Dean po cichu szli długim korytarzem. Stanęli przy jednych drzwiach. Dziewczyna spojrzeniem kazała mu podnieść nóż do góry. Otworzyła drzwi, a Winchester wbiegł do środka. Dziewczyna za nim. Zobaczyli Marinne, która siedziała skulona w okręgu z soli.
- Na Chucka- warknął Dean-o i podbiegł do dziewczyny.- Mari?
Brunetka spojrzała na niego zaskoczona. Tak samo na Hannah.
- Co wy tu robicie? Jak mnie znaleźliście?- spytała i wstała z podłogi.
- Miałem medium w ekipie- powiedział blondyn, a blondynka stojąca za nim zasalutowała.
Kielecki lekko się roześmiała.
- A ja coś tak czułam, że nie jesteś normalnym człowiekiem- mruknęła.
- Myślałam, że lepiej to ukrywałam- zaśmiała się lekko.- Dobra, zmywamy się. Jest noc, pewnie zaczną cię szukać, Marinne. I ciebie Dean też. Ja wrócę i odwrócę ich uwagę, wy uciekniecie z tego szpitala.
- O nie- zaprotestował Dean.- Nie zostawimy cię tu.
- Nie będziecie się narażać, próbując mnie stąd zabrać.
- Ale nie będziemy- powiedziała Kielecki.- Po prostu pójdziesz z nami. Nic nam się nie stanie.
Medium popatrzyło na dwójkę z powątpieniem. Po chwili kiwnęła głową.
- Okej, wszyscy mają noże?- spytał Winchester.
- Tak. Ale skąd ja w ogóle go mam?- spytała brunetka.
- Podrzuciłam ci go- odpowiedziała Hannah.- Mam trzy. Rozdzieliłam je pomiędzy nas.
Marinne kiwnęła głową. Wyszli na korytarz. Hannah ruszyła w przeciwnym kierunku do tego, z którego przyszli.
- Em, Han. Idziesz, chyba, w złą stronę?
- Nie. Mówiłam, znam tą część jak własną kieszeń. Jest tam wyjście, ale nie wiem czy będzie otwarte. Za to, na pewno jest bezpieczniejsze niż główne- spojrzała na nich, oczekując na akceptację jej planu.
Przytaknęli.
Cała trójka ruszyła, starymi, drewnianymi schodami w dół.
Nagle Deanowi nasunęła się dziwna myśl.
" Skoro Hannah wie gdzie jest wyjście, to czemu nigdy z niego nie skorzystała?"- pomyślał.
Miał zamiar ją o to zapytać, lecz postanowił wstrzymać się do czasu, aż zobaczą wyjście. Kiedy zeszli na dół, Winchester chwycił blondynkę za ramię.
- Skoro wiesz gdzie jest wyjście, to czemu nie uciekłaś?
- Chciałabym, ale nie mogę. Oglądał ktoś z was pierwszy sezon American Horror Story?- spytała, a Marinne uniosła rękę.- Tak jest tutaj. Jeśli ktoś zginie na terenie tego szpitala, zostanie tu na zawsze.
Dean popatrzył na nią w szoku.- Czyli...jesteś martwa?
Kiwnęła głową.- Przebili mnie prętem- odsłoniła kawałek szmaty, którą miała na sobie.
Winchester kiwnął głową. Nie mógł pomóc osobie, która uratowała jego i Marinne.
Kielecki, jakby czytała mu w myślach, spytała:
- Da się wam jakoś pomóc?
- Trzeba spalić szpital. Kilka osób to planowało, ale zmieniali zdanie, bo kilka osób z personelu to żywi ludzie. Chociaż na noc zostają ci okropni- spojrzała na podłogę.
- Spalimy go- powiedział Dean.- Pójdziemy do samochodu, obudzę mojego brata i spalimy to miejsce tortur.
Hannah uśmiechnęła się lekko.- Byłoby miło, jeśli ci się uda.
Kielecki przytuliła ją.- Uda się. Zobaczysz.
Oboje ruszyli w kierunku drzwi. Marinne, po raz ostatni, pomachała do medium, a Dean posłał jej lekki uśmiech.
Wyszli ze szpitala.
Dean zapukał do tylnych drzwi Impali. Sam poderwał się zdenerwowany i wyszedł z samochodu. Zaniemówił gdy zobaczył Marine. Przytulił ją mocno do siebie.
- Jeszcze się poprzytulacie. Musimy spalić ten szpital!- krzyknął Winchester, wyciągając benzynę z bagażnika.
- Czemu?
- Wyjaśnimy ci później- powiedziała Marinne.
Oblali trawę i ściany budynku benzyną. Zanim podpalili budynek zobaczyli ogień w środku.
- Jak?
- Dałem jej zapałki- wyjaśnij Dean i podpalił budynek.
Szybko wsiedli do samochodu i odjechali. Starszy Winchester, jak zwykle, prowadził a Sam siedział z tyłu z córką Abaddona. Kielecki zasnęła mu w ramionach. Pogłaskał ją po włosach.
- Dean?
- Mhm?
- Co tam się wydarzyło?
- O matko...
ZbawcaOlimpu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro