*descendants and lost* #1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dean uderzył wiedźmę po raz kolejny.

Walczył z nią już długi czas. Dopiero teraz wyszedł na prowadzenie.

- Och, Dean-o, zanim mnie zabijesz, musisz coś wiedzieć- mruknęła, plując krwią.

- Nie będę słuchał twoich kłamstw, suko- powiedział i uderzył ją po raz kolejny.

Zaśmiała się.

- Będziesz żałował- szepnęła, wywracając oczami.

Starszy Winchester spojrzał na nią uważnie. Miał ochotę wiedzieć o co chodzi, ale spodziewał się, że wiedźma może kłamać.

- Gadaj- warknął.

- A jednak!- zaśmiała się głupkowato.- Więc...- splunęła krwią.- Nie tylko Lucyfer ma dziecko...Mają je także Michał, Gabriel i Rafael...Chociaż syn Rafaela podobno nie żyje...

- Łżesz jak pies- warknął Dean.- Gdzie jest Sam?

- Gdzieś na pewno. A ty, uważaj na siebie. Tak samo powinien postąpić Sam, Castiel czy nawet Lucyfer. Nie wiadomo kogo córka Michała obwini za zniknięcie jej ojca...- zamknęła oczy i odeszła.

Winchester warknął zirytowany.

"Jak te wiedźmy mogą tak łżeć?"- pomyślał.

Wbiegł do kolejnego pomieszczenia. Zobaczył Sama przywiązanego do ściany i ledwo oddychającego. Natychmiast do niego podbiegł.

- Sammy?- szepnął.- Wszystko okej?

- Sam. Mów mi Sam- szepnął.

Dean pokręcił głową rozbawiony. Nagle wzięło go na żarty.

- Chodź- niższy Winchester rozwiązał swojego brata i wziął go pod ramię.- Idziemy do dziecinki.

Wsiedli do samochodu, Dean usiadł za kierownicą, a Sam rozłożył się z tyłu. Przez chwilę milczeli. Męczące milczenie przerwał Sam.

- Dean?

- Mhm?

- Widziałem coś- mruknął Łoś.- Ale chyba mi nie uwierzysz.

- Gadaj- rozkazał Wiewiór.

- Widziałem więcej takich jak Jack. Więcej dzieci Archaniołów. Najpierw zobaczyłem Jacka śpiącego w swoim pokoju. Nad jego plecami był zarys czarnych jak smoła, zniszczonych skrzydeł. Później zobaczyłem martwego nastolatka. Zarys jego skrzydeł był ciemnozłoty. Później była osłabiona, blond-włosa nastolatka ze strasznie świecącymi, idealnie złotymi skrzydłami. Następnie zobaczyłem brunetkę uderzającą w worek. Jej skrzydła były niebieskie. Wyglądały jakby były zrobione z prądu. Emanowała z niej dziwna siła- opowiadał Sam.

Dean przez chwilę milczał musiał to wszystko przetrawić.

- Ta wiedźma- zaczął.- Powiedziała mi, że nie tylko Lucyfer ma dziecko. Reszta Archaniołów też. Oraz, żE powinniśmy uważać, nawet Luci, na córkę Michała, bo nie wiadomo kogo obarczy winą za zniknięcie jej ojca.

- Chyba mamy problem- powiedział Sam, zamykając oczy. W pewnej chwili natychmiast je otworzył.- Mam pomysł!

- Jaki znowu?

- Pomyśl. Tylko Michał był zdolny do najdłuższego "zabicia" Lucyfera. A jak wiesz, nefilim jest potężniejszy od anioła, który go spłodził.

- Czyli sugerujesz, że ta dziewczyna mogłaby zabić Szatana na stałe?

Sam kiwnął głową, a Dean prychnął.

- Prędzej zabije nas za Michała.

- Albo nie- zaoponował Sammy.- Prawdopodobnie bardziej nienawidzi Szatana niż nas.

- Prawdopodobnie, nie na pewno. Pierwsza osoba- Jack, wiadomo czyj syn. Ostatnia dziewczyna to na 99 procent córka Michała. Mam wątpliwości co do pozostałej dwójki. I Rafael i Gabriel mają złote skrzydła.

- Różniły się odcieniem. Ta osłabiona dziewczyna, która miała bardziej błyszczące złote skrzydła to chyba córka Gabriela. Martwy chłopak to syn Rafaela- powiedział Sam.- Tak myślę.

- I co? Chcesz je znaleźć?

- Je?

- Chyba nie chcesz szukać martwego nastolatka- spojrzał na swojego brata.- Chyba jaja sobie robisz!

- Musimy wiedzieć jakim cudem ktoś go zabił. Przecież Jacka nie da się zabić!

- Może chodzi o osłabienie- zaczął Dean.- Córka Gabriela jest mocno osłabiona. To może dlatego, że jej ojciec stracił prawie całą łaskę i dopiero zaczął odzyskiwać pamięć.

- Musimy znaleźć te dzieciaki i uświadomić im kim są.

- Sammy- szepnął starszy z braci.- Czuję, że one już wiedzą.

***

Evelyn wściekle uderzała w worek. Znowu pokłóciła się z jej przybraną matką. Nawrzeszczała za nią rozbicie szklanki. Często obwiniała jej martwą matkę i ojca, za wszystko co zrobiła źle. Brunetka wrzasnęła gardłowo i wściekle uderzyła w worek. Dlaczego nie mogła mieć normalnego życia? Normalnej rodziny? Dlaczego nie może być człowiekiem?

Potrząsnęła głową. Powinna zaakceptować to, kim jest. Tak mówiła jej matka. Kazała jej się też modlić do jej ojca- Michała. Mówiła, że będzie nad nią czuwał. I tak było przez dwadzieścia-jeden lat. Rok temu przestała czuć, że tu jest i ją widzi. Wiedziała, że jest martwy, torturowany lub gdzieś zamknięty. A ona dalej siedziała tutaj.

Dalej uderzała w worek. Była coraz bardziej wściekła. Nagle poczuła na sobie czyjś wzrok. Odwróciła się w tamtą stronę.

Nikogo tam nie było.

- To jakiś rąbany horror, czy jak?- mruknęła do siebie.

- Evelyn, chodź tu porąbańcu!- usłyszała wrzask swojej matki.

- Tylko nie to...- szepnęła i ruszyła do domu.

***

Mia oparła się ciężko o drzewo. Miała serdecznie dość ucieczki przed demonami. Przez to, że jej ojciec właściwie stracił łaskę i pamięć przy okazji, strasznie osłabła. Nie miała tyle siły, aby zabić demona. Od dłuższego czasu spodziewała się, że prawdopodobnie skończy tak jak Tom, syn Rafaela- będzie martwa. Oni wszyscy się znali. Blondynka próbowała dostać się do domu Evelyn, zanim umrze z wykrwawienia albo zanim zabiją ją sługi Szatana.

- Hej...córeczko Gabriela...gdzie jesteś?- demonica zaśmiała się przebiegle.

Mia zmusiła się do biegu. Kilka razy zawracała lub biegła slalomem, mając nadzieję na zmylenie demona. Wiedziała, że ta nadzieja jest złudna, ale postanowiła spróbować.

W końcu wybiegła na ulice i zobaczyła przed sobą dom córki Michała. Wbiegła na podwórko.

- Evelyn!- wrzasnęła.

Zszokowana brunetka wybiegła z domu.- M.? Co się stało?

- Demonica mnie goni. A ja już nie mam siły żeby z nią walczyć- usiadła na ziemi.- Wiedziałam, że skończę jak Tom.

- Zamknij jadaczkę- warknęła.- Nie skończysz jak on, jasne? Dawaj rękę.

- Po co?

- Daj.

Eva zamknęła oczy. Córka Gabriela poczuła nagłą siłę- zmęczenie i osłabienie zniknęło.

Spojrzała na przyjaciółkę z wdzięcznością.

- Okej. Chyba musimy wstać. Idą- spojrzały w kierunku lasu.

Około dziesięciu demonów szło w ich stronę.

- Do roboty.

***

- Castiel, rusz swój pierzasty tyłek i się tu pofatyguj!- wrzasnął Dean, wchodząc do bunkra.- Donatello! Gdzie jesteś?!

- Spokojnie Dean- mruknął Sam.

- Witaj Dean, cześć Sam. Co się stało?- przed nimi pojawił Castiel razem z Jackiem.

- Mów prawdę. Czy Michał i Gabriel mają dzieci?!- wrzasnął Dean-o. Syn Lucyfera spojrzał na nich z szokiem.

- Czyli gdzieś na tej ziemi są moi kuzyni lub kuzynki?- spytał otępiały.

- Prawdopodobnie- przyznał Sam.

- Tak- przyznał Cass.- Mają dzieci. Niedawno się o tym dowiedziałem.

- I czemu nam nie powiedziałeś?!- wrzasnął Dean. Sam położył mu rękę na ramieniu.

- Uspokój się.

- Miałem obawy, że będziesz chciał zabić te dziewczyny- szepnął, łapiąc się za głowę.- Obiecałem Gabrielowi, że je ochronie.

- Przed czym?

- Przed Lucyferem. I wami- szepnął.

Zapadła krępująca cisza. Nikt nie chciał się odezwać. Co jakiś czas było słychać tylko głośne oddechy Jacka.

- I przed demonami- Donatello powoli zszedł po schodach.- Ale ich nie ochroniłeś,

- Co?!

- Walczą z demonami w tym momencie. Evelyn daję radę, z Mią jest o wiele gorzej. Ta dziewczyna znika w oczach.

Castiel zmarszczył czoło.- Jack, przenieś nas tam.

Blondyn pstryknął palcami.

Znaleźli się przed domem córki Michała. Dean zobaczył dwie dziewczyny walczące z demonami. Brunetka radziła sobie znośnie. Raz, po raz łamała im karki. Nad nią unosiła się poświata niebieskich, wielkich skrzydeł.

Druga z kobiet- blondynka radziła sobie trochę gorzej. Nad nią unosiła się poświata złotych skrzydeł, lecz była bardzo słaba. Winchester domyślił się, że to córka Gabriela. Donatello miał rację. Znikała w oczach. Miała matowe włosy, była bardzo chuda i dodatkowo mocno krwawiła.

Jack, pomimo protestów Sama, pobiegł jej pomóc. Castiel ruszył w kierunku córki Michała.

Syn Lucyfera pstryknął palcami. Demon, który atakował Mię rozsypał się w proch. Blondynka spojrzała na niego zaskoczona. Po chwili się uśmiechnęła.

- Mimo cię poznać kuzynie- chłopak pomógł jej wstać. Nagle mina dziewczyny zrzedła.- Zawiąż sznurówki!

Kline pochylił się. Blondynka przeskoczyła nad nim, kopiąc demona prosto w twarz. Następnie skręciła mu kark.

- Kim są ci kolesie, którzy walczą po drugiej stronie ulicy?

- To Sam i Dean Winchester. Moi przyjaciele.

- Ci Winchesterzy?

- Tak.

Blondynka zagwizdała. Po chwili dołączyła do niej Eva.

- To już wszystkie- powiedziała brunetka. Spojrzała na Jacka.- Evelyn, córka Michała. Mów mi Eva.

- Jack, syn Lucyfera.

- O matko, nie przedstawiłam się- blondynka zaśmiała się pod nosem.- Mia, córka Gabriela.

- Dobra, koniec tego gadania. Która to córka Gabriela?- spytał Dean.

Mia podniosła rękę, a Eva się zaśmiała. Ta dziewczyna kochała zgrywać niewiniątko.

- Twój ojciec jest u nas- Mia zakrztusiła się powietrzem. Usiadła na kamieniu. Dean kontynuował.- Próbujemy przywrócić mu pamięć, a potem chcemy oddać mu chociaż część jego łaski. To pomoże też tobie. Odzyskać siły.

- Okej- zaczęła Eva.- Skąd możemy wiedzieć, że nie chcecie nas zabić?

- Nie zabiją was. Mnie nie zabili- powiedział Jack.

Dziewczyny posłały sobie znaczące spojrzenia. Rozumiały się bez słów. Postanowiły zaufać synowi Lucyfera.

- Dobra- mruknęła Eva.- Ale szczerze. Czego od nas chcesz?- stanęła naprzeciwko Deana.

- Wiem jak bardzo nienawidzisz Szatana. I mam propozycję. Pomożemy Mii, uzdrowimy Gabriela i spróbujemy znaleźć twojego ojca. A ty, zabijesz Lucyfera.

Spojrzała na niego zaskoczona. Prawda, nienawidziła diabła, ale jej największym strachem była walka z nim( oprócz straty najbliższych).

- Zgadzam się.

- Świetnie.

- Jack- zaczął Sam.- Czy mógłbyś przenieść nas z powrotem do bunkra?

Blondyn pstryknął palcami.

***

Mia potknęła się o krzesło.

- Cholera- mruknęła i powoli wstała. Rozejrzała się.- Ładnie tu macie.

- Dzięki- odpowiedział Sam i uśmiechnął się do blondynki.- Dam ci jakieś leki. I coś do jedzenia. Kiedy ostatnio jadłaś?

- Jakieś cztery dni temu- szepnęła.- Kurde.

Eva wywróciła oczami. Dopiero teraz ogarnęła ile to cztery dni bez jedzenia. Castiel podszedł do brunetki.

- Jest strasznie chuda- mruknął.

- Wiem. Nie jadła od czterech dni. I słaby Gabriel niszczy ją od środka. Była z nim zżyta. Pod względem psychicznym i tak dalej. Gdzie on właściwie jest?

- W pokoju na końcu korytarza. Jest z nim coraz lepiej. Już od nas nie ucieka, a jego pamięć powoli wraca. Pamięta niebo, Boga, małego mnie i zwiastowanie. Ale nie wie czemu tu jest ani kim są Sam i Dean.

- Wait, małego ciebie? Takiego w pieluszkach jak cherubini?- zaczęła się śmiać.

- Błagam, skończmy ten temat- mruknął zawstydzony anioł.

- Mia padnie, jeśli Gabriel jej o tym opowie- zaśmiała się i ruszyła do kuchni.

Mia połykała tabletki, a Sam opowiadał jej o polowaniu na Krwawą Mary. Dziewczyna słuchała go z dużym zainteresowaniem.

- M., nie uwierzysz ale twój tata pamięta małego Castiela w pieluszkach.

- Nie gadaj!- zaczęła się śmiać.

- Mówi prawdę- powiedział Sam i usiadł na blacie.- Twój ojciec był przerażony. Nie wiedział co się dzieję, Bał się nas. Ale zaczął sobie przypominać. Później otworzył się i opowiedział nam o Castielu, który biegał po niebie w pieluszce i męczył Michała, gdy był na randce- zaśmiał się.

- Mój ojciec pewnie był wkurzony- roześmiała się Evelyn.

Zapadła cisza.

- Poznałyście kiedyś swoich ojców?- spytał Sam.

- Tak. Ale ja mam tylko przebłyski wspomnień z czasów kiedy się mną opiekował. Zostawiono mnie u rodziny zastępczej, gdy zaczęła się apokalipsa. Ale wiedziałam, że niby gdzieś tam jest. Ale od roku...nie ma go. Nie czuję go na ziemi- odezwała się Eva.

- Ja także swojego poznałam. Może nie opiekował się mną cały czas, do jakiegoś momentu, ale Gabriel przychodził. Rozmawiał ze mną. Czasem udawał lekarza, nauczyciela, listonosza. Był jak Szachraj. Ale ktoś zaczął apokalipsę. Gabriel pożegnał się i poszedł. Nie wrócił- powiedziała.

Sam kiwnął głową spokojnie, a w środku był przerażony. Nigdy nie spodziewał się, że Michał i Gabriel zajmowali się swoimi dziećmi. Ale widocznie tak było. I skończyło się przez niego, bo to on zaczął apokalipsę. Przez niego trafiły do rodzin zastępczych. Westchnął ciężko. Nawet nie zauważył, że Mia i Eva wyszły przed chwilą, zastawiając go sam na sam z jego myślami.

***

Jane weszła do bunkra i doznała niezłego szoku. Na stole siedziały córki Michała i Gabriela. Rozmawiały spokojnie z Castielem. Sam śmiał się z czegoś razem z Jackiem, za to Dean patrzył podejrzliwie na córkę najstarszego archanioła. Syn Lucyfera spojrzał w jej stronę.

- Jane- podbiegł do niej i chciał ją przytulić.

Wystawiła rękę przed siebie.

- Jestem cała we krwi, oleju i soli. Za pewne śmierdzę- powiedziała i usłyszała śmiech Deana.- Jak się nie zamkniesz, to skończysz tak tamte wampiry!

Jack i tak przytulił dziewczynę.

- Nie zgadniesz co się stało. To....

- Córki Michała i Gabriela. Wiem, poczułam to od razu. I widzę skrzydła- powiedziała podeszła do dziewczyn.- Jane Tepes, córka Abaddona.

- Evelyn.

- Mia- blondynka się uśmiechnęła.- Córka Gabriela.

- Wiesz, że twój ojciec tu jest, prawda?- spytała Tepes.

- Tak. Dean mi powiedział, chociaż w sposób...

- Chamski?- uniosła brew zabawnie.- Nie przejmuj się. Dean to uosobienie chamstwa.

- Ej, ja tu jestem demonie przebrzydły!- krzyknął z kuchni.

- Jestem w ¼ człowiekiem, ¼ demonem, ¼ Banshee i w ¼ aniołem! Nie będziesz wyzywać mnie od demonów!

- Bla, bla bla!

Banshee wywróciła oczami.

Mia uśmiechnęła się lekko. Niby jest córką Gabriela- czyli właściwie "tego dobrego", ale poczuła do córki Abaddona sympatię. Podejrzewała, że tak samo jest z Evelyn. Tylko, że ona założyła na siebie maskę obojętności i podejrzliwości.

- Jane, gdzie jest Marinne?- spytał Sam.

- Z Claire. Poszły do sklepu. Spokojnie, wygląda lepiej niż ja- uśmiechnęła się do młodszego Winchestera.

Sam się zaśmiał. Dziewczyna po raz kolejny zasugerowała mu, że jest zbyt nadopiekuńczy.

- No, młoda. Ile osób zmusiłaś do wydrapania sobie mózgu?- spytał Dean, rzucając się na kanapę.

Jane posłała mu mordercze spojrzenie i wystawiła środkowy palec. Wyszła z pomieszczenia.

Sam, Evelyn i Mia roześmiali się głośno. Jack do nich dołączył, a Cass się uśmiechnął. Tylko Dean pozostał poważny.

- Niewychowana zaraza- mruknął starszy Winchester.

- A ty od kiedy jesteś wychowany?- spytał Sam.

Wszyscy roześmiali się po raz kolejny. W tym czasie do bunkra weszły uśmiechnięte Claire i Marinne. Spojrzały na swoich przyjaciół i zamilkły na chwilę.

- Castiel!- Novak przytuliła anioła.

- Hej Sam- Polka przytuliła swojego chłopaka i spojrzała na nefilich.- Marinne, córka Abaddona. Wy to pewnie Mia i Eva? Gabriel opowiadał mi o was, zanim stało się to, co się stało.

- Zgadza się.

Do salonu wróciła Jane.

- Macie te zakupy?

- Tak- Claire podała jej potrzebne pudełko.

- Dzięki- łyknęła dwie tabletki.- Od razu lepiej. Dobra wiem, że Mia i Evelyn nie są tu bez powodu. Wiewiórze gadaj jakie warunki postawiłeś?

- Skąd...

- Ma się ten dar- puściła mu oczko.

- Za pomoc Mii i Gabrielowi mam zabić Lucyfera- mruknęła Eva.

- Kiedy będzie w pełni mocy.

Jane upuściła szklankę i podeszła do Deana. Uniosła go za koszulkę.

- Porąbało cię?!- wrzasnęła. Jej oczy stały się czarne.

Winchester spojrzał na nią z lekkim strachem, a ona go puściła. Podeszła do lustra. Następnie natychmiast opuściła pokój.

***

Smutna, po cichu zamknęła drzwi. Ostatnio w ogóle się nie kontroluje. Jej moc działa kiedy ona tego nie chce, prawdziwe oczy także.

- Córeczka Abaddona przeżywa załamanie, hah?- demon zaśmiał się.

- To nie twój interes.

- Owszem, mój. Twój tatulek i twoja siostrunia zamknęli Lucyfera w klatce. To on powinien rządzić piekłem, nie Abaddon. Trzeba będzie zmusić go do oddania tronu. A ja mam przed sobą idealną kartę przetargową- rzucił się na Jane. Dziewczyna uderzyła go pięścią w szczękę. Tylko go zdenerwowała. Demon złapał ją za kurtkę i rzucił na komodę. Uderzyła w nią z hukiem. Obraz spadł ze ściany, a lampka się rozbiła.

***

Wszyscy usłyszeli huk.

- Co się dzieje?- Jack i Marinne podnieśli się z krzeseł zdenerwowani.

- Zignorujcie to- Dean machnął ręką.- Pewnie ma atak szału jak czasami.\

Marinne usiadła na fotelu. Faktycznie, Jane takie ataki się zdarzały.

Mia za to nie wyglądała na przekonaną, ale postanowiła zostać w pokoju, żeby nie naprzykrzać się gospodarzom.

***
Banshee kopnęła demona w krocze. Zgiął się w pół. Nagle blondynka poczuła kopnięcie w kręgosłup. Opadła na kolana i spojrzała za siebie. Kolejny demon. Szybko wstała. Zamknęła oczy i pstryknęła palcami. Rozerwała demona na strzępy.

- Ty suko- wrzasnął drugi. Rzucił w nią nożem.

Szybko się uchyliła. Prześlizgnęła się pod nim, podcinając mu nogi. Oblała go wodą święconą. Z łazienki wybiegł kolejny. Kopnał ją w ramię i uderzył w szczękę. Oddała mu strzałem w kolano i uderzeniem w głowę. Usłyszała kroki na korytarzu. Dopiero strzał kogoś zaalarmował. Pierwszy z demonów podniósł się i złapał ją za szyję.

- Idziesz ze mną- pstryknął palcami, a ona znalazła się w chmurze czarnego dymu.

***

Dean z pistoletem wpadł do pokoju.

- Cholera- warknął, widząc totalne pobojowisko. Od razu poczuł siarkę,

- Demony- szepnęła Evelyn.- Za co mogły ją zabrać?

- Marinne wspominała, że Abaddon zamknął Lucyfera w klatce. Może komuś to się nie spodobało?- podsunął Jack.

- Ktoś zapragnął karty przetargowej. Myśli, że jeśli zagrozi Abaddonowi śmiercią Jane to on zostawi tron- powiedziała Marinne.- Ten ktoś grubo się myli. Nasz ojciec stawia władze ponad nami.

- Trzeba jej pomóc. Piekło kontroluję Abaddon, tak samo Czyściec. Gdzie mogą być?- spytał Sam.

- Pustka- mruknął Castiel.- Może to martwe, przebudzone demony. Zabrali ją do pustki.

- Jak możemy się tam dostać?- spytała Evelyn.

- Trafiają tam martwe anioły i demony.

- Jack ma władzę nad tym miejscem- powiedział Castiel.- To on mnie obudził.

- Możesz spróbować odezwać się do Jane, dzieciaku?- spytał Dean.

- Tak- powiedział i zamknął oczy.- Jane.

END OF PART ONE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro