*slovian girl and the demons*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dean, puknij się w swój pusty łeb- warknął Sam.- Nie wiemy co zabija te dzieciaki i zwierzęta,a ty chcesz biec do lasu to zabić?

- Co? Za daleko jestem! Nic nie słyszę!- krzyczał starszy Winchester idąc w kierunku lasu.- Rusz tyłeczek Samuelu!

- Baran...- szepnął Sam i ruszył za swoim bratem.

Kilka dni temu usłyszeli o tajemniczych morderstwach dzieci i zwierząt w małym miasteczku w Oregonie. Dean był do tego sceptycznie nastawiony, gdyż wolał lecieć do Londynu, gdzie miał do załatwienia pewną sprawę. Samowi ledwo udało się go namówić. Zrobili rekonesans ale nadal nie wiedzieli co stoi za tymi zbrodniami. Ciała były pogryzione, rozszarpane i wyssane z krwi. Sam nie lubił na to patrzeć. Widząc martwe siedmiolatki, chyba nikt nie szaleje ze szczęścia.

- Sam? Wszystko okej?

- Tak...- mruknął młodszy Winchester.- Podsumujmy. Terroryzuje dzieci i zwierzęta, rozszarpuje je i wysysa krew... Coś ci to mówi?

- Kiedyś nasza stara koleżanka coś o tym mówiła. O słowiańskich demonach. Pamiętasz, nie?

Jasne, że Sam pamiętał. Marinne, łowczyni z Polski. Polowała głównie na demony słowiańskie. Opowiedziała im o nich, załatwiła trzy rusałki i nocnice, pomogła im z duchami a później wyjechała. Acha, no i pocałowała Sama.

- No tak, czyli mam szukać w słowiańskich demoniskach?- zapytał Samuel zerkając za siebie.

- Tak. Wiem, że masz jakąś książkę w torbie. Pewnie tą od Mari- poruszył zabawnie brwiami.

- Zamknij się.

Dean wzruszył ramionami i ruszył przed siebie. Nagle, usłyszał jakiś szelest. Szybko wyciągnął pistolet. Spojrzał na swojego brata, który zrobił to samo. Zapadła cisza. Nie usłyszeli już żadnego dźwięku.

- To chyba fał...- starszy Winchester nie dokończył, gdyż coś się na niego rzuciło.

- Dean!- wrzasnął Sam i chciał pomóc swojemu bratu, lecz coś odrzuciło go trzy metry dalej.

W tym czasie Dean próbował wyrwać się stworzeniu, które chciało go ugryźć. Już mocno go poharatało. Nagle "to coś" spadło z Winchestera i zostało przebite srebrnym prętem. Bryznęła krew. Zdezorientowany podniósł wzrok na osobę, która go uratowała.

- Marinne?

- Cześć- pomachała do niego słodko.- Daj zapalniczkę.

Zdezorientowany podał jej zapalniczkę. Odblokowała ją i podpaliła demona.

- To dla pewności. Och, chyba Sam się obudził.

Młody Winchester spojrzał na nich skołowany.

- Mari? Co ty tu...- spojrzał na palącego się potwora.- Och.

- Wstawajcie. Wszystko wyjaśnię wam po drodze.

***

- Czyli, podsumowując, z Polski znikają demony, jest ich mało. A potem nagle namnożyły się w USA?- spytał Dean.

Czarnowłosa kiwnęła głową.

- I przyjechałaś, aby....?

- Je za...mordować- mruknęła i uśmiechnęła się widząc Chevroleta Impale.

Uwielbiała ten samochód. Posłała Dean'owi błagające spojrzenie.

- Nie, nie ma mowy..- krzyknął starszy Winchester.

- Dean, plis.

- Nie!- wrzasnął i szybko zajął miejsce kierowcy. Nie dałby Polce kluczyków do ręki. To gorszy pirat drogowy od niego i Crowleya!

Razem wsiedli do samochodu i pojechali w kierunku bunkra rodzeństwa. Musieli dowiedzieć czemu tyle słowiańskich demonów nagle znalazło się w Stanach Zjednoczonych. Winchesterowie nie wiedzieli właściwie nic o tych demonach i nie mieli z nimi doświadczenia. Nie wiedzieli jak są niebezpieczne i jak je zabić.

Marinne była zaskoczona całą sytuacją. Miała w Polsce pełne ręce roboty, ale nagle zabrakło spraw. Nikt już nie widywał demonów. Później usłyszała o dziwnych morderstwach w USA i postanowiła sprawdzić o co chodzi. Zobaczyła informację o zabitych dzieciach i zwierzętach w Oregonie, więc przyjechała. Miejscowa kobieta, która okazała się polską emigrantką, powiedziała jej o dwóch mężczyznach, którzy poszli do lasu. Łowczyni od razu pomyślała o Winchesterach. Tylko oni, bez przygotowania, od razu spróbowaliby się rzucić na potwora.

To na pewno pomysł Deana, a Sam musiał iść z nim- pomyślała.

Sam kątem oka spojrzał na tył samochodu. Marinne już długo się nie odzywała, co nie było częstym zjawiskiem. Poczuł, że coś jest na rzeczy.

- Marinne?- zaczął.- Wszystko w porządku?

- Jasne- uśmiechnęła się.- Czemu pytasz?

- Bo siedzisz cicho- powiedział Dean.- A to znaczy, że albo coś cię dręczy, albo jesteś ranna albo coś cię opętało. Głosuje za ostatnim.

Po chwili dostał torebką w łeb.

- Ał- mruknął i ponownie skupił się na drodze.- Idiotka.

- Debil.

- Łowca przebrzydły.

- Stara jędza.

- Baba z wiadra.

- Stary kleszcz!

- Wrzód na dupsku!

- Zamknąć gęby!- wrzasnął wściekły Sam.

Popatrzyli na niego z widocznym szokiem. Polka nigdy nie widziała tak wkurzonego, młodego Winchestera. Zszokował ją.

- Nie martw piracie drogowy- Dean zwrócił się do czarnowłosej, poklepując brata po ramieniu.- Ostatnio tak ma. Jakiś okres albo coś w ten deseń.

Dziewczyna wywróciła oczami, a Sam mordował swojego brata wzrokiem. Czasem byli jak dzieci w ciałach dorosłych- nie do zniesienia.

- Dzieci- szepnęła.

Po chwili rozdzwonił się telefon młodszego Winchestera.

- Oh, Hej Castiel...Już wszystko załatwiliśmy, wracamy do bunkra... Ach, oglądasz Stranger Things.... Tak, to co przytrafiło się Bobowi jest dołujące- Samuel wywrócił oczami, a Marinne parsknęła śmiechem.- To tylko Dean się tak śmieje...Nie, to wcale nie był damski śmiech. Muszę już kończyć, pa!

- Prawie się wsypałaś, babe- zaczął najstarszy z bracy.- Zrobimy Cassowi niespodziankę. Będzie zdziwiony, tym bardziej, że ubierasz się jak mieszanka demona z piekła, motocyklistki z gangu i punkgirl z MTV.

- Uznam to za komplement, aniołku ze studni Samary Morgan- Sam parsknął śmiechem na słowa dziewczyny.- Sam chyba teraz zacznie cię tak nazywać.

- Hahaha, bardzo śmieszne- warknął ,,aniołek ze studni Samary Morgan".

Posłała mu uśmiech pod tytułem ,,masz za swoje" i sięgnęła po jedną z książek Sama. Czytając ją ani nie dowiedziała się niczego nowego, ani ciekawego i miała wrażenie, że zaśnie. Pierwszy w życiu książka była dla niej tak strasznie nudna.

- Nudna ta książka, Sam!- krzyknęła zirytowana.

- Wiem - odwrócił się w jej kierunku.- Dean nie ma gustu.

- Ej!- krzyknął sam zainteresowany i prychnął z oburzeniem. Po chwili stanęli na jakiejś stacji.- Postój na potrzeby fizjologiczne i seksualne!

Podekscytowany Dean pobiegł w kierunku baru znajdującego się naprzeciwko. Sam i Marinne wywrócili tylko oczami, kierując się w kierunku stacji.

Usiedli przy stoliku.

- Chcesz coś do picia?- spytał Sam.

- Kawy poproszę. Cappucino.

- Nie ma problemu. Mogłabyś w tym czasie poszukać coś o jakiś innym atakach?

- Jasne.

Polka otworzyła laptopa Sama i zaczęła przeglądać portale informacyjne, akta policji oraz FBI.

- Masz coś?- młodszy Winchester usiadł naprzeciwko niej, podał jej kawę i pokazał paczkę jej ulubionych chipsów.

Kobieta uśmiechnęła się promiennie.

- Dziękuję. Znalazłam. Zamordowana rodzina. Przeżyła tylko najmłodsza córka- Jennie. Jej rodzina została zabita przez uduszenie, a następnie z ich ciał wyssano krew. Sąsiedzi i mieszkańcy miasta są przerażeni. Stawiam na nocnice albo zmorę.

Upiła łyk kawy i spojrzała w kierunku klubu naprzeciwko.

- Co Dean tyle robi?

- Wiesz- zaczął Sam i otworzył chipsy.- Pewnie poderwał jakąś kelnerkę i...

- Nie wprowadzaj mnie w szczegóły. Chyba się domyślam- mruknęła wpychając sobie przekąskę do ust.

Po chwili, na kanapie, obok czarnowłosej usiadł Dean.

- Co, potrzeba seksualna załatwiona?- zagadnęła, uśmiechając się złośliwie.

- Zamknij japę- mruknął i upił łyk jej kawy.

Popatrzyła na niego złowrogo.

- Już tak na mnie nie patrz, zarazo.

- Ej!- walnęła go w ramię.- Znalazłam nową sprawę. Prawdopodobnie nocnica albo zmora.

- Ciekawie. Ale chyba wolę wrócić do bunkra.

- Z tym nie ma problemu, bo ta rodzina została zamordowana trzydzieści kilometrów od bunkra. Idealnie.

- Weź przestań o tym gadać, marzę teraz tylko o swoim łóżku.

Sam zaśmiał się pod nosem. Chyba jedynymi rzeczami, które kochał jego brat były: impala, broń i jego łóżko. Nagle usłyszeli przeraźliwy krzyk i huk. Obrócili się w tamtą stronę- w barze naprzeciwko wybuchły szyby. Nie zważając na nic, natychmiast ruszyli w tamtym kierunku.

Marinne natychmiast wbiegła do środka. Zobaczyła trzech wieszczych, którzy atakowali bezbronne kobiety z dziećmi. W rogu pokoju zobaczyła metalowy pręt. Szybko pobiegła w tamtym kierunku. Nie zdążyła chwycić za broń, bo poczuła miliony, szklanych odłamków, które zaczęły wbijać się w jej skórę. Wrzasnęła. Ostatkiem sił sięgnęła po pręt i wbiła go w ciało demona. Rozleciał się w proch. Upadła na ziemię, widząc tylko jak Sam i Dean próbują zabić pozostałe dwa...

Kiedy się obudziła, leżała na tylnym siedzeniu Impali, a obok niej siedział Sam.

- Hej, nie ruszaj się. Zaraz będziemy w bunkrze. Opatrzymy cię i wyjmiemy pozostałe odłamki szkła- szepnął i spojrzał na Deana.- Jedź szybciej do cholery.

- Ej!- krzyknął.- Staram się!

Kiedy dojechali, Dean szybko wysiadł i wyjął Marinne z samochodu.

- Czy ty zawsze musisz się jakoś załatwić?

- Przymknij się.

Sam mocno pchnął drzwi i wbiegł do środka.

- Castiel, przynieś wiadro wody i alkohol! JUŻ!!!- szatyn ruszył do kuchni po leki przeciwbólowe i apteczkę.

Dean położył Polkę na kanapie. Zdjął jej koszulkę i spodnie.

- Wolałbym widzieć cię rozebraną w innej sytuacji...

- Zamknij ryj.

Starszy Winchester parsknął śmiechem.

- Taką cię lubię.

- Okej, nie wiem po co wam ta woda, ale przyniosłem!- Castiel zszedł ze schodów i przystanął widząc ranną Marinne leżącą na kanapie. Był w czystym szoku. W tym czasie do pomieszczenia wbiegł Sam i zabrał się za podanie jej leków.

- Cass, rusz się, bo te rany są poważne!

Anioł postawił wodę przed kanapą i jedną z szmatek podał Samowi. Zaczął przemywać je rany. Po około pięciu minutach, Castiel uderzył się w czoło.

- Przecież mogę ją uzdrowić.

- Wcześnie się obudziłeś!

Podszedł do nieprzytomnej czarnowłosej i przyłożył dwa palce do jej czoła. Po chwili rany zniknęły.

- Okej, gdzie ją położymy?- spytał Dean.

- Tylko w naszych pokojach jest dość ciepło i nie ma wilgoci. Ułóżmy ją u mnie, ja prześpię się na kanapie- zaproponował Sam.

Sam wziął dziewczynę na ręce i ruszył do pokoju swojego brata. Dean ziewnął.

- O matko, jestem wykończony- mruknął.- To co, skończyłeś Stranger Things?

- Och, tak! Ten serial jest świetny i ...

***

Kiedy Sam kładł Marinne na łóżku, dziewczyna jęknęła.

- Nadal cię boli?- szepnął zmartwiony.

- Tylko trochę. Gdzie jestem?

- W moim pokoju. Zaraz znajdę jakiś dodatkowy koc. Musisz się przespać- Winchester zaczął przeszukiwać szafę.

- Załatwiliście wieszczy?- sapnęła słabo, próbując unieść się na ramionach.

- Tjak- Sam obrócił się przodem do niej.- Oszalałaś?! Nie próbuj się podnosić!

Przycisnął dziewczynę do materaca i okrył ją kocem. Czarnowłosa jęknęła z bólu i zgięła się wpół.

- Idź spać. Rano będzie lepiej, zobaczysz- szepnął i pogłaskał kobietę po włosach. Chciał wyjść, ale ona złapała go za nadgarstek.

- Sam- szepnęła.- Zostaniesz?

Mężczyzna zmarszczył brwi. Przez w chwilę chciał odmówić, lecz coś wewnątrz niego kazało mu powiedzieć coś innego.

- Jasne- szepnął. Zdjął buty i kurtkę i położył się obok Polki. Po chwili poczuł jak dziewczyna się w niego wtula. Było mu ciepło i przyjemnie.

Następnie oboje odpłynęli do krainy Morfeusza...

Marinne rano obudziła się już sama. Założyła koszulkę(która prawdopodobnie należała do Sama) i szlafrok i ruszyła w kierunki kuchni. Zastała tam tylko Castiela.

- Hej, Cass. Gdzie Sam i Dean?

- Pojechali na jakieś polowanie niedaleko.

- Beze mnie?!- krzyknęła i założyła ręce na piersi.

- To nie moja wina. Nie wiedziałem, że chciałaś jechać- mruknął.- Chcesz herbaty?

- Poproszę, tylko nie spal wody.

- Haha, bardzo śmieszne. Jeszcze nigdy nie spaliłem wody. Za to Dean tak, kiedy uczył mnie jak ugotować wodę.

- Hah, teraz mam kolejny powód do nabijania się z niego- zaśmiała się i otworzyła lodówkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Była pusta.- Czy oni czasami coś jedzą?

- Zazwyczaj Dean przynosi jakieś dziwne jedzenie, o dziwnej nazwie, a Sam pyta go czy chce go zabić. Nie wiem o co chodzi, bo Dean to je ale jeszcze nie umarł- mruknął, zalewając herbatę.

- Samowi chodzi o to, że żarcie, które kupuję D. jest śmieciowe i ma dużo kalorii.

- Co to kalorię?

Czarnowłosa westchnęła głęboko. Ile ten anioł jeszcze nie wiedział?

- To... Ech, wiesz co? Wpisz w Google, ja zamówię coś do jedzenia- powiedziała, a Castiel chwycił za komputer.- Pizza na śniadanie... matka by mnie zabiła...

***

Sam i Dean wrócili około pięciu godzin później, kiedy Polka robiła obiad.

- Co tak pachnie?- spytał zaskoczony Sam, rozglądając się wokoło.

- Obiad- odparła Mari, kładąc na stole pieczeń wołową i ciasto jabłkowe.

- Pieczeń? I ciasto?! Kobieto, ja cię kocham!- Dean rzucił się na zaskoczoną kobietę, a następnie zabrał się do jedzenia.

- Skąd tu tyle jedzenia?

- Nie miałam co zjeść na śniadanie więc zamówiłam pizze, a później wysłałam Cassa po składniki- sapnęła siadając obok Sama.- Nie zabraliście mnie na polowanie. Lepiej sprawdźcie czy żarcie nie jest zatrute- mruknęła, a zaskoczeni bracia upuścili sztućce.

Marinne się roześmiała.

- Żartuję przecież!- wywróciła oczami.- Chociaż w przypadku Deana...

Starszy Winchester pobiegł do łazienki.- To dziwnie smakowało!

Sam spojrzał na Polkę w szoku.

- Specjalnie mu przesoliłam.

- Uwielbiam cię.

- Musisz, nauczyłam Cassa jak korzystać z twittera, facebooka i youtube'a!

- Wow. To jest wielkie osiągnięcie- zaśmiał się.

- Obejrzeliśmy nawet Teen Wolf- zaśmiała się.- Reakcja Castiela na ,,dobre" wilkołaki była genialna.

- To była zmora.

- Co?

- Ta tak mówiłaś. To nocnica zamordowała tą rodzinę- mruknął z pełnymi ustami.

- Sammy?

- Mhm?

- Zmora i nocnica to dwa inne potwory.

- Shit, czyli albo pokręciłem nazwy albo były dwa potwory i jeden jeszcze żyje.

- Gratulacje- szepnęła i odstawiła talerz do zlewu.

Po chwili usłyszeli krzyk Castiela.

- Marinne! Claire napisała do mnie na tym ptaszku! Jak mam odpisać?!

Kobieta uderzyła się w czoło, a młody Winchester wybuchł śmiechem. Po chwili Marinne co niego dołączyła.

- Czy tak może być zawsze?- spytała samą siebie, patrząc na Samuela, który próbuje nauczyć Castiela jak odpisać Claire na twitterze...

 ZbawcaOlimpu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro