DAWNO, DAWNO TEMU

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


        Ardania była krainą piękną i spokojną. Porządek panował w niej od czterdziestu lat. U władzy był mądry i sprawiedliwy król wraz ze swą kochającą żoną. Ludność uwielbiała rodzinę królewską, która dbała nawet o najbiedniejszych mieszkańców, dlatego też kiedy królowi urodziła się córka, świętowało całe królestwo. Jednakże szczęście musiało się kiedyś skończyć. W dniu osiemnastych urodzin księżniczki, do zamku wdarł się stwór przerażający w całej swej osobie. Demon pałający iście szatańska rządzą krwi wymordował strażników i porwał królewską córkę. Odleciał w stronę ruin zamku na północy. Niegdyś stacjonowały w nim wrogie wojska, jednak opustoszał po zakończeniu wojny. Zamek ów znajdował się na szczycie potężnej góry zwanej Karan, co w starożytnym języku znaczy ,,krwawa". Nosiła taką nazwę od potoków krwi spływających z niej w czasie licznych oblężeń. Zginęło tam niewyobrażalnie wielu ludzi.
        Władca był zrozpaczony. Za demonem wysłał niemalże całą armię, jednak ani jeden człowiek nie był wstanie dostać się do zamku i uratować księżniczki. W geście rozpaczy król zwrócił się do trzech wyjątkowych osób. Zszedł do podziemnych lochów i rozmówił się z trzema najznamienitszymi zabójcami w całej historii Ardanii. Niegdyś siali oni spustoszenie w całym kraju wykonując zlecenia od każdego kto był w stanie zapłacić. Wtedy wątpił, że kiedykolwiek zostaną pojmani, jednak pewnego dnia przyszli do pałacu i poddali się. Tylko dlatego ich nie zabił.
        Zaproponował im wolność i bogactwo w zamian za sprowadzenie córki do domu a także ubicie demona. Zabójcy zgodzili się, ale pod jednym warunkiem. Król musiał obiecać, że już nigdy nie będą ścigani, jakichkolwiek zbrodni by się dopuścili. Nie widzący innej nadziei król przyjął ich warunki. Trzy dni później najemnicy byli już w drodze. Mięli przed sobą trasę liczącą sobie wiele kilometrów i wprost przesiąkniętą zagrożeniami. Jednak jeżeli ktoś mógł podołać temu zadaniu to byli to właśnie oni. Eran, wojownik posługujący się mieczem dwuręcznym najlepiej ze wszystkich żyjących. Silny i wytrzymały niczym niedźwiedź. Hecan, skrytobójca specjalizujący się w walce wszelakimi nożami. Zwinny i przebiegły niczym lis. Acaro, łucznik nigdy nie chybiający celu. Szybki i precyzyjny niczym orzeł.
        Już pierwszego dnia natknęli się na zastawioną przez wroga pułapkę. Zwierzęta zostały zaczarowane, przez co atakowały z zamiarem zabicia każdego kto tylko postawił stopę na terenie lasu. Zabójcy pozbawili życia wszystkie stworzenia. Innym razem na ich drodze stanął oddział widmowych żołnierzy wyrwanych z objęć śmierci. Zostali wyrżnięci co do jednego.
Mimo czasu spędzonego w zamknięciu, dalej byli niesamowicie groźnymi przeciwnikami. Jedyną ich słabością byli oni sami. Ciągła chęć rywalizacji sprawiała, że często podejmowali decyzje, które mogły doprowadzić do ich rychłej zagłady. Jedna z takowych sytuacji przytrafiła się w czasie pobytu w jednym z miast przez które przechodzili w drodze do góry. Nocowali wtedy w karczmie, kiedy usłyszeli, że ktoś woła o pomoc. Okazało się, że właściciel karczmy został okradziony. Trzej najemnicy założyli się o to kto pierwszy dopadnie złodzieja. Rozdzielili się i szukali swojego celu. Cała sytuacja okazała się pułapką. Na każdego z nich czekał przeciwnik, z którym należało się liczyć. Eran napotkał na swojej drodze giganta. Hecan został zaatakowany przez ghula, a Acaro zmierzył się z wampirem. Pokonanie tych stworów w pojedynkę było niemożliwe. Zabójcy odnieśliby porażkę, gdyby nie czysty przypadek. Otóż w owym czasie przez krainę przeszło potężne trzęsienie ziemi. Na giganta z którym walczył Eran zwalił się budynek miażdżąc mu ciało. Dzięki temu wojownik mógł pomóc swoim towarzyszom. Wtedy zrozumieli, że mogli zginąć i obiecali sobie zachowywać się roztropniej.
        Trzej najemnicy radzili sobie z każdym z napotkanych niebezpieczeństw, aż w końcu dotarli do podnóża monumentalnej wręcz góry, samym wyglądem zasiewającej strach w sercach zwykłych ludzi. Jednak zabójcy nie dali się omamić. Ruszyli przed siebie krętą i stromą drogą, prowadzącą na szczyt ku ruinom starego zamczyska. Około godzinę później odczuli coś co zmroziło krew w ich żyłach i usłyszeli ryk od którego najodważniejszym żołądek podchodził do gardła. Skierowali wzrok ku górze a ich oczom ukazało się ogromne, skrzydlate monstrum. Smok pokryty czarnymi niczym węgiel, twardymi jak skała łuskami. O tej bestii słyszeli tylko z legend opowiadanych przez wędrownych minstreli. Ku ich zaskoczeniu nie zaatakował. Poszybował w kierunku z którego przyszli. Czyli do centrum królestwa, gdzie znajdował się zamek. Od razu zrozumieli co to oznacza. Ktokolwiek miał władzę nad tym potworem, chciał zniszczyć stolicę. Jeżeli się nie pośpieszą, wszystko przepadnie.
        Biegli jakby od tego zależało ich życie. Teraz na ich barkach spoczywało brzemię znacznie większe niż życie księżniczki. Od ich zadania zależały losy całego królestwa. Zabójcy dotarli do ruin zmęczeni, jednak nie mogli pozwolić sobie na odpoczynek. Śmiałym krokiem wkroczyli do opuszczonego, emanującego grozą zamczyska.
        Jak się okazało wróg był przygotowany na ich przyjście. Kiedy tylko przekroczyli bramy twierdzy, wokół aż zaroiło się od potworów. Na ich czele stał demon który porwał księżniczkę. Nim przeciwnicy zdołali się ruszyć, kilku z nich już padło martwych na ziemię ze strzałami wystającymi z głów. Rozpoczęła się bitwa na śmierć i życie. Trzech najlepszych zabójców przeciwko armii potworów.
        Wojownik wściekle atakował mieczem, dosłownie ćwiartując swych wrogów na kawałki. Skrytobójca zwinnie unikał ciosów i zadawał rany nożami zostawiając za sobą tylko zakrwawione, martwe ciała. Łucznik posyłał w monstra strzałę za strzałą, a każda ze śmiertelną precyzją trafiała cel. Całość wyglądała niczym idealnie zsynchronizowany taniec śmierci w którym uczestnicy walczyli o życie.
        Niedługo potem było już po wszystkim. Na dziedzińcu pozostały już tylko trzy żywe osoby. Stali pośród trupów tonących w morzu własnej krwi i cieszyli oczy tym wspaniałym widokiem. Niemalże zapomnieli jaki był cel ich misji. Adrenalina powoli opuszczała ich żyły. Rany które odnieśli zaczynały doskwierać. Wiedzieli, że w takim stanie mogą nie podołać przeciwnikom, których zdecydowanie pełno było w zamku. Musieli się ukryć i wyleczyć. Zeszli więc do podziemi. Niestety nie wiedzieli, że we wnętrzu góry znajduje się coś więcej niż tylko tunele. Jeszcze w czasie wielkich wojen, władca tego miejsca stworzył broń która miała dać mu zwycięstwo. Bronią tą był człowiek. Jego syn. Zaklęty przez czarnoksiężników wysysał i przejmował siłę witalną zabitych wrogów. Jednakże za taka siłę także jest cena. Wojownik oszalał opętany rządzą władzy i potęgi. Zaczął zabijać swoich. Władca nakazał wybudować wielki labirynt we wnętrzu góry i zamknął w nim swego syna aby ten nie mógł czynić więcej szkód. Zabójcy nieświadomi zagrożenia wstąpili właśnie do tego labiryntu. Po opatrzeniu ran zdecydowali pójść w głąb góry licząc ze znajdą przejście które pozwoliłoby im ominięcie wrogów. Po pewnym czasie znaleźli się w samym centrum labiryntu. Była to dosyć rozległa sala na której środku stał nie kto inny jak zamknięty w labiryncie szaleniec. Widząc przybyszów z miejsca ich zaatakował. Był niesamowicie szybki i silny. Zabójcom nie przyszło jeszcze mierzyć się z takim przeciwnikiem. Nie odczuwał bólu i nie słabł po otrzymaniu rany. Walka toczyła się niemalże godzinę, jednak w końcu głowa napastnika potoczyła się po ziemi. Najemnicy byli wykończeni. Zapadli w głęboki sen.
        Obudzili się w Sali tronowej. Na zniszczonym tronie siedziała księżniczka we własnej osobie. Po obu stronach tronu stały demony. Zabójcy od razy rzucili się do ataku chcąc wyrwać dziewczynę łap przetrzymujących ją stworów. Jednak zatrzymała ich. Uspokoiła całą trójkę i opowiedziała im historię. To ona przyzwała te wszystkie demony. Zrobiła to ponieważ rodzice chcieli ją zabić. Całe życie bała się ojca i matki i tego co mogą jej zrobić. W obawie przed nimi wykradła ze skarbca księgę z której nauczyła się jak kontrolować demony. Kiedy się o tym dowiedzieli kazali ją zamordować. W panicznym odruchu sprowadziła z otchłani demona który ją zabrał. Poprosiła zabójców o pomoc. Chciała aby na jej zlecenie zamordowali króla i królową. Po przemyśleniu wszystkiego zgodzili się.
        Aby im pomóc księżniczka przywołała trzy widmowe konie. Nie męczyły się. Mogły galopować nawet przez kilka dni. Powrót zajął towarzyszom mniej czasu niż dotarcie do góry. Kiedy zobaczyli miasto poczuli ukłucie niepokoju. Smok spalił niemalże wszystko. Jeżeli dziewczyna chciała zabić rodziców to dlaczego dopuściła do śmierci tylu niewinnych ludzi? Coś było nie tak. Mimo obaw wjechali do zamku i udali się na spotkanie z królem. Bez słowa Hecan posłał w stronę małżeństwa dwa sztylety, które na miejscu zakończyły życie dwojga ludzi. W tej samej chwili zaraz za nimi zmaterializowała się córka zabitych. Śmiejąc się obłąkańczo wyśmiała naiwność najemników. Wtedy było już jasne, że ich okłamała. Z wściekłością rzucili się do ataku. Bez trudu odparła ich ataki za pomocą magii. Jednym ruchem ręki posłała w stronę łucznika strumień czarnej magii który przeszył jego serce. Acaro padł na posadzkę a jego oczy zaszły mgłą. Widząc śmierć towarzysza dwaj zabójcy wpadli w amok. Atakowali tak zaciekle, że wróg w końcu zaczął się cofać. Kiedy wiedźma była już przyparta do ściany rąbnęła ognistą kulą w sklepienie zawalając całość na Erana. Nie było szansy na to, że wojownik przeżył. Jednak Hecan zachował zimną krew. Od księżniczki dzieliły go teraz trzy metry. Rzucił w nią jednym z noży i jednocześnie sam zaczął biec. Kiedy dziewczyna zasłoniła się magiczną tarczą straciła z oczu skrytobójcę, który wyminął dziewczynę po czym wykonał obrót i jednym płynnym, śmiertelnie precyzyjnym ruchem zatopił sztylet w jej gardle.
        Kiedy upewnił się, że zabił wroga, zdał sobie sprawę, że jego przyjaciele odeszli i już nigdy nie wrócą. Samotnie opuścił miasto i od tamtej pory już nikt go nie widział.

-Stało się to dokładnie czternaście lat temu -Wędrowiec upił sporą część piwa ze swojego kufla i rozejrzał się po innych gościach gospody. Stłoczeni wokół niego pozostawali w całkowitej ciszy licząc,że ten jeszcze coś powie. Mężczyzna natomiast wstał i udał się w stronę drzwi.
-Bywajcie. Być może jeszcze kiedyś będę mieć okazję opowiedzieć wam jakąśhistorię.
-Czekaj – Jeden ze zgromadzonych wstał – Jak się nazywasz?
W oczach wędrowca pojawił się błysk.
-Hecan – Powiedział i wyszedł.
Kiedy sekundę później ludzie zrozumieli co właśnie im powiedział, tłumnie wybiegli na zewnątrz.
Jednak jego już tam nie było.     

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro