When The Day Met The Night

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Samotny promień księżyca padł na ziemię i przemierzał polne ścieżki zostawiając za swoimi plecami i minimalnie przed swoimi stopami mrok, który powoli otulał całą okolicę. Był to moment kiedy wydawało się, że ciemność chce dogonić lub przyćmić światło. Tak jednak nie było. Promień księżyca, który miał na imię Ryan szedł powoli rozglądając się na boki i obserwował otaczającą go naturę. Nie spieszył się. Lubił przyglądać się temu, jak wszystko wygląda przed jego zjawieniem się w danym miejscu. Szedł polaną prowadzącą do miejsca piknikowego znajdującego się nad strumieniem. Kiedy tam przychodził, nie zastawał nikogo poza jedną oddalającą się w przeciwnym kierunku postacią. Ta postać była kolejnym powodem dla którego mu się nie spieszyło. Zawsze gdy był już blisko, zatrzymywał się na moment i przyglądał osobie znajdującej się w tym pięknym miejscu. Postać ta fascynowała go. Było od niej jasne światło, tak jak od przydrożnych lamp, które jako jedyne towarzyszyły Ryanowi w ciemne noce, które były dla niego domem i jego czasem. Rzadko napotykał na swojej drodze ludzi, a jeśli już ich widywał, przeważnie były to osoby zmęczone pracą, lub idące do niej. Byli to też bezdomni śpiący w różnych miejscach w mieście. Ryan nie miał dużej ilości towarzystwa gdy tułał się po okolicy gdzie akurat tego razu zesłał go księżyc. Jednak zawsze widywał tą samą osobę. Każdego razu, od niepamiętnych już dla niego czasów, widywał tego samego chłopaka, którego blask niemal go oślepiał. Jednak mimo wszystko pamiętał ja wygląda. Lubił zatrzymywać się na moment i przyglądać mu się. Chciał go poznać. Chciał znać jego imię, barwę jego głosu. Intrygował go.

I tak właśnie Ryan stanął przy jednym z drzew i patrzył na postać siedzącą na ławce pod drewnianą altanką, która właśnie wystawiała twarz do słońca. Księżycowy promień spojrzał na kulę słoneczną, która powoli chyliła się ku zachodowi, to przypomniało mu o tym, że nie może stać i patrzeć godzinami na świetlistą postać siedzącą nieopodal niego. Musi iść dalej i sprawić aby nastała noc. Jednak teraz postanowił sobie, że dzisiaj jest moment, w którym przełamie się i dowie czegoś o postaci, która sprawia że czuje to dziwne mrowienie w brzuchu mimo, że nigdy nie zamienił z nią słowa.

Promień słońca, który miał na imię Brendon, po całym dniu wędrówki i promiennym uśmiechaniu się do ludzi oraz innych żyjących stworzeń czuł się wykończony. Siedział na ławce pod altanką w miejscu piknikowym, które dobrze znał. Był tu nie pierwszy raz, Słońce nieraz zsyłało go w to miejsce, a on sam nie wiedział dlaczego. Chciał poznawać świat, być wysyłany w różne miejsca w różnych miastach czy krajach. Tym czasem Słońce po raz kolejny zesłało go na polanę w środku lasu gdzie znajdowało się miejsce piknikowe, w którym zbierali się ludzie - nieraz wraz ze swoimi zwierzętami. Brendon zawsze albo siadał na ławce albo spacerował okolicznymi ścieżkami czekając, aż wróci do Słońca i zostanie przeniesiony w inne miejsce.

Kiedy promień słoneczny spojrzał w prawo ujrzał, że zbliża się mrok. Mrok, który powoli zalewa dzień i nastaje noc bez żadnego ostrzeżenia. Uznał, że jest to jego czas żeby wstać z ławki i przygotować się do odejścia z tego miejsca. Chciał jednak jeszcze chwilę poczekać, liczył bowiem na to, że tego dnia znów zobaczy postać, która wygląda niczym cień. Widywał tą postać często, jednak nie do końca mógł się jej przyjrzeć przez ciemność jaka ją otaczała. Noc fascynowała Brendona, ale nigdy nie postanowił do niej podejść, bał się co może się stać kiedy dzień zetknie się z nocą. Dlatego też, kiedy tylko zobaczył, że ciemność jest coraz bliżej, on zaczął się oddalać. Odwrócił się tylko aby rozpoznać czy to ta sama cienista postać co zazwyczaj i nie zawiódł się. Uznał jednak, że przygląda się jej już zbyt długo, więc postanowił przyspieszyć. Ku jego zdziwieniu noc zaczęła przychodzić coraz szybciej i szybciej. Kiedy spanikowany chciał zacząć biec usłyszał za sobą głośne ' Stój! ' co sprawiło, że momentalnie się zatrzymał i powoli odwrócił w stronę skąd dobiegał dźwięk.

Tuż przed nim stała cienista postać, od której odbijał się jego blask. Dzień stał na przeciw nocy, a noc na przeciw dniu. Księżycowy promień uśmiechnął się delikatnie i spuścił wzrok. Czuł się onieśmielony blaskiem i pięknem Słonecznego promienia. Ten za to czuł się onieśmielony pięknem nocy. Nie sądził, że noc może być aż tak piękna. Spojrzał na Ryana, za to co za sobą zostawił, a później spojrzał nad jego głowę i zamarł. Widział korony drzew nad którymi rozciągał się ciemny granat wyłożony srebrzystymi gwiazdami, a pomiędzy nimi widać było księżyc. Nie jego promień, a sam księżyc, który mogło się wydawać, że uśmiecha się do schodzącego coraz niżej słońca.

- Jesteś nocą? - spytał Brendon otrząsając się po zapierającym dech w piersiach widoku i ponownym spojrzeniu na nowo poznaną postać

- Jestem promieniem księżyca - powiedział cicho Ryan - mam na imię Ryan - dodał spoglądając na jasną postać

- W takim razie, Ryan, jesteś piękny - Brendon przyjrzał się Ryanowi - nie wiedziałem, że ciemność może być taka piękna

Ryan poczuł ciepło na swojej twarzy, i nie wiedział czy było to wywołane tym że jest tak blisko blasku chłopaka czy to przez zawstydzenie.

- Ty jesteś dniem? - spytał w końcu

- Promieniem Słońca - odpowiedział dumnie Brendon - ale mów mi Brendon - dodał po czym uśmiechnął sie promiennie.

- Też jesteś piękny - Ryan czuł się zakłopotany i zawstydzony całą sytuacją - jacy są ludzie? - spytał szybko, a w jego oczach dało się ujrzeć blask ciekawości

- Słucham?

- Jacy są ludzie - powtórzył Ryan

- Każdy jest inny - Brendon brzmiał jakby to było oczywiste - jaka jest noc?

- Ciemna, cicha i czasem piękna i tajemnicza - Ryan spojrzał za siebie i uśmiechnął się lekko - dawno chciałem cię poznać - powiedział i zrobił mały krok w przód, a powierzchnia pod jego stopami oraz część za nim stała się ciemna. Przestraszony Brendon zrobił krok w tył - boisz się mnie?

- N-nie - wydukał promień słońca - ja tylko.. nie wiem co się stanie jak będziemy zbyt blisko siebie. Też chciałem cię poznać. Jesteś taki... taki tajemniczy, intrygujesz mnie

- To tak jak ty mnie - powiedział uśmiechnięty Ryan - przejdziemy się? Możesz iść dużo przede mną

Brendon skinął głową i odwrócił się na pięcie żeby ruszyć w drogę. Ryan ruszył tuż za nim. Starał się trzymać bezpieczną odległość między nim, a promieniem słońca. Nie chciał zrobić czegoś co mogłoby go rozzłościć i na szczęście tak się nie stało.

Promień słońca i księżyca rozmawiali na najbardziej ciekawe dla nich tematy. Każdy był ciekawy jak wygląda świat drugiego, bo choć mogłoby się wydawać, że podczas pór dnia nic się nie zmienia, jednak wszystko jest inne. To zadziwiająco piękne jak bardzo nasz świat różni się w dzień i w nocy. Ryan pytał dużo o ludzi, gdyż nie miał z nimi często do czynienia, Brendon zaś wypytywał dużo o gwiazdy, bo one spodobały mu się najbardziej. Nigdy wcześniej ich nie widział, nie w takim wydaniu. To było dla niego czymś pięknym i nowym. Zupełnie jak Ryan. Ryan był dla niego piękny, urzekający i nowy. Co chwilę odwracał się aby spojrzeć w jego piękne duże oczy, które tak bardzo mu się podobały.

Jednak nic nie trwa wiecznie, bo Brendon i Ryan doszli do miejsca, gdzie nie ma już miejsca na dzień i zaraz Brendon będzie musiał zostać przeniesiony w inne miejsce na świecie. Ryan dobrze wiedział, że będzie musiał zrobić krok w przód i pozwolić swojemu nowemu przyjacielowi odejść, ale nie chciał, nie umiał.

- Ryan, wiesz że musisz zrobić ten krok - powiedział Brendon stojąc w ostatnich promieniach padających przez zachodzące słońce

Ryan patrzył na Brendona w ciszy. Patrzył na chłopaka, w którym był zauroczony, i który intrygował go od niepamiętnych czasów. Nie chciał dać mu odejść.

- Ryan... - Brendon tylko cicho wypowiedział jego imię

- Wiem - odpowiedział cicho chłopak - ale nie odchodź od razu - dodał, na co Brendon tylko siknął głową. Na samą myśl o straceniu towarzysza, Ryanowi zaszkliły się oczy, jednak zrobił krok w przód po czym mocno przytulił Brendona zamykając go w mocnym uścisku, a następnie delikatnie pocałował go w kącik ust.

I tak właśnie stało się to czego obaj się bali. Dzień zetknął się z nocą, przez moment byli jednością, jednak nie stało się nic złego, nie stało się nic z rzeczy, o które się martwili. Jedyna rzecz, która miała miejsce to złota poświata na niebie i między nimi. Przez moment wszystko było złote. Wszystko było złote kiedy dzień zetknął się z nocą.

- Nie chcę żebyś odchodził - powiedział przedstawiciel nocy do swojego przyjaciela

- Ja też nie chcę, dowiedziałem się od ciebie wielu ciekawych rzeczy, i poznałem cię. Jesteś piękny Ry - odpowiedział Brendon, a Ryan uśmiechnął się słysząc zdrobnienie swojego imienia - ale spotkamy się jeszcze nie raz, a wtedy będzie inaczej niż teraz. Będzie lepiej.

- Obiecujesz, że się zobaczymy?

- Obiecuję, może nawet jutro - powiedział z uśmiechem Brendon po czym delikatnie odsunął się od Ryana

- To... do jutra?

- Do jutra Ryan - powiedział ostatni promień słońca, który po chwili zniknął wraz z nim za horyzontem zostawiając Ryana takiego jak go poznał, samego.

Księżycowy promień usiadł na polanie w siadzie skrzyżnym i spojrzał na widniejący nad nim księżyc do którego szczerze się uśmiechnął mimo smutku i żalu w sercu. Pocieszało go jedynie to, że za parę godzin znów ujrzy promień słońca wychylający się zza horyzontu.

Jednak na świecie jest tyle miejsc, że Ryan i Brendon mogą znów zobaczyć się za parę lat.

_____________________________________
Hej hej
Pisałam to 2 razy bo wattpad ma humorki i mi usunął pół opowiadania przez co myślałam, że się zapierdolę :)
Jest to CHYBA Oneshot bo możliwe, że jak mi się kiedyś zachce to zrobię z tego ff albo po prostu dodam jeszcze 1 część
Wiem, że nie jest jakieś super długie, ale włożyłam w to całe serce i - jeśli mam być szczera - podoba mi się, i mam nadzieję, że Wam też
PS: I Love You All! ~ Haia_Miia xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro