5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 "Znowu on. Los. To słowo często towarzyszyło mi, kiedy byłam dzieckiem. Szeptał do mnie z ciemnych kątów pokoju w czasie samotnych nocy. Był pieśnią ptaków na wiosnę i wołaniem wiatru w nagich gałęziach zimowego popołudnia. Los. Zarówno moja udręka, jak i pociecha. Mój towarzysz i moja klatka."

L.Walton "Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender"

  ~~~ 

Zaczęłam odliczać sekundy do końca mojej egzystencji, kiedy winda zatrzymała się na moim piętrze. Moja dolina śmierci zbliżała się zbyt szybko, ale mimo to nie bałam się. Nerwowo strzelałam palcami u dłoni, kiedy winda zaczęła się otwierać, ukazując sylwetkę blondynki. Była ubrana na czarno, a włosy związała w kucyk. 

-Ty suko- wysyczała, gdy tylko mnie zauważyła. 

Zaczęła zbliżać się w moją stronę, ale Joshua stanął przede mną, ochraniając mnie własnym ciałem. Oho, bohater się znalazł. 

-Miałeś ją zabić, kiedy uciekła!- krzyknęła, kiedy odbiła się od jego klatki piersiowej. 

-Ale jej nie zabiłem- odpowiedział spokojnie. -Jest teraz moja- powiedział bez odrobiny niechęci.

Jego ręka powędrowała do tyłu, a jego dłoń odnalazła moją. Lekko mnie musnął i wrócił do pozycji wyjściowej. 

-Ale ona mnie zaatakowała!- pisnęła i starała się mnie jakoś chwycić, ale chłopak jej to uniemożliwiał. 

-W sumie to było złe, ale i też mocne z jej strony, pokazujące, że...

-Zamknij się kurwa! Jak ty nie możesz jej zabić, to ja to zrobię!- krzyknęła i użyła całej swojej siły, by odepchnąć czarnowłosego. 

Stałam z nią twarzą w twarz. Wiedziałam, że byłam blada, ale to ze zmęczenia. Było, chyba, koło dziewiątej wieczorem*, a ja jako zabójca potrzebowałam snu. Uśmiechała się jadowicie i podnosiła dłoń, by mnie uderzyć, ale w ostatnim momencie Joshua odepchnął ją ode mnie. 

-Mówiłem ci, żebyś jej kurwa nie próbowała dotykać!- wykrzyknął i wepchnął ją do windy. 

Sam wszedł do windy i rzucił, żebym się położyła. Winda się zamknęła, a ja, pogrążona w zupełnym mroku, stałam na środku pokoju. 

Była tylko jedna rzecz, której się bałam. Ciemność. Od dziecka bałam się ciemnych pomieszczeń, wychodzenia w nocy, gdy jest całkowicie ciemno. Po prostu to nie była moja bajka. 

Dziękowałam samej sobie, że miałam telefon w kieszeni. Podświetlałam sobie drogę do łóżka. Położyłam się i przeglądając sms-y z Benjaminem, płakałam. 

W końcu zmorzył mnie sen i strach przed zupełną ciemnością. 

~~~

Joshua

~~~

Kiedy Sophia wyszła z windy, byłem w szoku. Co ona tu robiła? Dlaczego przyjechała o tak późnej porze? 

 -Ty suko- wysyczała, gdy tylko zauważyła Gwen. 

Wiedziałam co będzie chciała zrobić. Mówiłem jej, żeby jej nie tykała, bo źle się to dla niej skończy. 

Zaczęła się zbliżać szybkim krokiem do dziewczyny, ale ja stanąłem między nimi, osłaniając moją podopieczną własnym ciałem. Sophia nigdy by mnie nie zraniła. Wiedziała, że jestem silniejszy od niej i to ja ją wyszkoliłem. Wiedziała, że w każdej chwili może stanąć się jedynie wspomnieniem, ale ja wolałem tego unikać. 

-Miałeś ją zabić, kiedy uciekła!- krzyknęła, gdy odbiła się od mojej klatki piersiowej.

Nie zdążyła zahamować, ponieważ dość szybko znalazłem się między nimi.

-Ale jej nie zabiłem- odpowiedziałem spokojnie. -Jest teraz moja- powiedziałem zgodnie z prawdą.

Sięgnąłem do tyłu, ponieważ poczułem jak Gwen zaczyna się denerwować. Napotkałem jej dłoń i uspokajająco ją dotknąłem. Jednak szybko wróciłem do wcześniejszej pozycji. 

-Ale ona mnie zaatakowała!- pisnęła i zaczęła szukać miejsca, gdzie mogłaby zaatakować dziewczynę.

Próbowałem ją jakoś zagadać i obronić blondynkę. W każdym razie według mnie postąpiła właściwie, bo gdyby nie to, to na pewno zostałaby u swojego dawnego opiekuna. 

-W sumie to było złe, ale i też mocne z jej strony, pokazujące, że...

-Zamknij się kurwa! Jak ty nie możesz jej zabić, to ja to zrobię!- krzyknęła, a następnie odepchnęła mnie. 

Nim się obejrzałem, Sophia podnosiła szybko dłoń, by uderzyć Gwen. Zachowałem zimną krew i chwyciłem ją w ostatnim momencie, a następnie odepchnąłem.

-Mówiłem ci, żebyś jej kurwa nie próbowała dotykać!- krzyknąłem zdenerwowany i pociągnąłem ją do windy. -A ty się połóż- warknąłem do dziewczyny i nacisnąłem przycisk w windzie, by zjechać do piwnicy. 

Zabierając ostatnie światełko blondynce, zjechaliśmy na dół w ciszy. Kiedy wyszliśmy z windy, rzuciłem moją wspólniczką o betonową ścianę. 

-Co ty sobie do cholery wyobrażasz?- warknąłem, przygniatając ją swoim ciałem.

-Ja... Joshua, proszę, nie rób mi nic- wyjęknęła i zaczęła się bezustannie wiercić. 

-Ile razy ci mówiłem, żebyś ją zostawiła, jak i tą sprawę, że uciekła? Działa emocjami, boi się- zacząłem wymieniać, coraz bardziej napierając na May.-Jesteś idiotką, która nic nie rozumie?- zakończyłem swój wywód. 

-Joshua, proszę- jęknęła przestraszona. 

Bała się mnie, ale ja nie mogłem nad sobą panować. Chciała uderzyć Gwen, gdy ja to widziałem. Obowiązkiem opiekuna jest pilnowanie podopiecznej i chronienie jej przed napastnikami w swoim otoczeniu. 

-Ja... Proszę, Joshua, przepraszam, przepraszam, już jej nie tknę, obiecuję- mówiła, próbując się wyszarpać. 

-Jeśli jeszcze raz coś jej zrobisz, to nie ręczę za siebie- warknąłem, puszczając ją. 

Odszedłem kawałek od niej. Byłem kłębkiem nerwów. Sam nie wiedziałem co się ze mną dzieje. 

-Zależy ci na niej- mruknęła, pocierając sobie klatkę piersiową. 

-Mi nigdy na nikim nie zależy- warknąłem, skanując ją moim wzrokiem. 

-Wiem, że jest inaczej. Jeszcze będziesz do mnie dzwonił.- Uśmiechnęła się.

-Znam ją może od dziesięciu godzin, jak nie mniej*- prychnąłem. 

W pewnym sensie zauroczyła mnie swoim wyglądem. Była ładna, szczupła i wysoka. Miała długie nogi. Blond włosy i zielone oczy. Ładny uśmiech. 

Ale za to jej charakter pozostawiał mi wiele do życzenia. Wredna, uparta, chamska. 

-Wiem, wiem. Wygląd dla ciebie jest idealny. Ale charakter ma taki sam jak ty i już to ją skreśla. Ale spokojnie, Joshua, może ona taka nie jest?- Uśmiechnęła się i pociągnęła mnie do windy. Nacisnęła guzik "0". -Nie zapomnij zapalić jej światła- powiedziała, kiedy winda zatrzymała się. 

Wyszedłem za nią. Sophia wyszła z rezydencji, a ja podszedłem do bezpieczników i włączyłem prąd na drugim piętrze. Spojrzałem na wiszący zegar, który wybijał północ*.

Wszedłem ponownie do windy i sam nacisnąłem guzik z piętrem drugim, by w razie czego pogasić Gwen światła. Gdy winda zatrzymała się, a następnie, z mniejszym już oporem, otworzyła się, zauważyłem blondynkę, przytulającą się do poduszki. Nie spała. Wyglądała na przestraszoną. 

-Ja... Spałam, tak jak mi kazałeś, ale włączyło się światło i się zaczęłam bać, że coś ci się stało- powiedziała dość sennie. -Zawsze jak byłam u Enza i nagle włączało się światło, to znaczyło, że komuś z naszej grupy się coś stało- powiedziała i otarła spływającą łzę. 

Podszedłem do niej. 

-Przepraszam- wyszeptałem, siadając obok niej. -Nie miałem w planach cię przestraszyć.- Przytuliłem ją.

Po krótkiej chwili wstałem i zacząłem kierować się do windy. 

-Joshua?- usłyszałem, kiedy miałem zamiar wyłączyć światło. Odwróciłem się w stronę blondynki.- Zostaniesz ze mną na noc?- poprosiła. 

Uśmiechnąłem się, zgasiłem światło i podszedłem do łóżka. Zrzuciłem buty i położyłem się obok niej. Po chwili przysunęła się do mnie i zasnęła. 

Dlaczego czasami Gwen potrafiła być uosobieniem dobroci i miłości, kiedy ja starałem się ze wszystkich sił miło chociażby spojrzeć? 

~~~

dobra, przyznać się, kto pomału zakochuje się w Dżoszule, jak ja??? 

z każdym kolejnym rozdziałem będą odpowiedzi na nurtujące pytania Gwen, jak i Joshui (aa, nie wiem jak tu odmienić, aaa) 

jak odczucia w stosunku do Sophii? jak ją oceniacie? 

całusyy 

*warto zauważyć, że są duże rozbieżności czasu- Gwen mówi o 21, Josh mówi, że zna ją może 10godzin, a dziewczyna mówi o spędzonej z nim doby, tymczasem zegar pokazuje już godzinę zero zero. Wszystko wynika z tego, że Gwen będąc nieprzytomna straciła poczucie czasu, Joshua dobrze myśli, a nikomu nie było warto spojrzeć na zegar czy na telefon, by sprawdzić godzinę, jak się dowlekli do rezydencji. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro