XIV. Niedole młodych panien

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka dni upłynęło, nim Camille przemogła swój wstyd i udała się do Marthy, by poprosić ją o pomoc w modlitwie. Jako panna niezwykle dumna nie lubiła błagać o cokolwiek, jednak ze względu na prośbę Jeana i obawy o jego szczęśliwy powrót w końcu poszła do służącej. Ta natychmiast zgodziła się na prośbę Camille. 

Wieczorem, gdy wszystko zostało już uprzątnięte, a de La Roche udał się do swojego gabinetu, by oddać się swemu ulubionemu zajęciu, jakim niewątpliwie było napawanie się pięknem starych rodowych klejnotów, kobieta zapukała do pokoju Camille. Dziewczyna nakazała jej wejść. Leżała rozłożona na łóżku

— Proszę siadać, Martho. — Wskazała na miejsce obok siebie.

— Ależ mademoiselle, gdzieżbym śmiała! — wykrzyknęła.

— Martho, nie jestem nikim tak ważnym, byś zbezcześciła moje łóżko, siadając na nim. No już, proszę się pośpieszyć.

Camille była wyraźnie poirytowana oporem służącej. W przeciwieństwie do Hugona, Danielle i Antoinette nie pamiętała chwalebnej przeszłości rodu, gdy mieszkali jeszcze w pięknej posiadłości pod Rouen, gdzie wszystkiego mieli pod dostatkiem. Młody hrabia pędził wtedy na swym rumaku czystej krwi przez pola Normandii, a jego małżonka przystrojona w klejnoty przypatrywała się mu z ganku, trzymając w ramionach śliczne dziecko bawiące się diamentowym medalionem. Tym maleństwem była właśnie Camille. Miała tylko trzy miesiące, kiedy zburzono Bastylię. Niewiele później majątek hrabiego został spalony i ograbiony, a on sam musiał uciekać wraz z rodziną pod Paryż, do Melun, gdzie miał małe włości odziedziczone po matce.

Służąca potulnie skuliła głowę i wykonała polecenie hrabianki. Ta podała jej dłoń, w której trzymała różaniec. Dopiero teraz wyraźniej mu się przyjrzała. Kiedy dostała go od Jeana, po prostu go wzięła, nawet na niego nie patrząc. Nie zauważyła, że przedmiot wykonany był ze srebra. Zarówno paciorki, jak i krzyżyk mieniły się się delikatnie, kiedy padało na nie światło świecy. Camille westchnęła. Zapewne był bardzo drogi. Jean naprawdę ją kochał, skoro tak spontanicznie, bez żadnego zastanowienia, podarował jej coś tak wartościowego, co musiało mieć dla niego ogromną wartość nie tylko pieniężną, ale i sentymentalną. Martha z namaszczeniem wzięła różaniec od Camille, która nakazała jej rozpocząć nauczanie. 

— Więc na początek robi panienka tak — powiedziała potulnie, wykonując znak krzyża.

— Martho, może i nie umiem się modlić, ale chodzę co tydzień do kościoła i wiem, jak wygląda ten początkowy gest — ofuknęła ją, poirytowana tym, że służąca wzięła ją za aż tak wielką ignorantkę. — Proszę kontynuować.

— Wedle życzenia — odparła zawstydzona kobieta i zaczęła pokazywać dziewczynie, jaką modlitwę powinna odmówić na danym paciorku.

Camille była pojętną uczennicą i w mgnieniu oka pojęła, na czym polega modlitwa. Gdy Martha chciała jej jeszcze raz powtórzyć wszystkie zasady, ta wręcz wyrwała jej różaniec i sama zaczęła się modlić. Służąca patrzyła na nią z radością, wniebowzięta, że udało się jej nawrócić chociaż jedno z hrabiowskich dzieci, gdy nagle dziewczyna przerwała modlitwę i z irytacją rzuciła różańcem na pierzynę.

— Nie będę się dłużej modliła. To piekielnie nudne.

Martha patrzyła na nią w osłupieniu. Po chwili zmarszczyła gniewnie brwi. Camille zupełnie się tym nie przejęła. Kobieta uniosła ostrzegawczo palec i spojrzała na dziewczynę karcąco. 

— Moja panno, modlitwa nie ma sprawiać ci przyjemności. To twoja pokorna rozmowa z Bogiem, w której uniżasz się po to, by wyjednać łaski potrzebne tobie lub komuś, kogo kochasz.

— W takim razie nie będę się modlić. Nie mam zamiaru robić czegoś, co najzwyczajniej w świecie sprawia, że chce mi się potwornie ziewać — rzuciła nonszalancko.

— Ten panicz na pewno nie byłby zadowolony, słysząc, że zignorowałaś jego prośbę. Po coś chyba ci to dał, prawda? 

Camille spuściła oczy ze wstydem. Tak, Jean chciał, żeby modliła się o jego szczęśliwy powrót. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby jej ukochany zginął przez to, że nie spełniła jego prośby. Cokolwiek sądziła na temat modlitwy, musiała postąpić tak, jak jej przykazał. Dla Jeana. Nagle tknęła ją kolejna myśl. Może udałoby się jej wybłagać u Boga, by ten skłonił ojca do zmiany zdania co do jej małżeństwa z de Beaufortem? Zdawało się jej to niemożliwym, lecz w końcu Stwórca świata był wszechmogący.

— Masz rację, Martho, Jean byłby na mnie zły. Zacznę jeszcze raz.

— Moja panienko! Jestem dumna! Ten panicz ma na panienkę zbawienny wpływ, skoro przekonał panienkę do modlitwy! Cóż to musi być za dobry chłopak! Szkoda, że ojciec panienki tak go potraktował, nie zasłużył sobie na to, biedaczek. Nie dość, że ładna buzia i sporo pieniędzy, to jeszcze dobre serce! Doprawdy, gdybym była panienki ojcem, padłabym przed nim na kolana i błagała, by się z panienką ożenił.

— Niestety, mój papa nie dostrzega w nim nic poza faktem, że walczy u boku Napoleona — odparła gorzko. — Dobrze, wróćmy do modlitwy. Nie chcę już mówić o ojcu.

Louise d'Aumont rozłożyła się na łóżku należącym niegdyś do Danielle i spojrzała wyzywająco na przyjaciółkę. Camille leżała na swoim posłaniu i myślała o tym, kiedy wojna się skończy, a ona wreszcie ujrzy Jeana. 

— Camille, czy ty w ogóle słyszysz, co do ciebie mówię? — zapytała poirytowana Louise. 

Dziewczyna wyrwała się z rozmyślań i spojrzała na przyjaciółkę. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Nie powinna zachowywać się wobec Louise w tak okropny sposób. 

— Nie, przepraszam, zamyśliłam się...

— Znowu myślisz o tym swoim żołnierzu? Przez niego nie spotykałaś się ze mną przez tyle czasu, a teraz jeszcze jedziesz do Bordeaux, a ja wciąż będę tu siedziała sama! Tak bardzo ci zazdroszczę!

— A co mi po tym Bordeaux, skoro codziennie martwię się o Jeana... — westchnęła. — Nawet obecność Danielle mi tego wszystkiego nie zrekompensuje. 

Ogromnie obawiała się o ukochanego. Nie było dnia, by nie zastanawiała się nad tym, co działo się z nim na froncie. Codziennie przeglądała ojcowskie gazety w poszukiwaniu wiadomości z pola bitwy, lecz wciąż nie doszło do żadnego większego starcia. Jej niecierpliwość sięgała zenitu. Jak wojna miała się skończyć, skoro nawet się dobrze nie zaczęła? Obawiała się, że konflikt potrwa tak długo, że dłużej już nie wytrzyma z tęsknoty. 

— Możesz się zawsze zamienić albo zabrać mnie ze sobą... — Louise uśmiechnęła się figlarnie. 

— Za nic! Poza tym teść Danielle czyni jej wyrzuty, że przyjeżdżam, nie chcę myśleć, co by uczynił, gdybym przywiozła jeszcze kogoś. Ale co ja poradzę, że papa jedzie z Hugonem do Normandii? Nie mogę zostać tu sama!

— Hugo też wyjeżdża? To co ja tu będę robić? — jęknęła Louise. 

— Tak. Jadą do kuzyna papy, żeby pomógł wychować Hugona. Mężczyznę, który ma całe dwadzieścia lat! — Zaśmiała się. 

Uważała pomysł ojca za niemożliwie głupi. Czas na wychowywanie Hugona minął już dawno i nie dało się go teraz nadrobić. Jej brat musiałby chyba oszaleć, by się zmienić, a to uważała za mało prawdopodobne. 

— Och, skoro nie chcesz mnie ze sobą zabrać, a Hugona też tu nie będzie, to przynajmniej poszukaj tam dla mnie jakiegoś bogatego dżentelmena, któremu nie zależy zbytnio na posagu żony, i przywieź go tutaj...

Pełne smutku spojrzenie Louise przywiodło Camille na myśl zabiedzonego szczeniaka błagającego o jedzenie, z tym, że przyjaciółka była zdecydowanie bardziej komiczna.

— To się da zrobić. — Mrugnęła do niej porozumiewawczo. — Zobaczysz, znajdę ci męża tak cudownego jak mój Jean. 

Antoinette przebywała u Possonych już od kilku tygodni. Na początku Joseph uznawał siostrzenicę za całkiem bystrą pannę o dobrym sercu, którą, jeśli tylko się ją właściwie ubierze, szybko wyda za mąż. Chociaż szkoda mu było córki swej jedynej siostry, nie miał zamiaru utrzymywać jej do końca życia. Po dwóch tygodniach ujawniła się prawdziwa natura dziewczyny; ku utrapieniu wuja nie zdradzała pociągu do rozrywek na wyższym poziomie intelektualnym niż zabawa z Puszkiem, kotem dziadka, a jej maniery pozostawiały wiele do życzenia. Również nadzieje co do poprawy jej aparycji okazały się płonne; Antoinette nawet w najmodniejszej sukni wyglądała grubo i bezkształtnie. Przynajmniej twarzyczkę miała całkiem ładną, choć jej urodę psuł wydatny nos.

— Adelaide — przemówił któregoś wieczoru do swej żony. — Musisz wziąć Antoinette w obroty. Ktoś powinien ją nauczyć dobrych manier i zachęcić do wysilenia umysłu. No i oczywiście zadbać o to, by poruszała się z gracją. Nie musisz jej zbytnio odchudzać, bo jeszcze wezmą ją za suchotniczkę, ale mogłaby nieco stracić na wadze. 

— Josephie. — Posłała mu pełne politowania spojrzenie kobieta. — Rozumiem, że zdecydowanie należy ją nieco odchudzić i nauczyć zasad dobrego wychowania, lecz nie rozumiem, po cóż miałabym się męczyć, by zachęcić ją do jakichkolwiek intelektualnych rozrywek. Wiesz dobrze, że mężczyźni nie zwracają na takie rzeczy uwagi.

— Ja zwracam, moja droga — obruszył się urażony mężczyzna. — Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że gdyby nie twój intelekt, nie pojąłbym cię za żonę.

— Ty jesteś wyjątkiem.

— Adelaide, proszę cię, spróbuj przekonać ją do tego, by nieco rozwijała swoje zainteresowania. Będzie nieszczęśliwa, kiedy mąż wyjedzie w interesach i zostawi ją na całe dnie samą. Jeśli pokażesz jej, że lektura może być równie wartościową formą spędzania wolnego czasu jak zabawy z kotem, nigdy nie będzie jej nudno. Kochanie, proszę cię. Tu chodzi o jej dobro. Nie skażę córki Jeanette na taki los, jaki mojej biednej siostrze zgotował nasz ojciec, ale mężczyźni mają wysokie wymagania. Musimy jej pomóc w pracy nad sobą, jeśli jakiś ma się w niej zakochać. 

Joseph wbił w małżonkę błagalne spojrzenie, czekając, aż kobieta ugnie się pod jego wpływem. Zawsze, kiedy patrzył na nią w ten sposób, w końcu stawiał na swoim. 

— No dobrze — westchnęła z rezygnacją. — Ale zrobię to tylko i wyłącznie dla ciebie, Josephie.

— Dziękuję, Adelaide. Wiedziałem, że się zgodzisz. Kocham cię — odrzekł i pocałował żonę w czoło.

Kobieta odpowiedziała nieznacznym uśmiechem.

Rano na Antoinette czekała wielka niespodzianka przygotowana przez ciotkę. Dziewczyna zeszła do jadalni, piekielnie głodna, i usiadła przy stole. Rozpoczęło się nerwowe oczekiwanie. Pobyt u wujostwa i wszystkie smakołyki, którymi ją tu karmiono, niewspółmiernie rozbudziły jej apetyt. Na śniadanie potrafiła zjeść więcej niż pozostali domownicy razem wzięci. Za każdym razem niecierpliwie czekała, aż służąca przyniesie pieczywo i rozpocznie się uczta. 

Dziś jednak codzienna rutyna nie powtórzyła się. Nanette, jak zawsze ubrana w swój biały czepeczek i fartuszek, wniosła tylko trzy talerze, które postawiła przed Adelaide, Josephem i Olivierem. Po chwili pojawiła się ponownie, tym razem ze szklaneczką dziwnej cieczy i trzema małymi grzankami. 

— To dla panienki — powiedziała oschle i wyszła do kuchni.

Antoinette patrzyła na to, co jej przyniesiono ze zdumieniem. Nie rozumiała, co właśnie ma miejsce. Wciąż zastanawiała się, gdzie jest jej talerz. Przecież wujek i ciocia nie chcieli chyba, by męczył ją głód? Tylko ojciec był na tyle okrutny, by na to pozwolić. A może jednak się myliła?

— Antoinette, dziecko, dlaczego nie jesz? Czyżbyś chciała zrobić mi przykrość? — Adelaide spojrzała na nią z wyrzutem.

— Czy ciocia chce, żebym wypiła na śniadanie ocet? I czy to w ogóle jest ocet? — zapytała grzecznie skonsternowana dziewczyna, patrząc na szklaneczkę tak, jakby ta zaraz miała przemienić się w potwora i pożreć ją.

— Tak, tego właśnie chcę. Musimy cię odchudzić, moje dziecko, wyglądasz okropnie z taką tuszą. Mężczyźni lubią pełniejsze ciała, ale bez przesady.

— Czy to znaczy, że jeśli będę piła ocet, będę miała taką ładną figurę jak Camille? Albo Danielle? — zapytała z dziecięcą naiwnością.

— Tak, jeśli tylko będziesz robiła, co ci każę, tak kiedyś będzie.

— To cudownie! — wykrzyknęła ekstatycznie i zabrała się za konsumpcję śniadania.

Zawsze uważała młodsze siostry i matkę za nieziemsko piękne boginie. Czasem głowiła się, dlaczego i ona nie została tak hojnie obdarowana przez matkę naturę, w końcu uznała jednak, że najwyraźniej na to nie zasłużyła. Pogodziła się z tym, że zawsze będzie brzydsza od Camille i Danielle. Myśl, że dzięki spełnianiu poleceń ciotki mogła im dorównać, była słodka niczym najbardziej soczysty owoc. Musiała uczynić wszystko, by być tak śliczną. Tylko czy miała na tyle sił? To miało się dopiero okazać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro