XXXVI. Słodycz pierwszej miłości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Delphine przez dwa miesiące, które Hugo spędził w domu, była niezwykle markotna. Wszyscy w domostwie Chardonów zauważyli, że z dziewczyną dzieje się coś dziwnego. Mało jadła, nie wychodziła na zewnątrz, czasem tylko zabierała się za rysunek bądź jeden z tandetnych romansów, które namiętnie czytywała Yvette. 

Całymi dniami wpatrywała się w swój portret i rozmyślała o tym, który był jego autorem. Przed wyjazdem Hugona zaklinała się, że wcale nie wyczekuje niecierpliwie wtorków i czwartków, kiedy przychodził, by udzielić jej lekcji. Odkąd wrócił do domu, łapała się na tym, że kiedy nie zjawiał się o piętnastej, odczuwała głębokie rozczarowanie. Z czasem uświadomiła sobie, że obdarzyła swego nauczyciela gorącym uczuciem, które sprawiało, że usychała z tęsknoty za nim. 

Mimo iż wiedziała, że Hugo do niej nie napisze, nie chcąc zniszczyć jej reputacji, za każdym razem, gdy do domu przynoszono pocztę, łudziła się, że może znajdzie w niej coś dla siebie. I w końcu znalazła. De La Roche wysłał list do mademoiselle Chardon wraz z epistołą do Gastona, ten zaś przekazał go żonie, by ta oddała go dziewczynie. Delphine była niemożliwie uradowana, kiedy dostała ów list w swoje ręce. Nawet jeśli młodzieniec powiadamiał ją w nim tylko o swoim rychłym powrocie i pytał o jej chęci do kontynuowania lekcji, pannę ogarnęły podniecenie i ekscytacja. Natychmiast usiadła do biureczka, odpisała, że bardzo pragnie, by ich lekcje wciąż się odbywały i wysłała do madame de Blanchard liścik z adnotacją, by jej mąż przekazał epistołę Hugonowi. 

Kolejny list od młodzieńca przyszedł dwa tygodnie po pierwszym. De La Roche podał w nim dokładną datę swego przyjazdu oraz ich pierwszej lekcji. Delphine nie mogła się doczekać, aż ujrzy ukochanego. Nocami nie spała, rozmyślając o jego pięknej twarzy i marząc o momencie, w którym w końcu go ujrzy. 

Gdy nadszedł wreszcie ten długo wyczekiwany dzień, ubrała się w swoją najpiękniejszą dzienną suknię w kolorze błękitu, ułożyła włosy w misterny kok i czekała. W myślach planowała, co powie Hugonowi, gdy ten wkroczy do pomieszczenia, i w jaki sposób powinna wyznać mu, że również go kocha. 

Gdy jednak wszedł do pomieszczenia, wszystkie plany obróciły się wniwecz. Nagromadzona przez dwa miesiące tęsknota sprawiła, że Delphine, głodna jego widoku, w spontanicznym odruchu podbiegła do młodzieńca i pocałowała go w policzek.

— Hugonie, nareszcie! Tak mi cię brakowało! — wykrzyknęła. 

Mężczyzna stanął jak osłupiały. Dużo rozmyślał o tym, jak będzie wyglądało ich pierwsze spotkanie po miesięcznej rozłące, nigdy jednak nie pomyślał, że ukochana rzuci mu się na szyję z wyznaniem miłosnym. Był tym wszystkim tak zdumiony, że nie ogarnęła go radość z odwzajemnionego uczucia ani nawet strach, że ktoś zaraz tu wejdzie i zastanie ich w tak niezręcznej sytuacji.

— Delphine, czy też mnie... — zaczął dukać.

— Tak! — wykrzyknęła entuzjastycznie, a jej oczy błysnęły z radości. — Kocham cię, Hugonie...

De La Roche pochylił się znacznie, bowiem Delphine sięgała mu ledwo do połowy ramienia, i złączył ich usta w pocałunku. Całował ją bardzo delikatnie, jakby była kruchą laleczką, która zaraz może się rozbić. 

Przyjemny dreszcz przeszedł po kręgosłupie dziewczyny. Nigdy jeszcze nikt jej nie całował. Wyobrażała sobie ten moment od dawna, jednak rzeczywistość przerosła wszystkie jej oczekiwania. Czuła się niezwykle lekko, jakby ktoś nagle odjął jej wszystkie troski.

Nagle Hugo oderwał się od niej i odwrócił wzrok. Dziewczyna spojrzała na niego ze zdumieniem. Co złego mu uczyniła, że nie chciał na nią patrzeć? Dlaczego już jej nie całował? Czyżby się nią rozczarował i teraz nie chciał na nią spojrzeć? Zaraz jednak dostrzegła, że to nie rozczarowanie, a smutek czaił się w jego oczach.

— Hugonie, co się stało?

Młodzieniec wciąż nie odwracał głowy. Jego mina była tak żałosna, że mademoiselle Chardon miała ochotę znów rzucić mu się na szyję i wycałować go, byle poczuł się lepiej.

— Delphine, ja na ciebie nie zasługuję... — powiedział w końcu.

Dziewczyna wydała z siebie stłumiony okrzyk. Nie rozumiała, do czego zmierzał. Przecież ostatnim razem wyznał jej, że ją kocha. Dlaczego miałby na nią nie zasługiwać? 

— O czym ty mówisz, najdroższy? Jeśli nie ty, to kto?

— Nie wiem. Ale ja... złamałem swoje postanowienie... — wyjąkał.

— Nic mi nie wiadomo o żadnym postanowieniu.

— Bo ja... — Spłonął czerwienią. — Kiedy się w tobie zakochałem, przyrzekłem sobie, że nie będę już pił. Ale w domu...

— Ależ Hugonie — przerwała mu — nie winię cię o to. Mnie niczego nie obiecywałeś. — Posłała mu szeroki uśmiech, mężczyzna wciąż jednak był przygnębiony.

— Niczego nie rozumiesz... Ja przez to, że się upiłem, zniszczyłem mojej siostrze zaręczyny... Naprawdę na ciebie nie zasługuję, jesteś tak dobra i niewinna... — wyjąkał. 

Delphine widziała, że znajdował się już na granicy płaczu. Objęła go, wspięła się na palce i zaczęła gładzić po włosach. Przyjemnie było jej zanurzać palce w jego miękkich, nieco przerzedzonych puklach. Tak bardzo pragnęła, by miał wszystko co najlepsze i nigdy o nic się nie troskał.

— Hugonie, najdroższy... Nie płacz, proszę cię. Łamiesz mi tym serce.

De La Roche spojrzał w jej pełne bólu oczy. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął w tym świecie było to, by Delphine przez niego cierpiała. A cierpiała bardzo, widząc jego rozpacz.

— Już nie będę, kwiatuszku — wyszeptał i pocałował ją. — Nie będę.

Ich lekcje zmieniły się teraz w schadzki. Jako że ojciec nie pozwalał Delphine nigdzie wychodzić, mogli się spotykać tylko w jej domu. Siadywali wtedy w pokoju, w którym odbywały się lekcje. Mała sofa idealnie mieściła zakochanych. Hugo obejmował dziewczynę w talii i bawił się jej włosami. Ona kładła głowę na jego ramieniu i oddawała się marzeniom o ich przyszłym wspólnym życiu. De La Roche jeszcze się jej nie oświadczył, lecz była niemal pewna, że niedługo już poprosi ją o rękę.

— Kwiatuszku... — zaczął któregoś razu.

— Tak, kochany?

— Co powiedziałabyś na to, bym namalował twój kolejny portret? Tym razem byłabyś modelką do obrazu anioła...

— Anioła? — zdziwiła się. — Czyżbyś nie wyobrażał sobie zbyt wiele? Jestem przecież osobą o tak pospolitej urodzie...

Jej słowa nie były wcale wyrazem kokieterii. Mademoiselle Chardon naprawdę uważała się za nieurodziwą. Nie widziała niczego pięknego w chudych ramionkach, płaskiej klatce piersiowej i wąskich biodrach. Blond włosy przypominały jej siano, a różowe usteczka były zdecydowanie zbyt małe. Jedynie błękitne oczy uważała za całkiem ładne. Ukochany oczywiście był zupełnie odmiennego zdania.

— Delphine, nie bluźnij. Jesteś najśliczniejszą kobietką, jaką dane mi było ujrzeć — odrzekł i musnął ustami jej skroń.

Dziewczyna spłonęła czerwienią. Wciąż nie przyzwyczaiła się do bycia przez kogoś podziwianą i hołubioną. Ojciec bardzo ją kochał, nie był jednak nigdy zbyt wylewny w stosunku do córki, a Yvette wolała jej dogryzać. 

Niespodziewanie z korytarza dobiegł ich odgłos kroków. Delphine poczuła ucisk w żołądku, Hugo jednak nic sobie z tego nie robił. Mademoiselle Chardon w napięciu oczekiwała na rozwój wypadków. Dźwięki ucichły, zaraz jednak drzwi do pokoju otwarły się i w progu ukazała się głowa Davida Chardona. De La Roche nie zauważył mężczyzny, zbyt zajęty bawieniem się włosami ukochanej. Delphine gwałtownie drgnęła, co sprawiło, że Hugo się od niej oderwał.

— Co pan robi z moją córką? — warknął gospodarz.

— Ojcze — wtrąciła się Delphine. — Ja i monsieur de La Roche... To znaczy Hugo... Kochamy się.

— Nie gadaj głupot, dziecko — zbył ją ojciec i zwrócił się do panicza. — Pokładałem w panu zaufanie, wpuściłem pana do mojego domu, a pan odwdzięcza mi się, uwodząc moją córkę! Jest pan taki sam jak pański ojciec! Zdemoralizowany obłudnik!

Hugo nic nie odpowiedział, wiedząc, że Chardon ma rację. Był zdemoralizowany. Kochał trunki, kobiety i bójki, kradł i oszukiwał. Tak, był obłudnikiem, który obiecał, że nie będzie już pił, po czym zniszczył siostrze zaręczyny, wstawiając się i wygadując sprośne rzeczy na jej temat. Ale naprawdę chciał się zmienić. Dla kobiety, którą kochał całym sercem.

— Ojcze, to nie tak, jak myślisz... — odezwała się dziewczyna.

— A jak, Delphine? Skoro on się nawet nie odzywa, oznacza to, że jest dokładnie tak, jak mówię.

— Myli się pan — przemówił wreszcie Hugo. Był rozżalony, że Chardon posądził go o nieczyste intencje. Co prawda przyjął posadę nauczyciela rysunku tylko po to, by zbliżyć się do dziewczyny, nie potrafiłby jednak uwieść Delphine. Była dla niego raczej niczym Matka Boska niż ladacznica z ulicy. — Zakochałem się w pańskiej córce już dawno. Gdy wyznałem jej, co do niej czuję, zaoferowałem jej, że odejdę ze stanowiska.

— Doprawdy? — Uniósł podejrzliwie brew.

— Tak było, ojcze — zawtórowała ukochanemu Delphine. — Hugo był wobec mnie do bólu uczciwy. To ja chciałam kontynuować naszą znajomość.

Mężczyzna westchnął z rezygnacją. Hugo wciąż się niepokoił, lecz Delphine wiedziała, że ojciec już się poddał. Doskonale potrafiła poznać, kiedy zamierzał odpuścić, a kiedy wybuchnąć gniewem. 

— Jak długo to trwa? — zapytał z rezygnacją. 

— Wyznałem pańskiej córce miłość, nim wyjechałem do Paryża. Ona powiedziała, że ją odwzajemnia, gdy wróciłem.

— Będę miał na ciebie oko, młodzieńcze. — Pogroził mu palcem i wyszedł z pomieszczenia.

Hugo nie mógł uwierzyć, że ojciec ukochanej obszedł się z nim tak łagodnie. Gdyby to François de La Roche zastał córkę w ramionach nauczyciela, niechybnie wznieciłby karczemną awanturę, która skończyłaby się śmiercią delikwenta. Miał niebywałe szczęście, że stary Chardon kochał swoje córki i chciał, by wyszły za mąż z miłości.

— Kocham cię, kwiatuszku — wyszeptał, roniąc łzy szczęścia i pocałował ją.

Mniemał, że już zawsze będzie tak szczęśliwy z Delphine. Niedługo miało się okazać, czy miał rację.    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro