5. Ratownik
Drogi Tomie
Powody 4-6
4. Dołeczki na Twoich policzkach, kiedy się uśmiechasz, gdy opowiesz okropny żart.
5. Twoje okropne żarty, kiedy rzucasz nimi w najgorszym momencie. Nigdy nie bierz życia na poważnie.
6. Twoje poczucie do klasycznego rockowego stylu ubierania. Nikt nie potrafi wyjeździć flaneli na biodrach tak jak Ty.
Z podziwem
S.B
Tom ułożył usta w małe ,,o".
Tym razem papier miał brzoskwiniowy kolor, a koperta purpurowy. Pismo nadal pochyłe, przyozdobione serduszkami.
Tom był zdezorientowany, nic nie mógł poradzić, ale zakręcił się głębiej w pajęczynę pytań.
Siedział na klifie z Tordem, zwisając wolno nogami na srebrnej krawędzi skały, małe pluski wody wylądowały na podeszwie obdartych butów.
Basen wody na podstawie wodospadu, uformował w zasięgu wzroku zniekształconą kopię okrągłego, lśniącego księżyca i gwiazd.
Tord miał na sobie kwieciste jeansy i biały podkoszulek, pod bladym cytrynowożółtym, rozpinanym swetrem. Oplatał palcami kabelek od słuchawek Toma, gwiżdżąc do melodii starej, niemodnej piosenki.
― Czyli, powinienem teraz zmienić twoją ksywkę na Kochaś?
Tom poczuł piekące ciepło na policzkach, kiedy złożył ręce i obrócił się do Torda.
― Dlaczego śmiejesz się ze wszystkiego?
― Bo nie biorę życia na poważnie. To nie jest tak, żebym wydostał się z niego żywy.
Tom wynurzył nogi, przycisnął je do klatki piersiowej, niepewnie przesuwając w jego stronę. Drugi chłopak poszedł za jego śladem i podniósł się z miejsca.
Jednocześnie Tom pochylił się nad skałą, gdy sąsiad wyciągnął ręce, balansując na krawędzi wodospadu.
Tom zadrwił, posiadając rozległą wiedzę o wszystkim... Tord był wciąż takim dzieckiem. Wytknął język w skupieniu. Był jedynie oddalony od Toma o parę kroków.
Tom zauważył skoncentrowany wyraz na twarzy sąsiada i nie mógł się powstrzymać. Złożył palce w małe kółko, wkładając do warg. Przytknął język do koniuszka ust i mocno dmuchnął.
Tord wybudził się z transu, z całkowitym strachem i instynktem rzucił się do przodu. Złapał się najbliższej za rzeczy jaką widział, Toma, a następnie wpadł w mroźną wodę.
Uformowane bańki bezlitośnie wzburzyły się wokół dwóch chłopaków, pozwalając im zanurzyć się głębiej pod prysznic lodowatej wody. Instynkt przetrwania Toma zaczął działać i poruszał nogami w kopiącym, napędzającym ruchu.
Sięgnął powierzchni z łaskoczącym ogniu w gardle, kamienny ciężar miażdżył mu spore płuca. Miał zamazane i nieznośnie piekące oczy. Znajdował się sam w cichym lesie.
sam.
Tord.
Złapał ciężki wdech, nim z powrotem zanurzył głowę pod powierzchnię. Jego ręce rozpaczliwie szukały, wtedy otarły się i pochwyciły tkaninowy materiał.
Kurczowo go zacisnął i uniósł na rękach osłabione ciało.
Wyciągnął Torda na suchy ląd. Niespodziewanie ten odzyskiwał wzrok, który powinien powoli wracać falami. Tom unosił się nad nim, łagodnie klepiąc w policzek.
Tord sięgnął w górę, odepchnął rękę nastolatka. Wybełkotał coś i zakaszlał, nim przewrócił się na bok, wypluwając wylewającą się z ust wodę.
― Nie umiesz pływać?!
― Nie. Nigdy się nie uczyłem.
― Dlaczego mi nie powiedziałeś?
― Nigdy na prawdę nie sądziłem, że będę miał tyle szczęścia, żeby popływać z tobą.
Puścił mu oczko, gdy Tom zarejestrował sytuację.
Tom spojrzał na siebie. Czarna koszulka przesiąkła, ściskała klatkę i przyczepiła się do ramion. Jeansy przemokły, co prawda były niewygodne, mimo że glany wokół kostek stały się ciężkie.
Złoto-brązowe włosy Torda były zaczesane w dół, z powodu ciężaru biegnącej wody, małe kropelki spadały z luźnych kosmyków. Biały podkoszulek zrobił się niemal przezroczysty, nakreślając kształt brzucha.
Tom odetchnął z sapiącym oddechem. Jego niedopasowane, płytkie dyszenie zsynchronizowało się z Tordem. Wkrótce zanikło, w napadzie cichego śmiechu. Tord zakaszlał, heterochromatyczne oczy wypełniły się łzami.
― Niemal się utopiłem.
― Nie umiesz pływać? Ty frajerze.
― Uratowałeś mnie. Wydaje mi się, że wewnętrznie jestem ci dłużny.
― Jakie to uczucie niemal umierając?
― Powinienem być na granicy śmierci, ale czułem się tak żywy, jak nigdy wcześniej.
Dwoje nastolatków kontynuowało drżące chichotanie.
― Powinieneś być ratownikiem, Tom.
― Ratownikiem*?
― Tak. Ratując życie moje życie dla mnie, Tom.
― Okej, Będę ratował twoje życie.
― Dzięki. Mieliśmy dzisiaj chyba wiele przygód.
― Powinniśmy zrobić listę życzeń.
― To jedna z najmądrzejszych rzeczy, jakie wyszły ci z ust, Kitty boy.
― Nie, zróbmy ją.
― Możemy ją spisać, kiedy wrócimy do domu. Jest mnóstwo rzeczy do zrobienia, zanim nastąpi koniec.
― W takim razie zróbmy listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią.
Zawiesił się na plecach Torda, który w zamian przytulił go jak małą koalę, łagodnie nucąc we wgłębieniu jego łopatek.
Powoli, ale z całą pewnością usnęli.
--
* ,,Life guard" - strażnik życia, ,,Lifeguard" - ratownik. Gra słów, którą można odczytać w różnym znaczeniu.
________________________________________________________________________________
Długo-krótki rozdział, dalej pozostawia niesmak w ustach, serwując gorycz: prawdziwego, okrutnego życia i słodycz: wzajemnego zaufania tych dwóch. Trzeba jedynie doprawić szczyptą delikatnego smutu i... smutku.
— Kryty Krytyk —
Co za zbędne pier...! Kolejny rozdział i tyle.
Ps. W zamian za spełniony cel wstawiam dziś kolejny rozdział. Dziękuję wam za 100 followersów, jesteście wielcy :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro