Gubię się

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Olix maszerowała wesoło przed siebie. Dzień był piękny i słoneczny, choć wydarzenia, które mu towarzyszyły, nie należały do najprzyjemniejszych. Jednak najważniejszym było, że oboje przeżyli.

    Przechodziła pomiędzy wysokimi drzewami, które rzucały cień na całą okolicę. Były tak imponująco wielkie, że dziewczyna nie mogła oprzeć się pokusie patrzenia w górę. Wiedziała, iż tu lepiej obserwować otoczenie, lecz miała to gdzieś.

    Suchy szedł za nią, uśmiechając się pod nosem. Nie wiedział, skąd u jego towarzyszki taki nagły przypływ radość, ale cieszył się jej szczęściem. Wyglądała przesłodko, kiedy tak wesoło hasała po leśnym sektorze należącym do morderczej gry, mającej na celu wymordować wszystkich graczy poza jednym. Miał nadzieję, że tym jednym będzie on albo Olix.

    Do tej pory unikał myślenia o tym, co czeka ich w przyszłości. Chwilowo radzili sobie całkiem nieźle. Spotkali już wielu przeciwników, a kilku nawet wyeliminowali, celowo lub nie, grunt, że to pomogło im przetrwać aż do teraz. Ale co później? Zakładając, iż oboje dojdą do finału, który z nich ma zwyciężyć? Walka nie wchodzi w grę. Nie zamierzał pojedynkować się z własną miłością. Nie chciał też umierać, choć w ostateczności byłby skłonny "ustąpić" dziewczynie. Tylko czy warto? Nie znał żadnego bohatera romantycznej historii, który wyszedł na tym dobrze. Zabijanie się dla ukochanej wydawało mu się bez sensu. Życie z ciągłymi wyrzutami sumienie jest lepsze niż nieżycie. Choć z drugiej strony, łatwiej przyjdzie mu przebicie własnej piersi niż zamordowanie Olix.

    Powoli zaczynał żałować tego, że przeżył. Właśnie dlatego starał się unikać myślenia o tak ciężkich dylematach. Trafił mu się cholerny konflikt tragiczny, niczym ze starożytnych, greckich tragedii.  Żadna z opcji nie była dobra. Każdy wybór wydawał się zły, a on sam znalazł się pod ścianą.

    Potrząsnął głową, próbując odpędzić od siebie złe myśli. Powinien się skupić na teraźniejszości, zamiast gdybać o tym, co będzie, jeśli magicznie oboje wytrwają dłużej niż pozostali gracze. W końcu nie wiadomo, ilu potężnych wrogów znajduje się na tej samej wyspie. Miał tylko nadzieję, że wszyscy trzymają się z dala od leśnego sektora. Wystarczy mu walki jak na jeden dzień.

    Zresztą... Jak to będzie dalej wyglądać? Miał wrażenie, że przez te wszystkie walki, nieco zbliżył się do dziewczyny. W końcu kilkukrotnie uratował jej tyłek. A jak to mawiają, przez tyłek do serca.

    Gdy już otrząsnął się z przemyśleń, spostrzegł, że Olix wpatruje się w niego uważnie.

    — Nad czym tak główkujesz? — zapytała, wciąż bacznie lustrując go wzrokiem.

    Suchy zamarł. Lepiej nie przyznawać się, że rozważa nad zabiciem jednego z ich dwójki.

    Podrapał się po karku, szukając jakiejś wymówki. Za późno zdał sobie sprawę, jak żenująco wygląda ten ruch w kontekście unikania odpowiedzi. To nie przejdzie nawet w bajkach, a co dopiero w prawdziwym życiu. Co najwyżej zachęcił  towarzyszkę do dalszego wypytywania.

    — Nad niczym — skłamał, mając nadzieję, iż może uda mu się zbyć temat.

    — Powiedz — nalegała Olix. — Widzę, że coś cię trapi.

    Blondyn rozejrzał się speszony, poszukując wzrokiem czegoś, o czym mógłby myśleć dłużej niż kilka sekund. Chciał mieć wymówkę, by nie musieć poruszać tematu finału gry.

    — Zastanawiałem się nad... No, nad tym wszystkim, co dziś się wydarzyło — odparł wymijająco. W jego głowie panowała kompletna pustka. Przeszukiwał wspomnienia z dzisiejszego dnia, by odnaleźć coś, o czym można spokojnie porozmawiać.

    — O czym konkretnie? — dopytywała dziewczyna, teraz już bez promiennego uśmiechu, który wcześniej zdobił jej twarz.

    Such wyliczał w głowie wszystkie wydarzenia, jakie towarzyszyły im od samego poranka. Temat drużynowej walki wyczerpali już niemal całkowicie. O śmiercionośnych właściwościach ekwipunku też już dyskutowali. A co było wcześniej?

    Nagle go olśniło.

    — Pamiętasz może tę dziewczynę, na którą się natknęliśmy z samego rana? — Jak na taką sytuację, powiedział to nieco zbyt entuzjastycznie, za co szybko skarcił się w duchu.

    — Pamiętam — odpowiedziała po chwili Olix. Faktycznie, całkiem o niej zapomniała. Późniejszy pojedynek skutecznie odwrócił jej uwagę. — Co z nią?

    — Kiedy zamknąłem tego blondaska w ekwipunku, opuścił go już jako trup, nie? — przypomniał. — Tymczasem ona sama do niego wlazła.

    Dziewczyna zmarszczyła brwi.
    — Faktycznie... Popełniła samobójstwo?

    — Wątpię. — Suchy poprawił okulary, które zsunęły mu się z nosa, od zbyt żwawej gestykulacji. — Zrobiła to trochę zbyt pewnie jak na zamknięcie się w nieznanym miejscu. Być może portal ma więcej właściwości, niż nam się wydaje.

    — Na przykład?

    — Na przykład, jeśli sam wejdziesz do własnego ekwipunku, możesz zostać przeniesiony w inne miejsce niż próżnia — zgadnął blondyn. Spojrzał na towarzyszkę, dumny ze swojego odkrycia, ale nie napotkał w jej spojrzeniu aprobaty. Wręcz przeciwnie, wydawała się być pełna wątpliwości.

    — Albo każdy ekwipunek ma inne miejsce, w którym przechowuje rzeczy — zaproponowała. — Wiemy, że twój przenosi do próżni. Być może kosmicznej, choć to trochę daleko. Jej miejsce przechowywania nie musiało wysuszać na wiór.

    Suchy musiał przyznać jej rację. To miało więcej sensu niż jego pomysł, ale wciąż miał wątpliwości.

    — Kosmos odpada — uznał po chwili wahania. — Po co twórca miałby się trudzić na łączenie portalu z kosmosem i wymyślanie osiemnastu różnych miejsc, skoro mógł dla każdego dać własną, uniwersalną próżnię. A raczej mini próżnię, bo w takich warunkach jedzenie, nawet te pakowane w folię, również wróciłoby zmumifikowane.

    — Właściwie to większość pakowana jest właśnie próżniowo — zauważyła Olix. — Ale nie wiem, czy taki Lion powinien wytrzymać. Nie znam się.

    — Ja też nie — przyznał blondyn. — Powoli gubię się w tym wszystkim. A próżnia powinna być specjalnym zagadnieniem na lekcjach fizyki czy geografii. Albo... Może już jest, tylko przespałem tę lekcję.

    Olix zaśmiała się krótko, jakby niechętnie.

    — To najbardziej prawdopodobna rzecz, jaką dziś powiedziałeś.

    — Ej! — Suchy pokręcił głową. Olix była słodka, nawet jak mu dogryzała. Ciszył się, że ich relacja w końcu uległa poprawie. Niestety, żeby odzyskać jej zaufanie, musiał uratować jej życie, co raczej nie przypisze swojemu urokowi osobistemu.

    Póki co, próbował być cierpliwy i powoli przekonywać ją do siebie. Niestety, zbieżności losu ciągle sprawiały, że dziewczyna miała go dość. Albo kogoś mordowali i moralniak nie pozwalał się zbliżyć emocjonalnie.

    Blondyn starał się jak mógł, by przypodobać się towarzyszce. Wiele razem przeszli i miał nadzieję, że dzięki temu wytworzyła się między nimi pewna więź. Może oznaczała ona dla niego wieczny friendzone, ale może i coś więcej. Miał nadzieję, że coś znacznie więcej. Nie chciałby, żeby zostali dla siebie przyjaciółmi do końca życia, życia któregoś z nich.

    Suchy przypomniał sobie te wszystkie chwile, które spędzili razem. W większości z nich sam nadszarpnął własną reputację, oczywiście za każdym razem na oczach dziewczyny. Nie świadczyło to o nim dobrze.

    Pomyślał, że może i nie podrywał najlepiej, ale za to wielokrotnie ratował jej tyłek. A jak to mówią; przez tyłek do serca. Czy jakoś jak tak...

    — Spójrz, jaskinia! — Olix omal nie przyprawiła go o palpitację serca, kiedy tak nagle krzyknęła. Jednak miała ku temu powód. Być może znalazła schronienie na noc.

    Chłopak spojrzał na pobliską kamienną górę, zasłaniającą część krajobrazu. Wejście do niej było dość sporych rozmiarów, przez co każdy łatwo ją dostrzeże. To trochę zmniejszało funkcjonalność "kryjówki", ale wciąż była najlepszym miejscem na spędzenie nocy. Wchodząc do środka, muszą pierw upewnić się, że ma tylko jedno wyjście. Co prawda sami w ten sposób zamkną się jak w klatce, choć dzięki temu będą mogli odpierać ataki tylko z jednej strony zamiast walczyć na wszystkie fronty tak, jak dotychczas.

    — Niemożliwe. — Spojrzał na towarzyszkę, szeroko się przy tym uśmiechając. — Czyżby los wreszcie się do nas uśmiechnął?

    — Nie kracz — upomniała go Olix. Podświadomie czuła, że niebawem wystąpią kolejne komplikacje, ale bała się mówić o tym na głos, jakby miała je tym wywołać. — Jeszcze nie jesteśmy bezpieczni.

    Suchy musiał przyznać jej rację, lecz mimo to, niezwłocznie ruszyli w kierunku wejścia do jaskni. Grota była nieco większa niż się spodziewali. Promienie słoneczne docierały do zaledwie pierwszych paru metrów jej wnętrza.

    Panujący w środku półmrok sprawiał wrażenie, jakby miejsce to było szczególnie niebezpieczne. Bijący od wnętrza jaskini chłód oraz paskudny odór zgnilizny wywoływały raczej negatywne odczucia.

    — Nie podoba mi się tu — powiedział Suchy, nie kryjąc strachu. Miał poważne obawy co do tej groty. Sam odór wskazywał na to, że ktoś niedawno był w jej wnętrzu. Zapach przypominał ten, który towarzyszy rozkładającemu się ciału, co dodatkowo potęgowało jego lęk.

    — Mi też nie — przyznała Olix. — Ale masz lepszy pomysł na schronienie?

    Oczywiście, że nie miał. W ogóle nie miał na nic pomysłu. Był całkiem rozbity, nieustannie rozmyślając nad tym co ich jeszcze czeka. Natomiast, jeśli jaskinia stanowi dla nich jakiekolwiek schronienie, nie zamierzał z niej rezygnować. Jednak jego umysł zaatakował wielki niepokój, coś jakby z tyłu głowy zapaliła mu się lampka alarmowa.

    — Słuchaj, mam wrażenie, że tu nie jest do końca bezpiecznie — oznajmił, rozglądając się dookoła.

    — Przesadzasz — stwierdziła Olix, ruszając przed siebie. Wyzbyła się strachu na myśl o nadchodzącej nocy. Nie chciała znów toczyć kilkugodzinnego pojedynku o własne życie, kiedy potwory mogą ją zaatakować z każdej strony w dowolnym momencie. To było nie tyle męczące, co wręcz niemożliwe do przetrwania. Gdyby nie niespodziewane pojawienie się Suchego, zapewne teraz byłaby martwa.

    Tymczasem chłopak miał nieco bardziej sceptyczne podejście do tej kryjówki. Szedł za towarzyszką, próbując wypatrzeć czegokolwiek w mroku. Zastanawiał się, jakim cudem mają przetrwać noc w takich ciemnościach? Przecież to kolosalne utrudnienie, choć walcząc przy wyjściu, nadal będą coś widzieć.

    Nagle dostrzegł dwa świecące w mroku punkciki. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy to aby przypadkiem nie przywidzenie. Wtedy kropki poruszyły się, a on zrozumiał, że to para czerwonych, błyszczących oczu. Kiedy dotarło do niego, w jakim niebezpieczeństwie się właśnie znaleźli, było już za późno.

    Potwór zmaterializował się tuż za nim. Usłyszał tylko krzyk Olix, kiedy cała grota nagle znikła. Nie, to on znikł.

    Padł na kolana, nie do końca rozumiejąc, co się dzieje. Skronie pulsowały mu porażającym bólem, a świat przed oczami wirował, co chwila zmieniając barwę.

    Zdesperowany, otworzył szeroko oczy, próbując dostrzec potwora. Z przerażeniem stwierdził, że nie jest już w jaskini. Znów znajdował się na otwartej przestrzeni. Słoneczne światło początkowo raziło go po oczach, ale szybko się przyzwyczaił. Jednak nadal nie potrafił zobaczyć żadnych detali czy chociażby wyraźnych kontur otaczającego go krajobrazu.

    Widział wszystko jak przed mgłę. Nie mógł nawet określić, gdzie znajduje się najbliższe drzewo, ani tym bardziej czy jest chociażby w pobliżu groty, w której została Olix.

    Musiał się teleportować, kiedy dotknął go Enderman. Co oznacza, że ten wciąż jest w pobliżu.

    Obrócił się przerażony, poszukując wzrokiem potwora. Ten stał tuż za nim. Spojrzał prosto w jego błyszczące, rubinowe oczy. Nie widział nic poza nimi.

    Nagle Enderman wyciągnął przed siebie swą czarną, nienaturalnie długą dłoń. Suchy omal nie wrzasnął. Próbował otworzyć ekwipunek, lecz wtedy smoliste palce potwora musnęły jego czoło.

    Znów się teleportowali. Jednak tym razem chłopak nie był w stanie znieść efektów tak szybkiego poruszania się. Miał wrażenie, że jego głowa zaraz eksploduje. Całkowicie utracił zmysł słuchu i wzroku, a po sekundzie osunął się na ziemię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro