Nigdy więcej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hawajek padł na miękkie łóżko, wydając przy tym ciche westchnienie ulgi. Dawno nie czuł się tak odprężony. Nawet po pierwszym posiłku w grze.

— Miło z ich strony, że odstąpili nam cały domek — powiedział Hiszpan, zdejmując przepocone spodenki.

— Nie odstąpili — zaoponował. — Był wolny od samego początku.

— Ale wódz prosił tamtych mężczyzn o odstąpienie go nam — przypomniał Hiszpan. — Po co, skoro miał wolny dom?

Hawajek wzruszył ramionami, przebierając się w nowe, świeże ubrania, które otrzymali w prezencie od mieszkańców wioski. Wcześniej nawet nie podejrzewał, że tubylcy powitają ich tak gościnnie. Ci jednak traktują ich co najmniej jak swoich, aniżeli niezapowiedzianych, potencjalnie niebezpiecznych gości.

— Mirajane mówiła, że chciał mieć nas na oku.

— Co wyście takiego zrobili, że tak was tu rozpieszczają? — wtrącił się Evver. — I kim jest Mirajane?

— Jedna z tutejszych dziewczyn — odpowiedział Hawajek, zupełnie ignorując pierwsze pytanie.

Chłopak uśmiechnął się promiennie do kolegi, falując przy tym brwiami.

— Powinienem ją poznać?

— To przyszła dziewczyna Hawajka — oznajmił Hiszpan. — Więc raczej nie powinieneś.

— Moja? — Hawajek udał zdziwienie. — A to ona przypadkiem nie ma chłopaka?

W odpowiedzi blondyn machnął lekceważąco ręką.

— To tylko szczegół.

Chłopak wywrócił oczami, obracając się na prawy bok. Wtulił głowę w poduszkę, leniwie zakrywając się kocem. Musiał podsunąć ją pod samą szyję, bo czuł, że pomimo zmęczenia inaczej nie uda mu się zasnąć.

— Jak tam chcesz — mruknął, zamykając oczy. — Ja idę spać.

Nie dane mu było jednak oddać się tej czynności fizjologicznej zbyt długo. Po około dwudziestu minutach obudziło go głośne, ale zarazem subtelne pukanie do drzwi.

— Zajęte! — okrzyknął zaspany, zaciągając kołdrę na głowę.

— Więc kiedy mam wrócić? — Zza drzwi dobiegł go kobiecy głos.

Blondyn momentalnie zerwał się z łóżka.

— Mirajane?

Podbiegł do drzwi i już miał je otworzyć, ale wtedy zmitygował się brakiem odpowiedniego ubioru. Nie wypada witać damy w samych bokserkach, przynajmniej nie na tym etapie znajomości.

Szybko narzucił na siebie nowe ciuchy, które dostał od mieszkańców wioski. Lniana koszulka była ciut za szeroka jak na jego posturę, ale nie zwrócił na to większej uwagi.

Doskoczył do wejścia, jednocześnie zaciągając nogawki spodenek na nogi. Gdy już uporał się z ubraniami, chwycił za drewnianą klamkę i otworzył drzwi na oścież.

— No cześć — powitał gościa.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko na widok chłopaka. Wyglądał dość zabawnie w za szerokiej koszulce, którą założył na tyle niedbale, że kołnierzyk odsłaniał mu prawie całe lewe ramię i sterczących w nieładzie włosach.

— Hej — przywitała się.

Hawajek podparł się łokciem o framugę, zagradzając tym dziewczynie drogę. Wolał, żeby nie wchodziła do środka, bo gdy pozostała dwójka się obudzi, nie dadzą mu później spokoju.

— Stało się coś?

— Nie, nie — odparła szybko Mirajane. — Chciałam tylko porozmawiać, jeśli oczywiście masz czas i ochotę.

Chłopak zamknął na chwilę oczy, powstrzymując się od ziewnięcia.

— Jasne, mam oba — skłamał, ignorując zmęczenie. — Przejdziemy się?

Dziewczyna kiwnęła lekko głową.

— Dobrze, ale musimy uważać, żeby Karol nas nie zauważył — oznajmiła.

— Karol? — zdziwił się Hawajek. Z góry założył, że wszyscy mieszkańcy wioski mają zagraniczne imiona, tak jak jego rozmówczyni.

Mirajane ruszyła powoli przed siebie, czekając aż dorówna jej kroku, by później lekko przyspieszyć.

— To ten z którym rozmawiałam podczas obiadu — wyjaśniła.

— Twój chłopak? — odgadł blondyn.

Dziewczyna wbiła wzrok w ziemię, a jej cała radość jakby momentalnie znikła.

— Nie jest moim chłopakiem — odparła ponuro.

Normalnie Hawajek ucieszyłby się z takiej informacji, ale nastrój jego towarzyski wskazywał, że to niekoniecznie lepsza sytuacja.

— Więc dlaczego tak się go boisz?

— Ja się nie boję jego — odparła, a jej smutek powoli przeobrażał się w zdenerwowanie. — Bardziej o ciebie.

Chłopak spojrzał na nią marszcząc brwi.

— Nie rozumiem.

Dziewczyna cicho westchnęła.

— Karol od jakiegoś czasu ma mnie za swoją własność — wyznała. — Uważa, że należy mu się wszystko, ponieważ jest najlepszym wojownikiem w wiosce. Inni tylko utwierdzają go w tym przekonaniu. — Przerwała na chwilę, by spojrzeć Hawajkowi w oczy, ale szybko spuściła wzrok. — Kiedy rozmawiam z jakimś innym chłopcem, ten katuje go niemalże do śmierci. Rzadko kiedy jakiś wychodzi z tego bez szwanku.

Blondyn nie wierzył własnym uszom. Jaki facet jest na tyle prymitywny i zdesperowany, by zrobić dziewczynie coś takiego?

— Dlatego też nikt nie chce ze mną rozmawiać — dodała, a w jej oczach pojawiły się łzy. — Ty też nie powinieneś.

Hawajek spojrzał na dziewczynę biorąc głęboki wdech. Zacisnął pięści, by chociaż odrobinę rozładować narastający w nim gniew.

Mirajane spojrzała na niego, a po jej policzku popłynęła łza. Była zła na samą siebie za całą tą sytuację. To w końcu przez nią Karol pobił tych wszystkich sympatycznych chłopców i to właśnie w niej się zadurzył. Teraz jeszcze naraziła Hawajka, którego szczerze polubiła.

Chłopak przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Brunetka spojrzała na niego błagalnie, lecz ten nadal się nie odezwał. Załamana, uznała, że to na nią jest zły i już chciała odejść, gdy ten niespodziewanie ją przytulił.

Trwali tak chwilę wtuleni w siebie nawzajem, nie zwracając uwagi na otoczenie.

Nagle cudza ręka odepchnęła blondyna od dziewczyny.

— Co do... — Nie dokończył pytania, bo ktoś uderzył go w podbródek.

Chłopak zatoczył się do tyłu, nie wiedząc, co tak właściwie właśnie się wydarzyło. Świat wirował mu w oczach, a on sam upadł na piasek. Otumaniony, słyszał dookoła jakieś krzyki, ale nie był w stanie zrozumieć słów. Dopiero po jakimś czasie jego świadomość powoli powróciła.

— Karol, przestań — prosiła Mirajane, ciągnąć mięśniaka za ręce, ale ten odepchnął ją z taką siłą, że ta upadła na plecy.

Chłopak podszedł do Hawajka i chwycił go za szyję, jednocześnie unosząc do pozycji stojącej. Blondyn po chwili zdał sobie sprawę, że nie dotyka stopami podłoża. Nie czekając, aż całkowicie zabraknie mu powietrza, jedną ręką podparł się na nadgarstku napastnika, a drugą z całej siły rąbnął prosto w nos.

Karol puścił chłopaka i, cicho pojękując, ukrył twarz dłońmi, jakby to miało w jakiś sposób sprawić, że ból minie. Nie zadziałało, lecz mimo to wypiął pierś i spojrzał gniewnie na blondyna.

Hawajek rozejrzał się w poszukiwaniu pomocy. Choć dookoła zebrało się pełno ludzi, nikt ewidentnie nawet nie zamierzał reagować. Wszyscy tylko wpatrywali się w chłopców, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

Mięśniak błyskawicznie doskoczył do chłopaka i równie szybko przywalił mu w brzuch. Blondyn zginął się w pół, a wtedy poczuł solidne kopnięcie prosto w jego szczękę. Nie zdążył nawet paść na ziemię, gdy napastnik chwycił go za kark i wolną ręką zaczął okładać po torsie. Nie skończyło się tylko na brzuchu i żebrach, ucierpiał również jego mostek, a nawet i lewy bark.

Hawajek był bliski omdlenia, gdy nagle ciosy ustały. To jakiś nieznany mu mężczyzna odciągnął agresora, dając mu ty chwilę wytchnienia.

— Karol, co ty do cholery robisz? — wrzasnął. — Nie tak się załatwia u nas konflikty.

— Popieram — jęknął blondyn, ostrożnie podnosząc się z ziemi. Zdecydowanie wolał załatwić to w sposób dyplomatyczny.

— Jeśli chcesz się z nim bić, to wyzwij go na pojedynek — dodał obcy.

— Chwila... — Hawajek stanął na równych nogach, przyciskając prawą rękę do żołądka. — Że co?

Karol zdawał się już trochę ochłonąć, ale w jego oczach wciąż tliła się niepohamowana furia.

— Masz rację — powiedział. Następnie zwrócił się do blondyna. — Dziś przed zachodem słońca. Możesz wybrać broń.

Na te słowa Hawajek poczuł potężne nudności. Musiał się powstrzymywać od zwymiotowania na mięśniaka.

— Świetnie — mruknął tylko.

Niedługo po tym Mirajane i jeden z tubylców odprowadzili go do domku, gdzie wciąż spali jego towarzysze.

Zatrzymali się przed wejściem, a mężczyzna zostawił ich sam na sam.

— Musisz uciekać — szepnęła Mirajane.

— Nie ma potrzeby — uspokoił ją. — Pokonam go i może da ci spokój.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, ale łzy nadal nie przestały napływać jej do oczu.

Hawajek przytulił dziewczynę na pożegnanie i bez słowa wszedł do domu. Dopiero wtedy ponownie chwycił się za obolały brzuch, ledwo będąc w stanie dotrzeć do swojego łóżka.

— A tobie co? — zapytał zaspany Hiszpan.

Blondyn padł obolały na miękki materac.

— Za około trzy godziny walczę z chłopakiem Mirajane — wyjaśnił ponuro.

Oczy Hiszpana zrobiły się okrągłe jak talerzyk pod filiżankę do herbaty.

— Tym mięśniakiem?

— Tym mięśniakiem — potwierdził chłopak.

— Przecież on cię tam zabije! — stwierdził Hiszpan.

— Trudno.

— I nic zamierzasz teraz zrobić? — nie dowierzał chłopak.

Hawajek tylko nakrył się kołdrą, wtulając głowę w poduszkę.

— Jak na razie zamierzam się przespać.


Kilka godzin później:

Hawajek wciąż nie mógł uwierzyć w sytuację, w której się znalazł. Dlaczego musiał zobaczyć ich właśnie wtedy? Akurat, gdy ją przytulił?

Zmierzał właśnie w towarzystwie swoich przyjaciół na miejsce przeznaczone do pojedynków. Nie spodziewał się ujrzeć areny czy jakiegoś gigantycznego koloseum, ale też liczył, że jednak coś zobaczy, dlatego też tak bardzo zawiódł się na widok pustej przestrzeni, otoczonej tylko przez sporą część osadników.

Niemalże wszyscy tubylcy przybyli oglądać jego walkę z Karolem. Widocznie była to dla nich pewnego rodzaju forma rozrywki.

W samym środku tłumu dostrzegł samotnie stojącego mięśniaka, który z niecierpliwością czekał na rozpoczęcie pojedynku.

— Wybrałeś już broń? — zapytał ostro.

— Miecze — odparł tylko Hawajek, wyjmując własny z ekwipunku.

Karol odebrał swój oręż od jednego z jego rówieśników i, nie czekając na jakikolwiek sygnał do startu, ruszył w kierunku blondyna.

Chłopak wziął głęboki wdech, próbując się uspokoić. Mięśniak był coraz bliżej, a jego coraz bardziej kusiła wizja ucieczki.

Rozejrzał się, poszukując w tłumie Mirajane. W końcu ją dostrzegł, stała nieopodal, przykładając do twarzy haftowaną chusteczkę, znad której widać było jej zapłakane oczy.

— Raz kozie śmierć — mruknął do siebie, wciąż nie wierząc, jakim cudem zdołał jednego dnia narobić sobie tulu problemów. A przecież mieli być tu bezpieczni.

Karol zaatakował, tnąc mieczem z nad głowy. Blondyn błyskawicznie zablokował cios własnym ostrzem, po czym odskoczył do tyłu. Mięśniak ponownie zaatakował, też z dokładnie tym samym rezultatem.

Przy następnym ciosie, Hawajek ustawił miecz tak, by ostrze przeciwnika zjechało po nim, tak aby przeciwnik nagle stracił opór. Liczył, że wtedy mięśniak straci równowagę, ale zdecydowanie go nie docenił.

Karol, czując brak oporu pod swoim ostrzem, szybko szarpnął ciałem w bok, uderzając blondyna barkiem w szczękę. Dzięki temu obaj potrzebowali kilku sekund na ponowne przyjęcie postawy bojowej.

Początkowo to właśnie mięśniak miał zdecydowaną przewagę, ale z biegiem czasu Hawajek zaczął rozkręcać się coraz bardziej. W efekcie jego ataki były coraz szybsze i trudniejsze do odparcia.

Blondyn poruszał się zwinniej od przeciwnika, dzięki czemu sprawniej unikał ciosów i szybko przechodził do kontry. Niestety, ale Karol radził sobie równie dobrze zarówno w ofensywie, jak i podczas obrony.

Hawajek ciął przeciwnika na wysokości ramion, a ten błyskawicznie sparował atak. Chłopak szybko kucnął, unikając kontry mięśniaka i odskoczył w bok, jednocześnie wykonując pchnięcie w jego odsłonięte plecy. Karol zareagował równie szybko, obracając się o sto osiemdziesiąt stopni. Odbił klingę chłopaka płazem swojego miecza, by samemu zaatakować.

Ostrza obu walczących skrzyżowały się ze sobą, wydając przy tym metaliczny zgrzyt. Chłopcy naparli na siebie nawzajem z całą siłą, jaką tylko posiadali. Po krótkiej chwili Hawajek dopiero teraz zdał sobie sprawę z różnicy siły między nim a przeciwnikiem.

By uniknąć porażki, zaparł się nogami i z całym animuszem przywalił czołem o nos mięśniaka.

Karol cofnął się o kilka kroków, wypuszczając miecz z rąk. Złapał się za obolały nos, z przerażeniem stwierdzając u siebie złamanie.

Hawajek wycelował czubkiem ostrza w pierś przeciwnika.

— Przegrałeś — stwierdził. — Poddaj się albo zginiesz.

Mięśniak w odpowiedzi kopnął chłopaka prostu między rozstawione nogi. Blondyn jęknął cicho z bólu, osuwając się na kolana.

— Ej, to nie fair! — krzyknął oglądający walkę Hiszpan.

Karol spojrzał na niego z uśmiechem i wzruszył ramionami.

— Wszystkie chwyty dozwolone.

— To oszustwo! — upierał się Hiszpan. — Dyskwalifikacja!

— Wstawaj, Hawajek! — zawtórował mu Evver. — Dokop mu!

Słowa towarzysza zadziałały na blondyna pokrzepiająco. Nadal obolały, sięgnął po miecz, ale widzący to Karol odkopał go czubkiem buta.

Hawajek chciał rzucić się po miecz, ale nagle poczuł chłodne ostrze na swojej szyi.

— Przegrałeś. — Karol wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Przez cieknącą mu ze złamanego nosa krew, wyglądał co najmniej strasznie.

Blondyn zacisnął pięści i gwałtownie odepchnął się do tyłu, poza zasięg ostrza. Nim mięśniak wsiąść zamach, ten cisnął mu piachem w oczy.

Karol cofnął się o krok, przecierając oczy wolną dłonią. Korzystając z tego, że chłopak spuścił gardę, Hawajek wyjął ukradzione wcześniej wino z ekwipunku.

— Czekaj — jęknął oślepiony mięśniak.

— Wszystkie chwyty dozwolone — powtórzył blondyn i z całej siły rozbił butelkę na jego głowie.

Kawałki szkła poważnie poturbowały twarz mięśniaka. Wino dostało się do świeżych ran chłopaka, ostro przy tym piekąc.

Otumaniony Karol upuścił miecz, słaniając się na nogach. Powoli tracił kontakt z rzeczywistością, ale nadal próbował utrzymać równowagę.

Hawajek uniósł miecz w geście zwycięstwa. Po chwili podszedł do mięśniaka i przywalił mu głowicą prosto w skroń. Po tym ciosie przeciwnik z impetem wyrżnął o ziemię, na dobre tracąc przytomność.

— Wygrał! — wrzasnął Hiszpan, nie wierząc własnym oczom. — Pokonał go!

Evver tymczasem podbiegł do blondyna, wiedząc, że ten zaczyna się chwiać. Szybko chwycił go pod ramię, by ten miał jakieś wsparcie.

— Nigdy więcej — szepnął Hawajek.

Rozejrzał się dookoła, nieco zaskoczony panującą ciszą. Być może przestraszył mieszkańców wyjmując butelkę z ekwipunku, co dla nich musiało wyglądać, jakby wyczarował ją z niczego.

Nagle poczuł, jak ktoś obejmuje go od tyłu.

— Wiedziałam, że wygrasz — powiedziała Mirajane przez łzy.

Właśnie wtedy rozległy się głośne wiwaty, a zgromadzony na placu tłum zacząć skandować imię blondyna.

Hawajek uśmiechnął się lekko, pamiętając, jak wcześniej dziewczyna doradzała mu ucieczkę.

— Oczywiście, że tak — odparł słabym głosem. — Mogę już wrócić do łóżka?

Evver zaśmiał się cicho i wciąż trzymając chłopaka pod ręką ruszył w kierunku ich domku.

— Ja tam w ciebie wierzyłem.


   
    Na wstępie chciałem poinformować was, że dziś urodziny obchodzi moja znajoma, a zarazem jedna z pierwszych i stałych czytelniczek Death Game. A więc droga Ulu, z tego miejsca chciałem życzyć ci wszystkiego najlepszego, spełniania marzeń, wielu radości i przede wszystkim zdrowia, by nie dopadł cię koronawirus. Sto lat!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro