Nowy gracz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 

Pay ziewnął donośnie, przeciągając się na stojąco. Po ostatniej, bezsennej nocy czuł się jak zombie.

— Zabiłbym za kubek kawy — jęknął.

Dejvit posłał mu zmęczone spojrzenie.

— Ja wolałbym cały dzbanek.

Szatyn skrzyżował ręce na piersi i zaczął pocierać dłońmi o przedramiona. Mróz mocno dawał mu się we znaki, a ciepłe palto powoli zaczynało nie wystarczać.

— Jak myślicie? — zagadnął, próbując opanować szczękanie zębów. — Kiedy dotrzemy do następnego sektora?

— Kiedyś napewno — odparł ponuro Shadow.

Blondyn też już miał serdecznie dość tego miejsca. Brnął w zaspach już od dobrych kilku godzin. Płatki śniegu muskały jego zmarznięte policzki, zostawiając po sobie jedynie mokry ślad, ale on czuł, jakby owe płatki rozcinały mu skórę aż do kości. Ból z każdą sekundą słabł, by po chwili gwałtownie się nasilić, wyciskając z oczu chłopca łzy.

Starał się ocierać je jak najszybciej, lecz te i tak zdążały zamarzać, niekiedy przylepione do jego powiek. W takim wypadku pozostawało tylko je zadrapać, co zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszych czynności.

— Mam dość — powiedział przez zaciśnięte zęby.

Nie kierował tych słów do żadnego ze swoich towarzyszy, nie zamierzał również mówić do siebie. Była to jego ostatnia, najczęściej powtarzająca się myśl, która odbijała się echem po jego głowie, ilekroć wokół panowała cisza.

— Nienawidzę tego miejsca — dodał, a jego wściekłość coraz bardziej rosła. — Zabiję tego sukinsyna, który mnie tu wpakował. Zapierdolę go jak psa.

— Musisz ustawić się w kolejce — wtrącił się Pay.

Blondyn mimowolnie się uśmiechnął. Choć już nieraz słyszał ten tekst, najczęściej w jakichś filmach, jakimś cudem zawsze potrafił poprawić mu humor.

— Stoję na samym początku — odparł już nieco przyjaźniej.

— To prawda — dodał Dejvit. — Zaraz za mną.

— Jestem zwolennikiem zasady kto pierwszy, ten lepszy — powiedział Shadow, wciąż nie kryjąc rozbawienia.

— A więc powinieneś wiedzieć, że będziesz musiał zaczekać — odparował chłopak.

Shadow posłał mu drwiące spojrzenie. Wolnym krokiem podszedł do bruneta i obszedł go dookoła, jakby oglądał jakiś towar tuż przed zakupem.

— I ty zamierzasz mnie ubiec? — zapytał, przybierając poważną minę.

— Owszem.

— Dobrze. — Blondyn wyciągnął przed siebie dłoń, a w niej, nie wiadomo skąd, pojawił się miecz. — Więc, co powiesz na pojedynek? Już teraz.

— Uważaj, bez broni też jestem groźny — ostrzegł Dejvit, przyjmując bitewną postawę.

Przez chwilę stali tak bez ruchu, by nagle, niemalże jednocześnie, wybuchnąć głośnym śmiechem.

— Dobrze, dobrze. — Shadow schował miecz z powrotem do ekwipunku. — Tylko nie gryź, bestio.

Dejvit pokręcił głową z zażenowaniem.

„Co ja wyprawiam?" pomyślał. „Jeśli szybko nie opuścimy tego sektora, prawdopodobnie czeka nas śmierć, a my się wygłupiamy niczym jakieś dzieci. Żałosne".

Mimo wszystko, obaj zdawali sobie sprawę, że potrzebowali sobie chwilę pożartować, by choć na moment zapomnieć o obecnej sytuacji. Byli jeszcze młodzi, nie brakowało im energii ani tym bardziej elementu głupoty, więc nawet tak pozornie durne zachowanie, jeśli tylko stanowi ucieczkę od rzeczywistości, na pewno żadnemu z nich nie zaszkodzi.

Tymczasem Pay wypatrywał czegoś w oddali. Zdawało mu się, że widzi ludzką sylwetkę, ale nie był do końca pewny.

Jakieś trzysta metrów od trójki chłopców wędrowała samotnie pewna dziewczyna. Odziana była w gruby, skórzany płaszcz z obszytym wokół ciepłym kożuchem. Większą część jej twarzy zasłaniał głęboki kaptur, a usta zakrywał wełniany szal.

Brodziła po kolana w śniegu, powoli zmierzając w nieznanym sobie kierunku. Podniosła wzrok i rozejrzała się dookoła. Nagle zamarła. Kilkadziesiąt metrów od niej dostrzegła trójkę osób, zapewne pierwszą drużynę.

Natychmiast przyspieszyła kroku, nie chcąc stracić chłopców z oczu.

— Kto to jest? — zapytał Pay, choć był niemal pewny, że nie uzyska odpowiedzi.

— Może któryś z pozostałych piętnastu zawodników? — zaproponował Dejvit.

Shadow rozejrzał się niepewnie, przezornie sięgając po miecz.

— Skoro tak, to gdzie reszta drużyny?

— Dobre pytanie. — Pay zrobił krok do tyłu, ustępując blondynowi miejsca. — Bądź gotowy do walki.

Shadow uznał, że nie ma sensu uświadamiać ich, na czym polega współpraca. Już i tak nieoficjalnie został mianowany ich ochroniarzem.

— Wy również — mruknął tylko.

Wszyscy w napięciu czekali, aż tajemnicza postać nareszcie dotrze do ich grupy. Po kilku niemiłosiernie długich, pełnych napięcia sekundach, dziewczyna w końcu znalazła się na tyle blisko, że chłopcy mogli dokładnie przyjrzeć się jej twarzy.

Shadow wystąpił do przodu, celując mieczem w gardło obcego.

— Kim jesteś? — zapytał, siląc się na groźnie brzmiący głos.

Przybysz niespiesznie zdjął kaptur, a oczom wszystkim ukazały się sięgające ramion kasztanowe włosy, które zakrywały większość twarzy dziewczyny. Szatynka szybko je odgarnęła, dzięki czemu chłopcy mogli dostrzec więcej szczegółów.

Obca pobieżnie spojrzała na każdego z chłopców. Gdy przeniosła swoje bystre spojrzenie na Paya, Shadow mógłby przysiąc, że jej popielate źrenice zdawały się chwilowo zabłysnąć.

— Mówcie mi Riksi — poprosiła.

Miała jasnoczerwone, wydatne usta, idealnie pasujące do jej bladej cery oraz tworzące niewielki łuk, wyraziste brwi.

Shadow otaksował wzrokiem ubiór dziewczyny. Ubrana była w gruby, czarny płaszcz, przyozdobiony białym kożuchem oraz wysokie, ciepłe buty, również czarne. Spod połów płaszcza dało się dostrzec wełniane spodnie, idealnie dopasowane do jej nóg. Oczywiście tego samego koloru.

— Emo girl — skomentował Dejvit.

„No tak, Dejv jak zwykle bezpośredni", pomyślał zażenowany blondyn. „Kiedy oni wreszcie zaczną myśleć?"

— Powiedzmy — przytaknęła obca.

— Super — wtrącił Pay. — Zanim zaczniesz się ciąć, możesz powiedzieć, co tu robisz i kim ty do cholery jesteś?

— A spaceruję sobie — odparła wesoło.

— Spacerujesz? — powtórzył Shadow, udając zamyślenie. — Skoro tak, to w porządku. Możesz iść.

Blondyn opuścił miecz, puszczając dziewczynę wolno.

— Nazwałabym cię dżentelmenem, ale groziłeś mi tym kawałkiem żelaza — zaśmiała się szatynka.

Ruszyła dalej, wciąż nie przestając się uśmiechać. Tak, jak przewidywała, nim zrobiła choćby parę kroków, zatrzymało ją ostrze miecza.

— Czy ty masz nas za debili?! — wykrzyknął blondyn. — Mów, co tu, do cholery, robisz? Gdzie reszta twojej drużyny?

Riksi trąciła palcem płaz ostrza, patrząc wymownie ja Shadowa.

— Spokojnie, możesz już schować swoją wykałaczkę. — Posłała chłopakowi lekki uśmiech. — Nie skrzywdzę cię.

— Odpowiadaj — warknął Shadow.

Dziewczyna westchnęła donośnie, patrząc na blondyna, niczym na niesforne dziecko.

— Nie tak traktuje się damę — skarciła go.

— Nie widzę tu żadnej damy — odparował Shadow.

Szatynka ponownie zlustrowała go wzrokiem. Spod kaptura dostrzegała jego jasnożółte włosy i nawet niebrzydką twarz, którą szpeciły cztery spornych rozmiarów blizny. Po zgrubieniach na rękawach jego palta, wywnioskowała, że musi mieć całkiem pokaźną muskulaturę.

— Ty też nie jesteś w moim typie.

— Gadaj! — zirytował się blondyn. — Gdzie twoja drużyna?

Riksi machnęła ręką, manifestując swoje znudzenie zachowaniem chłopaka.

— Dobra, dobra, uspokój się — poleciła. — Nie mam żadnej drużyny. Jestem raczej wolnym strzelcem.

Ledwie skoczyła mówić, a już poczuła na gardle chłodny dotyk metalu.

— Nie kłam. — Shadow mocniej docisnął ostrze swojego miecza do szyi dziewczyny, jednocześnie uważając, by te nie przybiło jej skóry. — Facet z nagrania mówił o osiemnastu graczach i sześciu trzyosobowych drużynach.

— Oh, ja nie należę do waszej osiemnastki — wyjaśniła szybko dziewczyna. — Jestem tu od niedawna.

— Jak to? — zdziwił się Pay. — Nowy gracz?

Riski przeniosła wzrok na szatyna i uśmiechnęła się słodko.

— Również nie.

— Więc co tu robisz? — dopytywał Shadow, nie odrywając miecza od gardła nowo przybyłej.

— Już mówiłam — zachichotała szatynka. — Tylko spaceruję.

— Słuchaj, jak zaraz nam wszystkiego nie wyjaśnisz, to poleje się krew — ostrzegł blondyn, wyraźnie tracąc cierpliwość.

Obca najzwyczajniej w świecie zrobiła dwa kroki w tył i znalazła się jednocześnie poza zasięgiem ostrza.

— A to co? Jakieś przesłuchanie? — zakpiła Riksi.

— Coś w ten deseń — burknął Shadow i opuścił swój miecz. Chwilowo nie było sensu go używać. Nieznajoma najwyraźniej nie zamierzała uciekać.

Dziewczyna pokiwała głową w zamyśleniu.

— W takim razie żądam adwokata.

— Przykro mi, to nie Ameryka. — Do rozmowy włączył się Dejvit. — A teraz, młoda damo, mogłabyś wyjaśnić nam, co tu się w ogóle dzieje?

Riksi spojrzała na bruneta z uznaniem.

— Widzisz — zwróciła się do Shadowa. — Tak się rozmawia z kobietami. — Następnej przeniosła wzrok z powrotem na Dejvita. — Powiedz pierw, co konkretnie chciałbyś ode mnie usłyszeć?

— Byłbym dozgonnie wdzięczny, gdybyś wyjaśniła nam, skąd się tu wzięłaś — poprosił.

— Powiedzmy, że mam wtykę na górze — odparła tajemniczo.

Dejvit pokiwał głową ze zrozumieniem.

— Ten na górze, to twórca gry?

— Nie, to tylko jego pomocnik.

— Więc kim jest twórca?

— Niestety, ale nie wiem — skłamała Riksi.

— Gadaj — warknął Shadow, przymierzając się mieczem do ugodzenia dziewczyny w pierś. — Bo, jak Boga kocham, zabiję cię.

— Powiedziałam, że nie mam pojęcia — przypomniała dziewczyna.

— Wiem, że coś wiesz. — Blondyn na ponów przyłożył ostrze do gardła szatynki. — Albo...

— Albo co? — przerwała mu. — Nic mi nie zrobisz.

— Zdziwisz się — syknął gniewnie chłopak, ledwo powstrzymując się od przebicia dziewczyny mieczem.

— Nie zrobisz tego, bo wiesz, że coś wiem — odparła z przekąsem.

Nagle Pay wybuchnął głośnym, nieopanowanym śmiechem.

Wszyscy spojrzeli na niego mocno zaskoczeni.

— Robi was obu jak chce — powiedział, po czym zwrócił się do dziewczyny. — Chciałabyś może podróżować dalej z nami? To trochę, jak twój spacer, tyle, że w lepszym towarzystwie.

— Ja tam się dobrze bawiłam w swoim towarzystwie — oznajmiła z lekkim uśmiechem Riksi. — Ale skoro tak ładnie prosisz...

Shadow nie mógł się powstrzymać od zerkania przez ramię na Riksi co jakiś czas. Dziewczyna szła kilka metrów za nim, gaworząc wesoło z Payem o jakichś pierdołach.

Zastanawiał się, po co w ogóle szatyn pozwolił jej z nimi podróżować, jeśli nie chciał nawet wypytać ją o grę. On sam był niezwykle ciekawy, co tu robi. Nawet oddałby dziewczynie swój miecz za kilka informacji.

Tymczasem Pay rozmawiał z szatynką o premierze nowego sezonu Stranger Things, wyśmienicie się przy tym bawiąc. Polubił Riksi. Nawet bardzo. Choć nie zrobiła piorunującego pierwszego wrażenia, okazała się być naprawdę sympatyczną osobą.

— Dobra, a tak zmieniając temat, mogę cię o coś zapytać? — poprosił. Widząc jak dziewczyna kiwa głową na potwierdzenia zadał kolejne pytanie. — Znasz twórcę gry tej osobiście?

— Pewnie, inaczej by mnie tu nie było — odparła wesoło dziewczyna.

— Ha, a jednak coś wiesz! — wykrzyknął triumfalnie szatyn.

Riksi spojrzała na niego spode łba.

— To już ustaliliśmy wcześniej — przypomniała.

— No tak... — Pay spuścił wzrok. — Jaki on jest? Ten twórca.

— On? — Dziewczyna cicho zachichotała. — To nastolatek tak jak my, ale jest trochę starszy. Ma... — Urwała na chwilę, szukając odpowiedniego słowa. — ...ciekawą osobowość. Zresztą, może uda ci się go spotkać.

— To on tu jest?! — wtrącił się Shadow.

Riksi pokiwała palcem w geście upomnienia.

— Nieładnie podsłuchiwać cudze rozmowy — skarciła go. — I tak, jest tu.

— Kto to? Jak wygląda? Gdzie możemy go znaleźć?— dopytywał blondyn.

— Nie mogę powiedzieć, zepsułabym całą zabawę — odparła szatynka. — Obiecałam rudzielcowi, że będę siedzieć cicho.

— Rudy? — ucieszył się Shadow. — Tyle wystarczy. Zabiję sukinsyna.

— Nie, rudzielec to ten na górze — wyjaśniła Riksi. — Twórca nie jest rudy. Poza tym, uwierz, z zabiciem go może być pewien problem. Facet sprawia pozory idioty, ale potrafi sobie radzić.

— Wali mnie to — warknął Shadow. — Skoro jest na wyspie, będę zabijał każdego napotkanego człowieka, aż w końcu trafię na niego.

— Lepiej nie przeceniaj własnym możliwości — ostrzegła go dziewczyna. — Pamiętaj, że to on stworzył tę grę. Potrafi o wiele więcej.

— Niech się modli, by potrafił też walczyć — powiedział chłodno blondyn. — Mam nadzieję, że nie zginie, zanim się spotkamy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro