Pamiętam...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Suchy biegł przed siebie po szarej, niby plastikowej podłodze. Pełnym sprintem przemierzał wąski korytarz, mijając wiszące na białych ścianach dziwne obrazy, rozmieszczone po obu stronach co parę metrów. Były to portrety ludzi, ubranych w stroje z dziewiętnastego wieku. Wszyscy sprawiali wrażenie, jakby zerkali na chłopaka, wodząc za nim wzrokiem. Każdy obraz otaczała pozłacana ramka, na której widniał ten sam symbol trupiej czaszki wysadzanej diamentami.

     Blondyn starał się patrzeć przed siebie, ignorując twarze oświetlone tylko słabym blaskiem z wiszących pod sufitem kandelabrów. Uciekał jak najdalej od ich pustych wzroków. Każda z postaci namalowana była tak idealnie, że sam nie był pewien, czy faktycznie są to tylko obrazy, czy też niewielkie okna, z których żywi ludzie obserwowali swoją przyszłą ofiarę.

     Czuł się jak szczur w klatce. Ciągle obserwowany, pozbawiony drogi ucieczki. Nie wiedział, co się dzieje ani gdzie jest. Mimo to biegł dalej, bez przerwy, aż w końcu dotarł do czegoś jeszcze bardziej niepokojącego.

     Szare ściany z każdym metrem zmieniały kolor na biały, jakby rozjaśniając się. Obrazy przestały się pojawiać, ustępując miejsca mrocznemu graffiti. Przedstawiały one namalowane czarną farbą straszne postacie, uśmiechające się szeroko. Zbyt szeroko jak na ludzkie usta.

     Chłopak obracał się powoli wokół własnej osi, obserwując malowidła. Te co chwila zmieniały swoje położenie bądź rozmiar, zupełnie jakby zbliżały się do niego, kiedy tylko odwróci wzrok. Dodatkowo do tego doszły szepty. Początkowo ciche i zrozumiałe, mówiły coś o śmierci czy zabijaniu swoich rywali. Z czasem jednak przybierały na sile. Słowa zlewały się ze sobą, tworząc głośny, niezrozumiały szum, który rozsadzał chłopakowi czaszkę. Głosy zdawały się rozbrzmiewać z każdej strony, choć gdy zatkał dłońmi uszy, zrozumiał, że dochodziły one z jego własnej głowy.

     Odkrycie to sprawiło, że całkiem stracił nad sobą kontrolę. Zaczął biec wzdłuż korytarza, nie zważając na nic wokół. Mijał coraz to inne graffiti, nawet na nie nie patrząc. Głosy nie ucichły nawet na chwilę, nieważne jak daleko by nie pobiegł. Miał już dość, zwolnił nieco, dociskając dłonie do uszu. Oczywiście w niczym to nie pomogło. Zaczął więc uderzać się co chwila po twarzy, próbując się obudzić, lecz nadal tkwił w tym samym miejscu. Szepty ucichły dopiero wtedy, gdy spojrzał na ścianę przed sobą. Kolejny malunek był dużo bardziej realistyczny i zdecydowanie bardziej przerażający. Przedstawiał on dziewczynę leżącą w kałuży krwi. Z jej piersi wystawał wbity do połowy ostrza miecz.

     Suchy aż cofnął się o parę kroków. Rozpoznał martwą postać, to była jego ukochana – Olix. Zamarł, wpatrując się w nieżywą blondynkę, jakby ta była prawdziwa. Obok niej stał jakiś chłopak. Tego na pewno widział po raz pierwszy. Nie mógłby zapomnieć tak charakterystycznej twarzy. Szczególnie wyróżniały ją liczne blizny, pokrywające całe jego ciało, włącznie z policzkami i czołem. Najwięcej jednak miał ich na rękach, szczególnej w okolicy przedramion. Jasnożółta grzywka nieudolnie próbowała zakryć wielką szramę, ciągnącą się przez pół czoła. Nieznajomy wyglądał dość groźnie, a wszystkie te rany przywodziły na myśl liczne pojedynki, które musiał stoczyć. Doświadczenie w walce na pewno mu nie brakowało.

     Blondyn uśmiechał się wrednie, patrząc wprost na Suchego, jakby rzucał mu wyzwanie. Chłopak wyciągnął przed siebie rękę, lecz ekwipunek tym razem się nie pojawił. Spróbował drugi raz, również bezskutecznie. Stracił dostęp do broni. Tymczasem zabójca Olix podszedł do dziewczyny i wyszarpał miecz z jej piersi. Szybkim ruchem poderżnął zwłokom gardło, patrząc, jak te zalewają się krwią. Następnie znów spojrzał na przerażonego nastolatka, a jego uśmiech poszerzył się. Zrobił krok do przodu, dosłownie wychodząc ze ściany. Obraz przybrał fizyczną formę i postawił prawą stopę na podłodze. Reszta jego ciała również zaczęła się odklejać od muru, nabierając w pełni ludzkich kształtów.

     Tego już było za wiele. Suchy wrzasnął, odskakując do tyłu tak, że przywarł plecami do ściany. Nie miał żadnej broni, by stawić czoła przeciwnikowi. Pozostało mu tylko jedno wyjście. Rzucił się biegiem do ucieczki, pędząc wzdłuż korytarza.

     Znów usłyszał te mrożące krew w żyłach szepty. Dziesiątki upiornych głosów nakładało się na siebie, ciągle powtarzające te same słowa. Wszystkie związane były ze śmiercią i samobójstwem. Ciche jęki podsuwały mu pomysł, w jaki sposób mógłby odebrać sobie życie.

     Chłopak zwolnił biegu, czując, jak głowę rozsadza mu przeraźliwy ból. Miał już dość tego cierpienia. Dawno przestał słyszeć własny oddech czy kroki. Nie dochodziły do niego żadne dźwięki z otoczenia, a po policzkach spływały mu niewielkie strumienie jakiegoś płynu. Wylewały się z wnętrza jego uszu. Nie musiał nawet sprawdzać, by wiedzieć, że to krew.

     Szedł przed siebie, prawą ręką podpierając się ściany. Oszalał, był tego pewny. Już dawno postradał zmysły. Nie wiedział nawet, dokąd zmierzał. Wciąż kroczył przed siebie, rozważając, czy nie lepiej byłoby posłuchać tych koszmarnych szeptów. Może wtedy w końcu zamilkną.

     Nagle spostrzegł przed sobą drzwi. Bez wahania skoczył ku nim, jakby miały one wybawić go od całego cierpienia. Szarpnął za gałkę i już chciał wbiec do środka, gdy nagle coś kazało mu się zatrzymać. Spojrzał w dół. Nie było podłogi. Zamiast niej ujrzał przepaść bez dna, którą wypełniała tylko czerń. Szepty momentalnie się nasiliły. "Skacz" wołały głosy, teraz już jednomyślnie.

     Stał nad krawędzią, oburącz trzymając się futryny. Zastanawiał się, co robić, lecz wrzaski nie dawały mu się skupić. Utracił już zdolność racjonalnego myślenia, lecz instynkt pozostał. Ciało nie pozwalało chłopakowi skazać się na śmierć, choć umysł coraz bardziej jej pragnął. Chciał wyzwolić się od przytłaczających szeptów, wypełniających jego umysł.

     Pokręcił głową, próbując przywołać się do porządku. Mimo to nadal nie mógł zmusić się do skoku, ani tym bardziej odejścia od dziury. Zamknął oczy, zamierzając dokonać ostatecznego wyboru, lecz wtedy poczuł na plecach czyjąś dłoń. Ktoś pchnął go w przepaść.

     Suchy runął w dół, a głosy nareszcie zamilkły. Zapanowała błoga cisza. Zapadając się w bezkresnej czeluści, zdążył jeszcze obrócić się w locie. Otworzył oczy, chcąc spojrzeć na swojego wybawcę, a zarazem zabójcę. Spodziewał się ujrzeć pokrytego bliznami blondyn, lecz zamiast niego w drzwiach stał on sam. Jego klon uśmiechnął się szeroko, zbyt szeroko jak na normalnego człowieka. Jego twarz wykrzywiła się w przerażającym grymasie, który przywodził na myśl wyraz szaleńczego triumfu. Uzurpator po chwili znikł chłopcu z oczu, gdy ten znalazł się już zbyt głęboko w dziurze, by go dostrzec.

     Przepaść zdawała się ciągnąć w nieskończoność, gdy on ciągle nabierał prędkości. Jeśli tylko uderzy o jej dno, bez wątpienia zginie.

     Po odzyskaniu pełnej sprawności umysłu, blondyn zrozumiał, że wcale nie chce umierać. Pragnął nadal żyć, wydostać się z tej dziury. Żywy. Niestety, było już za późno.

     Jego wszystkie kończyny poderwały się w górę, gdy poczuł twardy grunt pod plecami. Chłopak gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej, w pełni wybudzony z przedziwnego koszmaru. Był zlany potem i nie mógł zapanować nad oddechem. Dyszał tak ciężko, że zbudził śpiącą nieopodal Olix. Dziewczyna spojrzała na niego z zaniepokojoną miną.

     — Wszystko w porządku? — zapytała.

     Suchy podniósł prawą rękę, dając jej do zrozumienia, by chwilę zaczekała. Następnie przyłożył dłoń do serca kołaczącego mu w piersi. Wziął kilka głębokich oddechów, próbując się uspokoić. Nadal nie mógł otrząsnąć się po tym niepokojącym śnie. Niepokojący to mało powiedziane, bo na samą myśl o tamtym korytarzu chłopak dostawał dreszczy. Niby każdy sen ma jakieś znaczenie, nierzadko ukryte, ale czy również w tym wypadku? Co niby miałby oznaczać?

     Gdy już opanował oddech, obrócił się w stronę towarzyszki. Starał się przybrać nieco milszy wyraz twarzy, by nie pokazywać jej, jak bardzo zwykły koszmar odbił się na jego psychice.

     — Spoko, miałem tylko zły sen — odpowiedział wymijająco. Nie zamierzał wyjawić dziewczynie żadnego szczegółu, zwłaszcza tego z malowidłem, które przedstawiało ją martwą. Każdy fragment, jaki zapamiętał, był zbyt niepokojący, by o nim opowiadać. Nie chciał przestraszyć koleżanki, ani tym bardziej sprawić, żeby martwiła się o niego.

     Jednak teraz najważniejsze było obmyślenie planu na następną noc. Nie mogą przecież się tak błąkać w nieskończoność. Bariera zbliżała się z każdą godziną, a oni nawet nie wiedzieli, ile czasu dzieliło ich od zderzenia. Jeśliby natrafią na nią w nocy, będą musieli zmagać się z potworami oraz dodatkowo uciekać przed elektrycznym polem siłowym, co graniczy z niemożliwym.

     Głowę Olix natomiast wypełniały zupełnie inne myśli. Na pozór całkowicie niezwiązane z obecną sytuacją, choć być może tylko na pozór.

     Spojrzała na Suchego zamyślonym wzrokiem.

     — Przypomniałam sobie, że mam młodszego brata — oznajmiła, bacznie obserwując reakcję chłopaka. — Jest strasznie wkurzający, ale całkiem zaradny.

     Brwi blondyna powędrowały w górę ze zdziwienia. Lekko skonsternowany, nie wiedział, jak powinienem zareagować na tę informację. Pogratulować? Współczuć?

     — Emm... Okay — powiedział w końcu. — I... Co w związku z tym?

     — Nie łapiesz? — niemalże wykrzyknęła dziewczyna, załamując przy tym ręce. Akurat po Suchym spodziewała się, że szybciej zrozumie, co chciała przez to przekazać. — Pamiętam o moim młodszym bracie. Co prawda niewiele, ponieważ wiem tylko o jego istnieniu i nawet nie mogę sobie przypomnieć, jak wygląda, ale i tak... Przecież to szczegół związany bezpośrednio z moim życiem, prawda?

     Oczy Suchego zrobiły się okrągłe jak spodki. Wziął głęboki wdech, czemu towarzyszył charakterystyczny świst.

     — Bez jaj... — Wplótł palce w swoje gęste włosy, jakby sam gorączkowo próbował sobie coś przypomnieć. Nagle oderwał dłonie od głowy i niespodziewanie wrzasnął tak głośno, że Olix aż podskoczyła. — Eureka!

     — Boże... — Dziewczyna przyłożyła dłoń do klatki piersiowej, by sprawdzić, czy jej serce jeszcze bije tak. jak powinno. — Co jest?

     — Też sobie coś przypomniałem — oznajmił z dumą Suchy. — Wraca mi pamięć!

     Blondynka spojrzała na niego z większym zainteresowaniem. Ten dziwny "zbieg okoliczności" dodał jej trochę otuchy. Może efekt amnezji był tylko chwilowy? Przeminie, a oni przypomną sobie jak się stąd wydostać lub chociaż co tu robią. Łudziła się, że tak to właśnie będzie wyglądać, nawet jeśli to mało realna wizja.

     — Co pamiętasz?

     Suchy złożył dłonie tak, że jego palce stykały się ze sobą, a przestrzeń między nimi utworzyła kształtem trójkąt, którego podstawą były złączone kciuki. Przez to wyglądał trochę jak pewna postać z Naruto, gdy obmyślała strategię do kolejnej bitwy.

     — Pamiętam, mam mgliste wspomnienie, ale widzę je w myślach coraz wyraźniej. — Grzywka chłopaka opadła mu na czoło, zakrywając część prawego oka, kiedy tylko pochylił głowę w zamyśleniu. Po chwili podniósł ją, patrząc koleżance głęboko w oczy. Złączył dłonie jak do modlitwy i przyłożył je do ust. — No więc... Była taka Kaśka. Niska, chyba całkiem spoko. Prawdopodobnie chodziliśmy razem do liceum. I kiedyś powiedziałem jej, że jestem fanem "Gry o Tron", ale nie mam jak obejrzeć premiery ósmego sezonu. Kaśka była dla mnie mega miła i dała mi hasło do swojego HBO. Za darmo. Przez dwa miesiące na paszczura oglądałem jakieś pierdoły, bo nie musiałem za nie płacić. Było super, dopóki pewnego dnia nie wszedłem na to konto i nie dostałem komunikatu, że zmieniła hasło. Ale się zirytowałem...

     — Czekaj, stój! — Olix potrząsnęła głową, próbując odkryć głębszy sen całej tej historii. Jednak nic nie przychodziło jej do głowy. — Co to ma do rzeczy?

     — No, to, że nie mogłem nawet się na nią gniewać, bo i tak nie płaciłem i byłem trochę takim szkodnikiem, którego odkrywasz po wejściu w bibliotekę obejrzanych, która nie wiadomo skąd jest zaspamiona jakimś dziadostwem — powiedział z teatralnym oburzeniem. — Ale z drugiej strony, to było niemiłe. Przywiązałem się już do tego konta.

     Olix zamrugała kilkukrotnie, tępo wbijając wzrok w towarzysza. Nie była pewna, czy on tak na poważnie, czy tylko się z niej nabija.

     — Żartujesz, nie?

     — Tak, aczkolwiek nie — odpowiedział z powagą Suchy. — Ta sytuacja naprawdę miała miejsce, ale opowiadając ją, chciałem zrobić ci mały mindfuck.

     Dziewczyna zmrużyła oczy, nadal wpatrując się w blondyna z otwartymi ustami. W jej głowie kłębiły się myśli o alternatywnej wersji tej gry, w której to trafiła do normalnej drużyny. Bez debili z tandetnym poczuciem humoru i niedojrzałych prymitywów, mających włosy rodem z anime. Wizja równie piękna, co nierealna. Niestety, w tej grze nie można złożyć reklamacji.

     — Nie ma za co — dodał chłopak. Uśmiechnął się niczym gimnazjalista, słuchający na biologii o procesie rozmnażania. Jego mina do złudzenia przypominała słynne "lenny face".

     Olix westchnęła cicho. Blondyn był dla niej zdecydowanie zbyt dziecinny, choć czasem potrafił zachować się niezwykle dojrzale. Nieludzko ją irytował, aczkolwiek były momenty, w których ten stawał się bardzo uroczy i poważny. Często był wręcz żałośnie nieporadny, ale też wiele razy ratował jej życie, zdobywał jedzenie i zawsze znajdywał rozwiązanie w sytuacjach bez wyjścia. On cały stanowił jeden wielki oksymoron. Nie wiedziała, co ma o nim myśleć. Z jeden strony miała dość tego jego idiotycznego zachowania, a z drugiej tylko Suchy pomagał jej się odnaleźć w tej przerażającej grze.

     — W ogóle, chyba jestem strasznym hipokrytą — oznajmił nagle chłopak. — Pamiętam też, że hejtuję Netflixa, odkąd tylko dowiedziałem się o jego istnieniu, a jakimś dziwnym sposobem znam wszystkie sezony "Domu z Papieru".

     — No i co? — dopytała, nieco już podirytowana tą głupią gadką Olix.

     — No i ten serial chyba jest właśnie od Netflixa — zauważył blondyn. — Nie widzisz tu żadnej hipokryzji?

     Dziewczyna znów westchnęła, tym razem jednak znacznie głośniej.

     — Możesz już przestać? — poprosiła. Widziała, że przy nim trzeba się porządnie uzbroić w cierpliwość, choć jej i tak może szybko zabraknąć. Najlepszym wyjściem z takiej sytuacji było ignorowanie go.

    Wstała, uprzednio przeciągnąwszy się, by rozluźnić stawy. Następnie rozejrzała się po okolicy. W brzuchu jej burczało, a nie miała nawet kromki chleba czy chociażby idealnie wysmażonych naleśniczków, które zwykle robiła sobie na śniadanie.

     — Ehh... — jęknęła, wciąż wodząc wokół zawiedzionym wzrokiem. — Ile ja bym teraz dała za patelnię...

     Suchy od razu zrozumiał intencję dziewczyny, ale nie byłby sobą, gdyby przepuścił okazję na powiedzenie czegoś głupiego.

     — Ja tam wolę miecze, ale co kto lubi — mruknął, na tyle głośno, by mieć pewność, że dziewczyna go usłyszała.

     Nie wiedział dlaczego, ale lubił udawać głupszego niż był w rzeczywistości. Taki już miał styl bycia. Dla bliskich mu osób, bardziej od dobrej opinii, liczył się ich uśmiech, nieważne w jaki sposób wywołany. Miał wrażenie, że żyje tylko dla takich momentów. Uwielbiał rozbawiać ludzi, choć nie do końca potrafił wyczuć odpowiedni moment, przez co zawsze stawał się natrętny bądź irytujący. W efekcie zamiast rozśmieszać, tylko psuł humor. Taki to już paradoks jego życia.

     Olix spojrzała na niego z politowaniem. Taki wzrok nie wróżył mu nic dobrego, zwłaszcza że dziewczyna dodatkowo wzięła głęboki wdech, co zwiastowało długą, karcącą przemowę, jaki to on jest niedojrzały i tępy. Parę razy już to przerabiali.

     — Suchy, to naprawdę nie czas ani miejsce na... — Nagle urwała, ponieważ jej uszu dobiegła tak długa i wulgarna wiązanka przekleństw, że nawet gracze League of Legends mogliby się schować pod stół.

     Obaj spojrzeli po sobie zaskoczeni. Suchy szybciej otrząsnął się z szoku i poderwał na równe nogi, poszukując wzrokiem potencjalnego napastnika. Dziewczyna niemalże od razu poszła w jego ślady.

     — Słyszałeś to? — zapytała, nim zdążyła ugryźć się w język. Odpowiedź przecież była oczywista, w końcu reakcja blondyna mówiła sama za siebie. Jednak pytanie wyszło z jej ust niemalże mechanicznie. Ot taki zwykły, ludzki odruch.

     Suchy również zauważył w tym pewien bezsens, jednak zdecydował się odpowiedzieć. Miał teraz poważniejsze zmartwienie niż czekający go wykład na temat pytań retorycznych.

     — Tak — odparł, nawet na nią nie patrząc. Przymrużył lekko oczy, jakby to miało wyostrzyć jego wzrok. — To raczej nie był śpiew ptaków. Za dużo niecenzuralnych słów jak na słowika.

     Gestem dał znak, by poszła za nim. Ruszył przed siebie, zbliżając się do gęstych krzewów porastających całą okolicę. Ciężko będzie je całe przeszukać, a kolce mogły skutecznie w tym przeszkadzać. Mimo to obszedł pierwszy rząd krzaków dookoła, nakazując Olix zostać w miejscu. Wyjął miecz z ekwipunku i po cichu zaczął przechadzać się wzdłuż nich, wypatrując ludzkiej sylwetki. Jego towarzyszka zrobiła dokładnie to samo, ale po drugiej stronie.

     Przez chwilę w lesie panowała głucha cisza, przerywana jedynie szelestem liści przy niewielkim powiewie wiatru. Nastolatkowie krążyli wokół zarośli, starając się nie wydawać żadnych głośnych dźwięków. Chodziło głównie o to, by przybysz myślał, że już odeszli. Jeśli będzie na tyle nierozsądny, zdecyduje się uciekać, a wtedy może zdołają go złapać.

     Tak też się stało. A nawet lepiej, bo nieznajomy sam się zdemaskował, łamiąc jakąś gałąź. Trzask nie należał do najgłośniejszych, lecz Olix udało się zlokalizować, skąd dochodził.

     — Tutaj! — krzyknęła, wskazując palcem gdzieś na wąski obszar lasu, obficie porośnięty krzewami. Szczęśliwym zrządzeniem losu Suchy akurat stał w pobliżu.

     Podbiegł do owego miejsca, idealnie chwilę przed tym, jak poszukiwany wybiegł z zarośli. A raczej poszukiwana, bo nim zdążył dojrzeć długie, kasztanowe włosy i białą, zwiewną suknię, nim nieznajoma z impetem grzmotnęła głową o jego klatkę piersiową.

    Suchemu na chwilę zaparło dech w piersiach od uderzenia, ale szybko się pozbierał. To była chwila, na którą czekał od dłuższego czasu. Spotkał rywala, na pierwszy rzut oka dużo słabszego od niego. Lepiej być nie mogło. Zacisnął dłoń na rękojeści miecza, dziękując Bogu, że nie nadziała się na jego ostrze. Chciał ją jeszcze wypytać o kilka rzeczy.

    Uśmiechnął się ironicznie, patrząc wprost na przerażoną dziewczynę. Nie wyglądała na groźną. Miał również wątpliwości co do tego, czy była chociażby uzbrojona. Jej postura niekoniecznie nadawała się do władania mieczem. Była raczej wątła, a jej wzrost też pozostawiał wiele do życzenia. Choć na przykładzie Olix nauczył się, że nie należy oceniać książki po okładce, to mimo wszystko nadal coś mu tu nie pasowało. Jak taka, na pozór słaba osóbka mogła przeżyć tutaj aż dwie noce? W dodatku sama. Nawet Wixo łatwo dał się zabić. Więc jak?

    — A co my tu mamy? — rzucił, zwracając się do swojej towarzyszki. Zabrzmiało nieco zbyt arogancko, lecz nie przejął się tym zbytnio. Miał wzbudzić w niej strach, nie sympatię. To poczucie zagrożenia uwalnia w człowieku instynkt przetrwania. Taka osoba zrobi niemal wszystko, by przeżyć, ale za to bezmyślnie. Presja i lęk to najgorsze połączenie, chyba że ogarniają twojego przeciwnika.

    Ku swojemu zaskoczeniu osiągnął to dość łatwo. Efekt spotęgowała Olix, która zaszła dziewczynę od tyłu. Brązowowłosa trzęsła się ze strachu, rozglądając nerwowo dookoła w poszukiwaniu ucieczki.

    — Nawet nie próbuj — powiedział ostrzegawczo Suchy. — I tak nam...

    W tym momencie nieznajoma uniosła rękę, a nad jej głową pojawił się portal do ekwipunku. Dosłownie sekundę później zniknęła w jego wnętrzu. Po dziewczynie nie pozostał nawet ślad.

    — ...nie uciekniesz — dokończył, nie do końca rozumiejąc, co się właśnie wydarzyło.

    Spojrzał tępo na Olix, jakby miała wyjaśnić mu to dziwne zjawisko. Jednak ona też nie potrafiła wydobyć z siebie ani słowa.

    Blondyn znów otrząsnął się jako pierwszy, lecz wciąż pozostawał równie zdezorientowany co wcześniej. Nie wiedział, czy nieznajoma sama wskoczyła do własnego ekwipunku, czy użyła jakiejś iluzjonistycznej sztuczki. Jeśli jednak pierwsza opcja okaże się prawdziwą, to oznacza, że człowiek może wejść do własnego ekwipunku? Gdyby tak się na tym zastanowić, coś takiego może być jak najbardziej wykonane. Lecz oczywiście niesie za sobą pewne ryzyko, bo nie wiadomo, co może tam czekać gracza. Gdzie trafi? Czy będzie mógł otworzyć portal od środka?

    W instrukcji było jasno napisane, że ekwipunek służy tylko i wyłącznie do przechowywania wewnątrz rzeczy martwych. Tylko rzeczy martwych, ale czy aby na pewno? Nie znalazł żadnej wzmianki o ukryciu w nim człowieka.

    — Co robimy? — Głos Olix wyrwał go z zamyślenia.

    Suchy wypuścił głośno powietrze z ust, nadymając przy tym wargi. Co mogli zrobić w tej sytuacji? Prawdopodobnie nic. Szatynka znikła, a wraz z nią znikł ich problem.

    — To może... Zróbmy to, co zawsze. Poszukajmy jakichś skrzynek — zaproponował, delikatnie klepiąc się po brzuchu. Ten zaburczał donośnie w odpowiedzi, jakby chciał oznajmić, że zdecydowanie popiera jego pomysł. — Ugh. Mój żołądek zaraz strawi... — Urwał, próbując wymyślić, co może może strawić pusty już od kilkunastu godzin żołądek. — ...zaraz strawi sam siebie.

    — Rozumiem. — Dziewczyna kiwnęła lekko głową, a jej kąciki ust podniosły się niezauważalnie. Uśmiech szybko znikł z twarzy blondynki, gdy przypomniała sobie ostatnie poszukiwania. Wtedy, we trójkę, rozeszli się na godzinę, by znaleźć niezbędny prowiant lub broń. Co prawda, jedzenie zyskali w zupełnie inny sposób, ale nie miało to większego znaczenia. Liczył się sam pomysł zwiększenia obszaru, który mogą osobno przeszukać. — Jest dzień, możemy się rozdzielić, prawda?

    — Absolutnie nie. — Odpowiedź padła niemalże natychmiast. Oczywiście blondyn już wcześniej rozważył tę opcję i doszedł do bardzo prostego wniosku. — To zbyt niebezpieczne.

    — Tutaj wszystko jest niebezpieczne — zauważyła Olix, następnie nabrała powietrza do płuc i na jednym wydechu wyrecytowała to, co od niedawna chodziło jej po głowie. — Tym bardziej całonocna walka bez dostarczenia organizmowi odpowiedniej dawki węglowodanów. Nie będzie miał jak zregenerować sił witalnych, a my zmęczymy się o wiele szybciej. Im mniej energii, tym gorsza jakość pojedynku, co może poskutkować nasza porażką, czyli najpewniej śmiercią.

    Chłopak musiał przyznać, że zabrzmiało to bardzo mądrze. Jakoś tak ta wypowiedź nie pasowała mu do wizerunku towarzyszki. Zwykle mówiła bardziej zawile, jakby wybierała okrężną drogę, zamiast przejść do sedna, lecz teraz bez problemu sprecyzowała to, co zamierzała mu przekazać. Może to właśnie dzięki niemu i temu jego irytującemu nawykowi używania formalnego języka w poważniejszych rozmowach.

    Uśmiechnął się lekko na myśl, że jeśli blondynka wygra, wyniesie z tej gry coś więcej niż parę siniaków.

    — Masz całkowitą rację, droga koleżanko — przyznał. Następnie wziął głęboki wdech i zaczął wyjaśniać, odwzorowując sposób, w jaki przed chwilą mówiła Olix. — Aczkolwiek, nie zmienia to faktu, iż teraz, po spektakularnej klęsce naszego poległego towarzysza, łącznie zostało nas tylko dwóch, co zmniejsza szansę na odnalezienie skrzyni, nawet po podziale na dwie jednoosobowe drużyny. — Uśmiechnął się ironicznie, patrząc w oczy wyraźnie skonfundowanej towarzyszki.

    — No dobra... — Dziewczyna gestem poleciła blondyną i to ruszyć przodem. Ten minął ją i skierował się na zachód, zakładając, że dzięki temu nie wrócą do punktu wyjścia.

    Szli tak przez kilkadziesiąt minut, rozmawiając z wesoło o wszystkim i niczym zarazem. A to Suchy rzucił jakąś anegdotkę dotyczącą danej dziedziny życia, a to Olix wspomniała o fabule pewnego anime, co rozpoczęło bardziej żywiołową dyskusję. Okazało się bowiem, że oboje byli tak zwanymi "otaku", dzięki czemu wreszcie mieli stały, wspólny temat.

    — No, generalnie już wiemy, z czego twórca zerżnął tę grę — oświadczył z irytacją chłopak, gdy jego towarzyszka wymieniła tytuł "sword art online". — Jak zwykle kreatywny.

    — Z SAO? — Jego towarzyszka nie była do końca przekonana. — Przecież nawet nie jest do siebie podobne.

     — Jak to nie? — zdziwił się blondyn. — Główny motyw, czyli uwięzienie w grze, jest przecież dokładnie taki sam!

    Olix podkręciła przecząco głową.

    — To bardzo popularny motyw, i wykorzystuje go nie tylko to anime — zauważyła. — Poza tym, cała reszta jest zupełnie inna. Nie możesz tak oskarżać o zgapianie, bo tobie coś wydaje się zaledwie podobne.

    Suchy jednak przestał ją słuchać już po pierwszym zdaniu. Jego uwagę przykuło coś innego, znacznie ciekawszego niż średniego sortu anime. W zaroślach, tuż pod wielkim, spróchniałym dębem, dostrzegł małą, srebrną skrzynkę. Bez słowa ruszył w jej kierunku.

    Zaskoczona Olix na chwilę zwolniła, nie rozumiejąc, dlaczego rozmówca nagle zaczął ją ignorować. Po kilku sekundach wszystko stało się jasne.

    Chłopak błyskawicznie uniósł wieko i zaczął wyjmować zawartość niewielkiego kuferka. W okamgnieniu na ziemi zmaterializowały się żółte reklamówki z nadrukowanym logo sklepów sieci Biedronka, a z nich zaczęły wysypywać się przeróżne artykuły spożywcze.

    Suchy rzucił się na jeden, dla niego niezwykle wyróżniający się w tłumie, produkt. Wziął do ręki dwa napoje energetyzujące marki "Monster Energy" i szybko odrzucił je na bok. Zasłaniały bowiem prawdziwy skarb – opakowanie już przygotowanych tortilli na zimno.

    — Jedzenie! — wykrzyknął triumfalnie, zdzierając folię ochronną z plastikowego opakowania.

    — Monsterki! — zawtórowała mu Olix, widząc wielokolorowe puszki jej ulubionych energetyków. Natychmiast podeszła do najbliższej, by już po chwili delektować się cierpkim smakiem napoju.

    — Huh? — Blondyn spojrzał na nią, przeżuwając połowę tortilli, którą przed chwilą na raz wepchnął sobie do ust. Widząc radość, jaką dała dziewczynie zaledwie jedna puszka, wziął do ręki najbliższą i schował ją do ekwipunku. — Resztę możesz sobie wziąć.

    — Dziękuję! — pisnęła radośnie i zabrała się za przeglądanie reklamówek w poszukiwaniu innych, ciekawych przysmaków.

    Suchy włożył ostatnią część swojego przydziału do przywołanego portalu. Czarno-biały Lion wylądował w ekwipunku, choć chłopak wiedział, że pewnie za kilka minut znów po niego sięgnie.

    Spojrzał na Olix, która piła już trzecią puszkę energetyka, tym razem żółtą. To ponoć najlepszy smak, choć on nie widział w nim nic nadzwyczajnego. Oczywiście, gdy chodził do liceum, kupował podobne napoje, lecz raczej nie ze względu na smak, a niską cenę mniej znanych marek i złudną wizję pozbycia się uczucia senności na czas lekcji.

    Dziewczyna spojrzała na trzymany w ręce napój. Po ciężarze i dźwięku, jaki towarzyszył lekkim potrząśnięciu puszką, poznała, że zostały już tylko resztki. Jednak zamiast dopić, podsunęła je Suchemu pod nos.

    Blondyn popatrzył to na nią, to na energetyka, wyraźnie nie rozumiejąc prostej intencji.

    — Weź — powiedziała ponaglającym tonem.

    — Nie smakuje ci? — zdziwił się chłopak.

    Olix zacisnęła nieśmiało usta, bijąc się w myślach z samą sobą. Głupio jej było podać koledze prawdziwy powód, ale w końcu jakie miała inne wyjście?

    — To nie to... Ja... Muszę siusiu — wyznała, odwracając wzrok.

    Na twarzy Suchego zagościł szeroki uśmiech. Bawiło go speszenie dziewczyny z powodu takiej błahostki. Nie mógł się jednak powstrzymać przed rzuceniem kolejnej uszczypliwej uwagi.

    — Taa... Ciekawe po czym. — Odebrał puszkę od dziewczyny i rozejrzał się teatralnie, jakby szukał wzrokiem wokół nich jakiegoś powodu. Szybko jednak dał sobie spokój, widząc zażenowanie Olix całą tą sytuacją. — Dobra. Schowaj się gdzieś za krzakami i zrób co musisz. Nie będę patrzył.

    Obrócił się do niej plecami, gdy ta bez słowa ruszyła w kierunku najbliższych zarośli. Ostatecznie jeszcze raz zerknął za siebie, upewniając się, że dziewczyna jeszcze nie zaczęła.

    — Tylko uważaj na mrówki! — krzyknął za nią. — I olbrzymie pająki! Mogą na raz odgryźć ci... Nie ważne.

    Dlaczego to zrobił? Nie wiedział. Tłumaczył się niewinnym żartem, choć dobrze wiedział, że teraz jego koleżance zdecydowanie nie jest do śmiechu. Choć z drugiej strony wizja Olix z opuszczonymi spodniami, kręcącej się niespokojnie w poszukiwaniu małych lub ogromnych insektów, lekko go bawiła.

    Westchnął cicho, karcąc się w duchu. Czasem jednak powinien solidnie ugryźć się w język. Jak tak dalej pójdzie, dziewczyna nigdy go nie polubi, nawet jeśli odda jej dożywotni zapas monsterków.

    Nagle dostrzegł przed sobą jakiś ruch. Coś czaiło się w zaroślach na przeciw. Coś zdecydowanie większego niż zając czy inne tego typu leśne zwierze.

    Zaniepokojony chciał wyjąć miecz z ekwipunku, lecz był tak skupiony na wypatrywaniu następnego ruchu, że zamiast broni wyciągnął znalezionego wcześniej liona. Kiedy wreszcie się zorientował, iż tym raczej ciężko będzie powalić potencjalnego przeciwnika, pospiesznie wepchnął batona z powrotem do portalu i wydobył z niego właściwą rzecz.

    Przez ten mały incydent rozkojarzył się tak bardzo, że zrozumiał swój błąd dopiero, gdy poczuł czubek cudzego ostrza wbijający mu się w kręgosłup miedzy łopatkami.

    — Jeden ruch i po tobie — warknął napastnik. Był to ciepły, wręcz chłopięcy głos. Nie brzmiał na zabójcę, choć Suchy dobrze wiedział, że pozory często lubią mylić.

    Suchy zacisnął dłoń na rękojeści miecza, próbując wyczuć odpowiedni moment na atak. Jednak ostrze przeciwnika w dalszym ciągu napierało mu na plecy, paraliżując cały układ nerwowy chłopaka.

    Blondynowi nie pozostało nic więcej, jak tylko czekać na następny ruch przeciwnika. Patrzył przed siebie, licząc, że niebawem przybędzie Olix i odwróci uwagę obcego, by on zdołał się uwolnić.

    Ponownie dostrzegł ruch w zaroślach, dokładnie tam, gdzie wcześniej. Zdecydowanie ktoś się w nich znajduje. Wątpił, by jakiekolwiek zwierzę było na tyle cierpliwe, że widząc ludzi pozostało w miejscu tak długo.

     Miał rację. Po chwili zza krzaków wyłoniła się ludzka sylwetka. Znajdowała się w cieniu drzew, więc Suchy nie mógł dostrzec żadnych szczegółów jego wyglądu.

     Gdy nieznajomy podszedł nieco bliżej, chłopakowi zaparło dech w piersi. Zamarł w bezruchu, a czas wokół jakby zwolnił. Od razu poznał obcego, choć widział go tylko raz – we śnie. Przed nim stał ów blondyn, który w jego koszmarze zamordował Olix.

     Więc on istnieje? Czy wcześniejszy sen, to była prorocza wizja? Kim więc jest ten drugi?

     Z zamyślenia wyrwał go kolejny okrzyk, dobywający się zza jego pleców.

     — Rzuć broń! — Tym razem głos nie należał do nieznajomego napastnika. Był żeński.

    Olix wróciła, by go ocalić.

    Suchy zacisnął pięści. Jeszcze chwilę temu ucieszyłby się z pomocy, lecz teraz chciałby, żeby dziewczyna znalazła się jak najdalej stąd. Nie mógł dopuścić, by malowidło ze snu stało się rzeczywistością.

    Wypuścił powietrze z płuc, czemu towarzyszył głośny świst. Korzystając z nieuwagi przeciwnika, obrócił się gwałtownie, odbijając mieczem jego ostrze. Poczuł, jak jego czubek rozcina mu skórę na lewej łopatce. Na szczęście rana nie była zbyt głęboka, by wyrządzić mu większą szkodę, poza uporczywym pieczeniem.

    Teraz to nie istotne. Zacisnął wargi, próbując zignorować ból. Musiał za wszelką cenę bronić Olix.

    Ryknął wściekle, rzucając się na stojącego przed nim blondyna. Jeśli ktoś ma dziś zginąć z to tylko on.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro