Panie przodem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce zaszło już około dwie godziny temu. Nad sektorem leśnym zapanował mrok, a żerujące na nim potwory wylazły na powierzchnię w poszukiwaniu ofiar. Drużyny powoli zaczynały tracić swoich członków, znacznie zmniejszając swoją liczebność.

Właśnie jedną z takich drużyn tworzyli Olix i Wixo, przedzierający się przez gąszcz drzew i krzewów. Odkąd opuścił ich Suchy, musieli radzić sobie w dwójkę, co, jak się okazało, wcale nie było łatwiejsze. Wręcz przeciwnie, wielokrotnie brakowało im trzeciego towarzysza, choćby nawet do walki.

Rana na ramieniu białowłosego bardzo zmniejszała jego kompetencje we władaniu mieczem. Blondyn finalnie pozostawił mu po sobie dość uciążliwą pamiątkę na pożegnanie.

Obecnie we dwójkę uciekali przed potworami, które parę minut temu omal ich nie dopadły. Wraz z zapadnięciem zmroku, nie wiadomo skąd wyłoniła się horda zombie, otaczając oboje ze wszystkich stron. Sporo czasu zajęło im przebicie się na wolność.

Wixo odsłonił rękaw koszulki, zerkając na niegojącą się do tej pory ranę. Jego ramię zdawało się przybierać czarny kolor, jakby gniło. Bez wątpienia wdało się zakażenie, co potwierdzała wypływająca z niego ropa.

Z każdym ruchem ręki czuł porażający ból w okolicach całego barku, przez co rola obrońcy drużyny spadała na Olix, która, ku zaskoczeniu białowłosego, radziła sobie całkiem nieźle. Mimo wszystko, chłopak nie pozostawał jej dłużny, walcząc ponad miarę swoich możliwości.

Gdy już wreszcie udało im się uciec od zombie, na tyle, by stracić je z pola widzenia, pojawiła się kolejna przeszkoda. Część lasu przed nimi spowita była białym płaszczem, do złudzenia przypominającym pajęczynę. Tyle, że żadna pajęczyna nie osiągała takich rozmiarów, by bez problemu pokryć całe drzewo, nie mówiąc już o dobrym hektarze lasu.

— Coś jest nie tak — stwierdziła Olix. — Nawet te olbrzymie pająki do tej pory nie snuły pajęczyn.

Wixo rozejrzał się, nie dostrzegając w okolicy żywej duszy.

— To w końcu pająki — odparł, ruszając dalej.

Dziewczyna złapała go za rękę, zatrzymując przy sobie.

— Zwariowałeś? — szepnęła konspiracyjnie, nie mogąc pozbyć się uczucia bycia obserwowaną. — To przecież pajęcze gniazdo.

— Gniazda wiją ptaki i to z gałęzi, a pająki chowają się po kątach — zadrwił białowłosy. — Poza tym, jak na gniazdo jest dość... Puste. Nie uważasz?

— To, że ty nikogo tam nie widzisz, nie oznacza, że nikogo tam nie ma — upierała się Olix.

Wixo cicho westchnął i złożył dłonie jak do modlitwy. Następnie spojrzał na swoją towarzyszkę, niczym na małe, niesforne dziecko.

— Dobrze, a więc wybierz co wolisz. Pajęczyny... — Wskazał na pokrytą białymi sieciami część lasu, a następnie obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, patrząc wymownie na przemieszczające się w oddali postacie. — Czy ich?

Dziewczyna mimo wszystko musiała przyznać mu rację. Z dwojga złego, lepiej wybrać potencjalnie bezpieczniejszą opcję niż prawie pewną śmierć.

— No dobra — zgodziła się. — Ale jak zginiemy, to cię zabiję.

Wixo wyszczerzył zęby i ruszył do pajęczego gniazda. Tuż przed nim zatrzymał się, pokazując Olix gestem, by szła dalej.

— Panie przodem — powiedział z głupawym uśmieszkiem.

Dziewczyna spojrzała na niego jak na kosmitę, nie kryjąc zdziwienia i zarazem pogardy. Bo w końcu, jaki facet każe kobiecie wejść pierwszej do tak niebezpiecznego miejsca?

— No przecież tylko żartowałem — bronił się Wixo, nieco zniesmaczony jej reakcją. — Żarty tamtego dupka jakoś cię śmieszyły.

Na te słowa blondynka pokręciła głową z zażenowaniem.

— Suchy przynajmniej potrafił żartować — odparła. — Nie próbuj go naśladować.

Białowłosy zacisnął zęby, by powstrzymać się od komentarza. Samo wspomnienie imienia blondyna działało na niego jak płachta na byka. Nienawidził go już od samego początku, ale teraz, gdyby gdzieś na niego natrafił, bez wahania ściąłby mu łeb.

— Chodźmy już — burknął, wchodząc do pajęczego legowiska.

Wyjął z ekwipunku drewnianą szablę, by torować nią sobie drogę, odsuwając pajęczyny niczym najzwyklejsze zasłony. Każdy krok stawiał ostrożnie, co chwila oglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu potencjalnego napastnika. Nie zobaczył jednak żadnej żywej istoty w promieniu kilkuset metrów.

— Musimy zawrócić — powiedziała nagle Olix.

Wixo spojrzał na nią niepewnie. Dziewczyna stanęła jak wryta, a na jej twarzy malował się strach. „Nie", zmitygował się. „Bliżej temu było do prawdziwego przerażenia". Blondynka zerkała paranoicznie w każdy z możliwych kierunków, jakby wyczekiwała pojawienia się czegoś potwornego.

— Co się stało? — zapytał, w myślach zgadując, że jego towarzyszka ma arachnofobię.

— To przecież było w instrukcji — szepnęła, wciąż nie przestając się rozglądać. — Suchy mówił o tym miejscu.

Wixo wywrócił oczami, wzdychając wymownie. Znów ten Suchy. Ile razy jeszcze padnie jego imię, zanim Olix wreszcie o nim zapomni?

— Nie wiem — mruknął. —Sprawdziłbym, ale ten zdrajca zabrał instrukcję.

Olix pokręciła nerwowo głową. Chwyciła chłopaka za rękę, ciągnąc w kierunku miejsca, z którego dopiero przyszli. Ten jednak stawiał opór.

— Musimy uciekać! — Dziewczyna już niemal błagała białowłosego. — To legowisko mrocznych pająków.

Wixo wyrwał się z uścisku blondynki, wciąż nie rozumiejąc jej zachowania. Kompletnie nie pamiętał tego fragmentu instrukcji.

— Mroczne czy nie, zabiję każdego, który stanie nam na drodze — oświadczył, gestem nakazując dziewczynie ruszyć dalej. — Poza tym, nikogo tu nie ma.

— Ty nic nie rozumiesz. — Olix cofnęła się o kilka kroków. — One nie potrzebują się pokazywać, żeby nas zabić.

Jak na potwierdzenie jej słów, gdzieś w pobliżu rozległ się głośny syk. Dźwięk zdecydowanie wydał pająk, ale nieco różnił się od tych, które do tej pory słyszeli. Był mocniejszy, bardziej donośny, a przede wszystkim straszniejszy.

— Co masz na myśli? — niemalże krzyknął Wixo, poszukując potwora wzrokiem.

Nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, z pobliskiego drzewa wystrzelił kołtun białych nici, przylepiają się do pleców białowłosego. Biedak nawet nie zdążył się ruszyć, gdy coś wciągnęło go na górę.

Olix krzyknęła z przerażenia, patrząc, jak jej towarzysz znika gdzieś w gąszczu pajęczych sieci pokrywających korony drzew.

Szybko ukryła się za najbliższym drzewem. Starała się być najciszej, jak tylko mogła, licząc, że pająki zostawią ją w spokoju.

Stała oparta o pień, zasłaniając dłońmi usta, by nie wydobył się z nich żaden niepożądany dźwięk. Zamknęła oczy, próbując uspokoić umysł, lecz nieustające krzyki Wixo jej tego nie ułatwiały.

Białowłosy wrzeszczał, ile sił w płucach, prawdopodobnie będąc pożerany żywcem przez ogromne pająki. Były to krzyki z bólu oraz początkowo wołania o pomoc, która nigdy nie nadejdzie. Został sam, otoczony przez chmarę krwiożerczych potworów.

Z czasem krzyki chłopaka słabły, by w końcu ucichnąć na zawsze.

Przerażona Olix zerknęła przez ramię, poszukując wzrokiem czegoś niepokojącego. Nagle coś spadło z drzewa, prosto pod jej stopy.

Dziewczyna drżąc spojrzała na pozbawioną mięsa, ludzką czaszkę. Sama nie wiedziała, co było gorsze, świadomość, że to prawdopodobnie wszystko, co zostało z jej towarzysza, czy to, że potwór, który go pożarł, znajdował się teraz dokładnie nad nią.

Odruchowo chciała spojrzeć w górę, lecz wtem przypomniała sobie te wszystkie filmy, w których bohaterzy ginęli w podobny sposób. Zamiast tego szybko odepchnęła się od drzewa, odskakując na bok. Idealnie, by unikać pocisku z białych nici, który sekundę później przylepił się do pnia.

Olix założyła, że to na chwilę zatrzyma potwora, lecz ten błyskawicznie wciągnął pajęczynę, razem z oderwaną od drzewa korą.

Przerażona dziewczyna ruszyła biegiem przez las, starając się unikać wszystkich dużych skupisk pajęczych nici. Nie należało to do najłatwiejszych zadań, bo niemalże wszystko tutaj było nimi pokryte.

Obejrzała się w biegu, a to, co zobaczyła, jeszcze bardziej przyspieszyło jej bicie serca, choć myślała, że to już niemożliwe.

Z kilku drzew, parędziesiąt metrów za nią, schodziły dwa ogromne pająki. Były zdecydowanie większe od tych, które napotkała wczorajszej nocy. Różniły się również kolorem włosia, gdyż gdzieniegdzie dało się dostrzec czerwone plamy, choć dziewczyna nie była do końca pewna, czy to tylko ich ubarwienie, czy raczej zaschnięta krew.

Pędziła przed siebie na złamanie karku, nerwowo poszukując wzrokiem wyjścia. Niestety, ale wszędzie widziała tylko i wyłącznie pajęczyny.

Zerknęła przez ramię, by zobaczyć ścigające ją potwory. Były niezwykle szybkie, błyskawicznie nadrabiając dzielący ich dystans.

Olix pisnęła cicho ze strachu, gdy jeden z nich znalazł się zaledwie dziesięć metrów od niej. W desperackiej próbie ratowania życia, dziewczyna wskoczyła do najbliższej nory, którą zasłaniały dziesiątki grubych korzeni drzewa. Ona zmieściła się bez problemu, ale pająk miałby niemały problem.

Tak, jak przewidziała, stwór nie był w stanie się przecisnąć. Stanął tylko przy wejściu do nory, wściekle sycząc i rozkopując ziemię przednimi nogami.

Olix odsunęła się z zasięgu jego kończyn, ciężko dysząc. Serce biło jej tak szybko, że omal nie rozerwało jej piersi i czuła, jakby płuca wypełniał ogień.

Nieświadomie oparła się łokciem o coś owalnego kształtu, podkulając nogi do tułowia. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że leży na małej, srebrnej skrzynce.

Zapanowała chwilowa cisza. Dziewczyna drżącą ręką uchyliła wieko, zerkając do wnętrza kuferka. Tam zobaczyła trzy sześcienne kostki.

Błyskawicznie sięgnęła po jedną, a gdy ta opuściła skrzynię, przemieniła się w długi, stalowy miecz.

Olix zamknęła oczy, dziękując Bogu za tę szansę. Nie dość, że pająk dał sobie spokój i odszedł od drzewa, to jeszcze znalazła prawdziwą broń.

Jednak było nieco za wcześnie na świętowanie, gdyż w rzeczywistości włochaty potwór nie poddał się tak łatwo. Zamiast odejść, obszedł drzewo dookoła, szukając większej szczeliny, by dobrać się do ukrytej w norze ofiary. Nawet brak drugiego wejścia go nie zniechęcił. Głodny i rozwścieczony, przywarł do robiących za grube kraty korzeni drzewa, próbując dosięgnąć blondynkę.

Jedno z jego długich odnóży wbiło się w ziemię, tuż obok przerażonej dziewczyny. Po kilku sekundach potwór zdołał przegryźć najcieńszy korzeń, przez co mógł niemal sięgnąć swej ofiary.

Olix przywarła do ziemi, próbując oddalić głowę od ostrych jak brzytwa, gębowych kleszczy potwora. Wstrzymując oddech, zacisnęła dłonie na rękojeści miecza i z całej siły dźgnęła go od spodu, przebijając cały głowotułów na wylot.

Pająk zasyczał ostatni raz, po czym padł martwy. Z rany potwora zaczęła sączyć się gęsta bezbarwna ciecz – hemolimfa, odpowiednik pajęczej krwi – wprost na leżącą pod ciałem Olix.

Dziewczyna, nie tracąc ani chwili, chwyciła za obie kostki leżące w skrzyni i ruszyła do wyjścia z nory, nawet nie fatygują się wydobyciem trzeciego miecza z truchła potwora. Uznała to za stratę czasu, bo w końcu, po co jej aż tyle broni? Dwie w zupełności wystarczą.

Wygrzebała się na powierzchnię i od razu pognała przed siebie. W biegu schowała jeden z mieczy do ekwipunku, drugi dla bezpieczeństwa zostawiając w ręku.

Cały czas zastanawiała się, gdzie zniknął ten drugi pająk. Nie widziała go już od dłuższego czasu, a to zdecydowanie nie wróżyło nic dobrego.

Po kilku sekundach dostrzegła przed sobą zwykły, zielony skrawek lasu. Już niemal dotarła do końca pajęczego legowiska, musiała tylko pokonać ostatnie kilkadziesiąt metrów.

Przyśpieszyła biegu, chcąc jak najszybciej się stąd wydostać. Nagle zauważyła coś jeszcze. Z drzewa, tuż przed wyjściem, schodził kolejny mroczny pająk.

Ośmionożny potwór w mgnieniu oka znalazł się na dole i z dzikim sykiem ruszył w kierunku dziewczyny.

Olix szybko oceniła swoje szanse na ucieczkę. Nawet w zaokrągleniu były równe zeru. Pająk był zbyt szybki, by zdołała go zgubić lub chociaż wyminąć. Pozostała tylko bezpośrednia konfrontacja.

Dziewczyna nie zwolniła kroku, wciąż pędząc wprost na włochatą bestię. Zaledwie sekundy biegu dzieliły ich od siebie. Właśnie w tym krótkim czasie, Olix zacisnęła dłonie na rękojeści miecza, wbijając jego ostrze prosto w jamę gębową potwora. Ten zasyczał z bólu, a ów syk szybko zmienił się w dźwięk bardziej przypominający wycie.

Potwór zaczął się miotać, cofając coraz bardziej. Wciąż nie przestawał wyć, a blondynka zauważyła, że z pobliskich drzew zaczynają schodzić następne włochate monstra.

Błyskawicznie wyjęła drugi miecz i przebiła nim gigantyczny odwłok pająka. Bestia od razu zamilkła, podkulając odnóża tak, by upaść kończynami do góry. Bez wątpienia był już martwy.

Olix spojrzała na zmierzające ku niej dziesiątki kolejnych potworów. Przygryzła wargę, rozważając, czy powinna obejść potwora i wydobyć z jego pyska pierwszy miecz, ale szybko zrezygnowała. Nie pozwalały jej na to obrzydzenie oraz nadciągające ze wszystkich stron stado pająków.

Szybkim ruchem wyszarpała broń z odwłoku martwej bestii, po czym rzuciła się do ucieczki.

Gdy już opuściła lęgowisko potworów, zdała sobie sprawę, że żaden z nich już jej nie goni. Zatrzymała się, by na chwilę odsapnąć i ruszyła dalej, tym razem już powoli.

Wreszcie była bezpieczna, nie wiedziała tylko, na jak długo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro