Pora spoważnieć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    — Ha! — Suchy uklęknął przed leżącą pod ścianą srebrną skrzynią. Uniósł jej wieko, nie dowierzając własnemu szczęściu.

    — Co tam masz? — zapytał Wixo.

    W środku znajdowały się trzy sześcienne kostki, a na każdej wygrawerowany był niewielki obrazek przedstawiający miecz.

    Chłopak dobrze wiedział, co to oznacza. Po wyjęciu ze skrzyni kostki przeobrażą się w to, co przedstawia grawerunek.

    — Broń — odparł. — A konkretnie miecz. A nawet trzy.

    — W takiej małej skrzyni? — zdziwiła się Olix. 

    Suchy uśmiechnął się lekko, patrząc na nią jak na dziecko, które właśnie zapytało o coś, co dla każdego jest oczywiste.

    — Ta skrzynia to swego rodzaju portal — wyjaśnił. — Ma podobne działanie do naszego ekwipunku, z jedną różnicą. Wsadzone do niej rzeczy zmieniają nie tylko swój rozmiar, ale i również kształt. Konkretniej, stają się małymi, sześciennymi kostkami. Jak te rubika.

    — I to wszystko było w instrukcji? — zdziwiła się dziewczyna.

    Suchy uśmiechnął się jeszcze szerzej, przypominając sobie, jak niewiele informacji zawierała w sobie znaleziona przez nich książeczka. Gdyby miał polegać tylko na niej, zapewne zginąłby jako jeden z pierwszych graczy.

    — Nie, tak mi mówi intuicja.

    Wixo prychnął pogardliwie.

    — Intuicja? A może jednak coś innego?

    — Co masz na myśli?

    Białowłosy podszedł do chłopaka i spojrzał mu prosto w oczy wzrokiem, który nie budził wątpliwości co do jego uczuć względem nastolatka. Bijąca z niego nienawiść w połączeniu z podejrzliwym spojrzeniem tworzyła naprawdę niebezpieczną mieszankę. Wyglądał jak tykająca bomba, której popsuł się licznik. Nie wiadomo, kiedy eksploduje, być może już za chwilę.

    Suchy odwzajemnił się mu chłodnym spojrzeniem. Kusiło go, by spuścić głowę i dyskretnie wycofać, ale mimo to wytrzymał na sobie, ciążący mu niczym stukilogramowy odważnik, wzrok Wixa.

    — Coś za dużo wiesz o tej grze, jak na zwykłego gracza — zauważył białowłosy i wciąż świdrował chłopaka gniewnym spojrzeniem.

    Blondyn wzruszył ramionami.

    — Jestem po prostu domyślny.

    — Jesteś po prostu cholernym zdrajcą!

    W odpowiedzi Suchy chwycił za leżącą na dnie skrzyni kostkę. Wyjął ją, a gdy ta opuściła wnętrze jej srebrnego więzienia, poczuł, jak zmienia się jej objętość. Wycelował nowo nabytą bronią w przeciwnika, wciąż patrząc mu prosto w oczy.

    — Uspokójcie się, natychmiast! — krzyknęła Olix, która do tej pory tylko przyglądała się poczynaniom chłopców.

    Do chwili, aż Suchy nie złapał leżącej w skrzyni kostki, ich krótka wymiana zdań mogła przybrać interesujący obrót. A jednak przez agresywną postawę Wixa i wybuchowy charakter blondyna w jednej chwili zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Właśnie dlatego nagle postanowiła zainterweniować.

    Wiedziała, że Suchy z jakichś nieznanych jej powodów był skłonny wykonać każdą prośbę dziewczyny, nie mówiąc już o tak stanowczym poleceniu. W końcu, odkąd opuścili tajemniczy, biały pokój, ten sprawiał wrażenie, jakby koniecznie chciał się jej przypodobać. Ciężko było zrozumieć jego motywację, przez nietypowy styl bycia blondyna. Raz sprawiał wrażenie miłego i sympatycznego, by jakiś czas później zmienić się w aroganckiego, bezczelnego pedanta.

    Olix spojrzała na trzymaną przez chłopaka broń. Nagle poczuła, jak serce przestaje jej bić. To, co mogło sprawić, że cała ich trójka przetrwa do rana, okazało się być całkiem bezużyteczne.

    Suchy z niedowierzaniem spojrzał na nowo zdobytą broń, a raczej nowo zdobytą zabawkę. Dobyty przez niego miecz okazał się bowiem w pełni zrobiony z drewna. Ostrze było długie i grube, ale zdecydowanie nie należało do najostrzejszych, wręcz przeciwnie, jego boki były całkiem gładkie.

    — Tylko się nie potnij — rzucił ironicznie Wixo. — Nasz ty bohaterze.

    Blondyn posłał mu mordercze spojrzenie.

    — Bez miecza też umiem zabić — ostrzegł.

    — Chyba tylko komara.

    — Niczym się od niego nie różnisz.

    Na twarzy białowłosego zagościł lekki, głupkowaty uśmieszek.

    — Mocniej gryzę.

    Suchy odwzajemnił uśmiech, tylko u niego wyglądało to zdecydowanie bardziej sztucznie.

    — Trudniej gryźć bez zębów.

    — Jak dzieci — wtrąciła się Olix, która nawet nie próbowała ukryć zażenowania.

    Blondyn wskazał palcem na drugiego chłopaka.

    — On zaczął! — powiedział nieco zbyt piskliwie jak na jego naturalny ton głosu.

    Dziewczyna pokręciła głowa z niedowierzaniem. Nie była pewna, czy to był swego rodzaju żart, czy on tak na poważnie i właściwie wolała nie wiedzieć. Myśl, że musi cały czas spędzić w towarzystwie ich dwóch, przyprawiała ją o ból głowy. Mimo wszystko, obaj byli bardzo przydatni. Nie tak dawno zresztą Wixo pokazał, na co go stać, odciągając od ich grupy hordę uzbrojonych Szkieletorów, z drugiej strony zrobił to na polecenie Suchego. To właśnie brunet wpadł na ten desperacki pomysł w trakcie ucieczki, dzięki czemu udało im się przetrwać. Nie dość, że wytyczył Wixowi bezpieczną trasę, by mógł dołączyć do nich okrężną drogą, to jeszcze odnalazł grotę, w której właśnie się znajdowali. Zupełnie, jakby posiadał jakiś szósty zmysł, pomagający mu odnaleźć się w grze... Tak, jakby już to kiedyś był...

    Olix pokręciła głową, próbując odpędzić od siebie tę myśl.

    To było niemożliwe. Suchy nie mógł tu trafić dwa razy. Chyba, że... Chyba, że już kiedyś wygrał to porąbane Battle Royal.

    Nie, to równie prawdopodobne, co wysokie IQ u Wixa.

    Spojrzała na swoich towarzyszy, których do reszty pochłonęła kłótnia. Wydawało się, że żaden z nich nie pamięta, jak jeszcze kilka minut temu wzajemnie ratowali sobie życie. Widocznie ci dwaj potrafią się dogadać tylko w podobnej sytuacji.

    — Dobra, pora spoważnieć. — Suchy otworzył ekwipunek i schował do niego swój drewniany miecz. Wyjął ze skrzyni dwa pozostałe i podał je swoim towarzyszom. — Mimo wszystko lepiej je zabrać. Kiedyś mogą się przydać.

    Blondynka spojrzała na niego ze zdziwieniem. Jego postawa zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni w zaledwie kilka sekund. Wixo wydawał się być równie zdekoncentrowany nagłą zmianą zachowania chłopaka.

    — No — ponaglił Suchy, wciąż podsuwając im drewniane miecze. — Weźmiecie je wreszcie?
Oboje momentalnie się otrząsnęli i przyjęli broń. Chwilę później ekwipunek każdego zwiększył się o jedną drewnianą atrapę miecza.

    — To co teraz zrobimy? — zapytała Olix i tym samym przerwała panująca w jaskini ciszę.

    — Nie mam pojęcia — przyznał Suchy. — Ale chyba najlepszą opcją będzie przeczekanie tu nocy.

    Wixo westchnął cicho.

    — Myślisz, że potwory nie znajdą wejścia do tej groty? — Tym razem w jego głosie nie było ani kpiny, ani ironii, to było najzwyklejsze pytanie.

    Suchy aż oniemiał z wrażenia.

    — Eeee...

    — Nie?

    — Nie! — wypalił blondyn. — W sensie... Nie, że nie. Znaczy... Cholera...

    — Głęboki wdech — poleciała Olix.

    — Bardzo zabawne — mruknął pod nosem Suchy. — Potwory raczej nie powinny się tu dostać.

    Jaskinia jest dość dobrze ukryta, ale na wszelki wypadek zachowajmy czujność.

    Olix ziewnęła, zasłaniając przy tym usta dłonią.

    — Mamy czuwać przez całą noc?

    — Nie, możecie się przespać — oznajmił blondyn. — Ja będę trzymał pierwszą wartę.

    — Ja jestem za — powiedział Wixo i niemal natychmiast położył się na ziemi, szukając wygodnej pozycji do spania.


Kilka minut później:

    Suchy wpatrywał się buzię śpiącej Olix. Wyglądała tak słodziutko i bezbronnie, że miał ochotę ją przytulić.

    Wixo spał parę metrów dalej. Jego też mógłby objąć . Konkretniej złapać dłońmi za jego szyję i mocno ścisnąć, pozostając w tej pozycji najdłużej, jak tylko się dało.

    Westchnął cicho i odwrócił wzrok. Nie zamierzał psuć sobie resztek nocy na oglądanie twarzy tego kretyna.

    Właściwie to nawet nie wiedział, dlaczego tak bardzo go nienawidzi. Może to przez jego irytujący charakter lub wręcz irracjonalną potrzebę czepiania się go na każdym kroku? Nie, w głębi duszy zdawał sobie sprawę, że to nie prawda. Nie było sensu oszukiwać samego siebie, chodziło o Olix.

    Wixo to w gruncie rzeczy całkiem fajny gość... Właśnie, całkiem fajny... Bał się, że pewna członkini ich drużyny przypadkiem polubi białowłosego bardziej niż jego samego. Traktował go jak rywala. Być może całkiem sensownie, w końcu Wixo uratował im życie. Zachował zimną krew i wykazał niezwykłą odwagę, ściągając na siebie uwagę szkieletów, by następnie samodzielnie pobiec w głąb pełnego niebezpieczeństw lasu.

    Nagle poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Wzdrygnął się i odskoczył na bok niczym spłoszone zwierzątko.

    — Spokojnie, to tylko ja — odezwała się Olix.

    — Ta... Ugh... Wiedziałem — skłamał, po czym przyjął pewną siebie postawę, lecz widząc na sobie rozbawiony wzrok dziewczyny, postanowił szybko zmienić temat. — Nie możesz spać?
— Nie, jakoś tak... — Usiadła obok niego. — To przez tę dziwną sytuację.

    Blondyn oparł się kamienną ścianę groty.

    — Nie bój się, potwory tu nie wejdą.

    — Nie chodzi o to... Miałam na myśli całą tą grę — wyjaśniła. — Jesteśmy tu uwięzieni, zdani tylko na siebie... — Podkuliła nogi, by następnie objąć ramionami kolana. Wbiła wzrok w podłogę, gdy poczuła nagły atak paniki. — To... To mnie przerasta.

    Wtedy wydarzyło się coś, czego żadne z nich się nie spodziewało. W porywie chwili Suchy delikatnie przytulił dziewczynę.

    — Spokojnie, jesteśmy z tobą.

    Miękki głos chłopaka zadziałał na nią kojąco. Miała ochotę wtulić się w jego tors i zasnąć, pozwalając odpłynąć wszystkim troską. Było tak ciepło, tak przyjemnie...

    Nie!

    Delikatnie, lecz stanowczo odepchnęła od siebie blondyna, uwalniając się z jego objęć.

    To, co teraz zrobił było uroczę, ale ciągle pamiętała, z kim ma do czynienia. To wciąż ten sam irytujący, niezrównoważony nastolatek, który jeszcze chwilę temu chciał zaatakować ich towarzysza mieczem. Wciąż mu nie ufała i to raczej już się nie zmieni.

    Blondyn odsunął się nieśmiało.

    — Przepraszam, ja...

    Nagle ich do uszu dobiegł niepokojący dźwięk. Coś jakby klekotanie.

    Suchy od razu rozpoznał ów tajemniczy odgłos. Poderwał się z miejsca i podbiegł do śpiącego w kącie jaskini Wixa. Chwycił go za ramię i mocno nim potrząsnął.

    — Wstawaj, szkieletory tu są.

    Wixo podskoczył jak poparzony.

    — Co? Gdzie?

    — Przed wejściem. Musimy uciekać.

    Po chwili cała trójka skierowała się do wyjścia z groty. Musieli ją opuścić, zanim potwory dostaną się do środka. Wtedy znaleźliby się w pułapce, gdyż jaskinia miała tylko jedno wyjście.

    Opuścili grotę, poszukując wzrokiem potencjalnego zagrożenie. Suchy dostrzegł je jako pierwszy.

    Szkieletor stał naprzeciwko jaskini i patrzył prosto na nich. Był na tyle daleko, że spokojnie mogliby uciec. W dodatku potwór nie miał przy sobie broni. Gdyby teraz popędzili w prawo, nie miałby żadnych szans, by ich dogonić.

    Chłopak przełknął głośno ślinę. Coś mu przyszło do głowy.

    Wystawił przed siebie rękę i otworzył portal do ekwipunku. Szybko wyjął z niego drewniany miecz i popędził wprost na potwora.

    Mając w pamięci sytuację sprzed chwili, w której to Olix odepchnęła go od siebie, stwierdził, że musi w jakiś sposób jej zaimponować. Dobrym sposobem, by to zrobić, było zabicie Szkieletora.
Będąc już zaledwie parę metrów od potwora, wziął potężny zamach, wciąż nie tracąc rozpędu. Jeśli uderzy wystarczająco mocno, istnieją naprawdę spore szanse, że pozbawi go głowy. Nie ma szans, żeby kościotrup to przeżył.

    Z całej siły zaatakował potwora, celując drewnianym ostrzem w jego czaszkę. Nie docenił jednak przeciwnika.

    Szkieletor bez problemu chwycił ostrze w swą kościstą dłoń i bez trudu zatrzymał je w locie.
Dopiero teraz Suchy zdał sobie sprawę z własnej głupoty. Cholera, co on najlepszego zrobił?
Wypuścił atrapę broni z rąk, by rzucić się do ucieczki, nim będzie za późno.

    Niestety, ale już było za późno. Szkielet chwycił go za nadgarstek, po czym pociągnął ku sobie. Upuścił drewniany miecz na ziemię i wolną ręką chwycił chłopaka za szyję.

    Suchy w żaden sposób nie mógł wyswobodzić się z żelaznego uścisku potwora. W dodatku zaczynało brakować mu powietrza. Obraz przed jego oczami tracił wyrazistość, a jego oczy zaszły mgłą. Po chwili poczuł, jak pada na ziemię. Uścisk momentalnie osłabł, a do płuc dotarła dawka świeżego powietrza.

    Tuż nad nim stał Wixo, dzierżąc w dłoniach drewniany miecz. Obok nich leżał szkieletor pozbawiony głowy. Ta z kolei znajdowała się metr dalej. Czaszka potwora była rozbita na kilka dużych części, co bez wątpienia było sprawką białowłosego.

    — Wstawaj! — ryknął Wixo. Wskazał czubkiem miecza na coś za plecami chłopaka. — Spadamy stąd.

    Suchy obejrzał się przez ramię. Zza drzew, kilka metrów od niego, wyłaniały się niezliczone zastępy Szkieletorów. Co gorsza, większość była uzbrojona.
 
    Nie było czasu do namysłu.

    Blondyn chwycił za swój leżący nieopodal miecz i ruszył pędem w kierunku czekającej na nich Olix.

    „Jeśli uda nam się przeżyć, muszę mu podziękować", pomyślał. „Jeśli nam się uda..."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro