Przejdę tę cholerną grę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   — Olix! — Suchy biegł przez las, stale nawołując zagubioną towarzyszkę. Przeskakiwał wystające korzenie drzew, pędząc przed siebie ile sił w nogach. — Olix!

    Poczuł intensywne kłucie w klatce piersiowej, lecz mimo to nie zwolnił. Liczyło się tylko to, by znów odnaleźć Olix. Dziewczyna wciąż powinna być w okolicach groty, choć nie miał nawet cienia pewności. Niedawno się obudził, a po Endermanie nie został nawet ślad. Nie wiedział, ile czasu był nieprzytomny. Mogło to być zaledwie pięć minut, jak również parę godzin.

    Wszystko przez tego przeklętego potwora. Zaatakował ich kompletnie znienacka, przez co chłopak nawet nie zdążył zareagować. Mimo to cieszył się, że to on został zaatakowany, nie jego towarzyszka. Choć nie odniósł poważnych obrażeń, gdyby to Olix została porwana przez Endermana, on już pewnie odchodziłby od zmysłów. Zresztą, dziewczyna pewnie uznała go za zmarłego i prawdopodobnie zmieniła lokalizację, ale Suchy wciąż miał nadzieję znaleźć ją w okolicach jaskini.

    Biegł co tchu, byleby tylko zdążyć na czas. Liczył, że uda mu się dogonić towarzyszkę, nim ta zdąży się oddalić. Jednak był pewien problem. Enderman teleportował go więcej niż raz, a każdy skok był na dość sporą odległość. Nie wiedział nawet, gdzie się obecnie znajduje. Kierował się w stronę najwyższego punktu, jaki dotąd widział. Być może tam znajdzie ową grotę.

    Gdy już dotarł na miejsce, odnalazł miejsce identyczne do tego, w którym ostatni raz widział Olix. Zgadzało się wszystko, od układu drzew aż po porośnięte chwastami zbocze góry. Jednakże nigdzie nie mógł dostrzec wejścia do jaskini. Obszedł całą półkę skalną, przeszukał każdy centymetr kamiennej ściany, lecz nigdzie nie znalazł groty. Zupełnie jakby ta znikła.

    Opadł na kolana, nie mogąc pojąć tego, co się właśnie wydarzyło. Grota znikła, a wraz z nią jego ukochana.

    — Olix! — wrzasnął z desperacji, licząc, że towarzyszka jakimś cudem zdoła go usłyszeć.

     Zaczął gorączkowo rozmyślać nad jakimkolwiek wyjaśnieniem tej nietypowej sytuacji. Czyżby mapa się zmieniała? Lub był po drugiej stronie góry?

    Druga opcja wydała mu się dość wątpliwa, przez bardzo podobny wygląd roślinności wokół, ale nie miał żadnego lepszego wytłumaczenia. Zdesperowany wstał i ruszył biegiem wokół góry. Oczywiście zmarnował tylko czas, ale skąd miał wiedzieć, że twórca użyje tych samych skryptów do kilku części jednego sektora naraz? W rzeczywistości Enderman teleportował go na dużo większą odległość niż mógłby przypuszczać, a podobieństwo okolicy wzięło się z czystego lenistwa osoby odpowiedzialnej za grafikę gry.

    Parędziesiąt minut później Suchy leżał zdyszany na trawie, nie mogąc pogodzić się z ponowną stratą towarzyszki. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z potwornej pomyłki i powagi sytuacji, w jakiej się znalazł. Olix wcale nie musiała być w pobliżu. Nie wiedział, na ile metrów potrafi teleportować się Enderman, ani nawet nie był do końca pewien, czy ten faktycznie wykonał z nim tylko dwa skoki. Moment od rozstania z przyjaciółką pamiętał jak przez mgłę.

    Podniósł się, wściekły na siebie i cały świat. Teraz nie zostało mu nic poza pozbawioną celu wędrówką z nadzieją, że kiedyś znów natknie się na Olix.

    — Walić to — mruknął sam do siebie. Uznał, że to najwyższy czas, by zmienić priorytety. Dopóki nie spotka swojej towarzyszki, będzie z całych sił starał się przetrwać. Wciąż istniała spora szansa na spotkanie dziewczyny w finale, a żeby urealnić tę wizję, będzie musiał eliminować wszystkich napotkanych graczy.

     Wstał, próbując obudzić w sobie gniew. Tego właśnie potrzebował – agresji. Nic lepiej nie przypieczętuje jego nowego postanowienia. Musi poczuć, że nie zawaha się przed mordem przypadkowych rywali.

    Wyjął miecz i obracając nim w dłoni, ruszył szybkim krokiem przed siebie. Czuł się trochę jak Deadpool czy jakiś filmowy killer, którego próbował naśladować jako dzieciak. Szedł w tylko sobie znanym kierunku, wymachując bronią w ramach rozgrzewki.

    Zastanawiało go tylko, ilu przeciwników wciąż żyje. Ponoć na początku łącznie osiemnastu graczy znajdowało się na wyspie. On był świadkiem co najmniej trzech śmierci. Przez niego zginął Kusar, a w międzyczasie ten kretyn, Wixo, dał się zabić. Jeszcze tego dnia zamordował atakującego ich blondyna. Nie można też zapominać o Qwicku, który został pojmany i prawdopodobnie zabity przez dwójkę obcych graczy. No i jeśli wierzyć Kusarowi, trzeci członek jego drużyny również nie żyje. Tak więc, powinno być jeszcze maksymalnie jedenastu żywych rywali. Choć zapewne zginęło jeszcze paru, nigdy nie mógł mieć pewności, więc zakładał najgorsze.

    Jeśli nie spotka trzyosobowej drużyny, będzie w stanie dostać do finału. Wystarczy tylko nie dać się zabić. Liczba wrogów nie ma znaczenia, jeśli będzie z nimi walczył pojedynczo.

    Nagle do jego uszu dobiegły czyjeś głosy. Natychmiast pognał w ich kierunku i przycupnął w najbliższych zaroślach. Parę metrów przed nim znajdowały się dwie osoby. Jedna, brązowowłosy chłopak obrócony do niego tyłem, przez co nie mógł dostrzec jego twarzy oraz druga, dziewczyna, która zamknęła się we własnym ekwipunku. Spotkał ją jeszcze tego ranka, kiedy razem z Olix zwabili ją w swoją banalną zasadzkę.

    Jej rozmówca celował w nią ostrzem swojego miecza. Suchego ciekawiło, o czym rozmawiali, lecz większa zagadką stała się prawa ręka nieznajomego. Dostrzegł na niej platynowy połysk, kiedy promienie słońca padły idealnie na metalowy nadgarstek chłopaka. Proteza? Tylko skąd mógł ją wytrzasnąć w tym świecie? A może stracił rękę jeszcze przed dołączeniem do gry? Tylko czy metalowa ręka nie byłaby potraktowana jako złamanie zasad? O ile w ogóle istniały tu jakieś zasady. Z tego, co pamiętał, nikt z jego drużyny nie miał przy sobie kompletnie nic z zewnętrznego świata. No, może poza ubraniami.

    "A szkoda", pomyślał Suchy, wyobrażając sobie, jak wyglądałoby pierwsze spotkanie jego i śpiącej wtedy Olix. Wizja ta wydała mu się dużo mniej kusząca, gdy przypomniał sobie, że chwilę później dołączył do nich Wixo. Jego gołego tyłka zdecydowanie nigdy nie chciałby oglądać.

    — Kim jest twórca? — Głos nieznajomego zabrzmiał na tyle złowrogo, że po plecach blondyna przeszły niekontrolowane ciarki. — I gdzie mogę skurwiela znaleźć?

    Suchy uważnie przysłuchiwał się rozmowie, by przypadkiem nie uronić ani jednego słowa. Wpatrywał się w dziewczynę, uważnie obserwując jej wyraz twarzy. Początkowo nerwowo zaciskała usta, wyraźnie gorączkowo nad czymś rozmyślając. Niespodziewanie uniosła oczy, a jej spojrzenie utkwiło w jego twarzy.

    Blondyn omal nie podskoczył. Zauważyła go! Wystarczy tylko jedno słowo dziewczyny, a uzbrojony szatyn zwróci się ku niemu. Walka z kimś, kto ma pięść zdolną do łamania kości przy jednym ciosie nie brzmiała zbyt optymistycznie. A mimo to wciąż tkwił w miejscu, nie mogąc oderwać od niej wzroku.

     Nieznajoma znów spojrzała na rozmówcę, a jej wyraz twarzy wskazywał na to, że właśnie podjęła jakąś, bardzo ważną decyzję.

    — Postaraj się wstrzymać oddech — powiedziała, jednocześnie podnosząc lewą rękę na wysokość twarzy szatyna. Między nimi pojawił się portal i w oka mgnieniu pochłonął chłopaka, błyskawicznie zmieniając swoją objętość wraz z położeniem. Widok był na tyle fascynujący, że Suchy na chwilkę zapomniał o obserwującej go dziewczynie.

    Jej portal do ekwipunku nie był przezroczysty jak wszystkich innych. Miał nieco bardziej mętną konsystencję i czarno-złotą otoczkę. Jednak bardziej interesowało go, jakim cudem nieznajoma jest w stanie dowolnie manipulować jego rozmiarem oraz przemieszczać według własnego uznania.

    — Możesz już wyjść — oznajmiła dziewczyna.

    Suchy cicho westchnął. Nie sądził, że jego kryjówka zostanie odkryta tak szybko. Teraz pozostała mu już tylko otwarta konfrontacja. 

    Podszedł do szatynki, zaciskając palce na rękojeści miecza. Był gotów w każdej chwili skrócić ją o głowę, ale uznał, iż krótka rozmowa zdecydowanie nie zaszkodzi. Skoro tamten chłopak pytał ją o twórcę, pewnie miał w tym jakiś cel. Oprócz tego, zamierzał wypytać o ekwipunek i wyjaśnienie porannych wydarzeń.

    — Nieładnie tak podglądać — skarciła go dziewczyna, kiwając przy tym palcem, jakby mówiła do sześciolatka.

    — Ten las ma bliżej do bitewnej areny niż do damskiej toalety — zauważył Suchy. — Powiedz mi lepiej, kiedy zamierzasz wyciągnąć jego truchło z ekwipunku.

    — Jakie truchło? — zdziwiła się nieznajoma.

    — To, które zostało po tamtym kolesiu, którego przed chwilą zamknęłaś — wyjaśnił. — Już od dobrych kilkunastu sekund jest martwy.

    Dziewczyna uśmiechnęła się autentycznie rozbawiona.

    — Czyżbyś zainspirował się moim wcześniejszym wyczynem i uwięził tę blondyneczkę w swoim ekwipunku?

    — Nie ją. Ale inny blondasek nie zniósł tego za dobrze — odparł Suchy, imitując jej irytującą tonację. Od samego początku rozmowy zwraca się do niego niczym opiekunka do niesfornego, upośledzonego dziecka, niepotrzebnie akcentując przy tym poszczególne słowa.

    — Hm... Może powinnam cię wtedy uprzedzić, że mój ekwipunek działa na zupełnie innych zasadach — odparła, wciąż z lekkim rozbawieniem. — Właściwie to nawet nie ekwipunek. To najzwyklejszy portal. Przydaje się w szybkim podróżowaniu.

    Chłopak nie mógł uwierzyć własnym uszom. Akurat teraz natknął się na osobę potrafiącą korzystać z teleportacji. To jak prawdziwy dar z niebios.

    — I dzięki niemu potrafisz się przenieść w dowolne miejsce? — dopytał, robiąc krok ku nieznajomej.

    — Oczywiście! — odparła z dumą dziewczyna.

    Blondyn z trudem powstrzymał promienny uśmiech, który niemalże sam wpychał mu się na usta.

    — A umiesz się przenieść do dowolnego gracza? — Suchy aż zagryzł dolną wargę z ekscytacji.

    — To też potrafię. — Riksi aż do ostatniej chwili nie zdawała sobie sprawy z intencji chłopaka. Zrozumiała swój błąd, dopiero gdy ten błyskawicznie powalił ją na kolana. Nim zdążyła wstać, jej gardło uciskało ostrze miecza.

    — Świetnie. — Suchy wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Wciąż nie mógł uwierzyć w własne szczęście. — A teraz teleportuj mnie do Olix.

    Riksi podpadła. Stanęła przed wyborem niczym z antycznej tragedii. Jeśli się nie zgodzi, blondyn poderżnie jej gardło. Natomiast jeśli wykona jego rozkaz, bez wątpienia zostanie odłączona od gry. To już trzecia, nader wielka ingerencja w losy graczy. Zbyt wiele braku poszanowania, jak na jedyną zasadę.

    — Dobra — zgodziła się po dłuższej chwili. — Ale musisz się choć odrobinę ode mnie odsunąć.

    Podstęp był zbyt oczywisty, by ktokolwiek mógł się dać nabrać. Suchy aż znów westchnął. Wiedział, że jeśli tylko opuści miecz, dziewczyna przeniesie go w zupełnie inne miejsce. Zbyt długo się wahała, by teraz wykonać jego prośbę.

    — Przeniesiesz nas oboje — rozkazał. — Chcę mieć pewność, że faktycznie wyląduje tam, gdzie chcę.

    Riksi wzięła głęboki wdech i powoli uniosła prawą rękę.

    — Na miejscu opowiesz mi o tym kolesiu z metalowa ręką — dodał blondyn, wciąż niczego nie podejrzewając. Był pewien, że miał dziewczynę w szachu. Gdziekolwiek by ich nie przeniosła, nadal trzymał ostrze na szyi dziewczyny. W końcu będzie zmuszona zrobić, co każe, a wtedy wypyta ją o wszystko i w podzięce za współpracę pozwoli jej na szybką śmierć. Nie spodziewał się jednak, że stworzony przez nieznajomą portal wcale nie ma na celu ich gdziekolwiek przenieść.

    Pozłacany, lewitujący pierścień zawisł nad głową Suchego. Riksi rozprostowała dłoń, a portal błyskawicznie się rozszerzył. Z magicznego przejścia lunęła woda, dosłownie zwalając chłopaka z nóg.

    Blondyn podniósł się na czworaka, intensywnie kaszląc. Nim doszedł do siebie, dziewczyna zdążyła już oddalić się na bezpieczną odległość. Mimo to, chwycił za miecz i rzucił się na nią, wciąż lekko pokasłując. Zamachnął się mieczem, a klinga poszybowała w stronę głowy nieznajomej. Jednak ona była szybsza. Dosłownie ułamki sekundy dzieliły jej szczękę oraz ostrze. Gdyby nie zdołała otworzyć kolejnego portalu, na pewno skończyłaby martwa.

    Suchy wypuścił rękojeść z dłoni, robiąc szybki unik. Przeturlał się na bok, o włos mijając się z czarno-białą otoczką. Choć stracił broń, ciągle łudził się, że ma szansę wygrać ten pojedynek. Planował odwrócić uwagę dziewczyny i skręcić jej kark. Złapał za najbliższy, sporych rozmiarów kamień i cisnął nim w przeciwniczkę.

    Riksi znów uratował jej niesamowity refleks. Zdążyła otworzyć portal, który pochłonął nadlatujący kamień. Tym razem jednak pojawiły się dwie obręcze – kolejna tuż przed torsem Suchego. Kamień wyleciał właśnie z niego, z impetem wbijając się między żebra chłopaka.

    Blondyn na chwilę stracił dech, nie do końca ogarniając otaczającą go rzeczywistość. Nim zdołał się obejrzeć, poczuł, że traci grunt pod nogami. Osunął się w przepaść, widząc, jak portal zamyka się tuż nad jego głową.

   Zamknął oczy, by pozbyć się tego irytującego uczucia. Gorycz porażki zdecydowanie nie należała do najprzyjemniejszych. Wyobraził sobie blondyna, którego zamordował w podobny sposób. Teraz sam ma tak skończyć? To się dopiero nazywa karma.

    Po sekundzie poczuł, jak ciśnienie rozsadza mu obie dziurki w nosie. Wpadł do rzeki, przepływającej przez część leśnego sektora. Z szoku omal się nie utopił. Na szczęście w porę przypomniał sobie, jak się pływa, dzięki czemu wydostał się na brzeg. Zmarznięty i przemoczony wczołgał się na trawę, gdzie przetoczył się na plecy. Leżał tak kilka sekund, by po chwili uderzyć pięścią o ziemię. Zaklął, nie mogąc pogodzić się z utratą tak niezwykłej okazji. Był o krok od Olix i być może informacji przydatnych do ukończenia gry. Tak niewiele brakowało... 

    — Walić to — warknął, podnosząc się z ziemi. — Przejdę tę cholerną grę, ale najpierw zabiję tę sukę.

    Z tym postanowieniem wyruszył w głąb lasu na poszukiwanie nowej broni. Wreszcie nastał czas na zmianę priorytetów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro