W sumie to nie wiem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Shadow patrzył ze zdumieniem przed siebie. Wreszcie dotarli do innego sektora. Nie mógł uwierzyć w te absurdalne warunki atmosferyczne, jakie panowały na tym i obecnym. U nich wciąż sypał śnieg, a zaspy niekiedy osiągały ponad metr wysokości, tymczasem parę metrow dalej były nietknięte białym puchem góry.

    Blondyn przenosił wzrok na Dejvita. Jego mina również wyrażała spore zdziwienie. Obaj chłopcy spojrzeli na siebie pytająco. Tylko Pay był nadal tak pochłonięty rozmową z Riksi, że nawet nie zwrócił uwagi na rozpościerające się przed nimi pasmo górskie.

    — Ktoś tu chyba znalazł sobie nową koleżankę — skomentował Dejvit. — Nawet nie zauważy, jeśli go tu zostawimy.

    — Sprawdzimy? — zaproponował żartobliwie Shadow.

    Szatyn pokręcił tylko głową. Wziął głęboki wdech, szykując się do krótkiej, ale dość głośnej przemowy.

    — Nie chciałbym wam przypadkiem przeszkodzić... — zaczął, patrząc wprost na Paya. — ...dlatego zrobię to celowo. Nie wiem czy już zauważyliście, ale dotarliśmy do nowego sektora. Wypada naradzić się do dalej.

    — Właśnie o tym dyskutujemy — burknął Pay, wyraźnie niezadowolony z tego, że kolega przerwał mu rozmowę z nową przyjaciółką.

    Na te słowa Shadow zirytował się jeszcze bardziej.

    — A nie uważasz, że powinieneś to przedyskutować z resztą drużyny? — zapytał przez zaciśnięte zęby.

    — A niby po co? — Riksi spojrzała na niego spode łba. — Wiecie mniej więcej tyle co on, więc raczej nie wpadniecie na nic błyskotliwego, nie licząc po prostu ruszenia wgłąb sektora.

    Blondyn zastygł w bezruchu, wciąż nerwowo zaciskając pięści. Miał ochotę wyjąć miecz i odrąbać jej głowę. Dziewczyna z nie do końca znanych mu powodów strasznie go irytowała. Mówiąc szczerze, miał gdzieś to jak się do niego zwraca i tym podobne, ale nie mógł znieść faktu, iż ta powoli adaptuje się w jego drużynie.

    — Popieram — dodał Pay. — Wolę dyskutować tylko z nią, bo zna się na rzeczy i w dodatku jest milsza niż wy dwaj razem wzięci.

    Shadow nagle poczuł jakby jakby jego serce lekko drgnęło. Nie był to spowodowane gniewem czy irytacją. Bardziej czymś w rodzaju zazdrości. Zazdrości o... o Paya?

    Choć nawet jemu wydało się to dziwne, blondyn nie mógł zaprzeczyć owym podejrzeniom. To nie Riksi jest denerwująca sama w sobie. Bardziej irytuje go fakt, że zbliżyła się do szatyna bardziej niż on.

   Wraz z wymazaniem dotyczących go wspomnień, musiało zniknąć również to o jego orientacji. Czyżby był homo, lub biseksualny? Żadnej z tych opcji nie mógł wykluczyć.

    — Więc co tam sobie ustaliliście? — zapytał w końcu Dejvit.

    — Że nie macie wiele czasu — odparła ponuro Riksi. — Już dawno po południu. Zbliża się zmierzch, a wraz z nim nadejdą potwory.

    — Nic nowego — mruknął Shadow. — A powiesz nam coś... No nie wiem, przydatnego?

    Riksi oparła podbródek o wyciągniętą pięść, udając zastanowienie.

    — Powiem, że twórca gry próbuje być śmieszkiem — dodała. — Miewa głupie pomysły.

    Shadow i Dejvit momentalnie spojrzeli na Paya.

    — Ej, to nie ja! — bronił się szatyn. — Chyba... Znaczy, nie pamiętam, żebym... I nie jestem śmieszkiem!

    — Ma rację — przyznał Dejvit. — Jest tylko debilem. Nie pasuje do opisu.

    Shadow wywrócił oczami. Spojrzał na szatyna z politowaniem.

    — Daj mu już spokój — powiedział. — Nie jesteś wcale zabawny.

    — O co ci chodzi?

    Dejvit wydawał się być mocno skonsternowany. Jeszcze jakiś czas temu blondyn sam mówił podobne rzeczy, a teraz nagle staje w obronie chłopaka. Cholerny hipokryta.

    Natomiast Pay nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał. Shadow się za nim wstawił? Ale dlaczego? Przecież kilka godzin temu sam mówił podobne rzeczy na jego temat. Z drugiej strony wszystko miało żartobliwe podłoże. Wszyscy wiedzieli, że blondyn nie chciał celowo go urazić. Dejvit to już inna sprawa.

    — Więc po co nam to mówisz? — Shadow zwrócił się do Riksi.

    — Bez konkretnego powodu — przyznała dziewczyna. — Ale równie dobrze możesz potraktować to jako ostrzeżenie.

    — Mhm — mruknął Pay. — Czyli znasz twórcę osobiście?

    Riksi kiwnęła potakująco głową.

    — Może nie aż tak osobiście, ale poniekąd go znam — odparła. — Najwięcej o nim wiem z opowieści kolegi, który tak na marginesie również jest w grze. Podobno facet jest nieco walnięty, ale jak już pewnie wiecie – całkiem inteligentny. Mimo to jego głupawe, a zarazem poniekąd intrygujące pomysły nie raz są niebezpieczne.

    — Cóż to za kolega? — zainteresował się Pay.

    Riksi uniosła jedną brew.

    — To jest akurat najmniej istotną rzecz o jakąś mogłeś zapytać.

    — Dobra... A możesz podać jakiś przykład tych jego pomysłów? — Spróbował jeszcze raz.

    Riksi wzięła głęboki wdech. Musiała przypomnieć sobie jedną z historii, których opowiadał jej przyjaciel. Dowodów głupoty twórcy gry było całkiem sporo, ale nie potrafiła wymienić ich na zawołanie.

    — Teraz nie pamiętam — wyznała z lekkim zażenowaniem. — Chociaż... Może to akurat nie aż tak trafny przykład, ale facet nadzorujący grę, mówił że twórca zaprogramował potwory na wzór tych z Minecrafta, bo ktoś posądził go o kopiowanie Igrzysk Śmierci.

    Dejvit aż się wzdrygnął, słysząc ostatnią nazwę.

    — Nienawidzę książek.

    — Ale z tego jest też chyba film — zauważył Pay. — Podobno lepszy.

    — I tak tym gardzę.

    — Szczerze mówiąc, ja sam teraz czuję się jako bohater jakiejś popieprzonej książki — powiedział Pay. — I to nawet nie ten główny, tylko jakiś tam poboczny szarak, który przewinie się co parę rozdziałów.

    — Autor tej książki musiałby być równie rąbnięty co twórca gry — stwierdził Dejvit.

    Shadow dla odmiany skupił się na odpowiedniej części przykładu. Przypominał sobie wszystkie napotkane dotychczas potworny, porównując je do tych z kwadratowego świata.

    — Faktycznie, jak z Minecrafta.

    — No przecież mówię — przytaknęła Riksi. — To co? Idziemy dalej?

   
    Kilka minut później:

    Cała czwórka wkroczyła już do górskiego sektora, a teraz wszyscy borykali się z wspinaczką. Nie mięli ani odpowiedniego sprzętu, ani chociażby dobrego obuwia jak na chodzenie po górach.

    — To nie dla mnie — jęknął Dejvit, masując obolałe stopy.

    Chwilę temu zrobili sobie krótką przerwę na odpoczynek, lecz ta zaczęła się nieco przeciągać.

    — Jak cała gra — zawtórował Shadow. — Jak my niby mam przedostać się na drugi koniec tego sektora?

    — Nie macie — odparła Riksi. — Musicie iść na południowy zachód. Następny jest bardzo blisko, a wy na szczęście znajdujecie się niedaleko środka wyspy.

    Pay pokiwał głową ze zrozumieniem. Przypatrywał się dziewczynie z rozmarzonym wzrokiem. Nie ukrywał, że poczuł do niej miętę, ale jak na razie wolał jej tego nie mówić wprost. I tak prawdopodobnie są na siebie skazani.

    Szatyn trzymał się najlepiej z nich wszystkich. Dla niego taka wspinaczka była czymś w rodzaju zwykłej zabawy. Nawet się porządnie nie zmęczył.
   
    — Skąd tyle o tym wszystkim wiesz? — zapytał.

    — Wiem znacznie więcej — odparła tajemniczo. — Nawet całkiem sporo o tobie.

    — Co takiego? — zainteresował się chłopak.

    Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, przez co dla Paya wyglądała na jeszcze bardziej uroczą.

    — A to już będzie moja słodka tajemnica.

    — Sama jesteś słodka — wyszeptał szatyn, przybliżając się do dziewczyny.

    Na twarzy Riksi ponownie zagościł uśmiech. Jeszcze bardziej przysunęła się do chłopaka i po chwili złożyła krótki pocałunek na jego ustach.

    Pay zamrugał ze zdziwieniem. Kompletnie się tego nie spodziewał.

    Dziewczyna lekko go zaskoczyła, lecz trzeba przyznać, że miał ochotę samemu ją pocałować. Brakowało mu jednak odwagi i pewności siebie. Teraz to nie istotne.

    — Nie przyzwyczajaj się — upomniała Riksi. — Na następny będziesz musiał sobie zasłużyć.

    — Z pewnością spróbuję — odparł rozanielony Pay. Wciąż rozkoszował się smakiem ust dziewczyny, nie mogąc przestać myśleć o pocałunku.

    — Ej! — zawokał Shadow. — Znalazłem coś ciekawego.

    Szatyn szybko się otrząsną. Posłał Riksi jeszcze jeden uśmiech i ruszył w kierunku przyjaciela.

    To co zobaczył zdziwiło go w jeszcze bardziej od nagłego buziaka Riksi. Przed nimi była najzwyklejsza w świecie skalna kolumna, na której powieszona została drewniana tabliczka z napisem "peron 9 i 3/4".

    — Co to, do cholery ma być? — wypalił Pay. — Harrego Pottera wam się zachciało?

    — To nie my, już tak wcześniej było — usprawiedliwił się Shadow.

    Pay jeszcze raz spojrzał na tabliczkę, a później na kolumnę. Wyglądały całkiem zwyczajnie, ale pozory lubią mylić. Zwłaszcza tutaj.

    — Co to może oznaczać? — zastanowił się na głos.

    — Może spytamy twojej nowej przyjaciółki? — zaproponował Dejvit.

    — Możemy.

    Pay odwrócił się w kierunku dziewczyny, ale nigdzie jej nie zauważył.

    — Riksi? — Rozejrzał się niepewnie, lecz po szatynce nie został nawet ślad. Na półce skalnej nie było miejsce w którym mogłaby się ukryć.  —Widzicie ją gdzieś?

    — Ona chyba... zniknęła? — Shadow wydawał się równie zbity z tropu.

    Nagle Payowi przyszła do głowy przerażająca myśl. Co jeśli dziewczyna spadła z klifu na którym się znajdowali? Natychmiast podbiegł do krawędzi i spojrzał w przepaść. Do ziemi nie było zbyt daleko, więc bez problemu dostrzegł dno. Nie widział jednak ciała szatynki.

    — Ale — zaprotestował szatyn. — Przecież nie mogła tak po prostu zniknąć.

    Shadow położył koledze rękę na ramieniu.

     — Spokojnie, może ją jeszcze spotkamy — uspokoił. — Jak na razie powinniśmy się skupić na przetrwaniu.

    — A co jeśli to ona była twórcą gdy? — wtrącił się Dejvit. — Może celowo nas tu przyprowadziła, by zwabić nas w jakąś pułapkę? Wiedziałem, żeby jej nie ufać.

    — A może to ty jesteś tym cholernym twórcą i teraz próbujesz zwalić na nią winę?! — oburzył się Pay.

    Dejvit już chciał odpowiedzieć, gdy nagle usłyszał dziwny dźwięk – jakby krakanie ptaka.

    Odwrócił się zdziwiony i faktycznie, parę metrów za nim, na najbliższym karmieniu siedział kruk.

    — Te ptaszyska żyją w górach? — zdziwił się Pay.

    — Możliwe — odparł niepewnie Shadow. — Chociaż, w sumie to nie wiem.

    Pay wziął głęboki wdech. Zamknął oczy, próbując przypomnieć sobie scenę z filmu o czarodziejach w którym Harry przebiegał przez ukryte przejście na jego pociąg. Z tego co pamiętał, powinien wbiec w ścianę, a wtedy przez nią przeniknie.

    Jeśli to faktycznie jest magiczny portal, będący odwzorowaniem "peronu 9 i 3/4", to są szansę, że znajdzie ukrytą i zdecydowanie łatwiejszą drogę przez cały ten sektor. Może nawet w środku natrafi na skrzynkę, lub coś równie przydatnego.

    Wziął lekki rozbieg i ruszył przed siebie. Nie mógł się w pełni rozpędzić, bo przeszkadzał mu strach oraz wrodzony instynkt przetrwania. Bo w końcu kto normalny tak po prostu wbiega w ścianę? Otóż, właśnie on.

    Zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne. Choć w tym wypadku bardziej odpowiada zderzenie ze skałą, która bywa równie rzeczywista, co intuicja mówiąca o tym, że magia nie istnieje.

    Gramotną całym ciałem o kamienną ścianę, omal nie wybijając sobie kilku zębów. Upadł na ziemię z hukiem, dziękując bogu, że w ostatniej chwili udało mu się zamortyzować zderzenie lewym przedramieniem.

    Siedzący nieopodal ptak zakrakał kilkakrotnie, jakby naśmiewając się z chłopaka. Po chwili kruk poderwał się do lotu, a chwilę wcześniej wydał dzwięk nieco różniący się od poprzednich.

    Szatyn mógłby przysiąc, że ptak powiedział "idiota". Nawet zabrzmiało podobnie.

    — Stary, co to niby miało być? — Shadow pomógł mu podnieść się z ziemi.

    — Liczyłem, że to prawdziwy portal — jęknął Pay, masując sobie obolały bark. — Jak ten peron z Harrego Pottera.

    — Może Zgredek go zamknął? — zasugerował Dejvit

    Pay powoli podniósł się na równe nogi. Podbródek i lewe ramię wciąż go bolało, lecz ten postanowił to zignorować.

    — Bardzo śmieszne — mruknął. — Idziemy dalej? Czy zamierzacie tu stać dopóki was coś nie zeżre?

    — Mhm... — Shadow przyjrzał się szatynowi z rozbawieniem. Musiał przyznać, że to co przed chwilą zrobił, wyglądało... Ciekawie  — Chodźmy.

    Chłopcy kontynuowali wspinaczkę, a Pay nadal nie mógł zapomnieć o tajemniczym zniknięciu Riksi. Zastanawiał się, gdzie ona teraz jest? Czy jest bezpieczna? Dlaczego sobie poszła? A przede wszystkim czy wróci.

    Brakowało mu jej towarzystwa. Naprawdę za nią tęsknił.

    Tymczasem Shadow zatrzymał się na chwilę, by trochę odpocząć. Spojrzał z podziwem na Paya, który zdawał się być tak pochłonięty myślami, że nawet nie zwraca uwagi na wspinaczkę. Był już daleko przed nimi i pewnie nawet o tym nie wiedział.

    Z kolei Dejvit ledwo zipał. Został nieco z tyłu, ale miał to gdzieś. Chciał po prostu jak najszybciej dotrzeć do miejsca w którym odpocznie.

    Choć góry były stworzone tak, by można było po nich wchodzić jak po ściance wspinaczkowej, bez żadnego zabezpieczenia, obaj chłopcy mięli już serdecznie dość.

    Pay natomiast dotarł już na szczyt. Rozejrzał się niepewnie, a to co zobaczył znacznie przyspieszyło mu tętno. Na przeciwko niego, większą część krajobrazu zajmowały drzewa. To bez wątpienia był sektor leśny. Czyli dotarli do celu!

    Po jego lewej stronie rozciągała się jakaś dolina. Szatyn domyślał się, że patrzył właśnie na środkowy sektor. Ten lepiej omijać szerokimi łukiem.

    Gdy się obrócił, dostrzegł rysującą się za nim niebieską poświatę. Wydawała się nie mieć końca, jakby była jakaś kopułą otaczającą całą wyspę. Część gór, które znajdowały się poza nią były skąpane w czerni. Wyglądały na przegnite do cna, a to przecież kamień! Strach pomyśleć co to może zrobić z człowiekiem.

    — Bariera — szepnął do siebie Pay. Spojrzał na swoich towarzyszy, którzy nadal odpoczywali sobie w najlepsze. — Chłopaki! Musicie to zobaczyć.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro