• | ⊱ Rozdział 10 ⊰ | •

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wakacyjny obóz treningowy zakończył się dość szybko. Hinata wolał zostawić w swojej głowie jedynie wspomnienia związane z siatkówką, ale z jakiegoś powodu ciągle przypominała mu się sytuacja z Kageyamą. Ich upadek nie był celowy, tym samym jak reakcja rudowłosego na odniesione rany (których właściwie nie było). Sam do końca nie wiedział, co tamtego dnia nim zawładnęło oraz... ich późniejsza rozmowa. Jakaś niewidzialna siła próbowała zmusić go do czegoś, czego od dawna unikał. Miał w planach dalej tak robić, ale fakt, że ciągle przyjaźnił się z Tobio wiele mu utrudniał.

Mimo iż Debris od jakiegoś czasu się nie odzywał, rudowłosy nastolatek o nim nie zapomniał. Zawsze przez ułamek sekundy patrzył na tą małą ikonkę, walcząc z samym sobą, aby w nią nie wejść (tak jak na obozie). Bo niby po co? Ona tylko mogła zniszczyć jego licealne życie. Jak dla niego nie było to coś miłego. Jednocześnie jego serce chciało zrobić coś, na co mózg się nie zgadzał.

Kageyama nie należał według rudowłosego do ideału. Grymasił. Był arogancki. Rządził się na boisku (w czasie przeszłym, choć czasami pozwalał sobie na za dużo słów). Nieładnie się uśmiechał. Miał dziwne brwi. Można by jeszcze więcej wymieniać tych minusów, ale w tej chwili nastolatek nie miał do tego głowy. Widział go za to jak sprawnie oraz interesująco się rozciągał na drugiej stronie sali gimnastycznej.

Odpychał od siebie tak wiele myśli na jego temat, że w pewnym momencie zatracił się w nich i pusto patrzył przed siebie. Zauważył to Sugawara, z którym rudowłosy stworzył parę do wspólnych ćwiczeń.

- Hinata, wszystko dobrze? Ciągle gdzieś odbiegasz myślami... - zauważył starszy, trącając siedzącego na ziemi młodszego kolegę. To jakby obudziiło go z transu, przez co z zawstydzeniem musiał rozejrzeć się wokół, by przypomnieć sobie co właśnie robił.

- T-tak, jak najbardziej!

- Na pewno? Ciągle patrzyłeś na Kageyamę... Znów się kłóciliście?

- Nie! W żadnym wypadku!

Nie było opcji, że ktokolwiek dowie się jakie relacje powinny, były i nie będą między tymi dwoma licealistami. Sam fakt, że głupia aplikacja ich połączyła wystarczyła rudowłosemu, żeby zmarnować mu całe lub połowę życia. Ale czy na pewno czuł, że przez to dalsza jego część będzie koszmarna? Coś w środku mówiło mu, że jednak z czasem mogą wydarzyć się niesamowite rzeczy lecz musi jedynie na nie poczekać. O ile jego przeczucie się nie myliło.

- Koniec rozciągania! Bierzcie piłki i stwórzcie nowe pary!

Po krzyku trenera, drużyna rozeszła się w swoje strony, a ciągle myślący nad ostatnim obozem Hinata koniec końców został sam. Nim zorientował się, że nie miał pary, zaczął szukać kogoś, kto jeszcze z nikim nie był. Pewne zrządzenie losu chciało, aby tym kimś był Kageyama. Zauważyli się w tym samym momencie. Jeden z nich już trzymał piłkę i wystarczyło, żeby do siebie podeszli, jednak drugi był zbyt skupiony na rzeczach, na które już wpływu nie miał i z tego powodu zaczął szaleć. Tym kimś oczywiście był Shoyo.

- Trenerze, muszę do toalety! - krzyknął rudowłosy na całą salę gimnastyczną, sprawiając tym śmiech u dwójki drugoklasistów. Dostali za to upomnienie, choć wszystkich rozbawiły słowa Hinaty. Oprócz trenera.

- No to idź, ale szybko wracaj.

Po uzyskaniu zgody na tymczasowe wyjście, nastolatek opuścił salę lecz z jakiegoś powodu nie udał się do wspomnianej toalety. Owszem, minął ją na korytarzu, jednak zapomniał do niej wstąpić. Ciągle coś chodziło mu po głowie, nie dawało przestać dawać o sobie znaku. Oczywiście wszystko sprowadzało się do jednego.

Debris. Ta nieszczęsna aplikacja wszystkich nieszczęść.

Hinata zrobił nieświadomie okrążenie wokół całej szkoły. O tej porze wiele klubów miało zajęcia, w tym inne kluby sportowe. Boisko na przykład zajął dziś klub piłki nożnej. Grali akurat mecz i jedna z drużyn prowadziła przynajmniej 2 punktami. Shoyo oglądał ich przez chwilę, gdyż potem wrócił blisko terenu sali gimnastycznej, gdzie miał trening siatkówki. Nie chciał jednak jeszcze tam wracać. Bał się. Czego? Konfrontacji. Miał wrażenie, jakby już każdy plotkował na jego temat i tylko czekali na jego powrót, żeby się z niego pośmiać.

- Dlaczego nadal jesteś na zewnątrz? - usłyszał za swoimi plecami rudowłosy, co przyprawiło go o dreszcze. Powoli spojrzał na Kageyamę, który wyszedł mu na spotkanie w ten gorący dzień. Spojrzeliśmy na siebie jakby z niewiedzą, co powinno się teraz wydarzyć.

- Bo tak...

- To nie jest odpowiedź. Masz udar?

- Nie mam! Zaraz sam będziesz go miał!

- No to wytłumaczysz mi, czemu nadal każesz na siebie czekać? Albo wracasz ze mną, albo z panem Takedą.

- Ugh...

W tym momencie lekki wiatr zawiał w stronę obu nastolatków, tworząc na ich głowach małą wariację włosową. Hinata nieco się zawstydził. Od samego początku nie chciał brać pod uwagi żadnych bodźców związanych z Kageyamą, ale jak na złość, cały czas spotyka go na swojej drodze. Przeznaczenie samo ich do siebie pchało, co naprawdę mu nie odpowiadało. Ale co miał do powiedzenia na ten temat Tobio? Jego umysł jak dotąd nie został tak głęboko odkryty.

- Męczy mnie powoli nasz Debris... - przyznał cicho rudowłosy, podchodząc powoli do rówieśnika. Stali dalej od wejścia do sali gimnastycznej, więc nawet jeśli ktoś ich zacznie szukać, na pewno skończą swoją rozmowę.

- Po prawdzie... mnie trochę też.

Przyznanie się do swoich uczuć przyszło im naprawdę łatwo. Nie były to jednak te, które już istniały w głębi ich serc, jednak taka podstawa to już coś. Między chłopakami istniała bowiem pewna różnica. Jeden z nich już zrozumiał swoje uczucia. Czarnowłosy powoli i delikatnie, aby nie przestraszyć kolegi z drużyny cheycił go za rękę, jakby była to najbardziej normalna rzecz na świecie. To ocuciło Hinatę z transu, przez co spojrzał ze zdziwieniem na wyższego.

- Może... posłuchamy się w końcu tej aplikacji i zaczniemy ze sobą randkować? Ja... Polubiłem cię i sądzę, że możemy się jakoś dogadać w tej sprawie.

Te słowa uderzyły w Shoyo jak grom z jasnego nieba. Jego nogi po tym wyznaniu stały się miękkie, choć miał wrażenie, że były jednocześnie ciężkie jak skały. Według niego, nie tak to miało wyglądać. Rozgrywający nie wiedział, co mówi. Może Hinata się przesłyszał? Nie było nawet opcji, żeby jakaś aplikacja mówiła im, jak mają żyć. Po krótkim szoku, starszy z nich pokręcił głową, odsuwając się nieco od czarnowłosego.

- Nie ma mowy! Już zapomniałeś, co na początku ustalaliśmy? Nie będzie żadnych randek!

- Wiem, ale mówię teraz całkowicie szczerze. Już na obozie miałem wrażenie, jakbyśmy...

- Nie, nie, nie! Nie chcę tego! - po tych słowach Hinata nadepnął Tobio na stopę, uciekając do jedynego bezpiecznego miejsca, jakim była sala gimnastyczna. Wrócił na trening, jakby nigdy nic, kłamiąc o nie spotkaniu Kageyamy. Ten wrócił po kilku minutach, a raczej nikt nie podejrzewał ich o rozmowę. I tak miało zostać.

Dla Hinaty najlepiej by było, gdyby już nic nie sprowadzało się do niewygodnych dla niego tematów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro