Nawet Lucyfer Ci nie pomoże!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sam

Siedziałem razem z Marinette i rozmawialiśmy o tym jak bardzo brakuje nam Natalie a Dean gdzieś wyszedł w samo południe. Gdy tak rozmawialiśmy usłyszeliśmy śmiech dobiegający sprzed domu.

- Jak myślisz Sammy Dean w końcu zmienił zdanie co do Lisy?- zapytała mnie Marinette

- Nie wydaje mi się. Wiem ile dla niego znaczyła Natalie i podejrzewam, ze nie zapomni o niej tak łatwo.- stwierdziłem smutno

- Myślisz?- spytała

- Owszem.- odpowiedziałem

Nagle drzwi się otworzyły i do środka wbiegła roześmiana Natalie a za nią również roześmiany Dean. Chwila Natalie? Albo to jest jej duch albo mam zwidy. Przez chwile razem z Marinette patrzyliśmy z nie dowierzając w to co widzimy. Po całym domu biegali Dean i Nat. Wyglądali jak małe dzieci.

- Natalie?- zapytałem 

- Tak Sammy?- odpowiedziała pytaniem na pytanie jednocześnie się zatrzymując

- Jesteś prawdziwa?- spytałem i w tym samym momencie wpadł na nią mój brat

- Oczywiście, że tak.- odrzekła śmiejąc się

- Przecież zawarłaś pakt.- stwierdziłem

- Zgadza się, ale ktoś był winny mi przysługę więc nie musiałam oddawać swojej duszy.- uśmiechnęła się

Przez chwilę stała i patrzyła na nas wszystkich i się uśmiechała jednak po chwili pobiegła do swojego pokoju.

Natalie

Właśnie sobie smacznie spałam kiedy usłyszałam znajomą melodię. Nie otwierając oczu sięgnęłam po telefon.

Haloo?

Mam do ciebie pewną sprawę

Jeszcze pięć minut "tato"

Chodzi o istoty nad naturalne

Za 10 minut chcę wszystkie szczegóły dotyczące tej sprawy.

Zerwałam się z łózka i pobiegłam do łazienki doprowadzić się do ludzkiego wyglądu. Ubrałam założyłam bordową bokserkę do tego krótkie spodenki oraz czarne trampki na nogi. Zbiegłam po schodach i udałam się do kuchni w celu zjedzenia śniadania. Gdy szukałam czego kolwiek co nie jest jedzeniem dla królików usłyszałam dźwięk nadchodzącej wiadomości.

W Ohio zginęły trzy kobiety popełniwszy samobójstwo. Pierwsza zabiła się na oczach męża i dzieci, druga w pracy a trzecią znaleziono powieszoną w mieszkaniu. Niby nic zwyczajnego ale samobójstwa nastąpiły w odstępie 7 godzin. Wszystkie były rudowłose. Przesłuchaj rodzinę Witchers. Powodzenia :) M.T

Szykuje się niezła zabawa. Spakowałam potrzebny sprzęt i ruszyłam w stronę wyjścia.

- Gdzie idziesz Nat?- usłyszałam głos siostry

- Na miasto!- krzyknęłam licząc, że łyknie to kłamstwo

- Z taką torbą?- zapytała stając w progu jadalni

- Potem idę do Al i będę u niej nocować.- mówiąc to starałam się brzmieć jak najwiarygodniej się dało

- Na nocowanie nie szłabyś z taką wielką torbą.- oznajmiła

No to się zaczęło. Teraz będzie kazanie na temat tego, że łowy nie są dla mnie, to zbyt nie bezpieczne i dopiero co odzyskała siostrę i nie zamierza jej znowu stracić bla bla bla bla.

- Niby czemu tak uważasz?- zapytałam licząc, że nie zacznie swojego kazania

- Tylko na łowy zabierałaś tą torbę. Mówiłam Ci, że to niebezpieczne...- zaczęła ale ja jej nie słuchałam

Gadka szmatka. Rany dlaczego ona się tak zachowuje? Castiel pomóż! Nie musiałam długo czekać bo po chwili się zjawił.

- Cass pomóż!- posłałam aniołowi błagalne spojrzenie

- Ale Mari...- nie dokończył bo posłałam mu spojrzenie mówiące "nawet nie warz się przyznawać jej rację"

- Przemówi jej do rozsądku.- powiedziała Mari

- Mari, wiesz dobrze, że obie zostałyście wychowane na łowczynie. Nie uchronisz Natalie przed jej przeznaczeniem. Obie znacie Winchester'ów więc powinnaś wiedzieć, że prędzej czy później albo ona sama z nimi wyruszy na łowy albo Dean ją w to wkręci. Nie możesz dłużej jej tego zabraniać.- powiedział ze spokojem anioł

- On ma rację.-

3 godziny później

- Mów dla kogo pracujesz!- krzyknęłam 

- Nic Ci nie powiem.- odpowiedział szczerząc się demon

- Nie? Jesteś tego przekonany?- zapytałam

- Nic Ci nie powiem.- powtórzył

Moje oczy zaszły czernią a włosy zmieniły kolor na czerwony [taki mały bonus ode mnie] i uśmiechnęłam się szyderczo

- Popełniłeś właśnie największy błąd w swoim marnym życiu bo zadarłeś z niewłaściwą osobą.- mówiąc to przeszłam do tortur

W całym pomieszczeniu było słychać wrzask demona oraz mój śmiech.

- To jak kochanieńki powiesz coś czy nie?- zapytałam uśmiechając się

- Wal się. Mam względy u Lucyfera więc jeśli mnie zabijesz on zrobi to samo z tobą.- mówiąc to splunął krwią

- Biedny mały demonek myśli, że Lucyfer mu pomoże. Och jak przykro. Muszę Cię zmartwić ale Lucyfer Ci nie pomoże. Straciłeś w jego oczach.- zaśmiałam się i zabiłam mężczyznę

 Przywołałam dwa demony, które były pod moją władzą i kazałam im zatrzeć wszelkie ślady.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro