1. Test

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cześć! Chciałam Was zaprosić do mojego nowego opowiadania. Mam przy tym nadzieję, że Wam się spodoba, tak samo jak mi, gdy ją pisałam. =)

Rozdziały będą dodawane w niedziele! 


Pff, co to ma być?

Test?

Wzniosłam oczy ku sufitowi sali lekcyjnej, zastanawiając się, dlaczego akurat dziś, w dzień moich dwudziestych pierwszych urodzin, los mnie tak pokarał.

Następnie spuściłam wzrok na otrzymaną kartkę i się rozpromieniłam.

Taki test mogę wykonywać codziennie!

Szybko podpisałam się, przechodząc od razu do pierwszego pytania.

Jakie są twoje plany na przyszłość?

"Po ukończeniu studiów językowych zamierzam poszukać drogi dla siebie. Moje plany jeszcze nie zostały wyklarowane, dlatego postanowiłam, na razie, być szczęśliwa z tym co mam. A resztą martwić się później."

Co zamierzasz robić?

"Moim planem jest poszukiwanie własnej życiowej ścieżki. Gdy ją znajdę, znajdę również cel dalszej wędrówki.

Ale przede wszystkim pragnę znaleźć indywidualną drogę, którą będę mogła zbadać. Coś, co całkowicie mnie zainteresuje. Coś, co w pełni mnie wciągnie, pozwalając się dokształcać, uczyć."

Potrząsnęłam głową, tyle krążyło w niej myśli, że ledwo byłam wstanie się skupić.

Dysleksja ma jednak swoje wady. Jedną z nich było ciągłe rozkojarzenie, gdy znajdę ciekawsze zajęcie.

Jaki cel chcesz osiągnąć?

"Chcę stać się szczęśliwa, szukając siebie. Chcę odkryć swoje zainteresowania, swoją drogę i spełnić się w tym co znajdę. Lub w tym co znajdzie mnie."

Jak zamierzasz to osiągnąć?

"Jeszcze nie wiem, ale dojdę do tego."

I teraz domyślajcie się dokładnej odpowiedzi!

Co byś zrobiła, gdybyś została Wybrana?

Wybrana? Czyżby to był już ten czas? Byłam pewna, że Demony zrezygnowały z łączenia się z ludzkimi kobietami! Naprawdę tak bardzo zależy im na wkurzeniu żyjących ziemian?

Wzruszyłam ramionami wracając do testu.

"Postarałabym się doprowadzić, tego kogoś do szybkiej decyzji o rozwodzie. Wątpię bym nadawała się na żonę, a tym bardziej na żonę krwiożerczej bestii, porywającej młode kobiety (aby później je pożreć).

On po prostu, by na mnie nie zasługiwał.

Albo sprawiłabym, aby ów delikwent umarł ze szczęścia - mieć tak wspaniałą żonę, jak ja... tego nie da się przeżyć.

Wybór należałby do niego. Choć osobiście obstawiałabym przy tej pierwszej opcji. Byłoby mniej problemów i... brudzenia się."

Przypuśćmy, że zostałaś Wybrana, co zrobiłabyś, gdybyś poznała swojego narzeczonego?

Ooo, tutaj się wykażę!

"Zapewne uznałabym to za żart. Nie ma opcji, bym została Wybrana. Zresztą mogę wyliczyć wszystkie powody, dla których to niemożliwe. Nie grzeszę urodą, wobec czego sam zrezygnowałby na sam mój widok. No, a już w zupełności po dokładnym przejrzeniu mojej dokumentacji! Naprawdę. Chyba, że przeczyta pobieżnie, wtedy samodzielnie udowodnię mu swój błąd.

Poza tym według Rady Tysiąca Głosów, mam zbyt dużo defektów: dysleksja, okulary, niechęć do sportów (zwyczajne lenistwo), zbyt dużą wyobraźnię, nałogowe czytelnictwo i połączoną z tym miłość do czekolady. Wobec tego uciekłby zanim zdążyłabym się odezwać. Gwarantuję."

Według ciebie, jak przebiegałoby to spotkanie?

"Będę szczera, uciekłby z niego z krzykiem."

Co chciałabyś od niego usłyszeć?

"Żegnaj."

Co chciałabyś dostać?

"Nic? Skoro uciekł to to raczej niemożliwe, nie?

W ogóle, kto wymyśla te pytania? Zdecydowanie powinien je poprawić."

Wymarzona data ślubu?

Roześmiałam się. Nie mogłam się powstrzymać. Aż mnie ciekawiły miny czytających to ludzi. Naprawdę wolałabym, żeby poprawili swoją umiejętność zadawania pytań.

"Haha. Sto lat i tysiąc dni później."

- Może zapytajcie jeszcze o noc poślubną - prychnęłam pod nosem, rozglądając się po sali, zagryzając końcówkę długopisu.

Cała moja dziewczęca część klasy, wyglądała na rozmarzoną i pełną chęci by rozpisywać się na tyle, na ile starczy miejsca. Osobiście tego nie rozumiałam. Dla mnie liczyły się krótkie, treściwe odpowiedzi.

Dodatkowo wszystkie uśmiechały się pod nosem, zawzięcie skrobiąc na własnych kartkach, podczas gdy ja, ograniczałam się do zbędnego minimum.

Poza tym, którego zainteresowałby cały wykład w odpowiedzi na jedno, proste pytanie?

Ooo... Zerknęłam na swoje odpowiedzi. Nie, nie było sensu czegokolwiek dodawać. Mogłam liczyć, że nie zainteresuje ich aż taki minimalizm. Poza tym, kto wziąłby mnie pod uwagę? Byłam zbyt ciężkostrawna i miałam zbyt dużo marzeń, aby zostać pożarta przez pierwszego lepszego Demona.

Chociaż... Może oni nie jedzą...

Mirelo dość! Im szybciej skończysz, tym szybciej dostaniesz się do akademika i zjesz ten pyszny tort owocowy...

Z rozmarzeniem spojrzałam na kolejne pytanie.

Co chciałabyś robić po zostaniu Wybraną?

" Na pewno nie umrzeć, ani nie usługiwać. Nie należę do osób, które uwielbiają całkowity porządek i podporządkowywanie się. Wobec czego nie miałby na co liczyć.

Posiadam także ognisty temperament, przez co nie nadaję się na żonę. Musiałby wytrzymywać moje humorki, sarkazm, gniew i kłótliwość. Ach! I jestem zbyt ciekawa świata, wobec czego nie byłby wstanie zamknąć mnie w domu.

Tyle wystarczy, żeby zniechęcić każdego kandydata, prawda?

PS. Pozdrawiam!"

Ile dzieci planujesz mieć?

"O bardziej osobiste rzeczy nie możecie zapytać?

On już uciekł! Na samym początku! Pytanie o dzieci nie ma tutaj najmniejszego sensu, ale skoro nalegacie... Możecie przekazać mu, że na dzieci to nie ma co liczyć. Prędzej nauczę się samoobrony (a trzeba pamiętać, że jestem leniwa), niż on wskoczy do mojego łóżka.

Mowy nie ma, żeby była jakakolwiek szansa na dotknięcie mnie."

Ostatnie pytanie. Jak wyobrażałabyś sobie, wasze wspólne życie?

"Istnieje tylko jeden sposób. Musiałby dać mi wolność wystarczająco dużą, abym spełniła własne marzenia. W zamian dałabym mu dokładnie to samo, przy czym nie miałby prawa mnie hamować...

Ale, jeśli pozostajemy przy mojej teorii jego ucieczki, nie ma sensu odpowiadać na to pytanie.

Mimo to taki układ, by mi pasował. Gdybym miała się nad tym zastanowić, myślę że moglibyśmy żyć w miarę normalnie. Oczywiście przy zachowaniu obopólnych marzeń, tolerowaniu siebie nawzajem i nie dotykaniu.

Gdybym go polubiła, istniałaby możliwość przytulenia się. Choć nie istnieje żadna siła, która zmusiłaby mnie do rodzenia mu dzieci!

PS. Proszę mu o tym napomknąć, nim zdecyduje się na spotkanie ze mną."

Zadowolona z siebie, schowałam do plecaka długopis, podnosząc się z miejsca.

I tak nie miałam co liczyć na demonicznego męża, więc mogłam napisać co tylko zechciałam. Licząc na to, aby nie brano mnie na poważnie.

Ale przynajmniej będą weseli czytając moje wypociny.

******

Parę godzin później...

- Chyba nie myślisz poważnie. - Mike wychylił się, przyglądając się trzymanych przeze mnie kartkach.

- Myślę - przytaknąłem wpatrując się w niechlujne w miarę czytelne pismo. Z błędami tu i ówdzie. - To jedyny test, który mnie zainteresował. Poza tym wydaje się ciekawa. I pomysłowa.

- Ma też dość specyficzne poczucie humoru - zauważył kuzyn, wskazując na jedną z odpowiedzi. - Tutaj napisała...

- Urocze, nie? - zaśmiałem się, już nie mogąc się doczekać poznania właścicielki testu. - Widać liczyła na to, że jej kod genetyczny nie będzie odpowiedni. Ciekawi mnie jej mina...

Uśmiechnąłem się, wcale nie przejmując się niepewnym spojrzeniem Mike. Ta dziewczyna idealnie pasowała do moich planów. Jestem więcej niż pewien, że zrobi dokładnie to, co powinna.

- Noah przemyśl to jeszcze. Żona to najgorsze, co może cię spotkać! Wiem to z własnego doświadczenia, a gdy pojawią się dzieci...! - Załamał wymownie ręce.

- Nikt ci nie kazał tak szybko się o nie starać - prychnąłem odkładając kartki na biurko.

- Łatwo ci mówić! - Demon pochylił się w moją stronę, chwytając mojego drinka. - Po ślubie kobiety są gorsze niż wtedy, kiedy spotykasz je po raz pierwszy. - Po tym teście, widać wyraźnie jej temperament. Nie poradzisz sobie z tą dziewczyną. Istnieje też szansa, że obydwoje będziecie się więcej kłócić i boczyć, zamiast rozmawiać na spokojnie. Przecież ona wygląda jakby miała dokładnie taki sam charakter jak ty!

- Wobec czego sobie z nią poradzę. To tylko kobieta, Mike, tylko kobieta.

Kuzyn prychnął z niedowierzaniem, patrząc na mnie w sposób, który w ogóle mi się nie spodobał. Nie wierzył, że dam sobie z nią radę. Ani w to, iż to nie będzie wymagało ode mnie większego wysiłku. No, ale dajcie spokój! Co trudnego jest w opanowaniu ludzkiej kobiety? Szczególnie piszącej o lenistwie, czekoladzie i książce.

Mike jak zwykle wyolbrzymia problem.

******** 

Raz w roku, dzień po moich urodzinach, przychodzili tajniacy w szarych mundurach, którzy zabierali dziewczyny. Dziewczyny, które ukończyły dwudziesty pierwszy rok życia. Czasami po tygodniu widać było je na uczelni. Czasami nie wracały. Co kazało mi przypuszczać, że teoria z kodami genetycznymi mogła być prawdziwa. Głosiła, iż jedynie pewne kody genetyczne pozwalają dziewczynie urodzić dziecko Demona. Ale inna mówiła o tym, że zabierają dziewczyny, by je zjadać - wobec czego obydwie są jak najbardziej możliwe.

W każdym razie, ci tajniacy powinni minąć mój pokój. W końcu moja współlokatorka miała ukończone dwadzieścia trzy lata, wobec czego było dla niej za późno na Wybór.

Ale i tak zapukali.

Zamiast niej (żywiłam nadzieję o pomyłce), kazali mi się spakować i przygotować do spotkania w Gmachu Rady.

Byłam w zbyt wielkim szoku, by myśleć o ucieczce, czy jakimkolwiek oporze. Posłusznie spakowałam swoje rzeczy do walizek, podałam je jednemu z dwojga mężczyzn i poszłam za nimi do auta. Ściskałam w jednej z dłoni plecak w razie gdyby należało się bronić.

W Gmachu Rady spotkałam tak samo zaskoczone, onieśmielone, wściekłe, zrozpaczone dziewczyny, jak ja. Jedne walczyły, drugie płakały, trzecie były zbyt zdziwione na wybór jakiegokolwiek zachowania.

Ja powoli wracałam do siebie, zastanawiając się, które zachowanie będzie bardziej adekwatne do sytuacji. W zasadzie ani walka, ani płacz nic by nie dały, ale może udawanie...

- Tędy - powiedział mój umundurowany towarzysz, delikatnie popychając mnie do przodu.

- Ale... - zaczęłam wskazując całą masę płci pięknej, stojącej w holu.

- Proszę za mną.

Mrugając, ruszyłam do przodu po schodach na piętro, gdzie zgubiłam orientacje w przestrzeni, przy zakrętach korytarzy. Także i ta droga ucieczki odpadała.

Wreszcie doszliśmy do mosiężnych, ozdobnych drzwi, które otworzono przede mną. Gestem zaproszono do środka, podając mi moje ciężkie walizki i zamykając za mną drzwi. Odcinając jednocześnie od jedynej drogi ewakuacyjnej.

Obejrzałam się, nagle czując przemożną chęć do płaczu. Nie sądziłam, że mam odpowiedni kod genetyczny, ani że mój test zostanie pomyślnie rozpatrzony. To nie tak miało być!

A co jeśli rozpatrzyli go pod zupełnie innym kątem?

Jęknęłam.

Nie chciałam też umierać!

- Cześć.

Wrzasnęłam, uderzając plecami w drzwi. Za nic w świecie nie spodziewałam się, iż ktoś będzie w środku. Byłam przekonana o swojej samotności w nim oraz zbyt zaobserwowana swoją rozpaczą, żeby się rozejrzeć, czy wziąć to pod uwagę.

Pokój był stosunkowo mały, jak na tak ładne i duże drzwi. Było tu parę regałów z książkami oraz dwóch przerażających mężczyzn. Jeden siedział za wielkim biurkiem, zawalonym dokumentami oraz teczkami. Był wyraźnie starszy, zmęczony i znudzony czekaniem. Ubrany w krwistoczerwoną togę, zniekształcającą jego sylwetkę. Jednak jednego mogłam być pewna - był Demonem. Jedynie one miały różnokolorowe włosy, odznaczające się od standardowych kolorów ludzi. Także oczy go zdradzały - były bardziej drapieżne.

Drugi z mężczyzn był młodszy, ustawiony parę kroków ode mnie z przekrzywioną głową i ciekawskimi fiołkowymi oczami drapieżnika, wbitymi we mnie. Kiedy tak patrzył, miałam ochotę zwiewać gdzie pieprz rośnie, byle dalej od niego. O ile staruszek wydawał się mniej przerażający, o tyle ten... Coś czułam, że nie chciałam z nim zadzierać.

- Spokojnie - uniósł ręce ku górze, jakby sądził, iż tym coś zdziała. - Nic ci nie zrobię.

Tak, na pewno ci uwierzę. Mógłbyś równie dobrze trzymać broń w ręce i udawać, że wcale nie jest groźna!

Demon zawsze pozostanie Demonem - strasznym, szybkim, przerażającym o sile nierównającej się z niczym, co spotkalibyśmy na Ziemi. Najgorsze było to, że w większej części, byli inteligentnymi bestiami, które mogły przechytrzyć każdego. 

Dlatego postanowiłam trzymać się drzwi, przynajmniej nie musiałam martwić się, iż podejdzie mnie od tyłu.

- No dobrze, skoro prezentacje mamy już odhaczoną, przejdźmy dalej. - Staruszek za biurkiem ziewnął, unosząc teczkę tuż przed swoimi oczami. Tym samym oddzielając się od nas. - Odpowiada ci, panie Berutti? To właśnie ta dziewczyna, której test wybrałeś.

Wybrał?

Poprawiłam okulary, automatycznie otwierając usta ze zdziwienia. Oni sami wybierali dziewczyny? Nie robiła tego Rada? Dlaczego...?

Zacisnęłam usta. Ten czerwonowłosy mężczyzna o złotawej skórze, wybrał mój test? To przez tą chudą pokrakę jestem tutaj?!

- Tak. Jest... odpowiednia.

Prychnęłam.

Ten wysoki typek w za dużym białym garniturze, powiedział, że jestem "odpowiednia"?! Nie, tak być nie może! Przecież, gdyby nie on, dalej siedziałabym sobie spokojnie w akademiku. Moim jedynym zmartwieniem byłoby odrabianie zadań i uczenie się na zajęcia. Ale nie! On musiał zrobić mi na złość i wybrać mój test! No innej szansy nie było!

- Słuchaj, chudzielcu, właśnie szykowałam się do zajęć, gdy mnie tu przyciągnięto, więc może wyjaśnisz mi, co tu robię?

- Jak to, co? - zamrugał ze zdezorientowaniem. - Wybrałem cię.

- Och, wybrałeś mnie - rzuciłam na ziemię swój plecak. - Kpisz sobie ze mnie?!

Wyplułam kasztanowe włosy z buzi, czerwieniąc się z zażenowania. Akurat wtedy, gdy chciałam wyglądać groźnie, musiałam wychodzić na jakąś ofermę, która nie panuje nawet nad własnymi włosami.

- Nie - obejrzał się na staruszka. - Ma temperament.

- Oj wielki - parsknął mężczyzna, machając teczką z bodajże moją dokumentacją. - Jeszcze możesz się rozmyślić. Mówię ci, wszystko mam w papierach, lepiej się w to nie pchaj, Berutti.

- Ależ nie ma takiej potrzeby. - Demon uśmiechnął się leniwie, podchodząc w moją stronę. - Spodoba ci się mój dom.

- Prędzej kura zaszczeka! Chcę wrócić do mojego pokoju! - odwróciłam się, szarpiąc za klamkę, która nie chciała puścić.

- To bezcelowe, kochana.

Spojrzałam za siebie z frustracją. Ten Berutti oglądał swoje idealnie wyczyszczone paznokcie z zadowoleniem na twarzy. Przy czym nie przejmował się moimi wojażami, ani tym jak wściekła byłam. I zdenerwowana.

Widocznie obchodziło go tylko to, kiedy zrozumiem, że moje poczynania są bezcelowe.

O matko! Dziś zostanę pożarta!

Skoro drzwi się nie otwierają, to może uciekać oknem? Zawsze mogłam później wrócić po walizki...

Zdeterminowana ruszyłam biegiem w stronę swojego możliwego ratunku, gdy ten irytujący chudzielec, chwycił mnie w pasie, zarzucając gwałtownie na swoje ramię.

- Ej! Puszczaj mnie!

Kopałam i uderzałam, próbując panicznie się uwolnić, ale na darmo. Facet trzymał mnie mocno, pewnie, zupełnie tak, jak gdyby robił to codziennie. Zdwajając sobie jednocześnie sprawę z mojej chęci ucieczki. Zupełnie jakby czytał mi w myślach!

- Dziękuję za pomoc! - zawołał na odchodnym. - Zaraz ktoś weźmie rzeczy Mireli.

- Uważaj na siebie chłopcze! - krzyknął za nami staruszek.

Trzymający mnie Demon zaśmiał się.

- Puść mnie! - darłam się. - Ty potworze jeden! Postaw mnie na ziemię! Już! Teraz! Natychmiast!

Mimo to nikt nie zareagował, nikt mi nie pomógł.

Zostałam sama.

Gorące łzy zalały moje policzki.

*******

Cicho pociągnęłam nosem, kierując się z auta ku wielkiemu dwupiętrowemu domowi za... Właściwie kim? Nawet się nie przedstawił, nie odezwał ani słowem, gdy jechaliśmy do jego domu z prędkością stanowczo przekraczającą tę dozwoloną. Można byłoby powiedzieć, że szczęśliwie jechaliśmy tylko we dwójkę, dzięki temu nikt nie widział mojego żałosnego wyglądu.

Problem tkwił w tym, że nie miałam dokąd pójść. Właśnie to tkwiło mi w głowie, wykluczając możliwość jakiejkolwiek ucieczki. Nie mogłam uciec nie znając terenu. Dom otaczał las - gęsty, ciemny i przerażający. Do akademika mnie nie przyjmą. Z pewnością dokumenty o moim ślubie już dawno do nich dotarły.

Tym razem głośniej pociągnęłam nosem, poprawiając zsuwające się okulary.

Demon dalej szedł żwirowaną drogą do ciemnych, dużych, mahoniowych drzwi, nie zwracając na mnie uwagi.

Przynajmniej zabrał moje rzeczy.

Ale czy to była jakaś pociecha? Cały mój dobytek ze mną włącznie, był w jego rękach.

A tutaj na odludziu, z łatwością mógłby pozbyć się ciała i rzeczy swojej ofiary.

Do oczu napłynęły mi łzy.

Jestem za młoda, żeby...

- Pośpiesz się - warknął Berutti. - Muszę jeszcze iść do pracy.

Zamierza zabić mnie tak szybko?!

Może, jednak las to nie taka zła alternatywa...?

Niespodziewanie - kiedy analizowałam swoje szanse przeżycia w lesie - Demon odwrócił się z wyraźnym niezadowoleniem w ruchach ciała. Dodatkowo jego twarz wyrażała złość, jakby już nie mógł doczekać się momentu zatrzaśnięcia za nami drzwi. Zaś ja swoim powolnym tempem, utrudniałam mu spożycie szybkiego posiłku.

Po policzkach spłynęły łzy.

Usta zadrżały.

- Mira, mogę tak do ciebie mówić? - Nie czekając na moją odpowiedź, kontynuował: - Nie zrobię ci krzywdy, okej? - Każdy morderca tak mówi, a potem co? Ląduje się w piachu! - Więc wtocz swój tyłek do środka, żebym mógł ci wszystko wyjaśnić, dobrze? - Wskazał ze zniecierpliwieniem drzwi. - I przestań beczeć! To mnie irytuje. Więc jak?

Spróbował przyjaźnie się uśmiechnąć, co nadało jego twarzy straszny wygląd. Może dlatego, że jednocześnie wyszczerzył zęby.

Czyżby w ogóle się nie uśmiechał? Tak przyjaźnie?

Otarłam policzek, powoli ruszając w stronę Berutti'ego. I tak nie miałam innego wyjścia. Moje szanse na przeżycie w lesie, były okropnie niskie.

W tym samym czasie wiatr poruszył czerwonymi włosami Demona, zaś on zaczął coś mówić. Wydawało się to istotne, nawet bardzo, ale byłam wstanie skupić się na jednej czynności na raz, jaką było robienie kolejnych kroków. W ten sposób dotarłam do drzwi, które potem zamknęły się za nami, ukazując mi całe swoje przerażająco... brudne wnętrze.

- Żeby było jasne, jest mi potrzebna żona - rzucił mężczyzna, kładąc moje walizki na ziemi. - Taki jest wymóg mojej rodziny, dlatego też pojawiłaś się ty, Miro. Twoim głównym zadaniem jest pokazywanie się ze mną publicznie, dbanie o dom i jedzenie. Jakieś pytania?

- Ty tu mieszkasz? - zapytałam decydując się na ten temat. Wytarłam nos w rękaw, co wywołało obrzydzenie w Berutti'm. Zmarszczył usta, przyglądając się mi, jakbym była dziwnym stworzeniem.

- Tak.

- Więc czemu ten dom tak wygląda?

- Bo nie mam czasu na sprzątanie? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Poza tym, mam teraz ciebie - uniósł rękę, zupełnie tak jak gdyby chciał poklepać mnie w ramie, w ostatniej chwili się powstrzymując. - Ty się tym zajmiesz, w końcu wypadałoby urządzić przyjęcie na cześć naszego ślubu.

- Przyjęcie?

Ze mną w roli przystawki? - chciałam dodać, ale się zawahałam widząc, jak Demon taksuje mnie wzrokiem. Mogłoby się wydawać, że to co widzi nie do końca mu się podoba.

Hmm...

- Zawsze tak wyglądasz, gdy się popłaczesz? - zapytał, ignorując moje pytanie.

- Bo?

- Nie rób tego więcej - odparł wyciągając w moją stronę bawełnianą chusteczkę. - Wyglądasz okropnie.

...chyba wpadłam na pomysł, jak sprawić, by zażądał rozwodu.

- Myślisz, że to takie proste? Porwałeś mnie!

- Nie. Ożeniłem się z tobą, a to dwa różne pojęcia, więc ich nie mylmy, okej?

- Jak masz na imię? - spytałam zaciskając wargi na wzmiankę o "ożenieniu się" ze mną.

- Co?

- Nie znam twojego imienia odkąd... - porwałeś mnie - ...ożeniłeś się ze mną.

- Noah.

- Bosko - rozejrzałam się.

Chwyciłam swój plecak, próbując znaleźć własne chusteczki, gdy mi się to nie udało, zabrałam tę, którą Berutti dalej trzymał. W miarę głośno wydmuchałam nos, po czym wyciągnęłam ją w stronę mężczyzny.

- Dzięki, tego było mi trzeba.

- Możesz ją sobie zatrzymać - oznajmił Noah wzdrygając się.

- Ależ może ci się jeszcze przydać...

- Wątpię, by zdała się na jakikolwiek użytek, Miro.

Mira.

To zdrobnienie ładnie brzmiało, nawet jeśli wymawiane było przez Demona.

- Dobrze - odsunął się ode mnie, zapewne w obawie, że wcisnę my tę obsmarkaną chusteczkę do kieszeni. - Te dębowe schody prowadzące na antresolę są jednocześnie wyznacznikiem dokąd mogą dojść goście. Góra jest wyłącznie dla domowników. Mówię to, ponieważ istnieje szansa sproszenia tu twoich znajomych, wobec czego nie chcę ich tam widzieć.

- Na razie wstydem byłoby zaproszenie tutaj kogokolwiek - mruknęłam.

Noah posłał mi wystudiowany uśmieszek, unosząc ku górze lewą ognistą brew. Zaraz potem poprawił swój biały garnitur, przekrzywiając głowę.

- Dlatego też twoim pierwszym zadaniem będzie wysprzątanie domu - rzucił niewinnie.

- Całego?!

Jeśli popatrzeć na to inaczej, była to lepsza perspektywa od bycia potrawką.

- A chcesz go dzielić na połowy? - spytał sarkastycznie.

- Przecież on jest wielki! - zawołałam upuszczając plecach, przez co kurz z podłogi wzniósł się. - Jak sama mam to dokonać?

- Inwencja twórcza?

- Aghr! - warknęłam wyciągając palec wskazujący w stronę Demona. W tym momencie cały dotychczasowy strach znikł. - Ty parszywy...

- Wiesz co teraz robisz? - zapytał spokojnie Noah z dobrotliwym uśmieszkiem, zakładając ręce na piersi. - Marnujesz czas, który mogłabyś poświęcić na sprzątanie.

Zacisnęłam pięści, gotowa wyzwać Demona na walkę wręcz. Miałabym marne szanse, ale przynajmniej wiedziałby dobitnie co myślę o jego pomyśle. Chciałam zrobić cokolwiek, aby zrozumiał swój olbrzymi błąd, ale...

Rozejrzałam się wokoło. Ten dom był piękny, chciałam zobaczyć go w lepszym stanie. Poza tym miałam tu mieszkać, przynajmniej na jakiś czas, wobec tego przydałoby się tutaj posprzątać.

...zdołałam się opanować.

- Może najpierw zaprowadzisz mnie do pokoju? Jak mniemam, gotowaniem też mam się zająć, nie?

- Oczywiście - przytaknął triumfalnie.

Czekała mnie istna mordęga. Już sama nie mogłam się zdecydować co jest gorsze: szybka śmierć, czy usługiwanie tej czerwonowłosej bestii?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro