2. Zniechęcenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tydzień

Tyle daje uczelnia dziewczynie, którą wybrał Demon. Głównie na zadomowienie się i ponowne skupienie się na nauce. Albo na zrezygnowanie z dalszego studiowania. Chociaż to ostatnie zazwyczaj załatwia nowo poślubiony mąż.

Tyle też miałam spędzić sama w olbrzymim domu, przynajmniej do godziny siedemnastej, aż do powrotu Noah'a. Miałam ten czas poświęcić na sprzątanie, samotne sprzątanie zdana na własne siły.

Odechciewało mi się na samą myśl.

Tym bardziej, że w pustym domu, zawsze doznaje się irracjonalnego poczucia strachu.

- Inwencja twórcza - prychnęłam - też coś! Ten to ma tupet - mruczałam siłując się z wyciągnięciem odkurzacza ze składzika pod schodami. - Tak ci wysprzątam ten dom, że szczęka ci opadnie! Ten porządek cię wprost oślepi!

Oparłam nogę o drewnianą ściankę, rękoma chwytając odkurzacz, wepchnięty do składzika najprawdopodobniej siłą. W zasadzie sam wygląd tego malutkiego pomieszczenia mówił, jak dawno nikt go nie otwierał, nie trudząc się nawet jego uprzątnięciem, tak aby cokolwiek dało się wyciągnąć.

- Wszystko potraktuję odkurzaczem - warknęłam. - A niech same firanki wciągnie... No dalej! Aaa!

Runęłam do tyłu przygnieciona przedmiotem, z którym się siłowałam. Ramiona mi opadły, zaś pupa protestowała przeciw takiemu traktowaniu.

Sama nie dam rady tego wysprzątać...

Znów zostałam sama.

- Ela weź się w garść - mruknęłam do siebie. - Musisz pokazać temu typkowi, że jesteś wstanie dokonać cudu, tak by więcej nie potraktował cię z lekceważeniem! Skoro potrzebował żony, to będzie ją miał - dodałam mściwie. - Już ja się zatroszczę, aby żałował swojego wyboru. Jego rodzina pokocha mnie, a on będzie cierpieć. Ale najpierw dom.

*******

- Naprawdę się ożeniłeś? - Iskra mrugała przez parę sekund z otwartymi ustami. - Oj, biedna dziewczyna! Mania, słyszałaś?! - sekretarka obejrzała się na swoją pomocnicę.

- Iskra, potrzebuję tych dokumentów. Jestem pewien, że już wpłynęły do biura - powiedziałem ze zniecierpliwieniem. - Zostaw moje życie uczuciowe...

- Ty masz życie uczuciowe? - blondynka prychnęła odrzucając do tyłu swój długi warkocz. - Nie rozśmieszaj mnie. Od kiedy przejąłeś firmę, jedyne o czym myślisz to doskonalenie jej. Wobec tego raczej nie masz życia uczuciowego, Noah. Dlatego też współczuję tej biednej dziewczynie.

- Dokumenty - powtórzyłem, starając się tego nie komentować.

- Jej imię - rzuciła Iskra, zakładając szczupłe ramiona na piersi i wydymając czerwone usta.

- To twoja cena? - Uniosłem brew.

Powinna się mnie bać, a nie próbować ze mną negocjować!

- Dokładnie.

- Podwyżka? - spróbowałem. Jakoś nie miałem ochoty wyjawiać imienia Miry na głos.

- Prezent?

- Imię.

Westchnąłem. Żeby targować się o cholerne dokumenty! I to z sekretarką!

- Mirela - warknąłem krzywiąc się. - Mira.

Mirela brzmiało zbyt poważnie. Kompletnie nie pasowało do zalanej łzami twarzy, wielkich, szarych oczu wyglądających zza okularów i wąskich warg. Mira brzmiało jakoś tak... inaczej, łagodniej. Określało jej niepewny uśmiech, nieśmiałą nadzieję i rozczochrane, kasztanowe włosy. Pasowało do niej jak ulał.

- Ooo! - Iskra się rozpromieniła, wyrywając mnie z zamyślenia. Znów obejrzała się na Manię. - Już używają zdrobnień!

- Dokumenty! - łupnąłem dłonią w biurko. Demonica nawet nie drgnęła, spokojnie klikając coś na klawiaturze laptopa. Po chwili drukarka wróciła do życia, a ja zdałem sobie z czegoś istotnego sprawę.

W dokumentach czarno na białym miała zapisane dane personalne Miry. Miała tam absolutnie wszystko. Jednak to ode mnie chciała to usłyszeć, zmuszając do zeznań.

Oj tak bawić się nie będziemy.

- Drukują się, szefie.

Zmrużyłem oczy poirytowany. Ojciec musiał być szalony zatrudniając na stałe tę krnąbrną Demonicę o niewinnym wyglądzie. Demonicę uśmiechającą się zuchwale, jakby hierarchia panująca w firmie, dla niej nie istniała.

Najpierw Mira... Mirela, a teraz ona.

- Proszę szefie - podała mi plik kartek odnośnie mojego ślubu i dokumentacji Mireli, o którą prosiłem w Gmachu Rady. - Życzę udanego wieczoru.

- Udanego wieczoru? - spytałem łącząc kartki spinaczem.

- Dziś noc poślubna, czyż nie? Pewnie dlatego wychodzisz wcześniej, a może się mylę?

Zaprzyjaźniłaby się z Mirą.

Obie były tak samo zuchwałe, gdy do czegoś dążyły. Samo ich wykłócanie się ze mną o tym świadczyło.

Może Mike miał rację? Ale i tak było za późno.

- Zawsze wtykasz nos w nie swoje sprawy?

- Szykujesz coś specjalnego? - Jej pomarańczowe oczy zabłysły psotnie.

- Tak - przytaknąłem. - Najpierw pozbędę się ciebie, a potem zajmę się moją ukochaną żoną, podarowując jej twoje zwłoki. Myślisz, że to odpowiedni prezent?

Iskra zacisnęła wargi, odchylając się na oparcie krzesła ze złością. Ilektroć zdenerwowała się na cokolwiek, właśnie tak robiła, dzięki czemu każdy wiedział kiedy jej unikać. Zaś moje sarkastyczne, bądź złośliwe uwagi zawsze ją irytowały, sprawiając, iż magicznie wracała do roli sekretarki. A nie wścibskiej baby.

- Potrzebujesz czegoś jeszcze szefie?

- Nie - z zadowoleniem odwróciłem się na pięcie. - Pamiętaj, żeby odwołać moje poranne spotkanie! Jeśli tego nie zrobisz, zostaniesz zdegradowana!

To powinno uderzyć w jej ambicje na tyle, by mi się nie sprzeciwiała.

- Ciekawe jak Mira z nim wytrzymuje - rzuciła cicho Iskra, zupełnie tak, jakby miała prawo używać tego zdrobnienia.

Zaciskając palce na dokumentach, ruszyłem w stronę wyjścia.

*********

- Zwycięstwo! - zawołałam padając na kafelki w kuchni.

- Jesteś zadowolona, bo wyczyściłaś jedno pomieszczenie? - zapytał znajomy głos.

Drgnęłam przekrzywiając głowę w lewo. Noah stał w drzwiach, opierając się o ich framugę. Jego czerwone włosy były w tak wielkim nieładzie, że aż prosiły się o uczesanie lub zaprzestanie ich szarpania.

Drugą rzeczą, którą zauważyłam był brak krawata, sygnalizujący rzucenie go, najprawdopodobniej na tę kupkę w salonie za kanapą.

W ruch poszła również marynarka. Na razie nie odkryłam, gdzie mógłby ją porzucić, ale nie zdziwiłabym się, gdyby odnalazła się w jakimś innym zakamarku w salonie albo gabinecie.

Niemniej wyglądało na to, że rozbierał się i rzucał rzeczy akurat w miejscu, w którym się znalazł.

- Wyczyściłam też jadalnie - wysunęłam z dumą podbródek. - Możesz iść i nacieszyć oczy.

Noah rozejrzał się, nim ponownie skupił na mnie fiołkowe oczy. Nic z nich nie wyczytałam, ale nabrałam ochoty zniszczenia mu humorku. Oczywiście, gdybym miała na to siły.

- Jadalnia to takie pomieszczenie z długim stołem i krzesłami, gdzie zazwyczaj się jada - rzuciłam. - Z tego co udało mi się zaobserwować, znajduje się za tamtymi drzwiami - wskazałam przesuwaną mahoniową powłokę, która znajdowała się niedaleko moich stóp.

- Naprawdę? - zadrwił Demon.

- Szok, nie? Też byłam zdziwiona, kiedy ją czyściłam.

- Zapewne dlatego jesteś taka... brudna? - zapytał uprzejmie.

Domyśliłam się - mój instynkt mi podpowiadał - że na myśl przychodziło mu inne słowo, niż to które wypowiedział na głos.

- Po prostu wyglądam apetycznie - przejechałam palcami po policzku. - Wręcz seksownie, czyż nie? Ciężko oderwać ode mnie wzrok, hm? - poruszyłam brwiami z kpiącym uśmieszkiem na ustach.

Demon prychnął wywracając oczami i próbując zapanować nad za dużą koszulą, w której wyglądał jak dziecko przymierzające ojcowskie ubrania. Niemal zrobiło mi się go żal, tak krucho wyglądał.

Jednakże przypomniałam sobie kim był i tak jakoś... mi przeszło.

- Jestem głodny.

- Masz na mnie apetyt? - parsknęłam następnie zakryłam usta dłonią.

Głupia!

- Najpierw Iskra, teraz ty - wymamrotał, odrywając się od framugi, tym samym drąc koszulę.

Siadłam z wrażenia, ignorując wzmiankę o imieniu jakiejś dziewczyny. Czyżby nawet framugi w tym domu były niebezpieczne?

Następnie zafascynowała mnie wiązanka przekleństw wydobywająca się z ust mężczyzny. I nagie, miodowe, prawe ramię Noah'a wydzierające ze sporej dziury. Wyglądało na umięśnione, choć nie mogłam mu się bliżej przyjrzeć.

Wróciłam do rzeczywistości, słysząc słowa Demona:

- Zszyjesz to dziś wieczorem.

Żądanie.

Tego nie można było nazwać inaczej.

Zgrzytnęłam zębami.

- Sam możesz to zrobić - zauważyłam.

- Jesteś kobietą, znasz się...

- Poznasz tajniki zakazanej wiedzy - rzuciłam wytrzymując jego zirytowane spojrzenie przez całe trzy sekundy, nim uciekłam spojrzeniem w bok.

Oczy Berutti'ego były dwoma wciągającymi otchłaniami. A ja nie mogłam dać się zahipnotyzować.

- Zupa zaraz wystygnie - rzuciłam wstając.

- Wreszcie mówisz coś sensownego.

Z zadowolonym uśmieszkiem otworzyłam przed nim drzwi, unosząc głowę, by zobaczyć jego reakcję na widok wyczyszczonej jadalni.

 Nie doczekałam się.

Marsowa mina mężczyzny zdradzała tyle, co nic.

Na ten widok przyszło mi coś na myśl.

- Od razu mówię, że jestem za młoda na rodzenie dzieci. Z tego co wiem, wy też...

- Myślę o wielu rzeczach, ale na pewno nie o rozmnażaniu się z tobą - oznajmił siadając na krześle przed talerzem zupy.

"Rozmnażaniu się"? Co to za język?

Zdusiłam chichot.

- To dobrze - siadłam naprzeciwko niego, chwytając w dłonie łyżkę.

- Z czego ta zupa? - niepewnym, nieufnym wzrokiem zmierzył talerz.

- To zupa owocowa - wypięłam dumnie piersi. - Ze śliwek i borówek, które znalazłam na zewnątrz. Dlatego właśnie udało mi się uprzątnąć jedynie dwa pomieszczenia i hol. Zkładam, że nie zauwa...

- Byłaś w ogrodzie?! - przerwał mi gwałtownie.

- Co za głupie pytanie - prychnęłam. - Skąd niby miałam wziąć owoce, co? W spiżarni ledwo co jest...

- Mówiłem, że nie wolno ci wychodzić na ogród!

- Kiedy? - zdębiałam.

- Dziś rano!

- Oj matko - odchrząknęłam pozbywając się lęku słyszalnego w moim głosie. - Nie słuchałam. Bardziej martwiłam się o to, czy mnie zjesz. Słyszałam z dobrego źródła, że zjadacie dziewice.

- Dziewice? Nie. Raczej te wnerwiające, wkurzające, nieposłuszne baby. Zupełnie takie, jak ty - posłał mi mordercze spojrzenie.

- O... Obawiam się, że jestem ciężkostrawna - wymamrotałam dławiąc się sercem.

- Będę cię dłużej gotować, to powinno pomóc, nie uważasz?

Zachichotałam nerwowo.

- Skoro już zrobiłaś obiad to go zjedźmy - mruknął. - Następnym razem nie będę tak miły, jeśli złamiesz moje warunki.

- Warunki?

- Wiedziałem, że możesz doznać zaćmienia umysłu, dlatego wszystko spisałem - wyciągnął pomiętą kartkę z tylnej kieszeni spodni, podając mi ją.

Rozłożyłam świstek, zaczynając czytać:

1. Pod żadnym pozorem nie wychodzić na ogród.

2. Nie sprzeciwiać się żądaniom.

3. Unikać wchodzenia do gabinetu, gdy w nim jestem.

4. Dzwonić wyłącznie w sytuacjach kryzysowych (numer dam ci później).

5. Zajmować się domem.

6. Gotować.

7. Słuchać poleceń.

8. Moje pieniądze są twoimi - możesz wydać tysiąc dziennie, to twój limit (kartę dostaniesz wieczorem).

9. Przy gościach masz udawać szczęśliwą, posłuszną i zakochaną.

10. Unikać chodzenia do mojej firmy (notorycznego).

11. Czekać na mnie, gdy późno kończysz zajęcia (musisz dać mi swój rozkład zajęć).

12. Jestem jedynym mężczyzną w twoim życiu.

13. Nie irytować mnie (szczególnie ważne).

- Nie byłoby łatwiej napisać co mogę robić? - zapytałam zerkając ponad kartką na Demona.

Noah nie odpowiedział, ze smakiem wcinając zupę. Był tym tak zajęty, że ledwo zwracał uwagę na otoczenie, przy czym jego twarz wyrażała fascynację.

Gdy opędzlował talerz, spojrzał na mnie.

- Kto cię jej nauczył?

- Ciocia - wzruszyłam ramionami, następnie zamachałam kartką. - Nie przesadzasz? Mam ci przypomnieć dlaczego się tu znalazłam? Czy nie z twojego powodu?

- Po prostu przestrzegaj tego, co ci karzę, a będziemy żyć w harmonii.

- A mogę dać swoje żądania?

- Nie.

Kategoryczne i stanowcze.

Ela, tylko spokojnie.

- Ty możesz, ale ja już nie? Gdzie tu sprawiedliwość?

- Ja jestem sprawiedliwością Mira.

Parsknęłam śmiechem nie mogąc się powstrzymać.

Ja chyba zwariuję.

*******

- Chyba sobie żartujesz!

- Nie. Moja rodzina potrafi wpadać bez zapowiedzi, więc będziemy spać razem - powiedział Noah spokojnie. - Łóżko jest na tyle duże, byśmy pomieścili się w nim z możliwością niestykania się.

- Zawsze mówisz w ten ledwo zrozumiały sposób?

- Czegoś nie zrozumiałaś? Twoja inteligencja mieści się jedynie w okularach? - odbił piłeczkę.

- Haha. - Pokiwałam mu palcem. - Dobry jesteś. Moja inteligencja jest wypisana na tej twarzy - dłońmi zamachałam przed oczami. - Pogódź się z tym.

Przez chwilę wydawało mi się, że widziałam na jego twarzy przemykający uśmiech, lecz trwało to tak krótko, iż nie byłam pewna.

Potrząsnęłam głową, wzdychając. Ten pokój wyglądał jak apartament. Nawet czysty i zadbany, ale... taki bezosobowy. Właściwie cały dom tak wyglądał. Za mało było tu ozdób czy samych bibelotów, żeby uznać, że Noah spędza w domu całe dni.

Jasne pracował, ale po pracy wracał tu, więc czemu tak tu jest? W zasadzie to w warunkach jest podpunkt: "zajmować się domem". Upiększenie go, dodając osobiste rzeczy, raczej w to wchodzi.

Z błyskiem w oku, spojrzałam na Noah'a, który kładł moje walizki i plecak koło szaf.

Skoro chcesz, bym przestrzegała twoich zasad, to pogódź się z konsekwencjami.

- Tam są drzwi do łazienki - rzucił machając w stronę pomarańczowych drzwi.

- A te czarne?

- To drugie wejście do mojego gabinetu - powiedział, zerkając na mnie. - Nie wchodzisz do niego, gdy jestem w domu. Jeśli mnie nie ma, to tam możesz odrabiać lekcje, uczyć się, czy przesiadywać.

- O.

- Nie myślałem, że kiedyś się ożenię, dlatego nie stawiałem w sypialni biurka. Zresztą, jakbyś nie chciała tam chodzić, to zawsze masz stolik kawowy przed telewizorem.

Konkrety.

Czerwonowłosy wyprostował się, wkładając ręce do kieszeni spodni. Odniosłam wrażenie, że nie wie w jaki sposób przerwać ciszę. Ponadto był wyraźnie skrępowany.

Nigdy nie spraszał dziewczyn do swojej sypialni, czy jak?

Nie wiedział co dalej zrobić?

Przełknęłam ślinę próbując nie myśleć o innej możliwości - tej, dla której zerkał na łóżko. Przecież mówił, że nie zamierza się ze mną rozmnażać.

Ledwo zdołałam zapanować nad mimiką twarzy, przypominając sobie o jego słowach.

- W jaki sposób dojadę do miasta na zakupy, albo na uczelnię? - zapytałam bujając się na stopach.

- W garażu jest drugie auto.

- Nie mam prawka, ono kosztuje - przypomniałam mu.

- Motocykl?

- Hm... Zamierzasz w niedalekiej przyszłości kupować nowy? - zapytałam udając zastanowienie. - Bo wiesz, skoro nie stać mnie było na naukę jazdy autem, to na motocykl tym bardziej.

- Och, no tak. Sam... - urwał, drapiąc się ze skrępowaniem po karku. - Skuter?

Chciała zapytać o co? - zastanowiłam się, przegryzając wargę.

- Może być.

- W razie czego, przez pierwszy tydzień będziesz jeździć ze mną, żeby poznać okolicę i drogę do miasta - kontynuował Noah, lokalizując wzrok na moich butach. - Przy okazji... - Wyciągnął z kieszeni prostokątną, bordową kartę. - To twoja karta. Pinem jest data twoich urodzin. - Kiedy nie ruszyłam w jego stronę, zbyt zapatrzona w trzymany przez niego plastik, podszedł.

- Dzięki.

- Twój dzienny limit to tysiąc - przypomniał mi.

- Tyle w zupełności wystarczy - parsknęłam, lekko upodlona tym, co powiedział. - Nie zamierzam ogołocić cię z pieniędzy.

- Nie o to chodzi. - Przewrócił oczami, wciskając mi do ręki kartę. Jego smukłe, ciepłe, szorstkie palce zetknęły się z moją skórą na chwilę ją ogrzewając. - Kiedy prosiłem o dorobienie karty do mojego konta, poinformowano mnie, że z tej tylko tyle da się wyciągnąć.

Pokiwałam głową, zmęczona całym tym dniem. Miałam dość atrakcji na dziś.

- Dzięki - powtórzyłam. - Głównie za to, że mnie nie zjadłeś. Prawie posikałam się ze strachu, kiedy po mnie przyszli.

- Mira, jedynie stare, naprawdę stare rody Demonów zjadają ludzi - wymruczał, pocierając twarz. - Ale to też nie te kobiety, których kod jest dla nas pożyteczny, więc nie słuchaj tych uczelnianych plotek. W szczególności związanych z Demonami. Jeśli miałabyś jakieś inne, mądre pytania, od razu przychodź do mnie.

- Jasne...

- Aha! - przerwał mi, ponownie grzebiąc w kieszeniach, aż wyciągnął z nich kolejny prostokącik, tym razem kartonik. - Tutaj masz mój numer telefonu, adres domu, a tu - wskazał dół karteczki - jest adres mojej firmy. Przyda ci się w tym pierwszym tygodniu... Wiem, że wpisałem do żądań, byś jej unikała, ale to jedyne wyjście, jeśli mamy razem jeździć.

- Będę czekać na zewnątrz - burknęłam zgniatając kartonik w dłoni.

- Nie wydurniaj się, będziesz wtedy wyglądać podejrzanie - parsknął. - Najlepiej pytaj, gdzie znajdziesz Iskrę, to moja sekretarka. Tylko! Nie słuchaj jej, nie paplaj o niczym. Siedź i czekaj. Jak będę mógł, wpuszczę cię do mojego gabinetu, byś niczego... żebyś była pod moim okiem.

- Uważasz, że powiem coś, czego miałam nie mówić? - zapytałam uprzejmie.

- Iskra jest geniuszem w wyciąganiu informacji, może nam tym zaszkodzić - wytłumaczył.

- Ooo.

- Wyglądasz na zmęczoną, powinnaś pójść się umyć.

Przytaknęłam.

Dopiero w łazience zrozumiałam, że wykonałam kolejne jego polecenie.

I, że tak naprawdę Noah chciał się mnie pozbyć sprzed oczu.

Nie miałam, jednak siły na zrobienie czegokolwiek, prócz umycia się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro