22. Pytania

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trzęsłam się pod strumieniem wody, wpatrując się morderczo w Noah'a. Demon uśmiechał się wilczo, pilnując żebym nie zdołała wydostać się na zewnątrz.

Włosy kleiły mi się do karku, szyi oraz policzków, zaś ubrania zaczęły ściśle przylegać do ciała. Czułam jakbym miała drugą skórę, co nie należało do przyjemnych uczuć.

- Noah - warknęłam zaciskając usta. Gwałtownym ruchem zdjęłam mokre okulary, machając nimi przed twarzą mężczyzny. - Patrz co zrobiłeś! Miałam zamiar iść w tej sukience na kolację! - Ciszej burknęłam - I cała bielizna do wymiany... mój ulubiony stanik...

- Mira, tu nie jada się kolacji - Demon zrobił krok do przodu, przez co cofnęłam się aż natrafiłam plecami na ścianę. - Więc nie powinno być ci szkoda sukienki. Ani stanika.

Czy on zamierza....? Nie... Prawda?

Moje serce przyśpieszyło. Puls gwałtownie skoczył, oczy i mózg zaczęły szukać drogi wyjścia, którego nie mogłam dostrzec. Nie zamierzałam, jednak zachodzić w ciążę. Mogłam chcieć wreszcie sprawdzić jak by to było, gdybym poszła do łóżka z Noah'em, ale wolałam poczekać z dziećmi.

Drgnęłam, kiedy ręka mężczyzny wylądowała na ścianie powyżej mojego ramienia. Powędrowałam spojrzeniem od ręki, po łokieć i szyję, do twarzy Demona. Demona, który dalej miał usta wygięte w wilczym, niebezpiecznym uśmiechu. Fiołkowe oczy uwięziły mnie, zatrzymując w miejscu moje myśli o jakiejkolwiek drodze ucieczki. Noah nie przejmował się, że był jedynie w bieliźnie, ani tym, iż woda spływa mu po twarzy przyklejając do niej czerwone włosy.

Serce podskoczyło mi do gardła. Czułam się jakbym była uwięziona w klatce bez wyjścia. A moim strażnikiem został właśnie on. Ten nagle władczy, niebezpieczny (aż zabrakło mi chęci do sprzeczania się, nagle zapragnęłam zostać pod prysznicem) i seksowny mężczyzna.

- N- n- n... Noah? - wychrypiałam przyciskając dłonie do zimnych kafelków.

- Tak?

- Mogę wyjść? Wtedy będziesz mógł... - oddech uwiązł mi w gardle, gdy druga ręka Demona wylądowała po drugiej stronie mojej głowy. Zdecydowanie za blisko szyi.

- Chciałaś mi pomóc się umyć, nie? - rzucił przejeżdżając kciukiem po nagiej skórze mojego ramienia.

- He? - przełknęłam ślinę i serce z wyraźnym trudem.

Kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Łapałam się na tym, że chciałam koniecznie zobaczyć co będzie dalej. Czekałam z niecierpliwością na dalszy ruch Noah'a, gotowa zrobić absolutnie wszystko. Jednocześnie bałam się, że zabrniemy za daleko.

Nagle coś wydało dziwny dźwięk. Zamrugałam rozglądając się, wyrwana z tego transu, i wtedy dotarło do mnie czym on jest. Demon dalej miał na stopach skarpetki, które chlupotały ilekroć się poruszył.

Zachichotałam.

- Sam się umyj. Pamiętaj co mówiłeś rano, wątpię byś chciał liczyć się z konsekwencjami, brudasie.

Noah pochylił się gwałtownie, przez co zaczęłam zezować na jego usta. Był zbyt blisko, bym nie czuła tego przyciągania, które pcha nas do siebie od tak dawna. Chciałam go przytulić; poczuć, że jest ze mną. Jednak... istniało wielkie prawdopodobieństwo, że źle to zinterpretuje.

- Co? Wstydzisz się? - zakpił Noah z figlarnymi iskierkami w fiołkowych oczach.

- Ja? Boję się jedynie tego, co zamierzasz zrobić - szepnęłam.

- Obiecałem, że będę grzeczny, ale ty... - przesunął palec po mojej szyi, następnie ponownie w dół, bawiąc się skrajem dekoltu mojej sukienki.

- Będę ekstremalnie grzecznie stać i czekać aż się odsuniesz! - zapewniłam szybko, walcząc z urywanym oddechem.

Noah roześmiał się głośno, ucieszony moim zachowaniem. Pomimo tego nie zabrał ręki, dalej dotykając mojego dekoltu i rozpalając skórę.

- Jesteś pewna?

Sapnęłam.

Ten błysk w oczach! Matko, dałabym się za niego posiekać! Gdyby tylko miał te cholerne prezerwatywy...!

- Oczywiście! - zachłysnęłam się, gdy pochylił się jeszcze bardziej, dzięki czemu nasze usta dzieliły centymetry. - Proszę, nie podpuszczaj mnie. Nie złamię się!

- Pff, psujesz całą zabawę - burknęła Noah odrobinę się odsuwając. Przyjrzał mi się z dziwnym wyrazem twarzy. - Dobra, wyłaź szybko, bo zaraz nie będę wstanie się kontrolować. Ale pamiętaj, że w domu ci nie odpuszczę.

- Już!

********

Następnego ranka, po przetrwaniu jakoś bez kolacji i coraz mocniejszego przyciągania do Noah'a, nadeszło śniadanie i kolejna runda ja kontra babcia. Przynajmniej na to się nastawiłam idąc za Demonem do jadalni. Starałam się przy tym odgrodzić od wspomnień feralnego obiadu, które atakowały mnie raz po raz. Głównie przez nie nie mogłam spojrzeć na Noah'a.

Mężczyzna zerkał na mnie co kilka sekund, jakby chciał się przekonać, że wciąż jestem koło niego. Albo bał się tego, co mogłabym zrobić, jeśli się odezwie i znów powie zdawkowo o swoim planie. Chociaż kusiło mnie, żeby zapytać, czy na coś mam się dziś przygotować. Wątpiłam, jednak bym zdołała ukryć podejrzliwość, złośliwość lub sarkazm. Było to naprawdę mało prawdopodobne.

- Mira...

- Bądź cicho - poprosiłam.

- Wtedy dojdziesz do bardzo daleko idących wniosków, które nikomu nie pomogą. W szczególności, że zaraz znów wejdziemy do środka.

Zerknęłam na męża próbując przekonać siebie o braku słuszności jego twierdzeniu. I zapewne bym się upewniła w tym, gdyby chociaż zaszczycił mnie wtedy spojrzeniem, czego słusznie nie zrobił. Choć widać było, że go kusi, ale za dobrze mnie znał.

Stanęliśmy przed wielkimi, łukowatymi drzwiami "pieczary", niepewni. Spojrzałam na Noah'a, Noah na mnie i skinęliśmy sobie głowami. Niemo zaakceptowaliśmy swój sojusz, zgadzając się na dalsze trzymanie się razem. Nawet, jeśli będzie trudno.

- Idź pierwszy - powiedziałam wypychając Demona przed siebie, kiedy akurat chciał zrobić dla mnie miejsce. - Pamiętaj jaką rolę odgrywasz. Już za późno na wyłamanie się ze scenariusza.

W fiołkowych oczach na dosłownie sekundę zamigotała niepewność i lęk. Widząc je musiałam zacisnąć usta, następnie uśmiechnąć się sztywno, po czym wskazać podbródkiem klamkę. Było o wiele za późno na wycofanie się albo ekstremalnie szybką ucieczkę. Mogliśmy teraz tylko liczyć na wygraną, inna opcja nie wchodziła w rachubę.

- Później nie narzekaj - ostrzegł.

- Co? - spytałam używając Noah'a jako tarczy, gdy ten otworzył drzwi.

- Może mi to wejść w nawyk - rzucił przez ramię, wchodząc dziarskim, władczym krokiem do jadalni.

*******

Na śniadaniu musiałam znów "sprawdzić" jedzenie Noah'a nim ten zaczął jeść. Posyłałam mu przy tym wkurzone spojrzenia, z których nic sobie nie robił. Lecz wydawało się, że wie co czeka go po powrocie do sypialni. W zasadzie musiało zostać to odroczone, gdyż babcia zażyczyła sobie mojego towarzystwa, mimo to i tak będzie musiał mi jakoś to zrekompensować.

Rozejrzałam się nerwowo, idąc za Demonicą po ciemnym, opuszczonym korytarzu. Wszystkie okna w tej części rezydencji, były zasłonięte kotarami, nieprzepuszczającymi światła słonecznego.

Babcia Noah'a trzymała w dłoni starą latarkę, którą świeciła jedynie pod swoje nogi, karząc mi trzymać się tuż za nią. Może jakoś bym to zniosła, gdyby nie to, że jedyny dźwięk jaki z siebie wydawała to tupanie. Kapcie kobiety wydawały z siebie cichy syk ilekroć stawała całą nogą na dywanie, który rozłożony był na całej długości i szerokości korytarza. Mógł mieć granatową albo czarną barwę.

- Babciu...

- Nie bądź bezczelna - strofowała mnie.

- Przecież według prawa jesteś moją babcią - mruknęłam pod nosem. Odchrząknęłam. - Pani babciu, mogę wiedzieć dokąd idziemy? - Chcesz mnie zabić w tych ciemnościach, czy jak? - Nie twierdzę, że widoki są brzydkie - skąd! - ale ten ponury nastrój zaczyna mi się udzielać...

Na ułamek sekundy zauważyłam jej profil, kiedy obróciła głowę. Zaraz jednak zrezygnowała z spoglądania za siebie. Zamiast tego wyciągnęła rękę i wskazała bliżej nieokreślony kierunek przed nami.

- Tam. To już niedaleko.

Aha. Cóż za natłok informacji!

Normalnie zachowywała się jak Noah. On też rzuci jedną trzecią całej wiadomości i domyślaj się o co mu chodziło. Jak widać jest to rodzinny dar, przekazywany z pokolenia na pokolenie.

Poprawiłam okulary zerkając za siebie. Natychmiast wzdrygnęłam się, dostrzegając jedynie wszechobecną ciemność. Mogłam iść tylko do przodu za światłem i tą "gadatliwą" babcią, albo zrobić w tył zwrot zanurzając się w mroku. I licząc, że na nic nie wpadnę.

Wybór był oczywisty.

- Pani babciu...

- Mam wrażenie, że się ze mnie nabijasz, Mirelo - przerwała mi Demonica, gwałtownie skręcając w lewo, jednocześnie chwyciła mnie za nadgarstek robiąc ten manewr, jakby obawiała się, że nie zauważę i zostanę w tyle. Nie powiem, to imponująca szybkość w rozgryzieniu do czego jestem zdolna. Godne podziwu. - Tym samym zachowujesz się podobnie do Noah'a. Od razu widać jak dobrze się dobraliście.

- Nie zaprzeczę - przytaknęłam dumnie, koncentrując się na chłodzie palców staruszki. - Problem w tym, że nie wiem jak się do ciebie zwracać. Nie przyjęłaś za dobrze per "babciu". Nie wypada mi też mówić bezosobowo - moi wujowie restrykcyjnie nauczyli mnie zwracania się do starszych. Dlatego też musiałam wybrać ten zwrot.

Inna sprawa, że mnie śmieszył. O tym nie zamierzałam mówić.

- Słuszne spostrzeżenie - zgodziła się z namysłem babcia, otwierając drzwi.

Ku mojemu zirytowaniu tam też było ciemno. Czy oni oszczędzali na prądzie, czy to był pokręcony system antywłamaniowy?! No ludzie! Powoli zaczynałam dostawać paranoi od tego mroku, bojąc się, że zaraz ktoś wyjdzie krzycząc albo mnie dotknie, albo pojawi się ręka wyłaniająca z ciemności i posikam się ze strachu.

Z tego powodu cieszyłam się dotykiem ręki babci, za którą weszłam do pomieszczenia. Następnie posłusznie zamknęłam drzwi, gdy mnie o to poprosiła, po czym włączyła światło. Od razu mnie oślepiło. Zaczęłam mrugać i mrużyć oczy, próbując przyzwyczaić się do jego blasku. To pomogło w ukrywaniu złości - najpierw ciemność, teraz nagłe światło. Świetnie.

Gdybym tylko mogła zostać z Noah'em w pokoju! Chociaż to mogłoby być niebezpieczne - dziś miał opiekować się Tymkiem i dwójkom innych chłopców. Z moim szczęściem nie dożyłabym kolacji.

Oby nie zdemolowali pokoju do mojego powrotu...

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znalazłyśmy. Było małe, białe i puste, jeśli nie liczyć obrazów wiszących na ścianach. Każde miało srebrną, bogato zdobioną ramę. Przy czym większość z nich wydawała się stara. Jedynie jeden obraz był w miarę nowy. Przedstawiał trójosobową rodzinę - kobietę, mężczyznę i około siedmioletniego chłopca - stojącą na tle ciemnego, zielonego, dziwnie znajomego lasu.

Rozdziawiłam usta, gdy przyjrzałam się bliżej chłopcu. Miał czerwone, nieokiełznane włosy, pociągłą twarz o regularnych rysach i znudzone, fiołkowe oczy, w których igrały złośliwe iskierki. Wyglądał jakby już miał plan rozwalenia czegoś lub uprzykrzenia komuś życia. Na przykład matce, która później, najpewniej, musiała wyprać brudną, czarną marynarkę i ciemne dżinsy - spotkał je dużo gorszy los. Miały zielone plamy na kolanach i udach.

- Babciu...

- Nie odrywaj wzroku od obrazu - poradziła mi kobieta, chwytając mój kark i kierując moją głowę w odpowiednim kierunku. - Patrz uważnie.

Pisnęłam, cofając się o krok, gdy po kilku sekundach wpatrywania się w obraz, ten zaczął się ruszać. Kobieta, której twarz była rozmazana, wraz z mężczyzną, po którym Noah odziedziczył urodę, najpierw karczowali las, potem oczyszczali teren. Na koniec z pomocą budowlańców, robili dom, zawsze czuwając nad rozrabiającym chłopakiem. Chłopcem, który rósł w cieniu lasu. Zawsze byli tylko we trójkę. Od czasu do czasu odwiedzani przez zamazane, czarne kształty.

- Mój syn od dziecka był głupi - powiedziała nagle babcia, przerywając ciszę. - Wiedziałam to od początku. Owszem miał smykałkę do interesów i w tym był w miarę inteligentny, ale ta zdolność do idiotyzmu była jego domeną. Potwierdził to żeniąc się z kimś z kim nie powinien. Mówiłam mu to, prosiłam, żeby się zastanowił i przemyślał, czy to dobry pomysł. Głupcy, jednak mają to do siebie, że nigdy nie słuchają. Dlatego też poślubił tę kobietę, wyprowadził się znikając na całe lata, a potem zadzwonił. Oznajmił, że mam wnuka i wysłał zdjęcie - szlachetnie nie? Po kolejnych siedmiu latach, przyjechał tutaj pokazać swoją rodzinę i z myślą, że dom pomoże mu zapewnić sobie kolejne żywe dzieci. Uznałam to za okazję, by wytłumaczyć mu, jego głupotę, ale i to się nie powiodło. Chciałam w ten sposób pomóc Noah'owi, który cierpiał, odtrącony przez ojca skoncentrowanego na firmie oraz chęci płodzenia dzieci z tą jedną kobietą, która nie mogła ich mu dać. - Na chwilę babcia zamilkła, a ja jej nie pośpieszałam wpatrując się w około dwudziestoletniego mężczyznę stojącego nad ciemnym grobem. Potem sceneria się zmieniła. Młody Demon biegł za znikającą w lesie kobiecą postacią. Drzewa zablokowały go przed złapaniem jej. Noah został sam. Bez błysku w fiołkowych oczach, przygarbiony, niepewny, samotny. Cierpiący. - Ta obsesja na punkcie firmy, Poczekalni, tej kobiety i dzieci, wpędziła go do grobu. Jak mówiłam, głupcy będą brnąć w swoim debilizmie aż do grobowej deski - powiedziała z niesmakiem Demonica. Następnie westchnęła. - Ona odeszła nie przejmując się tym, że jej jedyne dziecko zostało zdane na własną łaskę. Śmieszne jest to, że najpierw wpoili mu, aby trzymał się od rodziny z daleka. Nie zdążyli mu wyjaśnić, że ma uważać jedynie uważać na część rodziny. Dlatego też przez lata nie widziałam jedynego syna Simona - zamilkła na minutę, nim kontynuowała wpatrzona w nieruchomy obraz, który przedstawiał Noah'a stojącego przed drzewami. Był sam z rękami w kieszeniach i aurą władzy. - Muszę przyznać jedną rzecz. Jedynym mądrym pomysłem mojego syna było zapłodnienie tej kobiety i danie mi inteligentnego, silnego i przystojnego wnuka.

Wstrzymałam oddech. Opowieść Demonicy wywołała we mnie tyle mieszanych uczuć, że z trudem nad sobą panowałam. Chciałam spojrzeć w twarz babci i powiedzieć, iż ja nie postąpię tak jak matka Noah'a. Ale przecież nie mogłam być pewna przyszłości. Mogły istnieć przyczyny, dla których stało się to, co się stało. Przyczyny nieznane dla babci, mnie czy kogokolwiek poza Noah'em. Z tego też powodu siedziałam cicho.

No dobra, nie przesadzajmy. Wytrzymałam jedynie chwilę, aż obraz całkowicie się zatrzymał i wrócił do pierwotnego stanu.

- Babciu mam pytanie niezwiązane z twoją historią - oznajmiłam obracając się w prawo, ku niej. Wskazałam palcem, oskarżycielsko, obraz mając nadzieję, że celuję w postać małego Noah'a. - Czemu na obrazie Noah jest... taki? Wygląda na nim na umięśnionego - może nie nie wiadomo jak, ale jednak. Z kolei w moich oczach jest raczej... szczupły.

- Szczupły? - zapytała wbijając we mnie szare spojrzenie.

- Tak. No dobra, bądźmy szczere. Jest chudy. - Dłońmi zarysowałam sylwetkę mężczyzny, którą tak dobrze znałam.

- Co to za głupoty! Noah jest umięśniony - parsknęła, jakbym opowiadała naprawdę niesmaczny żart. - Pracował fizycznie tyle lat, że byłoby niemożliwe, żeby był chudzielcem, którego zdmuchnie wiatr. - Czyżbym źle zarysowała sylwetkę? Nie, to nieistotne, Mira, skup się! - Zresztą przyjrzyj się pozostałym męskim członkom rodziny - w tym klanie nie ma kościotrupów. - Demonica pochyliła się w moją stronę, zamyślając się. - Niemniej z tego co mówisz... Wnioskuję, że możesz widzieć jego słabości lub sama nią być.

********

Słowa babci tkwiły mi w głowie. Zupełnie jak to, iż coś mówiło mi, że nie chcę zostać przez nią nazwana "tą kobietą". Zapewne dlatego wpadłam na Noah'a, po krótkiej rozmowie z Iskrą, która chętnie opowiedziała mi jak często widziała swojego szefa na siłowni.

- Mira, co się dzieje? - spytał zaniepokojony Demon, prowadząc mnie ostrożnie ku sypialni.

Wahałam się jedynie przez minutę, nim opowiedziałam mu o wszystkim, z najdrobniejszymi szczegółami i swoimi wtrąceniami (och, tych było naprawdę sporo!). Babcia nastraszyła mnie wystarczająco, bym nie chciała ukrywać tego przed Noah'em. Poza tym mógł pomóc mi rozwiązać tę zagadkę.

Zupełnie jakby to jak wygląda było tak istotne... Dobra, było ale jednak mniej istotne, a ja jak zwykle robiłam z tego wszystkiego aferę. No, cała ja!

- Dlaczego jesteś zły? - zapytałam widząc tą jedną emocję na twarzy męża.

Demon prychnął odwracając wzrok. Wobec tego chwyciłam go za rękę ze zdenerwowaniem.

- No nie wiem - fuknął wpychając mnie do pokoju. - Może dlatego, że jesteś, do cholery, moją słabością i oni mogą to wyczuć? - zaproponował groźnie.

- Co?

- Tata mówił mi o tym. Gdy od samego początku widzisz jakikolwiek defekt wyglądu u swojego małżonka, oznaczać to może jedno. Jesteś moją jedyną, największą, najgroźniejszą słabością, kobieto. Teraz rozumiesz?

Cofnęłam się z trudem przełykając ślinę.

- Ale... ale wtedy...

- To nie ma znaczenia Mira! - Noah bez trudu zrozumiał co chodziło mi po głowie. - Mogliśmy się poznać wczoraj, a los, przekleństwo - wszystko! - wiedziało, że stracę dla ciebie głowę i staniesz się dla mnie kimś znaczącym!

Zacisnęłam usta, myśląc intensywnie. Musieliśmy przerobić to w coś innego. Nie mogłam być niczyją kulą u nogi. Nie mogłam stracić kolejnej osoby.

- W takim razie, jaki jest twój plan? - spytałam rzeczowo. - Co robimy? Chociaż nie! Opowiedz mi o historii Poczekalni. O niej samej. Wszystko.

To musiało być z nią powiązane. Musiała istnieć skoro kolejna osoba o niej mówiła. Nie mogłam dalej wypierać ze świadomości tego, co widziałam. Nie mogłam też pozwolić, by przeze mnie stało się coś strasznego.

Musiałam być wszystkiego świadoma, żeby móc pomóc przerobić słabość w siłę.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro