24. Przyjęcie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przed "prawdziwymi" Łowami odbywało się przyjęcie, które miało przynieść Demonom szczęście w łowach. Podczas niego Demony świętowały, jedli i pili na umór. Nikt - z biorących udział w Łowach - nie mógł wyjść z sali trzeźwy. Mniej więcej dlatego, że miała zostać wybrana tak zwana "ofiara", którą musiała być żona któregoś z łowców. Było, dla niemal wszystkich wiadome, pewne kto będzie tą osobą.

- Ta "ofiara" będzie musiała przez całą noc, szwendać się po całym terenie Łowisk - wyszeptała ciotka Noah'a, siedząca jak zwykle koło mnie. - Jest tak jakby trofeum, które łowcy będą chcieli znaleźć, zabijając pod drodze tyle zwierząt ile się da. Przy każdym zabitym, Demon musi zaznaczyć jego krwią, swoje ubranie czy skórę.

Wzdrygnęłam się, krzywiąc. Tego akurat wolałam nie wiedzieć, chociaż zważywszy na to, że to prawdopodobnie ja będę tą "ofiarą", lepiej było przygotować się psychicznie. Zapewne właśnie z tego powodu nie pytałam o to pijącego i śmiejącego się Noah'a, tylko jej. Chętnie odpowiadała na każde zadane pytanie, ciesząc się, iż to właśnie ją obdarzyłam uwagą.

Jedyne czego wolałam uniknąć, to jej współczującego spojrzenia, gdy w polu widzenia cioci pojawiał się Demon.

- Więc ta kobieta ma unikać Demony? - drążyłam.

- Wszystkich, aż do świtu - przytaknęła. - Dotąd udało się to jedynie babci w jej młodych latach.

Uniosłam brew. To była akurat ciekawa informacja. Gdyby udało mi się coś takiego dokonać, może bym u niej zapunktowała? Nie żeby to było ważne tak bardzo, by dać się zabić, ale to mogłoby także ustabilizować pozycję Noah'a i moją. Zostałabym uznana za silną, nie słabą ludzką żonę Demona.

- Jak babci się to udało? - spytałam myśląc na głos. Postukałam palcem w usta.

- Nikt nie wie dokładnie - wyznała ciocia, nalewając mi soku. Jakimś cudem rozniosło się, że mogłam być w ciąży i nawet ona nie chciała słuchać moich wyjaśnień. - Musiałabyś zapytać o to babcię, ale wątpię by ci o tym opowiedziała. To był jej wielki sukces, którego nie będzie chciała nikomu dobrowolnie oddać.

To było jasne. Nie bardzo dziwiło mnie, że ona była jedyną, która wytrwała do świtu. Jednak myślałam, że chociaż istniały jakieś pogłoski, plotki lub przypuszczenia, które pomogłyby mi nie dać się złapać czy zginąć.

Zerknęłam w bok na Noah'a. Mógł być osobą wtajemniczoną w zwycięstwo babci. Był jej ulubionym wnukiem, więc gdyby kiedykolwiek zadał pytanie na ten temat, istniała możliwość odpowiedzi. Ale nie powie, nawet gdybym błagała go na klęczkach. Zrobi wszystko bylebym nie znalazła się w niebezpieczeństwie, a teren Łowisk nie należał do bezpiecznych. Szczególnie w tę konkretną noc.

- "Ofiara" dostaje jakąś broń by chronić się przez zwierzętami? - spytałam decydując się na zebranie wystarczająco dużo informacji.

- Hmm, wydaje mi się, że tak. - Ciocia zmarszczyła czoło w skupieniu. - Inaczej to byłoby zagrożeniem dla każdego.

- A co, jeśli mąż chciałby...?

- Mąż nie może pomagać! - przerwała mi pośpiesznie Demonica, kręcąc z przerażeniem głową. - To wbrew zasadom. Nikt nie wie, gdzie zostanie wypuszczona, czy zaprowadzona "ofiara", więc nawet on nie będzie tego świadomy. Jednak jeśli znajdzie żonę i będzie starał się jej pomóc wytrwać do świtu, złamie zasady. "Ofiara" albo wytrwa sama, albo zostanie wyprowadzona przed Demona z lasu. Wtedy to on otrzymuje nagrodę, o ile uda mu się ją wyprowadzić. Jeśli ona poradzi sobie sama do rana - zostanie nagrodzona. Każdy może prosić o wszystko, o ile wygra.

Czyli mogą sobie wyrywać mnie z rąk do rąk, krzywdząc siebie nawzajem dla jakiejś nagrody? Co to za tradycja?! Nic dziwnego, że faceci tak szybko umierają.

- Rozumiem - rzuciłam, zastanawiając się nad kolejnym pytaniem. - O! Co z tym wszystkim ma zabijanie zwierząt?

- Mając "ofiarę" w swoich rękach, Demon może poprosić o wszystko w granicach rozsądku. Później są wyłowione trzy osoby z największą ilością zabitych zwierząt. Ci dostaną nagrody wedle upodobania babci. Zwierzęta są albo palone, albo przygotowane do zjedzenia. Ma to przynieść szczęście - wyjaśniła kiwając głową. - To dość brutalne, ale jest ustanowione przez prawo. Demon w ten sposób wyszaleje się i może znów ukrywać swoją naturę.

Chyba już nic nie mogło mnie zdziwić. Zresztą mogli wybrać polowanie na ludzi także... Może lepsze jest to?

Z tego, co wiedziałam na terenie Łowisk są puszczane zwierzęta, których jest za dużo. A takowych jest wiele od czasu, gdy planeta zaczęła obdarowywać jej mieszkańców darami.

- Mirelo musisz jeść - zacmokała ciotka, ponownie napełniając mój talerz, aż zrobiło mi się niedobrze. Dzisiejszego wieczoru zjadłam więcej, niż byłam wstanie. - Nie przejmuj się tym. Ciężarnych nie wybiorą na "ofiarę".

Naprawdę? Naprawdę?!

Chwyciłam szklankę i wypiłam jej zawartość, próbując sobie wmówić, że to nie sok, a alkohol. Straciłam nadzieję, iż do tej Demonicy dotrą moje słowa. W końcu od godziny - nim zmieniłam temat - starałam się wytłumaczyć cioci, że nie jestem w ciąży. Jednak to wyglądało tak jakbym mówiła do ściany, wszystko się od niej odbijało.

Sapnęłam, kiedy nagle ktoś objął mnie ramieniem, zarzucając je sobie na moje barki i pociągnął w bok. Zachwiałam się na krześle, wpadając ramieniem na Noah'a. Mężczyzna zaśmiał się, szturchając mnie palcem. Dalej trzymał w dłoni kieliszek, nie przejmując się czy coś rozleje.

- Mira! - zawołał prosto w moje ucho. Ciut za głośno, nawet jeśli w jadalni był spory gwar to, jednak nie potrzebował krzyczeć. - Oni twierdzą, że cię nie doceniam! - Wskazał oskarżycielsko swojego wuja, który wyglądał tak podobnie do Noah'a. Uznałabym go za jego ojca, gdyby nie wiedza, iż ten nie żyje oraz jego odmienny kolor oczu, a także owalna twarz. Czarne oczy wuja przyjrzały mi się z zaciekawieniem.

- Noah, wypiłeś już dość - wyrwałam kieliszek z jego ręki, odstawiając go na stół. - Co ty robisz? - syknęłam na Demona, który ponownie sięgnął po alkohol. Trzepnęłam go w dłoń, na chwilę zapominając o tym w jaki sposób powinniśmy się zachowywać. - Jak ty chcesz jutro cokolwiek zrobić, będąc w takim stanie?

- Mam szybszy metabolizm! - zawołał ponawiając próbę z tym samym skutkiem. Warknęłam na Noah'a. - Mira! Jak ty się zachowujesz?!

Na moich ustach pojawił się leniwy uśmiech, którym obdarowałam mężczyznę.

- Jeśli dalej będziesz się tak ze mną kłócić, to na pewno... Uch!

Noah zaciągnął mnie gwałtownie na parkiet, gdzie tańczyło parę par w rytm wolnej muzyki. Mężczyzna lekko się zatoczył, ale i tak to nie wyglądało tak źle, jak powinno po porcji alkoholu jaką wchłonął do tej pory.

Zaczęliśmy powoli się kołysać do rytmu, otoczeni wyziewami alkoholowymi Noah'a. Mogłam w ogóle nic nie pić, by samym zapachem poczuć się pijana.

- Zaczynasz robić coś niebezpiecznego - mruknął. - Jesteś zbyt pewna siebie i traktujesz mnie...

- Bo ciągle pijesz! - warknęłam zdenerwowana. - Pomyślałeś, że coś może się stać, gdy zalejesz się w trupa?

- Nic się nie stanie - burknął. - Wszystko jest pod kontrolą.

Posłałam Noah'owi spojrzenie pełne rezerwy. Może wierzyłam, że nawet po pijaku będzie wstanie bronić każdego na kim mu zależy, lecz jednak czułam się pewniej, gdy był trzeźwy. Przynajmniej wtedy nie musiałam go podtrzymywać, a był dużo cięższy niż mogłabym przypuszczać. Zachwiałam się, kiedy na moment Demon stracił równowagę. Sapiąc, utrzymałam nas w pozycji stojącej.

- Noah, na litość boską! - jęknęłam.

- Um... wybacz - zachichotał, czkając. - Nagle zakręciło mi się w głowie, ale już jest lepiej.

Dlaczego akurat mi musiało się to przytrafić?!

- Wiesz, trafiły do mnie pewne pogłoski - mruknął znienacka, zaszczycając mnie w miarę trzeźwym spojrzeniem. - Oni wszyscy mówią, że należy ciebie wybrać na "ofiarę" w jutrzejszych Łowach. Więc tak sobie pomyślałem, żebyśmy zrobili wszystko co w naszej mocy, abyś tam nie poszła. W końcu mamy do dyspozycji całą noc.

Zdębiałam. Mój mózg zrobił sobie chwilową przerwę, gdy gapiłam się na twarz Noah'a. Sens jego słów był co najmniej dziwny. Kompletnie bez sensu.

- Co masz na myśli? - wychrypiałam obawiając się jednocześnie odpowiedzi. Wolałam jej nie słyszeć. Noah nie mógł chcieć kochać się ze mną jedynie z tego powodu, prawda? Poza tym... teraz?

- Postarajmy się o dziecko - powiedział Demon marszcząc brwi, jakby część z tego o czym myślałam, dotarło do niego. Przynajmniej rozumiał moje zranione spojrzenie! - Mira, to nie tak jak myślisz. Po prostu to idealne rozwiązanie. Spójrz tylko - będziesz bezpieczna!

Odsunęłam się od mężczyzny, atakowana przez ambiwalentne uczucia. Noah'owi zależało na moim bezpieczeństwie tak bardzo, że nie zauważał niczego innego. Nie pytał mnie również o zdanie, zwyczajnie powiadomił mnie o swoim planie.

Przez to ogół mu uciekał.

- To nie sprawi, że będę... będziemy bezpieczni - szepnęłam. - To tylko krótkotrwałe rozwiązanie. Będą przecież inne wizyty w twoim domu rodzinnym. Będą inne okazje, które spróbują wykorzystać. Noah, myślę że zaślepia cię chęć zapewnienia mi ochrony, przez którą nie widzisz wyraźnie. - Przytknęłam dłoń do klatki piersiowej. - Żyłam sama przez kilka lat. Sama. Dociera to do ciebie? Wiem jak to działa. Twoje rozwiązanie jest krótkotrwałe.

- Wcale nie... - Chwycił mnie w pasie, przyciągając do siebie z desperacją w oczach.

- Właśnie, że tak! - zaprzeczyłam, niemal tupiąc nogą. - Weź pod uwagę to, że nie będziesz robił mi dziecka za każdym razem, kiedy wybierzemy się do tego miejsca...! - urwałam, wytrzeszczając oczy. Mina Demona sugerowała coś zupełnie innego. - Noah!

- Oczywiście to tymczasowe rozwiązanie - szepnął, nie przejmując się moimi groźnie zmarszczonymi brwiami. Z bezsilności drżała mi dolna warga. - Nie uważam też, żeby było jakieś okropne. Pomyśl, byłabyś wspaniałą matką!

- Tego nie wiesz - jęknęłam, starając się wymknąć z uścisku mężczyzny. - Sami jeszcze się ze sobą nie oswoiliśmy, a ty chcesz sprowadzić na świat nasze dziecko. Jak ty to widzisz? Dzieckiem trzeba się zajmować, dbać o nie, kochać, pomagać, wspierać i robić wiele innych rzeczy! Będziemy z tym praktycznie sami, rozumiesz?!

Noah mocniej chwycił mnie za ramiona. Miał rozbiegane spojrzenie, które badało moją twarz. Sprawdzał i szukał czegoś.

Byłam prawie pewna, że chodziło mu o znalezienie oznak strachu. Więc z całą pewnością je znalazł.

- Ja też się boję, Mira - wyszeptał, chwytając w dłonie moją twarz. - Jestem przerażony samą myślą o dziecku, ale to też nie tak, że nie chcę go mieć. Mógłbym je mieć, jeśli to będzie nasze dziecko.

Zacisnęłam wargi. Zachowywał się zupełnie jak własna ciocia. Docierało do niego co któreś słowo. Wobec tego odwróciłam się, po czym chwyciłam kieliszek wina od przechodzącej służącej i wpatrując się z determinacją w Noah'a, wypiłam płynną zawartość. Wino było słodkie, dokładnie takie jakie lubiłam, lecz tym razem miało nutkę goryczy.

- Pamiętaj, że mi również zależy na bezpieczeństwie, Noah. Twoim. Jesteś moją jedyną rodziną, a to jest jedyne rozwiązanie.

- Mirelo! - krzyk ciotki rozdarł nagłą ciszę, która nastała po mojej akcji. - W twoim stanie...

- Ależ nie ma żadnego dziecka - powiedziałam, dostrzegając w fiołkowych oczach męża zrezygnowanie. - Noah i ja się zabezpieczamy.

Nie uprawiając seksu. To chyba było najlepsze znane zabezpieczenie przed ciążą.

- Na razie - prychnął Noah. - Noc jest jeszcze młoda.

W innym wypadku pewnie bym się roześmiała słysząc te słowa. Może byłabym podekscytowana, lecz... nie tym razem. Teraz liczył się Noah, jego firma i nasz dom. Jeśli duchy wyczują jego nastrój, nie będzie dobrze.

- Może i tak, drogi bratanku - zagrzmiał głos wuja Noah'a. - Mimo to chyba zdecydowaliśmy, kto będzie naszą "ofiarą".

*********

W tamtym momencie zaczęła się prawdziwa popijawa i prawdziwa uczta. W samym środku pozostaliśmy my, wpatrując się w siebie nawzajem z różnym zestawem uczuć.

- Mira - szepnął Noah głosem pełnym żalu oraz zrezygnowania.

- Obiecuję ci, że nic mi nie będzie - przyrzekłam. - Tylko mi uwierz. Zaufaj mi.

Gdyby to zrobił, oznaczałoby to, że mam jakąś szansę na przetrwanie. Nie, nie mogłam myśleć w ten sposób! Musiało mi się udać, bez względu na to, jaką odpowiedź udzieliłby Noah. Wtedy będę mogła prosić o wszystko, a babcia będzie musiała mi to zapewnić. Musiałam pozostać nieznaleziona aż do świtu, abym mogła żądać czegoś dla... siebie.

- Zobaczysz, poradzę sobie - powiedziałam cicho.

Na twarzy Noah'a pojawił się delikatny uśmiech. Chociaż dalej milczał, gładząc kciukiem mój policzek, wmawiałam sobie, iż to dlatego, że mi wierzy. Tak, właśnie tak było.

- Naprawdę zależało mi na ściągnięciu z ciebie tej fioletowej sukienki - zażartował w końcu. - Jest zbyt opięta u góry. Powinienem był zabronić Iskrze wychodzić z tobą na zakupy, gdy mówiłaś, że chcesz znaleźć dla siebie coś ładnego.

- Pff, nie tylko ty chcesz ją ze mnie zdjąć - rzuciłam zmuszając się do uśmiechu. Wskazałam za siebie. - Twoi kuzyni wpatrują się we mnie od samego początku TYM wzrokiem. Wolę sobie nie wyobrażać o czym myślą.

- Hm? - Noah zmarszczył brwi, przenosząc wzrok ze mnie na wskazane przeze mnie osoby. - Później sobie z nimi porozmawiam.

- Po co? - prychnęłam. - Obydwoje wiem, że chcę byś tylko ty ściągał ze mnie ubrania.

Miało być to powiedziane pół żartem, pół serio, lecz wyszło za poważnie. Potwierdził to zadowolony uśmiech Demona i spojrzenie jakie mi posłał. Zdecydowanie kombinował co też zrobić. W końcu wspomniał, że "noc jest jeszcze młoda".

Otworzyłam usta, by powiedzieć cokolwiek mogącego zastopować jego dalsze rozmyślania, mimo to nic nie wydukałam, zbyt wpatrzona w jego twarz. Noah powolnym ruchem poluzował swój krawat i obdarzył mnie leniwym spojrzeniem, które powoli przesunęło się po moim ciele. Zadrżałam, tracąc oddech.

Czyżby zamierzał...?

- N...?

- Pokłóć się ze mną - wciął mi się w słowo.

- Hę?

- Pokłóć się ze mną - powtórzył cierpliwie. - A potem wyjdź.

- Dlaczego...?

- Inaczej stąd nie wyjdziemy - rzucił wkładając ręce do kieszeni spodni. - Zaraz dotrze do ciebie na co się zgodziłaś, co będziesz musiała, jutro zrobić i adrenalina opadnie. Podejrzewam, że wtedy nie zdołasz zachować się należycie... Pewnie się rozpłaczesz i wskoczysz w moje ramiona, czy coś.

Jasne.

Nogi mi zadrżały akurat, gdy biłam się na spojrzenia z mężczyzną. Widząc to, uśmiechnął się szerzej, z satysfakcją, jakby chciał powiedzieć: "A nie mówiłem?". Holender znał mnie lepiej, niż myślałam. Wiedział, że w takich momentach pragnęłam jedynie schować się przy nim i zapomnieć o wszystkim.

- Więc uważasz, że sobie nie poradzę?! - krzyknęłam cofając się o krok i zaciskając mocno wargi. - Naprawdę sądzisz, że jestem tak słaba?!

- Myślisz, że tu o to chodzi?! - oburzył się Noah. - Zginiesz, jeśli znajdziesz się w tym lesie! To będzie cud, jeśli ktoś cię znajdzie i wyprowadzi z lasu bez najmniejszego zadrapania!

- Ach tak? Wiesz co Noah? Wyobraź sobie, że bez ciebie przetrwam w tym cholernym lesie!

Następnie zamaszyście wyszłam w akompaniamencie nawoływań Noah'a. Wbiegłam na piętro, gdzie Demon mnie złapał, chichocząc z zadowoleniem. Objął mnie od tyłu, powoli kierując w stronę naszej sypialni.

- To był twój świetny pomysł ucieczki z przyjęcia?

- Pewnie - pocałował mnie w szyję. - Wolę spędzić tę noc jedynie z tobą, niż z tymi pijakami. Mam nawet bardzo ciekawe pomysły, co wtedy moglibyśmy robić.

- Mam tylko nadzieję, że nie jest to związane z robieniem dzieci - mruknęłam na wpół zrzędliwie.

- Całkiem blisko - rzucił wesoło Noah. - Myślałem o tym, ale sobie przypomniałem o braku prezerwatywy. Och, gdybym mógł skoczyć do sklepu...

- Pff, zapomniałeś o tym co mówiłeś? O przeklętym domu? - parsknęłam odchylając szyję, by Noah miał do niej lepszy dostęp.

- Zdecydowanie pamiętam - przytaknął. - Tu trzeba uważać - zgodził się, cmokając mnie raz po raz w ramię. - Kiedyś indziej sprawdzimy w jaki sposób działa to przekleństwo. Co ty na to?

Roześmiałam się.

- Pewnie!

- I to mi się w tobie podoba - oznajmił prowadząc mnie wolno ku naszej sypialni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro