27. Powrót

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obejrzałam się po raz kolejny na wielką, majestatyczną rezydencję i zgromadzony przed nią tłum. Niektórzy tak jak ja i Noah, krzątali się przy swoich samochodach wyjeżdżając. Większość, jednako postanowiła jeszcze trochę zabalować z rodziną.

Wyciągnęłam do góry ramię, ponownie machając do babci, która natychmiast mi odmachała, szepcząc coś do Demonicy stojącej obok niej. Ciocia roześmiała się, również unosząc rękę, żeby mnie pożegnać.

- Mira, wsiądź wreszcie - Noah zabębnił w dach samochodu, powoli się niecierpliwiąc.

- Będę tęsknić za tymi kobietami - wyznałam otwierając drzwi pojazdu. - Wcześniej wiele bym dała za spokój i ciszę w domu, ale te parę dni uświadomiło mi, że cisza mnie dobije. Poza tym tyle się działo!

- Ta - Demon pochylił się, opierając ramiona na dachu. Uniósł rękę i zaczął odliczać. - Genialne przywitanie przez babcię, siedzenie w pokoju, problemy na obiedzie, pierwsze spotkanie Summer, zabranie mnie na Łowisko, a twoje spędzanie czasu z babcią. Co tam jeszcze...? Zabranie cię do galerii portretów, kolacja z wielką pompą, zgoda na bycie "ofiarą" w Łowach - zamiast wybrania dużo przyjemniejszej opcji - oficjalne Łowy, wygranie ich, głupia prośba, leczenie ran, odwiedziny babci i jej rozkaz posiadania dziecka, i wreszcie sprzeczka z Summer. Coś pominąłem? - spytał unosząc brew z kpiącym uśmieszkiem na wargach.

Zmrużyłam oczy przyglądając się rozbawionej twarzy Noah'a. Czekał aż przyznam mu rację, co robiłam ostatnio stosunkowo często. Ale nie tym razem. Teraz czas na rozczarowania.

- Tak. Twojej samodzielnej, wspaniałomyślnej decyzji o spaniu na kanapie - warknęłam przez zaciśnięte zęby.

Następnie zamaszyście siadłam na miejscu pasażera. Noah miał prawdziwy dar irytowania ludzi wszelkiego rodzaju. Wystarczyła chwila, aby osiągnął wyśmienite wyniki w tej kategorii.

- Ależ na kanapie razem się nie zmieścimy! - zaprotestował zatrzaskując własne drzwi. - A nawet jeśli, to będzie nam bardzo niewygodnie.

- Kto coś mówił o spaniu, na niej, razem? - spytałam uprzejmie, zatrzaskując pas bezpieczeństwa.

- Wydaje mi się, że napomknęłaś o tym przed sekundą - mruknął wesoło.

- Oj, nie wydaje mi się.

Noah bezceremonialnie ułożył rękę na moim udzie. Uścisnął je dwa razu z bezczelnym uśmiechem na ustach, podczas gdy ja mroziłam go spojrzeniem. Co było naprawdę trudne.

- Miiirrrraaaaaa - wymruczał, pochylając się w moją stronę. - Przecież obydwoje wiemy, że i tak będziemy spać razem. Mamy ważną misję do wypełnienia, pamiętasz?

Zaśmiałam się, zakrywając dłonią rękę Noah'a. Po chwili oderwałam ją od swojej nogi, dalej się uśmiechając. Odłożyłam ją na kierownicę i poklepałam, czując tylko lekkie wyrzuty sumienia, ale prawdy nie zmienię.

- Zgadnij co się wyprzedziło - rzuciłam wesoło.

- Naprawdę?

Widząc powoli rzednącą minę Noah'a, niemal chciałam powiedzieć, że jedynie żartowałam. Wyglądał na zasmuconego faktem, iż ten tydzień miesiąca dopadł mnie akurat teraz. Teraz, kiedy obydwoje chcieliśmy przejść na kolejny etap naszego związku.

- Niestety - przytaknęłam poprawiając okulary. - Ciut się spóźniłeś. Ale za pięć dni...

- Pięć dni to wieczność - przerwał mi, przyciskając guzik odpalający silnik. Posłał mi zrozpaczone spojrzenie. - Wieczność. Od kilku dni nastawiałem się na to, że będziemy mogli już dziś, po powrocie, kochać się aż do samego rana.

- Zamierzałeś mnie wykończyć? - zachłysnęłam się, wpatrując się w mężczyznę z szeroko otwartymi ustami.

- Od razu wykończyć - posłał mi szeroki uśmiech. - Raczej wreszcie cię spróbować i nadrobić te wszystkie razy, kiedy nam przeszkodzono.

Moja twarz zapłonęła czerwienią.

- Cóż będę musiał cierpliwie odliczać dni - rzucił po chwili, ruszając spod podjazdu. - Czy w tym czasie mogę zrobić ci kilka malinek? No wiesz, jako rekompensatę w czasie czekania.

Przełknęłam z trudem ślinę, kiwając niepewnie głową. Musiałam się porządnie zastanowić w jaki sposób zebrać siły, żeby przypadkiem nie paść ze zmęczenia i nie nabawić się kontuzji w czasie nadrabiania naszych zaległości. Naprawdę chciałam, aby nasz pierwszy raz był jednym z tych cennych, wartych zapamiętania wspomnieć. Nie, zaś takim, który wprawia w zakłopotanie.

- Przynajmniej tyle - ucieszył się Noah z podejrzanym błyskiem w oku. Następnie przyśpieszył, skupiając się na drodze.

********

Do cichego, osamotnionego domu wróciliśmy późnym wieczorem. Noah musiał się parokrotnie zatrzymać, by prowadzić albo video rozmowy, albo "spokojnie" wytłumaczyć coś komuś z kim nie mogła się porozumieć Iskra. Po dziesiątym telefonie ledwo panował nad złością. Po piętnastym był już wściekły. Właśnie wtedy zdecydował się na godzinny postój, podczas którego uciął sobie pogawędkę z kimś z zarządu. Wyglądała bardziej na kłótnie, ale Noah - później - upierał się, że wcale nie warczał.

Dokładnie w tamtym momencie zadzwoniła do mnie Iskra. Miała zmęczony głos.

- Cześć. Słyszałam, że wracacie.

- Tak - przytaknęłam opierając się o bok auta. Wpatrywałam się w wściekłe gesty męża, czekając aż rozwali coś na polnej drodze, na którą zjechaliśmy. - Głównie przez Poczekalnie, firmę i rodzinę.

- To wielkie szczęście. Ledwo sobie radzę z tym wszystkim. Szczerze powiedziawszy to nie śpię od dwóch dni, tyle jest tu roboty - wyznała. - W takich sytuacjach zauważam ile roboty musi wykonać Noah, praktycznie każdego dnia. I zaczynam go podziwiać, że wyrabia się z tym wszystkim dzień po dniu. Serio.

Zaśmiałam się. Demon zwyczajnie musiał nabrać wprawy, której aktualnie brakuje Iskrze.

- Jutro znów będę mieć go dość, ale jak na razie jestem pełna podziwu dla niego - dodała Demonica z rozbawieniem.

- Cóż ja podziwiam Noah'a codziennie - rzuciłam odgarniając włosy, które wiatr rzucał mi na twarz. - Do kiedy mnie nie wkurzy, oczywiście.

- To pewnie rzadko cię wkurza - parsknęła Iskra.

W kolejnej minucie musiała wracać do roboty. Jęczała i zrzędziła, że będzie musiała poprosić o jakiś urlop kiedy wrócimy. Nawet spróbowała wybłagać mnie, żebym się za nią wstawiła.

- Ty mnie najwyżej zastąpisz - zażartowała. - Będziemy mieć pierwszy, wielki romans biurowy, który wyszedł na jaw!

Z tym akcentem zakończyła rozmowę, pozostawiając mnie samą. Mogłam jedynie stać, podziwiając Noah'a i bawić się telefonem, czekając na Demona.

Wzdychając wróciłam do rzeczywistości, akurat wtedy, kiedy Noah parkował niedaleko drzwi.

- Miałaś rację, wygląda trochę pusto - powiedział wpatrując się w dom.

- Już nie - oznajmiłam dostrzegając ciemne kształty ustawione w pobliżu drzwi.

Duchy.

Przyszli nas przywitać po naszej długiej nieobecności w domu. Z jakiegoś powodu ucieszyło mnie to. Nie byliśmy do końca sami.

- Chodź - pośpieszył mnie Noah wysiadając z auta.

Szybko poszłam za jego przykładem, widząc jak duchy coraz bardziej, niepewnie zbliżają się w naszą stronę. Było zbyt ciemno bym mogła dostrzec je wyraźniej, czy zauważyć jakieś ich zamiary. Chociaż nie mogły być one wrogie. Czułam, że są zaciekawione, niepewne i zafascynowane czymś.

Mną.

Instynktownie chwyciłam Noah'a za łokieć, obawiając się, że zostawi mnie samą z tym nowym zjawiskiem. Mimo to, wykorzystując światło księżyca, przyglądałam się ciemnym kształtom z ciekawością porównywalną do tej ich.

- Jestem Mirela - odważyłam się powiedzieć w końcu, gdy Noah wyciągnął nasze walizki z bagażnika. Zerkając na mnie z rozbawieniem. - Miło mi.

- Skoro ci miło, to czemu tak się boisz, że musisz mnie trzymać, hm? - rzucił mężczyzna uśmiechając się pod nosem. - Nie bądź tchórzem, nic ci nie zrobią.

- Gdybyś był na moim miejscu, też byś się bał - fuknęłam, mocniej ściskając jego łokieć.

Zerknęłam przed siebie na duchy. Stały kilka kroków od nas, wpatrując się we mnie. A przynajmniej tak mi się wydawało. Czułam ich wzrok - to tak jakby dotykały mnie po twarzy zimne macki. Nie było to, jednak nieprzyjemne uczucie.

- Nie ma czego się bać. Nie są wstanie zrobić ci krzywdy - powiedział spokojnie Noah, posłusznie stojąc w miejscu i mi się przyglądając. Poklepał mnie po ręce. - Oni jedynie chcą cię poznać, nic więcej. W końcu zostałaś ich panią.

- Ale ja nie chcę być ich panią - zaprotestowałam spoglądając na Demona.

- Co? - uniósł brwi ze zdziwienia. - Mira.

- Już wolałabym określenie towarzyszka, pomocniczka, przyjaciółka lub znajoma - kontynuowałam marszcząc brwi. - Pani brzmi tak dziwnie. Zupełnie jakbym nad nimi panowała czy coś. A przecież nie wiadomo co przeżyli ani kim byli. Co jeśli źle ich traktowano? Myślisz, że z czym wtedy kojarzy im się role "pani", "pana"? Za to przyjaciółka, albo znajoma, brzmią tak neutralnie...

- Więc zdecydowałaś się tak ostatecznie pomagać mi w Poczekalni? - zapytał z rozbawieniem Noah.

- Tak - przytaknęłam niepewnie machając do duchów.

- Cieszą się z tego, co powiedziałaś - mężczyzna nagle zmienił temat, kiwając głową na naszych towarzyszy. - Też chcą być została ich przyjaciółką, bo uważają, że... Ej! Tyle lat wam poświęciłem, a wy nagle wolicie ją ode mnie?! Och, jasne może i jest milsza, nie warczy i chce pomóc, ale bez przesady! - Twarz Noah'a zaczęła ukazywać coraz to inne emocje od rozbawienia, przez niedowierzanie, po zirytowanie. - Serio? Będziecie się ze mną kłócić? Już ja sobie z wami porozmawiam w wolnej chwili, zobaczycie! - pomachał na nich palcem wskazującym mrużąc oczy.

Kiedy zmrużył groźnie oczy, zaczęłam skakać spojrzeniem z duchów, na Demona i z powrotem. Jedynym wytłumaczeniem było słyszenie przez Noah'a myśli postaci astralnych. Innego sposobu nie widziałam, tym bardziej, że duchy nie wydały z siebie żadnego dźwięku. A przynajmniej ja nic takiego nie słyszałam.

- Ty czytasz w myślach? - spytałam ciągnąc męża za rękaw kurtki.

- Co? - mężczyzna obrócił twarz w moją stronę. Chwilę się we mnie wpatrywał z niezrozumieniem, po czym zaskoczył. - O, no oni mówią do mnie w ten sposób, gdy nie chcą by ktoś usłyszał to, co mówią. To wygląda trochę tak, jakbym czytał w myślach, ale to tak jak gdybym łapał ich najintensywniejsze myśli. Poza tym czasami ciężko wszystko ogarnąć, kiedy mówią jeden przez drugiego. Oni to uwielbiają.

Ułożyłam usta w zgrabne "o", kiwając głową ze zrozumieniem. Przy okazji modliłam się, żebym sama nie potrafiła przechwytywać takich przekazów. Nie żeby coś, ale wystarczyło, że sama czasem siebie nie rozumiałam. Jeśli doszliby jeszcze oni - byłoby zwyczajnie za ciężko.

********

Do powrotu na uczelnie zostało mi kilka dni. Jako, że Noah nie zamierzał dać wolnego Iskrze i kazał mi siedzieć w domu zaznajamiając się z duchami, postanowiłam posprzątać ogród. Chciałam wdrożyć swój plan w uporządkowaniu ogródka i domku. Miałam całą wizję tego, jak będzie to wszystko wyglądać. Pomocnym był fakt, że Noah wszystkie klucze trzymał w jednym miejscu. Także z łatwością znalazłam klucz do domku, zabierając je wszystkie ze sobą.

Jako, że najpierw musiałam wysprzątać domek, do którego zamierzałam wpakować porozrzucane po podwórku przedmioty, musiałam go uprzątnąć jako pierwszy.

Z początku widziałam niewyraźne kształty, chowające się za drzewami, gdy chodziłam między domem a domkiem. Widocznie ciemność i obecność Noah'a dodała im odwagi do spotkania się ze mną. Sama lekko się bałam tego, co mogę zrobić, gdyby podeszli. Obawiałam się tego jak mogli wyglądać. Nie wiedziałam też jak miałabym z nimi rozmawiać. Chciałam pomóc jednocześnie się tego obawiając.

Naoglądałam się zdecydowanie za dużo filmów. Bez nich pewnie podeszłabym do tego jakoś spokojniej.

Zawahałam się w momencie, gdy chciałam iść z powrotem do domku z wiadrem z ciepłą wodą. Zerknęłam na blat kuchenny, na którym leżały zrobione dzisiejszego ranka przeze mnie ciastka. Sięgnęłam po nie, decydując się wziąć je ze sobą. Chciałam jakoś przełamać pierwsze lody z duchami. Chociażby dlatego, że zamierzałam zostać z Noah'em i pomóc mu we wszystkim. Wobec czego musiałam zrobić pierwszy krok do za kumplowania się z osobami zamieszkującymi Poczekalnię.

Przemierzyłam wolno trawnik, uważając na porozrzucane przedmioty, starannie w niej ukryte. Gdy dotarłam do domku ułożyłam przed drzwiami koszyczek z ciastkami. Z własnego doświadczenia wiedziałam, że osoby nieśmiałe nie przyjdą, by zapytać czy mogliby dostać choć jego ciastko. Zamierzałam, więc zastosować taktykę "podchodów", aż się do mnie przyzwyczają. Najpierw metoda małych kroczków, tak na spokojnie, żebyśmy nie musieli bać się nawzajem.

Na zaufanie trzeba było sobie zasłużyć.

********

- Poproszono mnie, bym przekazał ci, że ciastka im smakowały. - Z tymi słowami Noah wkroczył do sypialni. W tym czasie układałam się wygodnie w łóżku z zadowolonym uśmieszkiem. - Wobec czego moje pytanie brzmi: "Gdzie jest porcja dla mnie?".

- Pff, ich zapytaj - mruknęłam zakopując się pod kołdrą aż po nos. Byłam zmęczona i było mi strasznie zimno, gdyż oczywiście zapomniałam włączyć ogrzewanie w pokoju, nim wyszłam na dwór. - Tak im zasmakowały, że nic nie zostawili.

Sama zjadłam jedno ciastko, nim weszłam do domku. Było całkiem smacznie.

- To czemu...?

- Bo nie pomyślałam o tobie - przyznałam zerkając na rozbierającego się Noah'a. Rzucał na ziemię poszczególne części garderoby, pozostając w samych garniturowych spodniach. Chwycił się za biodra spoglądając na mnie z udawanym zirytowaniem.

- Nie pomyślałaś o mnie?

Mój wzrok zsunął się na ładnie zbudowaną klatkę piersiową mężczyzny. Dalej nie mogłam się zdecydować czy bardziej wolę tę wersję - tę prawdziwą - czy chudzielca, do którego przywykłam. Podejrzewałam, że trochę zajmie mi zdecydowanie i przyzwyczajenie się do tego widoku.

Wyglądał naprawdę dobrze.

- Nie. Zależało mi na nawiązaniu relacji z duchami, metodą małych kroczków, więc pominęłam ciebie i twoje ewentualne zachcianki - odparłam drapiąc się po nosie.

- Ewentualne zachcianki? - roześmiał się. - Jak tu miałbym cię ukarać, he?

- Ależ nie musisz - zapewniłam go wesoło. - Czuję się wystarczająco ukarana przez twoje zbolałe spojrzenie!

Noah zacmokał, kręcąc wolno głową. Wyglądał jakby szukał idealnej taktyki, ale nie mógł jej znaleźć. Ponadto zdawał się być zmęczony. Nawet bardzo.

- Obawiam się, że to za mało - oznajmił smutno, następnie sięgnął do paska.

- Mam okres! - przypomniałam mu szybko.

- Oj, przecież wiem, Mira - zamrugał ze zdziwienia z marsową miną. Po chwili zauważyłam, że kącik jego ust drgał. - O czym ty myślisz, co? Zamierzałem jedynie ściągnąć pasek i pójść pod prysznic.

Uśmiechnęłam się nerwowo w myślach wymierzając sobie plaskacza w czoło. Normalnie byłam genialna. Co mi siedziało w głowie?!

- To na co czekasz? - spytałam podziwiając sufit i mocniej chwytając kołdrę.

- Aż się zarumienisz - wyznał spokojnie, po czym zaklaskał. - Ach ta czerwień! - Ruszył wolno do łazienki, nucąc pod nosem jakąś skoczną melodię. - Muszę częściej wprawiać cię w zawstydzenie. Wyglądasz wtedy tak słodko.

Prychnęłam.

Zostawię to bez komentarza!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro