38. Czarownice

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Babcia wysłała oficjalne "zaproszenie" przez Kaspiana, do siebie. W zasadzie zabrzmiało to jak rozkaz przyjazdu, bo nie było żadnej możliwości odmowy, tym bardziej, że mężczyzna dodał:

- Wie, że dzieci są silne.

To oznaczało jedno - musiałam się tam pojawić. Oczywiście mogłam odważyć się zostać w swoim mieście, ale obawiałam się, że wtedy przysporzyłabym kłopotów Kaspianowi. Wystarczyło mi spojrzeć w jego błagalne oczy i burczenie pod nosem, że "ma rodzinę", żeby zabrać się za pakowanie.

Tym oto sposobem pojechałam do domu babci razem z obstawą w postaci Ilji i Iskry. Chantal również chciała jechać, lecz musiałaby zabrać ze sobą dzieci, które najpewniej przeraziłaby rodzina Noah'a. Wolałam, by się nie wystraszyły, wobec czego zabroniłam jej jechać.

- Nie podoba mi się ten salon - mruknął Iskra siadając na kanapie blisko Ilji ile się tylko dało. Wydawała się przerażona samym patrzeniem na fotel, który należał do babci. Póki co pozostał pusty. Widocznie właśnie to wywoływało tą silną emocję.

Ilja za to był spokojny. Obejmował ramieniem nagle tchórzliwą Iskrę, cały czas wpatrując się we mnie i dzieciaki śpiące w wózku. Cały czas poruszałam wózkiem, żeby trojaczki dalej smacznie, spokojnie spały. Wolałam czymś się zająć, nie budząc ich w trakcie rozmowy.

- Jest ponury, ale właśnie taki jego urok - powiedziałam wzruszając ramionami. - Choć muszę przyznać, że za pierwszym razem również byłam przestraszona - na mojej twarzy pojawił się tęskny uśmiech. - Noah mnie uspokoił, mówiąc że jest ze mną i nic mi się nie stanie. Do tego trzymał mnie, więc trochę mniej się bałam.

Westchnęłam akurat w momencie, w którym drzwi się otworzyły. Do pokoju został wciągnięty Noah przez trzy Demony. Był ubrany w czarne dresy i brązową bluzę. Za nim do salonu weszła babcia w luźnej, złotej sukience. Siwe włosy związane miała w warkocz.

- Rzućcie go na kanapę - odezwała się stając w drzwiach. - Pani Iskro, panie Iljo proszę wziąć wózek z dziećmi i iść za mną.

- Co? - pisnęła Demonica wpatrując się we mnie ze zdenerwowaniem.

Ojciec z kolei, bez słowa, podszedł do mnie, delikatnie przejmując ode mnie rączkę wózka. Wyraźnie nie podobało mu się to, co się działo, lecz posłusznie wykonywał polecenie.

- Jesteśmy wśród Demonów - szepnął. - Niestety musimy się dostosować.

- Co ze mną? - spytałam zerkając na zamarłego na kanapie Noah'a. Wpatrywał się to we mnie, to w wózek, jakby nie wierzył w to co widział.

- Wy dwoje wyjaśnicie sobie wszystko - oznajmiła babcia pstrykając palcami na eskortujących Demona mężczyzn. - Pilnujcie drzwi. Dopóki nie powiem, mają siedzieć w salonie. - Następnie spojrzała na nas karcąco. - Macie rozmawiać, krzyczeć, wyjaśnić sobie, przepraszać siebie. Przy czym rozwód nie wchodzi w grę. Dzieci potrzebują i matki, i ojca, w szczególności, gdy jest ich troje. Jednej osobie będzie zbyt ciężko, tym bardziej, jeśli mamy do czynienia z Demonami związanymi z Poczekalnią.

Z tymi słowami wyprowadziła wszystkich z salonu, pozostawiając w nim naszą dwójkę. Byłam zbyt zdumiona, aby wykonać jakikolwiek ruch, podobnie było z Noah'em, dlatego zapanowała niezręczna cisza. Nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić, więc jedynie wpatrywaliśmy się w dwie różne strony próbując nie zwracać uwagi drugiej osoby.

********

- Twoja matka mnie odwiedziła - odezwałam się po długich dziesięciu minutach trwających wieczność. - Przyszła do szpitala chcąc dowiedzieć się co z dziećmi. Uzgodniłam z nią, że będzie mogła widywać się...

- Nie chcę o niej rozmawiać - przerwał mi Noah poruszając się na kanapie.

Czułam jego spojrzenie wywiercające dziurę w mojej głowie. Tak samo jak odległość między kanapami, która wydawała się zbyt duża.

- Więc o czym?

- O imionach, o tobie, o mnie, o Ilji - o nim szczególnie - o nas... - wymienił Noah wzdychając. - O dzieciach. O tym dlaczego na mnie nie patrzysz.

Zagryzłam wargę starając się nie zapuszczać za bardzo w możliwe znaczenie słów mężczyzny. Wolałam ich nie roztrząsać. Tak było łatwiej. Pewnie niepotrzebnie nabrałabym nadziei oczekując czegoś... sama nie wiedziałam czego.

- Wybierz temat - poprosiłam ściskając w dłoniach materiał letniej, kwiecistej spódnicy.

- Chyba powinniśmy zacząć od tego, że naprawdę żałuję tego co się stało. Wiem co złego zrobiłem. Wtedy wydawało mi się, że to będzie lepsze rozwiązanie. Obawiałem się... Wyglądałaś na zmęczoną całą tą sytuacją, mogłaś nawet słyszeć krytykę, a nie chciałem, żebyś... więc pomyślałem... To było naprawdę głupie, nie wiem co strzeliło mi do głowy, żeby w ogóle brać pod uwagę rozwód. Dlatego kiedy zobaczyłem twoją minę i to co napisałaś, podarłem papiery, i pobiegłem za tobą. Ale ciebie nigdzie nie było. Potem wszędzie cię szukałem, lecz zapadłaś się pod ziemię. Zniknęły nawet twoje ubrania. Wtedy zrozumiałem, że już i tak za późno. Postanowiłem dać ci wolność, uznając że tak może być lepiej. Nie zdawałem sobie sprawy, że to będzie taka tortura - widzieć cię, ale nie móc dotknąć. Tęsknić wiedząc, że nie mam prawa niczego oczekiwać. Nawet nie powinienem wściekać się na to, że ten... Ilja kręcił się koło ciebie, ale sam fakt jego istnienia i twojego zachowania przy nim, doprowadzał mnie do wścieklizny.

Noah zamilkł, a ja zaciekawiona uniosłam wzrok. Sfrustrowany zanurzył we włosy palce. Był pochylony nad nogami, przez co nie wiedział, że na niego patrzę.

Przypatrywałam się mężczyźnie szukając zmian w jego wyglądzie. Włosy wyraźnie mu urosły sięgając ramion, ale nie wyglądało na to, aby to zauważył. Najbardziej zmartwiły mnie cienie pod jego oczami. Czyżby miał problem ze snem? Iskra mówiła tylko o tym, że dbała by jadł, bo o to ją poprosiłam.

- Ilja to mój ojciec - odezwałam się przerywając ciszę i próbując zrozumieć własne uczucia.

- Teraz to wiem - powiedział Noah unosząc wzrok. Fiołkowe tęczówki były przygaszone.

- Martwiłeś się, że tak szybko odkocham się w tobie i rzucę w ramiona kogoś innego? - spytałam lekko urażona.

- Bardziej, że zrobi coś... że zbliży się do ciebie za bardzo.

- Tak właśnie się stało - rzuciłam cicho, wytrzymując wzrok Demona. - No wiesz, zbliżył się tak bardzo jak tylko mógł pod twoją nieobecność.

- Tak, wiem - mężczyzna zaśmiał się krótko, badając mnie spojrzeniem. - Dbał o ciebie?

- Oczywiście.

- Nie lubi mnie?

- Bardziej niż możesz sobie to wyobrazić - przytaknęłam chwytając dłońmi kanty kanapy. - Dostałeś tak wiele minusowych punktów, że ciężko ci będzie zapunktować.

Wyraz twarzy Noah'a zmienił się. Wydawał się głęboko zamyślić, zaś w jego oczach pojawiły się błyski. Nim zdążyłam odwrócić wzrok, użył swojej mocy. Wyglądało na to, że zrobił to jedynie częściowo świadomie.

- Liczysz na moje zapunktowanie u twojego ojca?

- Babcia mówiła, że rozwód jest zabroniony - powiedziałam. - Poza tym nie chcę, by dzieci wychowywały się bez ojca.

- Mogę... mogę do ciebie wrócić?

- Nadal czuję się zraniona tym co zrobiłeś. Jestem na ciebie zła, ale rozumiem twoje powody. - Spróbowałam zacisnąć usta, by nie kontynuować, lecz zdolność lub też siła spojrzenia Noah'a kazały mi mówić dalej: - Nie potrafię o tobie zapomnieć. Cały czas liczyłam, że wrócimy do siebie, wbrew rozsądkowi, który mówił mi, że niebezpiecznie jest wracać do osoby, która już raz zawiodła.

- Odkupię winy! - zapewnił mnie Demon zrywając się ze swojego miejsca. - Zrobię wszystko! Tylko błagam wróć do mnie z dziećmi. Tak tęskniłem za tobą... Codziennie czekałem na jakąkolwiek wiadomość od ciebie. Oglądałem dzień w dzień nasze zdjęcia i fotografie dzieciaków, przeklinając siebie za to, że nie było mnie przy tak ważnych momentach.

Mężczyzna padł przede mną na kolana wahając się przed chwyceniem mojej ręki czy dotknięciem kolana. W końcu opuścił ramiona, patrząc na mnie żarliwie.

- Nigdy więcej niczego przed tobą nie ukryję. Nie zostawię cię - przyrzekł gorliwie. - Zostanę z tobą do samego końca.

- Nie opuścisz nawet dzieci?

- Nigdy!

Przytaknęłam. Właśnie na to liczyłam, choć musiałam przyznać, że decyzja o daniu mu kolejnej szansy była trudna. Wiedziałam, jednak jedno - Noah zrobi wszystko, aby taka sytuacja się nie powtórzyła. Dbał o swoich.

- To teraz możemy porozmawiać o nas - zadecydowałam. - Od razu mówię, że chcę mieć swój pokój. Jedynie dla siebie. Przynajmniej na jakiś czas - zagryzłam policzek. - Zaczniemy na spokojnie, małymi kroczkami.

- Naprawdę?! Dziękuję!

I moją propozycję małych kroczków szlag trafił. Noah niewiele myśląc przytulił mnie do siebie, mocno i ciasno przyciskając do swojego ciała. Z podekscytowania coś tam mamrotał, ale było to tak niezrozumiałe, że nie wyłapałam sensu.

*******

Babcia wróciła do nas wieczorem, zapraszając na późną kolację. Towarzyszył jej Ilja, który z niepokojem do mnie przyskoczył, uważnie mnie oglądając. Co jakiś czas posyłał Noah'owi krzywe spojrzenia.

- Co z dziećmi? - spytałam dając wyprowadzić się z salonu.

- Iskra z nimi jest - odparł Ilja obejmując mnie ciaśniej ramieniem w pasie. Zza nas rozległo się powarkiwanie, na które ojciec nie zwrócił uwagi. - Nakarmiliśmy dzieci mlekiem w proszku, wymieniliśmy pieluszki i utuliliśmy do snu. W międzyczasie dużo się uśmiechały, przytulając do siebie. Gdyby nie to, że wyglądają niesłychanie podobnie do pewnego kogoś, nazwałbym je najpiękniejszymi istotami.

- No wiesz! Moje dzieci są najpiękniejszymi istotami na świecie - oburzyłam się, żartobliwie uderzając ojca w bok.

Nagłe szarpnięcie oderwało mnie od Ilji. Przed moimi oczami zamajaczyły szerokie plecy odziane w brązową bluzę, zaś w moje ramię wbiły się długie, silne palce.

- Jako dziadek moich dzieci powinieneś kochać je pomimo ich wyglądu - warknął Noah. - Poza tym, to bardzo dobrze, że są do mnie podobne. Przynajmniej mają dobre geny.

- Oczywiście, że mają dobre geny - prychnął Ilja. - W końcu są to potomkowie mojej córki, która odziedziczyła MOJE geny.

- Grr!

- To wy tu sobie zostańcie, a ja zabieram Mirelę - rzuciła babcia, jak gdyby nigdy nic ciągnąc mnie do jadalni. - Mam nadzieję, że kiedy już wrócicie nie będę musiała przejmować się waszym zachowaniem.

*******

Ta sytuacja wydawałam mi się znajoma - dwie Demonice tworzące wspólny front przeciwko mnie. Babcia i ciocia (której imienia dalej nie pamiętałam, ale zaczynałam myśleć, jako o "ciotce od darów"), postanowiły zabrać mnie do swojego pokoju. Mogły tam spokojnie mnie przesłuchiwać, wyciągając potrzebne im informacje. Chociaż głównie to wpatrywały się we mnie z wyjątkowym zadowoleniem.

Zażenowana chwyciłam szklankę z wodą, postanawiając czymś zająć ręce. Wypiłam dwa niespokojne łyki, w międzyczasie starając się zebrać siły na uśmiech.

- Udało nam się.

- I to z jakim efektem - zgodziła się babcia z błyszczącymi oczami.

Oplułam się, następnie zakrztusiłam. Kaszląc spróbowałam dojść do siebie, przetrawiając słowa kobiet.

- Obawiam się, że największą robotę wykonał, jednak Noah - parsknęłam. - Bez niego to raczej by się nie udało.

- Oczywiście, miał w tym sukcesie swój udział - przytaknęły zgodnie.

Zaniemówiłam. Wpatrując się bez słowa w niezwykle szczęśliwe kobiety, które rozpoczęły trajkotać o swoim wybornym zwycięstwie. Pochłonięte przez swój własny świat nie zauważyły mojego zszokowanego wyrazu twarzy.

- Mogę przynajmniej wiedzieć, gdzie ulokowałyście swój dar? - spytałam pocierając czoło. Nagle zapragnęłam wrócić do swojego pokoju, nawet jeśli musiałabym wsłuchiwać się w sprzeczki Noah'a i Ilji na temat tego, gdzie powinnam spać.

- Pewnie!

- Po latach doświadczeń nauczyłyśmy się co jest najlepszym miejscem, z którym można złączyć dar - odezwała się z dumą ciotka.

- Po latach doświadczeń...? - powtórzyłam słabo.

Te czarownice naprawdę opętały każdy dom należący do ich krewnych? O matko, to by znaczyło, że rodzina Berutti'ch musi być naprawdę duża. Chociaż zważywszy na to, co widziałam - była aż nadto. Z mojej wiedzy wynikało, jednak że na zlot rodziny nie każdemu udało się przybyć. O ile więcej ich jest dzięki trudom tych dwóch Demonic?

- Więc gdzie? - spytałam.

- Jest zaklęte w coś, co nie może być łatwo usunięte - odparła babcia spokojnie popijając herbatę.

- W coś, co można by nazwać sercem domu - dodała ciotka.

- Znajduje się on w każdym domu ze względów praktycznych i dekoracyjnych.

- Nikt, by nawet nie podejrzewał tego czegoś o być związanym z moim darem - dokończyła ciocia.

Aha, więc nie powiedzą wprost, woląc pozostać tajemniczymi, bo na pewno nie z powodu chęci usunięcia tego czegoś. Wspomniały, że nie zostanie ono łatwo usunięte, wobec czego mogłyby być konkretniejsze. W ten sposób... hm, sama wiedza gdzie ukryte jest błogosławieństwo raczej i tak nie będzie zbyt użyteczna, lecz fajnie byłoby wiedzieć. Niemniej przerażające wydawało się uprawianie seksu we własnym domu. Ciekawe czy członkowie rodziny - wiedząc o "przekleństwie" - decydowali się na jakieś ekstremalne kroki? To niezwykle zaczęło mnie interesować.

- Rodzina musi nie cierpieć waszej dwójki - rzuciłam w zamyśleniu stukając palcem w wargi.

- Kochają nas! - zapewniła ciotka.

- Na swój własny sposób - przytaknęła babcia z tajemniczym uśmiechem. - Okazują to głównie strachem, gdy widzą nas razem. Naprawdę zastanawia mnie to dlaczego tak jest...?

- Racja, w końcu dbacie jedynie o płodność rodziny - rzuciłam sarkastycznie.

- Dokładnie! Powinni być nam wdzięczni! - zawołały jednocześnie.

Wolałam powstrzymać się od komentarzy i tylko uśmiechnąć się. Z doświadczenia wiedziałam, że ciężko przemówić do rozsądku niektórym ludziom. Tym bardziej, gdy są zapewnieni o swoich niewinnych, pomocnych działaniach.

- Jak to dobrze być rozumianym przynajmniej przez jedną osobę - ucieszyła się ciocia. - Może chcesz do nas dołączyć?

- Nie! - krzyknęłam pośpiesznie, zaraz potem zachichotałam nerwowo. - Same radzicie sobie doskonale.

- Tak - zgodziła się babcia. - Poza tym wszystkie domy zostały już obdarowane, wobec czego musimy zaczekać aż pojawią się nowe.

Biedne przyszłe pokolenia... Nawet nie będą świadome co jest przyczyną tej niezwykłej dzietności.

*******

- Ilja zadecydowałam - powtórzyłam zniecierpliwiona. - Będę spać w pokoju Noah'a razem z dziećmi.

- Wolałbym...

- To doprawdy irytujące - mruknął Noah.

Pociągnął mnie do tyłu, po czym zatrzasnął drzwi przed nosem mojego ojca i zamknął je na klucz. Następnie odwrócił się w moją stronę starając się ukryć radość oraz zadowolenie z mojej decyzji. Widząc to wolałam nie wspominać, że to babcia przekonała mnie do tego. Powiedziała, że warto zacząć jakoś wspólnie funkcjonować po tak długiej przerwie, inaczej zrobi się niezręcznie. Musiałam się z nią zgodzić mając w pamięci początkową ciszę, która zapanowała, gdy zostaliśmy sami w salonie.

- Będę spać na kanapie - oznajmił wskazując mebel.

Powędrowałam wzrokiem za jego palcem. Musiał zdecydować o tym wcześniej, bo już wszystko było na niej przygotowane. Leżała tam poduszka wraz z rozłożonym kocem.

- O.

- Babcia mówiła, że chciałaby nacieszyć się prawnukami. Poprosiła o to byśmy zostali tu parę dni. Wybacz - zrobił skruszoną minę - zgodziłem się, uznając że to całkiem dobry pomysł.

- Przydałby nam się odpoczynek - zgodziłam się zerkając na podróżne łóżeczka, które znalazł Noah. Dzieci smacznie spały nie przejmując się nowym miejscem. - Wydają się zadowolone.

- Oczywiście. Czują, że są bezpieczne - powiedział Demon podchodząc bliżej mnie. - A ty? Nie czujesz się bezpieczniej?

- Nie - zgasiłam mężczyznę, przyglądając się mu podejrzliwie. - Szczególnie, kiedy tak się do mnie przysuwasz.

- Przecież nic ci nie zrobię! - Noah uniósł ręce do góry. - Słowo. Znaczy jasne, chodzą mi po głowie różne rzeczy, ale wiem, że to nie czas na coś takiego.

- Przynajmniej tyle.

- Niemniej liczę, że to się zmieni. Z czasem - dodał szczerząc się.

Pociągnęłam nosem robiąc krok w bok. Bezpiecznego dystansu nigdy nie było za dużo. Szczególnie, kiedy pewien Demon otwarcie przedstawia swoje zamiary.

- Pilnuj się w najbliższym czasie - ostrzegłam obejmując się ramionami. - Właśnie urodziłam. Poza tym dalej musisz zapunktować u mojego ojca i pamiętać, że nie damy sobie rady, jeśli pojawi się kolejny członek rodziny.

- Nie mówię, że teraz - parsknął Noah przewracając z rozbawieniem oczami. - Nie mówię też, że musimy coś robić w domu opętanym przez urok ciotki. To byłby rzeczywiście problem, gdybyśmy musieli zajmować się kolejnym dzieckiem. Przynajmniej na razie - powtórzył. - Po wdrożeniu się we wszystko, powinno nam się udać.

- Noah! - zawołałam czerwieniąc się.

- Tylko mówię! - zachichotał.

Tak, teraz byłam całkiem bezpieczna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro