Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wdali się w ciebie! Wobec tego to ty idziesz na następne zebranie w przedszkolu.

- Przepraszam bardzo, charakter mają po tobie! - zapieklił się Noah, pozwalając otoczyć się przez pięcioletnią Demoniczną trójkę.

Zgrzytnęłam zębami z zazdrości. Pociągając nosem wzięłam na ręce Nathana. Dwulatka wiernego mi całym sercem, choć wyglądem zdradzał geny Noah'a, choć przynajmniej odziedziczył po mnie mój kolor oczu. W zasadzie uważałam to za niesprawiedliwe, że dziewczynki miały oczy po Demonie, a chłopcy po mnie. Chociaż z drugiej strony wcale mi to nie przeszkadzało.

- Hej, nie powinnaś dźwigać - rzucił Noah przebijając się w moją stronę.

- Przecież to tylko Nathan - powiedziałam całując synka w policzek. Chłopiec zachichotał obejmując ramionami moją szyję, tym samym udaremniając Demonowi zabranie go ode mnie.

- Miałaś zwichniętą kostkę - upierał się mężczyzna łaskocząc chłopca, który zaczął się wyginać byleby nie poddać się palcom ojca. - No dalej, N.! Chodź do tatusia, mamusia musi dalej uważać na swoją nogę.

- Mamo! - Simon wyciągnął ramiona w moją stronę, walcząc z odsuwającym go Noah'em. - Też chcę na ręce.

- Jesteś już duży, mama cię nie udźwignie - Demon odsunął łagodnie chłopca nogą, wreszcie wyrywając mi z ramion Nathana.

- Noah! - zawołałam próbując wziąć z powrotem syna.

Mężczyzna zawarczał na mnie, mrużąc groźnie oczy. Przez to dziewczynki schowały się za mną, chwytając mnie za łydki. Wspólnie słuchałyśmy warczenia Noah'a i Simona, który z całych sił starał się dostać w moją stronę. Oczywiście nie słuchał ojca mówiącego do niego, że chłopcy nie mogą wspinać się na mamusię, która była poszkodowana. Na szczęście nie dodał, skąd to zwichnięcie się wzięło. Inaczej, najpewniej, doprowadziłby pięcioletniego syna do płaczu.

- Nathan, wiem że ramiona mamusi są najbardziej wygodne, ale na razie powstrzymaj się od swojego wyrażania miłości, dobrze? - poprosił Noah, klepiąc burczącego dwulatka po plecach. - Poczekaj aż mama usiądzie, wtedy możesz posiedzieć na jej nogach.

- Mamusiu - Uma pociągnęła mnie za nogawkę, patrząc wielkimi, fiołkowymi oczami na rozgrywającą się przed nią scenę. - Czemu tatuś nie pozwala Simonowi podejść? I co z Nathanem? Zrobił coś złego?

- Nie możemy się do mamusi przytulać? - spytała płaczliwie Ara.

- Noah, patrz co robisz! - syknęłam na męża klękając.

Dziewczynki od razu przylgnęły do mnie, zerkając na swojego ojca. Po chwili - wraz z głośnym warknięciem Noah'a - w moje plecy uderzył jakiś kształt. Drobne ramiona objęły mnie od tyłu. Simon jak zwykle wiedział w jaki sposób przejść przez zaporę jaką tworzył Demon. Z tego właśnie powodu zaczynałam myśleć, że wreszcie Noah znalazł godnego przeciwnika. Dalej mnie to śmieszyło, bo jednak chłopiec miał pięć lat, ale jednak cieszyło mnie, że przynajmniej nad nim nie jest wstanie zapanować.

- Ojoj, wystraszyliście się co? - zapytałam głaszcząc po główkach całą trójkę, raz po raz zerkałam do tyłu w stronę Nathana, który mierzył się z Noah'em spojrzeniami. Uparcie posyłał ojcu rozgniewane spojrzenie, doskonale wiedząc, że płacz nie pomoże mu przeciwko mężczyźnie. - Noah, na litość boską, puść go! Twój fanklub jest ze mną.

- Dlaczego oni wszyscy muszą tak bardzo przypominać ciebie? - zapytał wreszcie odwracając wzrok od syna. - Patrz! Oni są porażająco podobni do ciebie! A już w szczególności chłopcy. To takie niesprawiedliwe... - Postawił Nathana na ziemi, patrząc jak dwulatek idzie triumfalnie, lekko się chwiejąc, w moją stronę. I w ten sposób dzieciaki otoczyły mnie zwartym kołem, wpatrując się ciekawie w Noah'a, czekając na jego działania. - Chcielibyście więcej rodzeństwa?

- Tak! - zawołały dzieci.

- Noah! - krzyknęłam zaciskając usta.

- Co? - spytał niewinnie, zakładając ręce na piersi z zadowoloną miną - Niemniej zostałaś przegłosowana, także trzeba spełnić życzenie dzieci.

Na moich ustach pojawił się wściekły grymas. Zawsze wykorzystywał tę kartę, kiedy dostrzegał, że nie jest wstanie wygrać. Co więcej...

Westchnęłam. Doskonale zdawał sobie sprawę, że mu nie odmówię. Widziałam jak dobrze dogadywał się z dziećmi i jak one go kochały. Starał się jak mógł doskonale wywiązać się w roli męża, ojca, opiekuna Poczekalni i właściciela firmy. Wychodziło mu to więcej niż dobrze, wobec czego chętnie sprawdzał na ile mu pozwolę.

- Chciałabym siostrzyczkę! - zawołała Uma.

- Właśnie! - przytaknęła Ara.

- Nie, braciszek! - zapieklił się Simon.

- Braciszka i siostrzyczkę! - dodał kalecząc język Nathan.

Zapanowała chwila pełnej napięcia ciszy, podczas której dzieci zaczęły się nad czymś zastanawiać. Dobiegł mnie śmiech Noah'a - był doprawdy zadowolony z tego co się właśnie działo.

- Braciszka i siostrzyczkę! - krzyknęły wspólnie dzieci.

- Więc będziemy musieli się bardzo postarać - odparł spokojnie Demon. - Mira, słyszałaś? Chcą braciszka i siostrzyczkę.

- Ugh!

********

Wieczorem siedziałam przed kominkiem razem z Noah'em. Dzieci poszły spać godzinę temu, więc mogłam spokojnie powiedzieć mężowi co odkryłam.

- No, kominka nie usuniemy - zgodził się Demon. - Co za inteligentne czarownice...

- Jak mówiły, to były lata doświadczeń - roześmiałam się wtulając się w mężczyznę. Noah od razu objął mnie ramieniem, całując w czubek głowy. - Ale trzeba przyznać, że całkiem dobrze to wymyśliły. Nikt nie spodziewałby się, że połączą dar z tak trwałym miejscem.

- I pomyśleć, że niektórzy moi krewni specjalnie wymienili wszystko w domu... - zachichotał mężczyzna. - Niepotrzebnie marnowali pieniądze. Och, jeśli pojedziemy do babci, chyba nie powstrzymam się przed śmianiem z nich.

- Racja - wychyliłam się i pocałowałam Noah'a w szyję. Jego czerwone włosy połaskotały mnie w policzek. - To co robimy z tym "braciszkiem i siostrzyczką"?

- Hm, tak się zastanawiam - posłał mi szeroki uśmiech. - Nathana zrobiliśmy w domku łączniczki, gdzie nie działa to przekleństwo. Z kolei Uma, Ara i Simon pojawili się po tym, jak staraliśmy się w domu, dlatego uważam, że jeśli postaralibyśmy się tutaj, na przykład przy kominku, to powinniśmy spełnić oczekiwania dzieciaków.

Zaśmiałam się nie mogąc się powstrzymać po wysłuchaniu słów męża. Niektóre jego wypowiedzi bawiły mnie aż za bardzo.

- Akurat przy kominku?

- Tutaj dar jest najsilniejszy - rzucił spokojnie. - Poza tym dzięki temu będziemy wiedzieć - na przyszłość - czy ten sposób może dać nam podwójną liczbę dzieci.

- Haha! Um...

Mój śmiech znikł, gdy tylko Noah mnie pocałował. Zdecydowanie byłam szczęśliwa, pomimo wszystkiego co się stało i niepokojów mojego ojca. Na szczęście Ilja wreszcie zaakceptował Noah'a widząc jak dobrze traktuje mnie, dzieci oraz moje nowe rodzeństwo - dwóch braci. Wreszcie wszystko układało się dokładnie tak jak powinno.

KONIEC!

Moi Kochani, tym oto sposobem zakończymy naszą przygodę z "Demoniczną Poczekalnią". Mam nadzieję, że podobała Wam się i historia, i bohaterowie. Dla mnie była to naprawdę fajna przygoda.

W każdym razie widziałam, że przeważyły głosy na "Łuskowy miecz", także właśnie nią rozpoczniemy już w następnym tygodniu! Oby przypadła Wam do gustu! A teraz mam dla Was bonus (oby Wam się spodobał):

"Cicho przeszłam koło namiotu, ostrożnie zza niego wyglądając. Hugo nie powinien znaleźć mnie tak szybko, ale z jego umiłowaniem do gnębienia mnie w każdej możliwej chwili - wszystko było możliwe. Szczególnie, gdy zatrzymaliśmy się w jednym miejscu. 

- Gdzie idziesz? - szepnął jakiś głos zza mnie.

- Cii! - syknęłam rozglądając się. Wokoło znajdowali się jedynie wartownicy.

- Przed kim się tak ukrywasz?

- Przed... - zamarłam, sztywniejąc. Powoli, całkiem powoli obejrzałam się za siebie, chichocząc nerwowo. Hugo od razu uśmiechnął się do mnie szeroko, jakby właśnie wymyślił interesującą zabawę. - Spacerowałam.

- Och, spacerowałaś - rzucił dalej szczerząc zęby.

- Nie chciałam żeby ktoś mnie widział. Stają się wtedy tacy nerwowi.

- No tak, oczywiście - zgodził się, przytakując. - To może razem się przespacerujemy?

- Och, nie - pokręciłam głową, cofając się o krok. - Musisz być zajęty.

- O tej późnej porze? Nie, teraz mam dużo czasu! - zapewnił łącząc dłonie za głową. - To gdzie idziemy?

- Spać! - wypaliłam pośpiesznie.

- Spać? Interesujące - pochylił się do mnie z błyskiem w oczach. - Gdzie? U mnie czy u ciebie?

Serce podeszło mi do gardła, gdy zrozumiałam swój błąd. Ten diabeł doskonale wiedział, jak na mnie działał i perfidnie to wykorzystywał! Tak dalej nie mogło być! Jasne, nie mogłam uciec od niego, bo jednak był moją jedyną szansą na dotarcie gdziekolwiek, ale to co robił przyprawiało mnie o zawał serca. To był pierwszy człowiek, którego ruchów nie mogłam przewidzieć. Zaczynałam się nawet go bać!

- O czym ty mówisz? - zaśmiałam się robiąc dodatkowy krok w tył. - Ja - wskazałam siebie - pójdę do swojego namiotu, a ty - wskazałam Hugo - pójdziesz do siebie.

- Naprawdę?

- A nie?

- A co ze spacerem? Mamy taaaki ładny księżyc - powiedział wskazując głową niebo. - Może to jakoś wykorzystamy?

Dlaczego?! Co mam zrobić?!

RATUNKU!

Do diabła, to przecież ja jestem smokiem, a boję się jakiegoś człowieka!"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro