~*~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kalluto stał przed lustrem wyprostowany, pomiędzy postaciami innych tancerzy. Znajdował się na samym środku półkola, które rozciągało się na całą długość sali tanecznej.

Przypatrywał się swojej twarzy. Mimo, że się uśmiechał, nie wyglądał tak jak tancerze wokół niego. Może wyglądał nieco dziecięco, a może to wina oczu, które nie błyszczał tak jak wszystkie inne. Próbował więc przywrócić im poprzedni blask, lecz bezskutecznie. Zrezygnowany lekko się zgarbił.

***

- Kalluto, chodź na chwilę. - zawołała za chłopakiem Biscuit, nim ten zdążył wejść do szatni - Nie bój się. Chcę porozmawiać z tobą nie jak nauczycielka z uczniem, a jak przyjaciółka z przyjacielem.

Kalluto posłusznie zawrócił. Nie zwracał uwagi na drugą część wypowiedzi swojej nauczycielki tańca. Wykonał tylko rozkaz, tak jak został wychowany. Nie mógł odmówić rozkazowi osoby starszej od siebie, jeśli jego rodzice darzyli ją zaufaniem.

- Słuchaj mnie uważnie. Wypaliłeś się. - zaczęła Biscuit, lecz Kalluto jej przerwał bezpretensjonalnie, dopiero po chwili orientując się, że było to niegrzeczne

- Nie wyciągam fizycznie. Muszę popracować nad kondycją.

- Nie o to mi chodzi. - Biscuit pokręciła głową, wlepiając poważny wzrok w Kalluto - Wypaliłeś się. Wcześniej jak słyszałeś muzykę to oczy ci się świeciły i tańczyłeś z uśmiechem na ustach, a teraz co? Nie czerpiesz już radości z tańca? Rozumiem, że nie nadążasz fizycznie, ale co z twoim duchem? Czy on też się wyczerpał?

Kalluto wiedział, że pytania zadane przez nauczycielkę były retoryczne, lecz naprawdę w tym momencie zaczął się zastanawiać nad odpowiedziami do nich. Mimo, że twarz pozostała naturalnie piękna to mózg pracował na wysokich obrotach, zastanawiając się czy słowa Biscuit są prawdą.

- Zawsze naśladowałeś swoje rodzeństwo. Chciałeś im dorównać i wydaje mi się, że nawet teraz, gdy dorastają i zapomnieli o uśmiechu, nadal to robisz. Spójrz na Illumiego. On jest najstarszy z waszej czwórki i starasz się być jak on, mimo, że nigdy nie pokazał uśmiechu. Może jedynie okazjonalnie na występach. Tylko, że on prawie nigdy się nie myli i zachwyca publiczność nie wyrazem twarzy, a krokami. Nikt jednak nie może być idealny, więc przez ten weekend poproś mamę, niech zostawi ciebie w spokoju, żebyś odpoczął, dobrze? Ma powrócić uśmiech, rozumiemy się? - humorystycznym akcentem zakończyła Biscuit

Kalluto pokiwał głową automatycznie, fałszując uśmiech. Nie było szans, by w domu spokojnie się zrelaksował. Jego rodzina miała wiele zasad, ale tą najważniejszą była praca.

- Bez pracy nie ma kołaczy. - powtarzała matka, zaraz po tym, gdy padał rozkaz z jej ust

I Kalluto mimo wszystko, wierzył w to. Powtarzał sobie w głowie, że chciałby odpocząć, ale wychowanie nie pozwalało mu na to i z przyzwyczajenia zaczynał coś robić, by nie siedzieć bezczynnie.

***

Biscuit wyłączyła głośnik, powodując, że oczy tancerzy zwróciły się w jej stronę z przestrachem. Zawsze, gdy wyłączała muzykę podczas tańczenia, była bardzo zdenerwowana, tak, że na jej zawsze spokojnej i uśmiechniętej twarzy pojawiał się grymas niezadowolenia.

- Siadajcie. - rzuciła poddenerwowana - Siadajcie. - powtórzyła, kiedy nikt nie posłuchał

Wszyscy gwałtownie usiedli tam gdzie stali, wymieniając się zdezorientowanymi spojrzeniami. Kalluto jedynie usiadł za pierwszym razem i teraz z ziemi patrzył na Biscuit z zainteresowaniem, wlepiając swoje fioletowe oczy w jej zdenerwowaną twarz.

Wiedział, że nie czeka go nic złego. Ona go nie pobije za karę jak jego rodzice, co najwyżej mogła nakrzyczeć, a on udać, że go to nie rusza, tak jak wszystkich innych. Co prawda brał te słowa do serca, wbrew swoim rodzicom, dziadkom i braciom, a potem płakał o późnych porach, gdy wszystko się nagromadziło, próbują nie obudzić siostry, z którą dzielił pokój.

W sumie, Kalluto sam nie wiedział dlaczego, lecz ostatnio poczuł się bardzo komfortowo na tańcach i tam też mu się zdarzało płakać. Nienawidził tego, że ktoś widzi jego słabość, więc potem płakał z wyrzutów sumienia, że poświęcał komuś swoje łzy. Przez takie zachowanie i kilka innych incydentów Kalluto dostał łatkę wrażliwego, jak na złość jego rodzicom, którzy chcieli go wychować na idealnego chłopca, nie przejmującego się niepotrzebnymi ludzkimi uczuciami.

- Co to za naleśniki na twarzy!? Nie, nawet nie naleśniki, a krowie placki! Na twarzach nie ma nic, kompletnie nic napisane, jak mam pozwolić wam tak tańczyć!? - Biscuit westchnęła zezłoszczona, zaplatając ręce na piersiach - Co wy sobie myślicie? Za 11 dni, czyli 8 zajęć mam dokończyć 2 tańce, dopracować z wami kroki i jeszcze pracować nad twarzą!? Powinniście to umieć, a nie… - pokręciła głową, po czym po krótkiej chwili odezwała się prosto do jednego ze swoich uczniów - Albi, zawsze przyciągałaś oczy kamer swoim cudownym uśmiechem. Wiesz, że masz ładne, dziewczęce dołeczki? Co się stało? Twoi bracia ci to zrobili?

Albi, starając się nie parsknąć śmiechem, popatrzyła na Biscuit poważnym wzrokiem i na pokaz wszystkim innym odpowiedziała:

- Mam 3 młodszych braci…

Kalluto spojrzał na nią zdezorientowany, znów różniąc się od wszystkich innych, którzy ledwo powstrzymywali śmiech. W jego oczach czaiło się coś na rodzaj strachu, lecz trudno było to nawet jemu odczytać.

- No tak, ale nadal jesteś tylko jedna, a oni trzej. - kontynuowała Biscuit, nawet nie tracąc rytmu - Zdominowali cię, robiąc z pięknej dziewczyny chłopczycę. Nie mówię, że nie jesteś piękna, ale nic nie masz na twarzy napisane. Nikt z was, nawet Kalluto!

Chłopak zagryzł policzek od środka, nieumiejętnie starając się udawać, że nie widzi tych wszystkich spojrzeń wbitych w niego. Oplótł rękoma kolana, żałując, że ma związane włosy i nie może się schować za ich zasłoną.

- On długo się opierał waszym smutnym twarzom i uśmiechał się za wszystkich, a teraz co? Zadusiliście jedyny wesoły promyk w naszym zespole.

- To nie ich wina, po prostu ja nie zasługuję w życiu na uśmiech. - chciał powiedzieć Kalluto, ale nawet nie otworzył ust pod presją wrogich spojrzeń wbitych w niego. Nienawidził być pupilkiem, a jednak zawsze zostawał nim bez własnej zgody, jednocześnie stając się dobrym celem do prześladowania dla rówieśników. Chciał się wytłumaczyć, lecz się bał. Nie jego winą było inne wychowanie przez rodziców. Oni kazali mu się starać, robić wszystko jak najlepiej. Chcieli mieć idealne dzieci, a on chciał być najnormalniejszym człowiekiem na Ziemi.

- Macie coś na swoje wytłumaczenie? - zapytała Biscuit, ale odpowiedziała jej cisza

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro