3. W poszukiwaniu zrozumienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudził mnie rwący ból w krzyżu, zdrętwiałe kończyny oraz nieprzyjemny dźwięk docierający z łazienki. Umysł potrzebował dłuższego momentu na zgranie się z jeszcze nie do końca rozbudzonym ciałem. Nadal na wpół śpiący próbowałem dociec, czemu zamiast spać we własnym łóżku, spędziłem noc na podłodzie, z głową opartą na rękach spoczywających na materacu? No i jeszcze ten hałas z łazienki? Robiłem jakąś imprezę? Ktoś się spił i teraz wymiotował? Musieliśmy nieźle zabalować, znalazł się nawet jakiś słaby zawodnik. Rzuciłem okiem na elektroniczny zegar wyświetlający godzinę, datę i dzień tygodnia. Piąta dwadzieścia siedem, szesnasty czerwca, poniedziałek. Jak po baletach iść do pracy? Na głowę upadłem zbierając znajomych w niedziele, wiedząc o konieczności pójścia do roboty. Ciekawe czy zaprosiłem też Yuuriego?

Yuuri! Umysł momentalnie połączył się z ciałem, przypominając sobie wczorajszy dzień, ze szczególnym naciskiem na jego zakończenie nagłym pogorszeniem się zdrowia Yuuriego. Zerwałem się z podłogi, pokonując metry dzielące mnie od łazienki, duszę miałem dosłownie na ramieniu.

Japończyk klęczał nad muszą, twarz pokrywały kropelki potu, kosmyki włosów lepiły się do skóry, był jeszcze bledszy niż zazwyczaj. Przeraziło mnie jak w jednej chwili radosny chłopak zmienił się w cień samego siebie, a ja stanowiłem postronnego obserwatora nie mając absolutnie żadnego wpływu na jego zdrowie. Czułem się bezradny, rozbity jak lustro na kawałki, nie wiedząc, co mam robić, jak mu pomóc? Stałem w drzwiach łazienki z bolącym sercem, totalną pustką w głowie, mogąc tylko przyglądać się tej kruchej postaci walczącej z własnym organizmem. W tej chwili stanowiłem jedyne wsparcie dla niego, musiałem wziąć się w garść, jeśli nie dam rady, chociaż stwarzać pozory – nie wolno mi się załamać.

Mobilizując swoje siły przekroczyłem próg pomieszczenia kucając obok niego. Bałem się go dotknąć, by czasami nie rozpadł się na milion odłamków. Trwaliśmy przez bliżej nieokreślony czas w ciszy na podłodze łazienki, aż w końcu Yuuri odsunął się od toalety.

- Wracaj do łóżka – chciałem, aby zabrzmiało to jak sugestia, propozycja, chociaż wyszło bardziej jak rozkaz. – Jak się czujesz? – Pomogłem chłopakowi podnieść się ziemi, byłem w pogotowiu, gdy oparł się rękoma o brzegi umywalki. Odkręciłem kurek z zimną wodą, nie chciałem za bardzo ingerować w jego przestrzeń osobistą. Jasno nie potrafiłem określić, do jakiego stopnia mogłem mu pomagać nie prowokując tym samym niezręcznych oraz dwuznacznych sytuacji.

- Musiałem się czymś zatruć – powoli nabrał wody w dłonie ułożone w łódkę, przemył parę razy twarz, przepłukał usta. Bez słowa podałem mu ręcznik, aby zanadto się nie przemęczał, tyle jeszcze mogłem zrobić.

- Powinieneś jednak jeszcze odpocząć – ponowiłem namowę cofając się parę kroków w tył. – Porządnie nie wypocząłeś, może zrób sobie wolne? – Wypowiadając te słowa miałem na uwadze także siebie, skupienie się na pracy łatwiej osiągnę wiedząc, co robi, gdzie się znajduje. Inaczej moja koncentracja legnie w gruzach, będę nie spokojny, znów zawalę jakiś projekt.

- Mamy okrojoną obsadę – oznajmił wciąż słabym, chociaż nieco pewniejszym głosem. Może faktycznie zaszkodziło mu jakieś jedzenie? Na człowieka wszędzie czekały różne niebezpieczeństwa, więc trochę racji miał. – I tak poświęciłeś mi niepotrzebnie tyle czasu.

Niepotrzebnie? Jego słowa zabolały mnie bardziej niż cokolwiek wcześniej w życiu, aczkolwiek nie miałem prawa go winić. Moja miłość do niego pozostawała jedynie do mojej wiadomości, zakopana głęboko, zamknięta na klucz.

- Żaden problem – wysiliłem się na neutralny ton, wyraz twarzy, a serce krwawiło z bólu. – To w rewanżu za nocleg – dorzuciłem na koniec kłamiąc. Przerażające było jak cały mój świat skurczył się do jednej osoby, będącej teraz centrum wszystkiego, co dla mnie najważniejsze, najcenniejsze.

- To jesteśmy na czysto – głos miał stłumiony przez materiał ręcznika.

- Zrobię tobie herbatę, sobie kawę – miałem wielką ochotę przytulić go i już nie wypuszczać z ramion bojąc się, że gdy to zrobię Yuuri rozpadnie się na kawałki.

- Dobry pomysł – przyznał. Wyglądał już ciut lepiej, jakby faktycznie pozbył się z żołądka tego, co mu tam zalegało. – Wezmę prysznic, czuję się taki nieświeży.

- To czekam w kuchni – wycofałem się powoli, w duszy mając ochotę wybiec jak najszybciej.

Po raz kolejny odtarło do mnie bezcelowość ciągnięcia tej znajomości, tym razem również doświadczyłem, z czym się to wiązało. Yuuri nienaumyślnie zwracał się mnie jak do kolegi, znajomego, podczas gdy ja chciałem czegoś więcej. Już nie chodziło tylko o samą jego obecność, rozmowę z nim czy spędzanie wolnego czasu. Chciałem móc bez skrępowania przytulić go czy skraść pocałunek, chodzić za rękę, nie musieć się kryć ze swoimi uczuciami. Tymczasem fundowałem sobie ból oraz rozgoryczenie, wystarczyłoby przestać się łudzić, że kiedykolwiek cokolwiek sprawi, że moje uczucia zostaną odwzajemnione.

Próbując się ogarnąć zająłem się przyrządzaniem kawy, herbaty, czegoś do jedzenia, przy akompaniamencie szumu czajnika. Przeglądałem zawartość lodówki, a moje myśli uciekały do osoby znajdującej się w łazience. Po mimo zapewnień Yuuriego, nadal nie wyzbyłem się całkowitych wątpliwości względem jego zdrowia. Miałem nieprzyjemność widzieć, jak ludzie z mojego toczenia wyniszczają się w pogoni za sukcesem, zaniedbując dom, rodzinę, własne zdrowie. Nie wydawało mi się, aby brunet zaliczał się do tej kategorii, zatem problem leżał gdzieś indziej.

Wczesny poranek upłynął na rozmowie o niczym, wspominając czasami wczorajszą wycieczkę, pijąc i jedząc. Odnosiłem wrażenie, że Yuuri czuje się nieco niekomfortowo w mojej obecności, najprawdopodobniej, dlatego, że widziałem go w kiepskiej formie. Ta myśl dobiła mnie jeszcze bardziej, jeśli teraz z tego powodu będzie mnie unikać? Nie zrobiłem tego celowo, jedynie z troski o niego, nie powiedziałem tego, skoro unikał tematu.

Ostatecznie rozstaliśmy się jakoś koło wpół do siódmej, każdy poszedł w swoją stronę. Miasto już tętniło życiem, wypełnione taksówkami, samochodami, rowerzystami, pieszymi. Odprowadziłem Yuuriego wzrokiem, póki nie został pochłonięty przez swoich rodaków. Czemu nie chcesz mi pozwolić się do ciebie zbliżyć? Głupie pytanie, głupia odpowiedź – najprawdopodobniej nigdy nie brał pod uwagę możliwości stworzenia związku z mężczyzną. Zatem powinienem zająć się pracą, znaleźć sobie inne towarzystwo, zacząć chodzić do jakoś klubów z kolegami oraz definitywnie porzucić „Yu-topię". Takie myśli towarzyszyły mi w drodze od stacji metra, w metrze, aż do widoku budynki firmy.

Chociaż zegar wskazywał dziesięć po siódmej rano, już na wejściu poinformowano mnie o konieczności zawitania do szefa. Cudowna propozycja, nie do odrzucenia.

- Mamy zielone światło dla twojego projektu perfum - entuzjazmował się szef wręczając mi dokumentację, ledwo przekroczyłem prób jego gabinetu. - W ciągu najbliższych dwóch tygodni chcą mieć dokładny kosztorys, więc na razie nie będę angażował cię w inne projekty. Ten jest priorytetem, liczę, że w tydzień się wyrobisz, maksymalnie do przyszłej środy chce go mieć na biurku. Musi być sprawdzony zanim go odeślemy - zakończył. - Liczę na ciebie.

- Zabieram się do pracy - zapewniłem z poważnym wyrazem twarzy.

Odwróciwszy się plecami do szefa skierowałem swoje kroki w kierunku drzwi jego gabinetu, by po chwili znaleźć się na korytarzu. Opuściwszy pokój żwawo ruszyłem do swojego biurka zlokalizowanego w drugim rzędzie boksów, pierwszy po prawej idąc od windy, mieszczącego się w dużym otwartym pomieszczeniu. Chociaż kładziono niebagatelny nacisk na prace indywidulaną nie stworzono ku temu, przynajmniej według mnie, warunków. Kilkunastu pracowników bezustannie rozmawiało przez telefony, między sobą, doprowadzając pozostałych do szału. Mniej ambitni odbębniali swoją pracę, żegnali się, wychodzili. Reszta, w tym ja, siedzieli do późna, często zabierając projekty do domu, mogli też pracować u siebie, o ile oddawali prace w terminie.

Opadłem na krzesło powstrzymując się do głośnego westchnięcia, nie planowałem nikogo zainteresować swoimi problemami. Rewelacyjnie, że mój pomysł się spodobał, miło widzieć efekty poświęconego czasu. Jednakże moje myśli nadal krążyły tylko wokół Yuuriego oraz faktu zbliżającej się ograniczonej częstotliwości odwiedzania „Yu-topii". Nie potrafiłem się zmusić, by tam nie chodzić, mimo przekonania się jak bardzo przyjdzie mi cierpieć.

Przygotowanie dokładnego kosztorysu wymagało czasu, skupienia, skrupulatności oraz dokładności, a przede wszystkim realności przedstawianych kosztów. Od dziś do przyszłego poniedziałku będę jedynie kursował pomiędzy pracą a mieszkaniem, żywiąc się gotowymi daniami, hektolitrami kawy ze smartfonem przyklejonym do ucha, powebankiem oraz laptopem.

Położyłem na biurku teczkę wypchaną dokumentacją, otworzyłem ją, próbowałem ponownie zapoznać z treścią. Nie mogłem sobie pozwolić na spieprzenie tego projektu, nie po tym jak dałem ciała przy ostatnim. Zapracowanie na reputację nie przychodzi z dnia na dzień, wymaga czasu, poświecenia oraz podejmowania trudnych wyborów. Niestety moje skupienie pozostawiało wiele do życzenia ciągle uciekając do Yuuriego, jak się czuje, czy nic mu nie dolega. Chciałbym wierzyć, mieć pewność, że moje przypuszczenia są nie podstawne, fałszywe.

Obawiałem się, że próba poważniejszej rozmowy może definitywnie zaprzepaścić moje szanse na jakąkolwiek relacje z nim. Zwłaszcza po porannym zachowaniu w stosunku do mojej osoby, zatem powinienem podejść go od innej strony. Może Yuuko by mi pomogła? Mieszanie innych ludzi w cudze sprawy nie wyglądałoby najlepiej, chociaż ona zna go dłużej i może zaufa jej na tyle, by zdradzić, z czym się boryka?

Mój smartwatch poinformował mnie o nadejściu maila, więc wyciągnąłem smartfon, by sprawdzić, kto się za mną stęsknił. Wiadomość od Yuuko mnie zaskoczyła, moje zdziwienie rosło wraz z każdą kolejną literą. Spiesząc się do opuszczenia mojego mieszkania, Yuuri zapomniał swojego telefonu, chciałby go odzyskać, jakie są opcje. Z miejsca zaoferowałem się, że go dostarczę w porze lunchu, wpadając do „Yu-topii".  Perspektywa zobaczenia Yuuriego zmotywowała mnie do pracy. Przejrzałem od deski do deski ten dziadowski projekt, zarys kosztorysu oraz porównanie cen. Robiłem notatki zapominając jak ile satysfakcji można czerpać z pracy w reklamie.

Po dziesiątej oznajmiłem Emilowi, że wychodzę w celach służbowych, odwiedzić parę miejsc wspomnianych w projekcie, wrócę później. Klucze, smartfon, torba oraz teczka z dokumentacją towarzyszyli mi w drodze do domu, potem do restauracji.  Przez ten czas miasto nie zmieniło się ani trochę, nawał ludzi, samochodów, pośpiech – kiedyś też tak żyłem, w pogoni za karierą, ambicjami, wspięciem się na szczyt. Diametralnie różniłem się do Yuuriego, a jednak to właśnie jego wybrało moje serce, świadome możliwości posiadania każdej osoby za wyjątkiem tej jedyne. Powtórka tęczy oraz jednorożców została pominięta, przez rosnące obawy o dalsze relacje z brunetem. A przecież widziałem go po wizycie u dentysty, gdzie też nie wyglądał lepiej.

- Yuuri właśnie zaczął przerwę – szeptem wyjawiła mi Yuuko po przywitaniu się z nią. – Ostatnie drzwi po prawej na końcu korytarza – dokończyła konspiracyjne.

Gdybym nie był tak beznadziejnie zakochany w Yuurim na poważnie rozważyłbym perspektywę umówienia się z Yuuko. Nowy związek może pozwoliłby mi wyrwać się z tego uczucia trawiącego mnie po części jak trucizna, ale nie z menadżerką „Yu-topii". Za bardzo ją lubiłem, ceniłem jako osobę, by zrobić jej takie świństwo. Z drugiej strony może to nie takie złe rozwiązanie, łatwiej zapomnieć mając obok siebie kogoś absorbującego twoją uwagę. Zagłębiłem się we wnętrze restauracji, dostępne jedynie dla personelu, bez problemu trafiłem do miejsca wspomnianego przez Yuuko.

- Cześć – oparłem się ramieniem o framugę drzwi. Musiałem stworzyć pozory całkowicie wyluzowanego, prawie jakby mi nie zależało na tych kilku wspólnych minutach. – Wpadłem dostarczyć telefon, zgodnie z zamówieniem – wyciągnąłem z torby urządzanie podając je właścicielowi.

- Cześć – Yuuri kończył swój posiłek, zapewne zrobiony przez Nishigoriego, kucharza „Yu-topii". – Dzięki i wybacz za fatygę.

- To nic wielkiego, tak miałem zjeść lunch, więc specjalnie nie nadkładałem drogi. – Nie widziałem go ledwo parę godzin, a te kilka chwil uświadomiło mi ogrom mojej tęsknoty. Sądziłem, że zwykła znajomość wystarczy mi na dłużej nim będę chciał czegoś więcej. Okłamywałem samego siebie, walcząc z pragnieniem przytulenia go, złączenia naszych warg w długi, namiętny pocałunek. – Będę się już zbierał – chciałem, aby mnie zatrzymał, jednak nie miałem, na co liczyć. – Nie zdążyłem jeszcze podziękować za oprowadzanie mnie po mieście.

- Nie, za co – zapewnił wstając od stołu. Zrobił parę kroków po prostej jak drut podłodze, gdy niespodziewanie zachwiał się, w ostatniej chwili złapał się blatu mebla. Talerz z brzękiem upał na płytki tłocząc się na drobne kawałki. Rozbite naczynie przypomniało mi moje obawy z dzisiejszego poranka obrazując kruchość ludzkiego życia, jego ulotność. Zaskoczony własną słabością ponownie nie nawiązywał ze mną kontaktu wzrokowego, możliwe, że doszedł do prostej oczywistości – może udawać, że wszystko w porządku, ale nie ze mną te numery. – Za szybko wstałem, zakręciło mi się w głowie.

- Ja to zrobię - odwiesiłem torbę na oparcie krzesła, aby zacząć szukać zmiotki, Yuuri powoli wracał na miejsce, lecz do niego nie dotarł. Gwałtownie się odwrócił, blady na twarzy dopadając zlewu, zwracając zawartość drugiego śniadania, a ja ponownie stałem bez ruchu nienawidząc samego siebie za bezsilność wobec cierpienia ukochanej osoby, żałując, że nie mogę być na jej miejscu.

------------

Ponad 2000 słów, byłoby więcej, ale nie wiem czy chce Wam się czytać aż tak długie części? Wszelkie sugestie, wyłapanie błędów mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro